Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2017, 19:22   #87
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Zakład pogrzebowy

Nie była pewna czy ma się śmiać czy płakać. Z wyrazem niedowierzania lśniącym w oczach i wyraźnie widocznym na twarzy, przyglądała się braciom. Co się tu do cholery działo? Pytanie jeszcze przez chwilę krążyło jej w głowie, gdy tak przyglądała się jak znów względnie pogodzeni siadają do stołu. Sama nadal stała, trzymając ocalały słoik z powidłami i trawiła nie tylko te porcje, które w siebie wcisnęła ale i słowa braci. Konkretnie te, które wyrwały się Simonowi. Czyżby to wszystko było jej winą? Czy to dlatego że wtedy, w wannie…

Mocniej otuliła dłońmi swój śliwkowy skarb. Gniew na Lestera i Simona mieszał się w niej z żalem i poczuciem straty. Co tak w ogóle zyskała? Bo że straciła to widziała gołym okiem. Dlaczego nie mogła o tym wszystkim pomyśleć wcześniej, wstrzymać swoje ochoty, zapobiec jakoś temu… Temu wszystkiemu. Była taka samolubna, myślałą tylko o swoim uczuciu do Lest’a, o tym przyjemnym wrażeniu które pojawiało się za każdym razem gdy jej dotykał, nawet przelotnie. Najgorsze było to, że kochała także Simona. Może nie do końca tak jak Lestera, ale jednak było to równie silne uczucie. Co miała z tym wszystkim teraz zrobić? I czy do cholery chociaż raz w tych swoich kłótniach nie mogliby pomyśleć o tym, jak one na nią wpływają? Miała tylko ich, do diabła!

Gniew w końcu zwyciężył, spychając kajanie się i żale, gdzieś w czarny kąt.
- To sobie, do cholery, idźcie - warknęła, stawiając słoik z powrotem na stole. Coś nieprzyjemnie zgrzytnęło, możliwe nawet że pękło ale to akurat jej nie obchodziło. Czuła jak ręce się jej trzęsą z nagłego ataku furii, który przysłonił jej wzrok szkarłatną mgiełką. Gdzieś tam czekała na nich Ana, a dalej - Brown. Oni zaś co robili? Żarli się między sobą. Spojrzenie Jess na kilka sekund zatrzymało się na Lesterze, bo na Simona nie miała odwagi patrzeć. Czasami naprawdę miała ochotę wziąć tą jego pustą głowę i walnąć nią porządnie o coś wystarczająco twardego by zdołało wbić w nią nieco rozumu i poszanowania dla cudzych uczuć. Co tam cudzych… Ich własnych, jego rodziny, za którą jako najstarszy, był odpowiedzialny.

Chwila jednak minęła i Jess odwróciła wzrok.
- Idę sprawdzić karawan. Odechciało mi się jeść - poinformowała ich, zniesmaczona tym że jej głos zamiast brzmieć stanowczo i z siłą, był zmęczony i jakiś taki… słaby. Skrzywiła się, wyprostowała i ruszyłą w stronę miejsca w którym stała ta krowa którą w nocy znalazł Simon.

Jess zostawiła braci w kuchni i przeszła do bocznego pomieszczenia które prowadziło do garażu. W nim panował półmrok nawet w dzień. Przez szpary i szczeliny przesączało się szarawe niebo podobnie jak drobne krople mżawki. Te bębniły cicho i monotonnie o dach i ściany. Karawan musiał nie być zbyt często używany. Teraz w dzień dostrzegła, że opony przydałoby się podpompować. Mechanizmy sterujące silnikiem zazgrzytały ale reakcji nie było. Gdy podniosła maskę w świetle latarki wszystko wydawało się nie tak straszne. Ale winowajcą był prawie na pewno akumulator. Musiał być rozładowany kompletnie a bez tego maszyna nie miała energii. Fart był taki, że mogli przełożyć akumulator z maszyny Lestera i powinien pasować. Zostawało tylko załatwić to z Lesterem. A na dłuższą metę trzeba by albo zdobyć inny akumulator do karawanu albo naładować jakoś ten co był.

Oczywiście, coś musiało być z karawanem nie tak, praca jednak pozwoliła Jess na częściowe ochłonięcie, a o to głównie chodziło. Akumulator jednak stanowił problem. Po krótkim grzebaniu pod maską, które to miało na celu głównie dokładne sprawdzenie czy wszystko na pewno jest całe i, przynajmniej na oko, zdatne do użytku, doszła do wniosku, że wie skąd można by zamiennika wytrzasnąć. Co prawda z wozu Lestera byłby idealnie tak na teraz, żeby sprawdzić czy z elektryką wszystko w porządku, ale na dłuższą metę powinien wystarczyć ten z wozu napastników. Przynajmniej na sto procent działał i był naładowany no i trupowi na cholerę działający akumulator w wozie. Czy też sam wóz.

W jakąś chwilę później powróciła do improwizowanej jadalni.
- Lest, potrzebuję wyjąć akumulator z wozu - poinformowała starszego z braci, wycierając dłonie jakąś szmatą, którą pod drodze zgarnęła. - I dobrze by było przy okazji odbijania Any nie uszkodzić tamtego samochodu. Żeby tą kobyłę ruszyć będę potrzebowała paru drobiazgów spod jego maski. Powinno się jednak udać - zakończyła, nie patrząc na braci i dalej wycierając dłonie, jakby jej wyjątkowo zależało na tym, żeby wręcz lśniły czystością.

Zanim weszła słyszała jak rozmawiają. Słyszała nawet parsknięcie Lestera jako zalążek śmiechu. Gdy wróciła do kuchni widziała, że sytuacja wróciła do normy. Simon otrzepywał z kurzu kawałek kromki jaka spadła widocznie wcześniej a Lest patrzył się na niego ciekawie jakby się założyli czy młodszy coś zje albo nie czy coś w ten deseń.

- Chcesz wyjąć z mojej fury akumulator? - Lester zapytał z odcieniem niedowierzania patrząc na siostrę. Brzmiało jakby już był na nie.

- No daj spokój Lest, przecież widzieli naszą brykę to nie możemy się z nią pokazać. A jak ma tu stać to co ci szkodzi? Przynajmniej bez akumulatora nikt ci jej nie zwinie. - Simon wsparł pomysł Jess i teraz on przez chwilę zaliczał krytyczne spojrzenie głowy rodziny.

- Noo doobraa. - Lester zgodził się z wyraźnie brzmiącą łaską w głosie by przypadkiem reszta rodzeństwa nie nie zauważyła jaki jest dla nich szczodry i wspaniałomyślny. Brzmiało trochę jak foch ale rodzeństwo jednak znało go od urodzenia właśnie prawie więc wiedzieli, że na swój sposób droczy się i żartuje z nimi.

- No to na co czekasz? Pomóż dziewczynie to nie jest jakaś poduszka pod dupę do przeniesienia. - Simom bez żenady skorzystał z okazji by obsztorcować brata za co znów zaliczył spojrzenie i uniesienie brwi jakim zestawem starszy brat obdzielał tych których niemo pytał się czy na pewno proszą się o ten łomot. Westchnął jednak, wstał i ruszył w stronę swojej bryki. - Kierat od rana… - burczał wychodząc przez drzwi.

Przynajmniej się nie żarli, stwierdziłą z ulgą i z tą też ulgą odetchnęłą. Posłała wdzięczny uśmiech Simonowi i ruszyła za Lesterem. Spodziewałą się o wiele cięższej przeprawy, jako że starszy z Thorn’ów lubił swoją brykę zmuszając ją do dbania o nią i utrzymywania jej na chodzie, co też robiła z przyjemnością. Unieruchomienie jej w tak brutalny sposób z pewnością nie było mu na rękę, ale też Simon miał rację, bez akumulatora wozu nie grzmotną. Co najwyżej jakieś części z niego ale… No, trzeba myśleć pozytywnie.

- Dzięki - rzuciła w stronę pleców Lest’a, drepcząc mu po piętach. Sama pewnie by się z tą robotą namachała i zmarnowała kawał czasu, a tak to przeniesienie powinno się odbyć raz dwa i będą mogli zacząć działać. Dość już się nagadali i nasiedzieli w zakładzie. Z każdą minutą nie dość że los Any wyglądał coraz mniej różowo, to i Brown się oddalał. W końcu facet ten nie miał zwyczaju siedzieć w jednym miejscu jak kaczka na strzelnicy. To był cel ruchomy, a takimi trzeba się było zajmować jak najszybciej.

- Simon… - zaczęła, gdy już wyszli z budynku i młodszy z braci nie mógł ich usłyszeć. - Strasznie mu zaczęło zależeć na tej barmance - dokończyła dukać i zrównała się z Lesterem. Pewnie powinna trzymać język za zębami ale… No, nie lubiła i tyle. Takie sprawy trzeba było od razu rozwiązywać, gadać o nich aż się powietrze oczyściło i można było wrócić do normalnego życia. O ile o takim w ogóle można było mówić w tym chaosie jaki panował wokoło.

Lester wyraźnie gadać nie miał ochoty, a może zwyczajnie uznał że wszystko co miało zostać powiedziane zostało wcześniej. Jessica postanowiła nie naciskać chociaż było jej z tym źle. Coś się zmieniło i czuła, że tej zmiany nie da się odwrócić. Gdzie miało ich to wszystko zaprowadzić, tego nie wiedziała. Miała jedynie nadzieję, że jakimś cudem wszyscy skończą szczęśliwie, jak w tych bajkach które matka opowiadała jej jeszcze za tych dobrych czasów.

- Później go postawię na nogi - obiecała, gdy już wracali z wymontowanym z wozu Lestera, akumulatorem. W końcu, jeżeli uda się im zdobyć zapasowy z samochodu tamtego dupka, to nie będzie powodu dla którego ten z Lesterowego miałby pozostawać w karawanie. No chyba że tamten okaże się lepszy. No ale to najpierw trzeba go było zdobyć więc takie gdybanie było dokładnie tym czym było - gdybaniem. Póki co, przy pomocy starszego brata, Jess podpięła co i gdzie trzeba było. Jako że Lest szybko tym pomaganiem się zmęczył, do pomocy przy odpalaniu wykorzystała Simona, który też zawsze jakoś chętniejszy był do pomagania.

- Odpalaj - poinstruowała, po czym przez chwilę słuchała jak raz po raz przekręca kluczyk w stacyjce, a karawan jęczy, prycha i wydaje odgłosy wyraźnie świadczące o tym, że przez długi czas nikt się nim nie zajmował. W końcu jednak, po którejś tam próbie, zaskoczył i zaryczał ślicznie, aż Jess serce szybciej zabiło a usta ułożyły się w szeroki uśmiech.
- Ja pierniczę! - krzyknęła zadowolona. - No to mamy zajebistą brykę. Kuźwa, ludziom szczeny będa opadać!
Jej dobry humor musiał się też udzielić Simonowi bo i na jego twarzy widać było wesoły uśmiech. W końcu to jemu miała ta “zajebista bryka” przypaść w udziale, więc i nie miał powodu do niezadowolenia. Gdy zaś w drzwiach pojawił się Lester, z tym swoim “dobra robota mała ale nie zapominaj że to ja tu jestem ten wspaniały” uśmieszkiem, Jess poczuła że znowu wszystko jest jak powinno.


Dom po drugiej stronie ulicy

No a później zaczęło się znowu. Tym jednak razem siostra kompletnie te kłótnie braci zignorowała, wpatrując się uparcie w teren który obserwowali i nic nie mówiąc. Obaj mieli w jakimś stopniu rację przy opcjach, jakie przedstawiali. Było jasne że Siamon powinien zająć się podejściem do budynku farmy, był w końcu najlepszy z ich trójki w tych klockach. Jessica jakoś nie widziała siebie w tej roli. Lest… No może, ale ona się nie nadawała. Z tego też powodu nie było szansy na to żeby poparła młodszego z braci w kwestii wybrania się tam całą trójką. Wychodziło na to, że znowu przyjdzie jej stanąć po stronie Lestera, wciąż jednak próbowała sama wymyślić jakiś plan działania. Tyle że nic jej nie przychodziło do głowy, poza tym co już zostało rzucone na tapetę. Mogła jeszcze co prawda zaproponować że pójdzie sama, otwarcie i poudaje damę w potrzebie. Ten sposób wykorzystywali już parę razy i zwykle działał, ale też zwykle Simon robił najpierw gruntowny zwiad, a Lest czekał pod ręką żeby w każdej chwili wkroczyć do akcji. Tyle że zwykle działo się to w otoczeniu które bardziej sprzyjało ich celom niż ta samotna farma. No i nie wiadomo było czy Ana nie podała już na tacy ich rysopisów, co by odegranie przypadkowej damulki w opałach, w sposób znaczny utrudniło.

- Trzeba się rozdzielić - powiedziała w końcu, gdy chłopaki przestali sobie skakać do gardeł. - Albo ja pójdę przodem, a wy spróbujecie podejść cichaczem gdy facet będzie zajęty gadaniem, albo ty Simon pójdziesz pod osłoną drzew, a my z Lesterm podjedziemy karawanem. Co do tego że go rozpoznać może to przypomnę tylko że ta krowa była unieruchomiona i to od dawna, sądząc po stanie akumulatora i wnętrzności. Można ją też jakoś “upiększyć” żeby jej wygląd zmienić, chociaż to może zabrać trochę czasu.
Przerwała by złapać oddech ale i ponownie podliczyć wszystkie za i przeciw. To co jej wychodziło wcale się jej nie podobało ale chyba było najlepszą opcją.

- Pójdę tam - wznowiła gadkę patrząc na braci z uporem. - To moja wina że ją zabrał. Poza tym jestem tylko kobietą, do cholery. Nie wyjdzie z pełnym arsenałem do jednej laski. Może Ana się nie wygadała. No i przecież wcale nie musi od razu nabrać podejrzeń. Przecież już nie raz odwalaliśmy taki numer. Wy w tym czasie moglibyście się podkraść na spokojnie - zaczęła nieco chaotycznie rzucać powodami dla których jej pomysł powinien przejść jednak z każdym kolejnym, nawet w jej uszach, pomysł zaczął brzmieć coraz słabiej. Dziwne, w myślach prezentował się o wiele lepiej.

- No albo tak jak Lest mówi - bąknęła w końcu, tracąc wcześniejszy animusz. Jednak zdecydowanie bycie tchórzem wychodziło jej o wiele lepiej niż granie odważnej. Chciała pomóc Anie żeby zagłuszyć sumienie ale i dlatego, że laska wpadła Simonowi w oko. To, że ów fakt budził w niej zazdrość, nie miało znaczenia. Bardziej niż jej własne uczucia liczyło się dobro brata. Obu braci, a co za tym szło, chciała żeby ta cała draka jak najszybciej została rozwiązana.
- Cokolwiek, byśmy wreszcie ruszyli dupy - stwierdziła na koniec, przebierając nabojami w kieszeniach płaszcza.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline