Fika w zamyśleniu podrapała lotką strzały podbródek. Właśnie sobie uświadomiła, że Bjornar i Veeril nazywają szefem tego nieprzyjemnego, ciemnowłosego pokurcza, który wcześniej chamsko się do niej odniósł. Nie wydawało jej się, żeby jego gburowaty charakter był częścią przedstawienia leśnej kompanii, jednak teraz w duchu zaakceptowała przeprosiny przekazane przez Bjornara.
-
Osłaniajcie mnie - powiedział, a Fika, jak na komendę założyła strzałę na cięciwę i przymierzyła grotem w postać, obchodzącą karczmę dookoła. Zluzowała napięcie. Domyślała się, że ktoś niebezpieczny musi być w środku. Niewykluczone, że miało to związek z blondwłosą wojowniczką. Poczuła niemiłe ukłucie w brzuchu na wspomnienie jej słów. Moja rezolutna głowa warta stu orenów? Też mi coś, pomyślała i zacisnęła dłonie na łuku.
-
Wiesz, Veeril – powiedziała cicho, gdy zostali sami. –
Nie wiem, jakie posiadacie informacje, ale miałam szansę przyjrzeć się tym ludziom ze środka nieco dłużej niż wy. Ten najemnik, do którego idzie Bjornar, wyglądał na wiedźmina, a co się tyczy rzekomej uzdrowicielki, spotykałam już podobnych szalbierzy, lepiej nie szczędźcie na rezerwie wobec obojga.
Obserwowała bacznie uzbrojoną postać i sylwetkę Bjornara, powoli zbliżającą się do karczmy. Naciągnęła cięciwę i przyłożyła do niej kącik ust. Zorientowała się, że ciężko jej przełykać ślinę, jej gardło było ściśnięte z nerwów. Mierzenie z łuku nie było dla niej niczym nietypowym, jednak pierwszy raz w życiu po drugiej stronie jej łuku znajdował się człowiek. Celowała w nogi, nie planowała nikogo zabijać. Nie wiedziała również, jak jej strzały poradzą sobie z metalem zbroi. Z całego serca liczyła jednak na to, że nie będzie musiała w nikogo strzelać, nawet ostrzegawczo.
-
Myślę, że w środku znajduje się osoba mogąca nam pomóc. Jasnowłosa awanturniczka z nietutejszym akcentem. Wyglądała na taką, która z chęcią nawet darmo powybijałaby podszywaczy w pień. Problem z nią może być taki, że mogą oni nie być jedynymi, których wybije – oderwała wzrok od dwóch sylwetek i rzuciła Veelirowi wymowne spojrzenie.
-
Właściwie, to opisz mi jeszcze tych zbirów, co cię okradli. Czy była wśród nich czarnowłosa kobieta?
Fika, lustrująca sytuację przed karczmą, ponownie spojrzała na półelfa. Tym razem zdumiona.
-
Tak, i było w niej coś takiego, że wolałabym nie spotykać jej drugi raz. Przynajmniej nie na odległość ostrza.
Ciarki przeszły Fikę na wspomnienie bladych dłoni kobiety, dzierżących srebny sztylet.
-
Ale bardziej pamiętam łajdacką mordę tego zbira. Duży nos, wąskie wargi wygięte w szpetnym uśmiechu... I z całą pewnością szkolony jest w mieczu.
Fika przypomniała sobie, jak przerażenie kotłowało się w jej żołądku podczas spotkania z nimi.
-
Chyba rozumiem, co masz na myśli, nazywając ich nieprzyjaznym tropem... Był z nimi jeszcze jeden, ale jemu nie zdążyłam się dobrze przyjrzeć, stał... – ucięła na dźwięk nagłego gwizdu.
Dochodził ze środka karczmy. Spojrzała na Veerila, który też musiał uchwycić gwizd i przygotowała się do błyskawicznego strzału ostrzegawczego, jeśli zajdzie taka potrzeba.
Postanowiła bronić członków grupy przed kimkolwiek, kto mógłby im zagrozić. Choć tylko tymczasowo, teraz była jedną z nich.