Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-09-2017, 09:19   #201
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Czy to go zaskoczyło? Z ponurym uśmiechem przyglądał się maszerującym żołnierzom Maski oceniając ich ilość i jakość. Zaskakująco wielu zamiast broni w rękach trzymało słabo przydatne w walce okowy. Wielkie i tak ciężkie, że to aż było zabawne. Czteroróg za to nie był zabawny. Góra mięśni zbyt duża i zbyt szybka jednocześnie. Wyglądał na cholernie dobrego w walce. Enoch poczuł się mile połechtany, że Maska nie żałowała na swoich… ludziach?... zmarszczył brwi zastanawiając się jakiego określenia użyć w przypadku tak nieludzkiej istoty. Przyjemna ekscytacja rozlała się ciepłem w jego żyłach, by zaraz, gdy tylko kusznicy się odsłonili, zapłonąć żywym ogniem.
“Jeden do dziesięciu” - słowa Lorda Kamiennego Ludu zarezonowały echem gdzieś na krawędzi jego świadomości. To była idealna szansa, by pokazać mu, jak i wszystkim innym, do których jeszcze zapuka, komu przypadnie zwycięstwo. Kurwa, nie tylko innym ale i sobie. Jeśli teraz nie wygra, to tym bardziej w ostatecznej konfrontacji. Poddanie, czy ucieczka byłyby tylko odwlekaniem nieuniknionego.
- No to kurwa pora na Ligę Mistrzów! - krzyk Enocha przetoczył się gromem po polu, które zaraz miało stać się areną szybkich, lecz niebywale brutalnych zmagań, a hucząca, gęsta od czerwono złotych płomieni i tryskająca iskrami ściana ognia wyrosła przed kusznikami. Pierwszy runął w nią Adam, a zaraz po nim Graw Nar Graw z resztą wojowników ludu Nar. Ogień, których ich ogarnął strawił wszystko co nie było orężem, czy nieśmiertelnym ciałem, a ci którzy z niego wyszli, nadzy, wyjący i wrzeszczący, nie byli już ludźmi, lecz gorejącymi, złaknionymi rzezi i krwi demonami. Zaczęła się walka.
 
cyjanek jest offline  
Stary 24-09-2017, 11:13   #202
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Który to już raz słyszała, że wróciła. Tak wróciła, ale sama już nie wiedziała skąd, czy ten świat, w którym teraz jest był prawdziwy? Czy ten, z którego przybyłą był prawdziwy. nie rozumiała słów istoty, która mówiła, że jest jest nią. W sensie, że ta istota jest Celine.
-Teraz to już sama nie wiem czego chcę - powiedziała Ren’Wave. Była nadal zła na Jónsa. tam pokazała, że chce zniszczyć Maskę. Miała gonitwę myśli. Zabić, zabić, zabić Maskę? Czy dołączyć do Niego?.
-Ja wcale tu nie przybyłam, ja widziałam trupa w lesie i tak o to się tu znalazłam. Chcę się stąd wydostać. Pomożesz mi? - zapytała Celine.

- Jakiego trupa? W jakim lesie? - zaciekawił się właściciel/właścicielka głosu.

-W lesie ze znanego mi świata, o ile tamten jest prawdziwy - rzekłą dziewczyna.

- Każdy jest prawdziwy. Ja pochodze z Montrealu i z Nowego Yorku? A ty?

-Ja pochodzę z Jacksonville w USA - odpowiedziała na pytanie Celine.

- Wiesz, że tak naprawdę ciebie nie ma?

-Jak...mnie...nie ma? - wydukała pytanie Celine. Przecież z nią rozmawia, więc była i czuła jej obecność.

- Jesteś tylko duchem stworzonym przez Potęgi. Jak my, czy inni Wieloświatowcy. Ich pionkiem w odwiecznej grze o moc.
Coraz więcej myśli kłębiło się po jej głowie. Moc, Potęgi, Duch.

-Wykorzystujecie nas do własnych celów!? - Celine wstała z podłogi i przystąpiła bliżej istoty, która z nią rozmawiała.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 26-09-2017, 22:27   #203
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Czas jest pojęciem niezrozumiałym dla stworzeń istniejących w Osnowie. Podobnie jak miłość, wierność, przyjaźń, emocje czy wiara. Są zaledwie Pająkami na sieci, Tkaczami Iluzji, Prządkami Światła i Cienia. Wykonują swoje zadania bez zastanawiania się, jakie konsekwencje rodzą ich czyny. Gdyby szukać odpowiedników bytów, jakim najbardziej odpowiadają mieszkańcy Osnowy, można by pokusić się o stwierdzenie, że są automatonami, maszynami, automatami, robotami, konstruktami, tworami których cel definiuje imperatyw.

