Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 17:42   #133
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację

Przez wąskie ulice Wissenburga przebijała się niespiesznie wysoka, a drobna postać w twarzy zasłoniętej kapturem i w białych szatach obszytych czerwoną lamówką. Zaczepiała przygodnych kupców ni to pytając, ni to rozpowiadając ostatnie wieści z okolic miasta. Na dłużej zatrzymałą się przy stoisku z rzemiosłem artystycznym i drewnianymi artykułami i wymieniła kilka słów wyraźnie gestykulując. W końcu odeszła i w nieco szybszym tempie skierowała się do nieodległego burdelu. Akolitka w burdelu. Cóż za niebagatelna odwaga w nawracaniu niewiernych.

Baron razem z kolegami siedział przy jednym z suto zastawionych stołów i zastanawiał się dlaczego zakapturzony kapłan cywający od kilku chwil nad kuflem jakiegoś sikacza od dłuższego czasu się mu przygląda. Nie przypominał sobie, aby czymś szczególnym zgrzeszył któremukolwiek bogu. Czego więc mógł chcieć? Po krótkiej chwili człowiek podszedł, szepnął mu kilka słów po których, wydawało się, niezwykle zadowolony odebrał 10 koron i szybko wyszedł.
- Ekhm... - powiedział zaskoczony do wszystkich - Nasza estalijska dziewczyna została kapłanem… .
Na mniej więcej bardzo długi wydech przy stole zapanowała całkowita cisza, a potem wybuch śmiechu niemalże przyprawił o zawał przechodzącą kelnerkę. Humor wyraźnie dopisywał biesiadnikom, a po kilku chwilach, ktoś wstał i wzniósł toast:
- Za Myrmidię. Żeby poradziła sobie z babą, której bandyci i armia nie mogą dać rady.
Kpiny ze świeżo upieczonej akolitki, były jednym z motywów przewodnich całonocnej imprezy, Leo tego jednak nie mogła usłyszeć zajęta w tym czasie dłubaniem w drewnie i modlitwami.

* * *

Po całym dniu na barce Leo z niezwykłą radością skonstatowała, że jej kolejne dzieło nie przypomina już dłoni zmasakrowanej żołnierskim butem, ani nawet korzenia mandragory. Wyraźnie przypominała posąg bogini. Twarzy nie było, ale tarcza w dłoni i miejsce na domontowanie włóczni jak najbardziej. Wydatek z poprzedniego dnia wydawał się uzasadniony. Odłożyła do plecaka figurkę i wstała, żeby się przejść po barce. Było cicho i przyjemnie, tylko kapral coś mamrotał o linach i podróżowaniu po wodzie, kiedy nagłe szarpnięcie i uderzenie barki oznajmiło początek kłopotów. Leo intuicyjnie podskoczyła i uderzyła nogami o pokład nie tracąc równowagi. Mgnienie okiem później nad leżącym na balach kapralem pojawiła się wyciągnięta dłoń i radosny uśmiech akolitki.
- Bogini się nami opiekuje. Ciekawe co przyniesie nam tym razem.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline