Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-09-2017, 22:27   #203
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Czas jest pojęciem niezrozumiałym dla stworzeń istniejących w Osnowie. Podobnie jak miłość, wierność, przyjaźń, emocje czy wiara. Są zaledwie Pająkami na sieci, Tkaczami Iluzji, Prządkami Światła i Cienia. Wykonują swoje zadania bez zastanawiania się, jakie konsekwencje rodzą ich czyny. Gdyby szukać odpowiedników bytów, jakim najbardziej odpowiadają mieszkańcy Osnowy, można by pokusić się o stwierdzenie, że są automatonami, maszynami, automatami, robotami, konstruktami, tworami których cel definiuje imperatyw.

Czyż jednak tej definicji nie można przypisać i ludziom, i szarpaczom, i elfom, krasnoludom i wielu setkom innych ras i istnień zamieszkujących Wieloświat?
Czym by nie były istoty z Osnowy najstraszniejszą i najbardziej bezduszną z nich jest ich Pani. Władczyni Arraniz.

Pajęczyca z Arraniz zawsze robiła, robi i będzie robiła to, do czego skłania ją jej niepojęta przez kierujących się emocjami natura.

ARIA TARANIS i TOBIAS GREYSON

Arraniz i jej sługi poprowadzili Arię i Tobiasa do domeny władczyni. Do miasta, które było zarazem i mroczne i piękne. I ludzkie i niepojęte dla ludzkich zmysłów . Budziło niepokój, głównie Tobiasa, bo Aria nic nie widziała.

Prowadzono ich schodami, przez korytarze które wyglądały, jakby utkano je ze skrystalizowanych sieci. Sieci, w których przepływały różne światła i mknęły roziskrzone, jarzące się rozbłyski. Tobias czuł się nieswojo, krocząc po tych dziwnych korytarzach. Rozbłyski świateł schwytanych w sieci powodowały, że miał problem z koncentracją. Myśli miał rozbiegane i chaotyczne. Nie potrafił dłużej skupić swojej uwagi na jednym miejscu czy na jednej myśli.

Aria czuła się źle. Mimo, że nie widziała niczego, to jednak jej zmysły atakowały inne bodźce. Skóra mrowiła jej, jakby znajdowała się obok źródła prądu. Dodatkowo zrobiło jej się zimno, a do uszu, nie wiadomo skąd, dochodziły jakieś szepty. Słowa, których nie potrafiła zrozumieć, mimo że starała się ze wszystkich sił.

W końcu Arraniz doprowadziła ich do pokojów w tym samym korytarzu, gdzie mogli zrzucić swoje ubrania i wykąpać się w pobliskiej łaźni, do której zaprowadziły ich milczące sługi. Odświeżeni i odziani w czyste, miękkie stroje – proste szaty kojarzące się z liturgicznymi ubraniami – zostali zaprowadzeni do wielkiej sali, większej niż największe areny cyrkowe, na których miał okazję pokazywać swoje zdolności Greyson.

Tam czekała na nich Taraniz. Przy wielkim stole, zastawionym mnóstwem potraw. Były tam i pieczone mięsa, i chleby, sosy, duszone grzyby, gulasze, warzywa – pieczone i gotowane, sery, ciasta, wina. Tyle jedzenia, że mogło wyżywić całą wieś. Przez kilka dni.

Aria nie widziała ich ale zapachy, jakie czuła, powodowały, że żołądek skręcał się jej w supeł, a ślina napływała do ust.

- Siadajcie i jedzcie, Wieloświatowi. Rzadko miewam w Arraniz aż tak znamienitych gości. A potem porozmawiamy o tym, co ja mogę dla was zrobić.

ENOCH OGNISTY

Rzucił się w ogień walki. Rozpalił ogień, który był żywą śmiercią. Który palił, spopielał i niszczył. Ogień rzezi i kary. Jego ogień.

Był wcielonym zniszczeniem. Okrutną śmiercią, która spadła na wrogów.

Ludzie krzyczeli i umierali, gdy płomienie pożerały ich ciała. Zwęglały tkankę, wytapiały tłuszcz od kości, czerniły mięśnie i zmieniały żywy organizm w spaloną, czarną masę mięcha spojoną w całość z roztopioną masą metalu.
Nie wszyscy jednak poddali się niszczycielskiej mocy płomienia.

Część Kamiennych Ludzi jakimś sposobem przetrwała ogień – jak cegły wypalane w piecach. Zasypała Lud Nar strzałami, zwarła się w walce w ognistej pożodze. Podobnie jak rogata bestia Maski, która też stała się płomieniem. Kroczącym ogniem. Ognistym demonem.

Enoch i posłaniec Maski – obaj płonący i straszliwi – zwarli się ze sobą. Ostrze przeciwko ostrzu, siła i lumina przeciwko sile i luminie. I stoczyli okrutny, niszczycielski, brutalny pojedynek. Przestało się liczyć to, co wokół, to co działo się z wojownikami z Ludu Nar. Liczyło się tylko jedno! Pokonać tę rogatą bestię.

Kimkolwiek jednak by nie był posłaniec Maski, nie miał szans w walce z Wieloświatowcem. Z Wędrowcem, którego do istnienia przyzwały moce Potęg.
I w końcu Enoch zadał śmiertelny cios. Pozbawił wroga głowy, która potoczyła się w bok, i rogaty demon Maski rozpadł się w pył i proch.

Ogień przygasł. Enoch również.

Usiadł na ziemi, nieludzko zmęczony i przypomniał sobie inną bitwę w której brał udział.

A potem zamknął oczy i pozwolił sobie na chwile wytchnienia. Czekał, aż Lud Nar, który strawiły płomienie, powrócą do życia. Siedział pośród spalonych trupów Ludu Nar i Kamiennych Ludzi po raz kolejny czując, że zabijanie zmienia go w coś, czym nie do końca pragnie być. A jednocześnie w coś, czego pożąda najbardziej.

CELINE „CZYSTA FALA”

Zatrzymały ją drzwi. Solidne, żelazne drzwi. Jej rozmówca lub rozmówczyni (a może dwie osoby) musieli znajdować się po drugiej ich stronie. Poza celą.
Gdy wstała, żałosna istota na jej kolanach została w kącie, jęcząc i skamlając z cicha, jak obite, przestraszone zwierzątko.

- Wykorzystujemy? – zapytał rozmówca, a może rozmówczyni po drugiej stronie potężnych drzwi. – Nie jestem jedną z Potęg. Jestem tym, kogo nazywasz Maską. Tymi, kogo nazywasz wrogiem. I rozumiem cię Celine Ren’Wave. Czujesz się rozdarta. Zagubiona. Nie wiesz, kim jesteś naprawdę i czemu tu jesteś. To musi być bardzo nieprzyjemne uczucie. Zaszczuta. Zdradzona. Prawda?

Maska! To była lub był Maska.

I wtedy we wspomnieniach stanęła jej twarz mężczyzny. Delikatna, niemal kobieca, o pięknych, fiołkowych oczach.

I druga twarz – kobiety o jasnych włosach i oczach.

Znała te twarze. To byli jej przyjaciele. Męczennik i Męczennica.

Dwójka, która zginęła w walce z Dominatorem, by Maska mógł zasiąść na tronie Dominium.

Tylko dlaczego teraz przypomniała sobie o nich. W tym momencie? W tej celi.
 
Armiel jest offline