Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 12:01   #132
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację

24 Vorgeheima 2522
Przystań
Wissenburg


Gdy Ostatni, cokolwiek wczorajsi, dotarli na nabrzeże, załadunek wojsk właśnie miał się rozpoczynać. Imperium jakimś cudem znalazło cztery kompanie, czyli cały batalion ochotników. Sześciuset ludzi (i nieludzi), w większości jeszcze bardziej zielonych niż ci, których Gruber miał do tej pory.

W tak zwanym międzyczasie zdążyło się okazać, że Detlef został pełnym kapralem, dla Gustawa znalazła się kolczuga, Leo z jakiegoś powodu łazi w sukience, a w sakiewkach zostało więcej złota niż się spodziewali. Być może były jakieś zniżki dla bohaterów wojennych albo coś takiego, bo w plecakach znaleźli butelki wódki lub wina, o których nie pamiętali, by je tam wkładali.
A Gustaw nawet adres jakiejś damy, i to nienależący do panny "negocjowalnego afektu".

Ale był to dopiero początek niespodzianek.

Porucznik Gruber przywołał gestem Gustawa. Obok niego stał szef woźniców i kilku ludzi z Gildii.
- Ci Panowie chcą złożyć skargę - wskazał Gruber na znajomego woźnicę oraz sprowadzonego przez niego wsparcia - Grubego kupca z grubym, szczerozłotym łańcuchem na piersi i jednego z miejskich ławników.
- Słucham - poprosił ich o zabranie głosu.
- Pański podwładny przejął ochronę dostawy ważnej dostawy dla wojska. Nie podał nazwiska, przygarnął pod swoje skrzydła zbójów niesławnego Sala, a na koniec zastawił zasadzkę na elitarny oddział wroga jako przynęty używając wozów z zaopatrzeniem o niczym nie informując wozaków ani ich ochrony! Dwudziestu ich było, mieli pistolety, granaty… On może ich rozbił, ale my straciliśmy wóz. I jeden z woźniców zginął. - powiedział kupiec. - Co zamierza Pan, Panie Poruczniku z tym zrobić?
Gruber patrzył na niego, później przeniósł wzrok na Gustawa.
- No właśnie, co powinienem zrobić? Młodszy sierżancie, jak sądzicie?

Gustaw ze zdziwieniem patrzył to na kupca i wozaków to na Porucznika.
- Wydaje mi się Panie Poruczniku, że gdyby nie ta akcja to by tych jegomości już nie było a i następne dostawy, które były i będą zostałyby rozniesione ku stracie gildii.- Mówił spokojnie patrząc na przełożonego.
- Wozacy dobrze wiedzieli, że coś się dzieje bo nie robili problemów i wspomagali nas rzeczami dla armii. Wszyscy otrzymaliśmy na to zadanie kusze wraz z amunicją.- Dodał i zamilkł przypominając sobie, że za ten długi język może jeszcze oberwać.
Gruber na szczęście dla Gustawa niezbyt słuchał co ten odpowiadał na jego retoryczne pytanie. A może i słuchał, ale nie chciał przy cywilach zwracać uwagi na to, że młodszy stopniem gada od rzeczy i bezczelnie kłamie. Nawet najtępszy trep nie dałby się nabrać, że wozacy dobrowolnie zgodziliby się zostać przynętą

- Zapamiętajcie żołnierzu - tak wygląda zwięzły meldunek. - miał nadzieję, że Gustaw przyswoi sobie lekcję zwięzłości udzieloną przez przedstawiciela gildii - Zdejmuję was ze stanowiska młodszego sierżanta… - na twarzach przedstawicieli gildii zaczęły pojawiać się uśmiechy, ale Gruber jeszcze nie skończył - ... i awansuję was na pełnego sierżanta. Gratulacje.
W woźnicę i jego kolegów jakby piorun strzelił. A Gruber kontynuował
- To jest wojna. Żołnierze nie mają obowiązku przedstawiać się cywilom, ani konsultować z nimi swoich decyzji. Zwłaszcza, gdy można podejrzewać, że w ich szeregach mogą być kolaboranci. Słyszę od panów, że mój podwładny, nie mając wsparcia sam je sobie zorganizował, wykazał się zdolnością do zachowania planów w tajemnicy, błyskotliwością taktyczną i sprawnym dowodzeniem, dzięki któremu rozbił lepiej wyposażony oddział o podobnej liczebności jak jego własny i to niemal bez strat. Dziękuję za informacje, Panowie. Gdyby nie Wy, nadal byłby młodszym sierżantem. Bo on sam, wyobraźcie sobie, chwalił wyłącznie swoich podwładnych.

Gdy odeszli, Gruber dodał:
- A Von Flicken przysłał, wyobraźcie sobie żołnierzu, posłańca. Z koniem dla kuriera i pochwałą dla kaprala. I informacją, że elf się utopił.
Świeżo mianowany podoficer rozpromienił się na pierwszą część wypowiedzi Grubera, ale druga już zniwelował jego uśmiech.
- Nie chcę podważać kompetencji i słów Her von Flickena, ale Allandor był morskim elfem i pływać to on potrafi. Podejrzewam, że Herr von Flicken nie przyzna się do porażki.- Skomentował słowa Grubera i znowu się skrzywił przypominając sobie o swoim długim języku.
- Rozumiem, że dobrze znacie von Flickena i macie jakieś dowody żołnierzu na poparcie swoich tez? Może warto byłoby byście napisali list do waszych przyjaciół na dworze z sugestiami co do obsady stanowisk, bo bez was widzę niekompetentnych kłamców na stanowiska wysadzają. Mam w dupie wasze urodzenie von Grunnenberg, i powody dla których jesteście w armii. Przed cywilami Was broniłem, bo jesteście moim żołnierzem, a to jest wojna. Ale nie pokazujcie mi się na oczy dopóki paru spraw sobie nie przemyślicie, Wasza Miłość. - i ciszej dodał - Nie zdegraduję Cię, bo to fatalnie wpłynie na morale. I najwyraźniej was czegoś nauczyli o taktyce, chwalmy Sigmara za tę drobną łaskę, nie jesteście więc zupełnie bezużyteczni. Ale niesubordynacji u moich ludzi tolerował nie będę.
Gustaw słuchał wypowiedzi porucznika i zaczynał z początku zielenieć, ale po chwili czerwień zaczynała oblewać jego lico. Przyjmował informacje od Grubera traktując je jak wyrzuty, twardo stojąc na nogach.
- Nie mam Panie Poruczniku.- Odpowiedział na pytanie oficera.
Na pozostałe słowa już nie miał żadnej odpowiedzi. No niby miał, ale same szkody by przyniosły.
- Tak jest Panie Poruczniku. Rozumiem co do mnie Pan mówi.- Strzelił obcasami i odszedł dwa kroki w tył i obrócił się na pięcie. Gustaw uważał Grubera za dobrego przywódcę, ale nie potrafiącego korzystać z nadarzających się okazji. Jego strata lub jego zysk jeśli po wojnie chce wrócić do stopnia sierżanta o ile wcześniej nie rozniosą go pułki wroga bo trzymać się będzie ustalonego porządku i znanej przez wroga taktyki.

Gustaw Erwin von Grunnenberg, sierżant Ostatnich, wbrew swoim słowom niewiele zrozumiał i jego myśli świadczyły o arogancji i braku zdolności korzystania z informacji. A już pominięcie stopnia służbowego w rozmowie z przełożonym i odezwanie się do niego per "pan"... Porucznik Gruber udał, że tego nie zauważył, inaczej Gustaw pobiłby rekord czasu między promocją a degradacją.


Nie była to jedyna tajemnica, jaka wyszła tego dnia na jaw. Okazało się, że Leo nie założył sukienki z powodu uchlania, przegranego zakładu czy długofalowych skutków doznania licznych urazów głowy w ostatnim czasie. On, podobnie jak Kopernik, była kobietą! A sukienka okazała się szatami akolity Myrmydii.

Kiedy już obie sprawy wyszły na jaw i zostały obśmiane przez resztę Ostatnich, kandydując do miana najgorzej ukrywanej tajemnicy w armii, udało się wszystkim załadować na barki. Większe i mniejsze, z masztami i bez, takie, którymi aż chciało by się płynąć, i takie którymi jakby mniej... No i było jeszcze oczywiście ich barka.



***


24 Vorgeheima 2522
Barka na rzece Reik


Barki, zwykle używane do transportu towarów okazały się zaskakująco dobrym, nawet jeśli nieszczególnie wygodnym, środkiem transportu. Ktoś najwidoczniej pomyślał, że z bandy zielonych rekrutów, do tego zmęczonych dwutygodniowym marszem to pożytku żadnego nie będzie. A tak, trasę można zrobić w cztery dni. Można by zadać pytanie, czemu nie mogli wypłynąć już z Nuln i czemu do transportu zaopatrzenia nie używano do tej pory znacznie bezpieczniejszego transportu rzecznego zamiast drogowego, ale nie był to pierwszy przejaw bałaganu po Imperialnej stronie w tej wojnie. Kazało to zadać pytanie: czy to czyjaś zła wola czy zwykła niekompetencja? W końcu, jak mawiał ponoć znany bard i poeta, Chaber: "Wojna przypomina ogarnięty pożarem burdel".

Innym zagadnieniem, jakie zaprzątało głowy wojaków był problem kierunku, w którym płynęła rzeka. Do Nuln. W przeciwną stronę niż podobno mieli się dostać. Widzieli pojedyncze maszty i długie żerdzie, więc podejrzewali, że źródłem napędu będzie wiatr i siła ich mięśni. Ku ich zaskoczeniu, okazało się, że będą nim konie, idące brzegiem i ciągnące barki. Flisakom pozostało tylko sterowanie i ewentualnie odpychanie się żerdziami od dna by uniknąć wpłynięcia w śmieci, brzeg i inne barki.

Tempo podróży wzrosło zauważalnie. Ponieważ w każdym miasteczku czekały świeże konie, nie trzeba było zatrzymywać się na popasy i można było poruszać się od świtu do zmierzchu niemalże bez zatrzymania się. Podobnie z jedzeniem i wydalaniem - żołnierze posuwający się do przodu nawet podczas srania - tak musi wyglądać marzenie każdego dowódcy zajmującego się logistyką.

Bert przetrawiał uzyskane informacje. Na chwilę obecną oba jego cele wydawały się poza zasięgiem. Miał jednak przeczucie, że o Kuntzie jeszcze usłyszy, oraz nadzieję, że od Parszywca karta się odwróci.

Diuk z zadowoleniem myślał o nowych znajomościach, jakie nawiązał z odpowiednimi osobami w Wissenburgu. Podobnie jak w Nuln, uznano go za swojego człowieka i zaakceptowano jego pobyt i dano prawo do działalności.

Loftus irytował się na niezdecydowanie wyższych szarż. Choć cały dzień przypominał o funduszach na naprawę lunety, sierżant całkowicie go zignorował. Podobnie jak reszta ekipy. Przynajmniej Wissenburg był wystarczająco dużym miastem by znaleźć w nim wszystkie szukane komponenty do zaklęć.

Walter w nowiutkim mundurze wyglądał jak prawdziwy żołnierz i zastanawiał się, co powiedziałby ojciec pewnej panny gdyby taki się tam pokazał. Póki co jednak płynął dokładnie w przeciwnym kierunku.

Oleg, w rzadkich chwilach trzeźwości nieocenione źródło informacji o mijanych miejscach i celu podróży, po pijaku stawał się coraz większym zagrożeniem dla dyscyliny i morale oddziału.
Gustaw zdał sobie sprawę, że jeśli sam się tym nie zajmie, zrobi to w końcu ktoś inny, ale sierżant straci wtedy autorytet wśród żołnierzy. Na razie Gruber dawał mu szansę, ale jak długo jeszcze mógł liczyć na jego cierpliwość?

Przynajmniej Leo, która okazała się kobietą, przywdziawszy białe szaty akolitki Myrmydii nieco się uspokoiła. W końcu jednym z przykazań, których jako służka bogini nie może łamać, jest słuchanie poleceń przełożonych, przynajmniej dopóki nie są sprzeczne z innymi zasadami wiary.

Gdyby tylko Detlef poświęcał więcej czasu ludzkim bóstwom i wiedział to, niechybnie podziękował swoim bogom za możliwość słodkiego rewanżu. Tymczasem jednak sprzysięgły się przeciwko niemu okoliczności. Nie dość, że musiał podróżować wodą, to jeszcze był na łasce koni, które te nędznie zbite kupki desek, szumnie nazywane przez ludzi barkami, ciągnęły w górę rzeki. Wystarczy by się znarowiły, albo by lina się zerwała i już nieszczęście gotowe.

I, jak zapewne wszyscy już przewidzieli, właśnie tak się stało późnym popołudniem. Nie wiadomo co stało się na brzegu, ale widać było, że jeden z koni czegoś się przestraszył (Walter podejrzewał, że żmii), ale to i tak nie miało znaczenia. Lina naprężyła się do granicy wytrzymałości i pękła, a barka od razu zaczęła dryfować z prądem rzeki.
Nagłe szarpnięcie rozkołysało barkę i spowodowało, że Karl Altmeier wypadł za burtę. Reszta miała więcej szczęścia, choć tylko Walter, Bert, Oleg i Leo utrzymali się na nogach.

Barkę Ostatnich znosiło wprost na inne barki i ich załogi innych barek robiły co mogły, to jednak kierowanie płaskodenną łodzią o zwrotności szafy i do tego przyczepionej do zaprzęgu koni na brzegu daje dosyć ograniczone możliwości manewrowe. Jak na ironię, jedyną, która zachowała zdolność manewrową była ta, na której płynęli.
I jedna z tych, które płynęły za nimi - ktoś szybciej myślący od innych kazał odciąć linę łączącą ich z zaprzęgiem i postawić żagiel. Ale równie dobrze jak pomóc, może i staranować barkę Ostatnich, jeśli coś pójdzie nie tak. A to nie skończyłoby się dobrze...

 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 10-10-2017 o 17:02.
hen_cerbin jest offline