Czyż jednak tej definicji nie można przypisać i ludziom, i szarpaczom, i elfom, krasnoludom i wielu setkom innych ras i istnień zamieszkujących Wieloświat?
Czym by nie były istoty z Osnowy najstraszniejszą i najbardziej bezduszną z nich jest ich Pani. Władczyni Arraniz.

Pajęczyca z Arraniz zawsze robiła, robi i będzie robiła to, do czego skłania ją jej niepojęta przez kierujących się emocjami natura.

ARIA TARANIS i TOBIAS GREYSON

Arraniz i jej sługi poprowadzili Arię i Tobiasa do domeny władczyni. Do miasta, które było zarazem i mroczne i piękne. I ludzkie i niepojęte dla ludzkich zmysłów . Budziło niepokój, głównie Tobiasa, bo Aria nic nie widziała.

Prowadzono ich schodami, przez korytarze które wyglądały, jakby utkano je ze skrystalizowanych sieci. Sieci, w których przepływały różne światła i mknęły roziskrzone, jarzące się rozbłyski. Tobias czuł się nieswojo, krocząc po tych dziwnych korytarzach. Rozbłyski świateł schwytanych w sieci powodowały, że miał problem z koncentracją. Myśli miał rozbiegane i chaotyczne. Nie potrafił dłużej skupić swojej uwagi na jednym miejscu czy na jednej myśli.

Aria czuła się źle. Mimo, że nie widziała niczego, to jednak jej zmysły atakowały inne bodźce. Skóra mrowiła jej, jakby znajdowała się obok źródła prądu. Dodatkowo zrobiło jej się zimno, a do uszu, nie wiadomo skąd, dochodziły jakieś szepty. Słowa, których nie potrafiła zrozumieć, mimo że starała się ze wszystkich sił.

W końcu Arraniz doprowadziła ich do pokojów w tym samym korytarzu, gdzie mogli zrzucić swoje ubrania i wykąpać się w pobliskiej łaźni, do której zaprowadziły ich milczące sługi. Odświeżeni i odziani w czyste, miękkie stroje – proste szaty kojarzące się z liturgicznymi ubraniami – zostali zaprowadzeni do wielkiej sali, większej niż największe areny cyrkowe, na których miał okazję pokazywać swoje zdolności Greyson.

Tam czekała na nich Taraniz. Przy wielkim stole, zastawionym mnóstwem potraw. Były tam i pieczone mięsa, i chleby, sosy, duszone grzyby, gulasze, warzywa – pieczone i gotowane, sery, ciasta, wina. Tyle jedzenia, że mogło wyżywić całą wieś. Przez kilka dni.

Aria nie widziała ich ale zapachy, jakie czuła, powodowały, że żołądek skręcał się jej w supeł, a ślina napływała do ust.

- Siadajcie i jedzcie, Wieloświatowi. Rzadko miewam w Arraniz aż tak znamienitych gości. A potem porozmawiamy o tym, co ja mogę dla was zrobić.

ENOCH OGNISTY

Rzucił się w ogień walki. Rozpalił ogień, który był żywą śmiercią. Który palił, spopielał i niszczył. Ogień rzezi i kary. Jego ogień.

Był wcielonym zniszczeniem. Okrutną śmiercią, która spadła na wrogów.

Ludzie krzyczeli i umierali, gdy płomienie pożerały ich ciała. Zwęglały tkankę, wytapiały tłuszcz od kości, czerniły mięśnie i zmieniały żywy organizm w spaloną, czarną masę mięcha spojoną w całość z roztopioną masą metalu.
Nie wszyscy jednak poddali się niszczycielskiej mocy płomienia.

Część Kamiennych Ludzi jakimś sposobem przetrwała ogień – jak cegły wypalane w piecach. Zasypała Lud Nar strzałami, zwarła się w walce w ognistej pożodze. Podobnie jak rogata bestia Maski, która też stała się płomieniem. Kroczącym ogniem. Ognistym demonem.

Enoch i posłaniec Maski – obaj płonący i straszliwi – zwarli się ze sobą. Ostrze przeciwko ostrzu, siła i lumina przeciwko sile i luminie. I stoczyli okrutny, niszczycielski, brutalny pojedynek. Przestało się liczyć to, co wokół, to co działo się z wojownikami z Ludu Nar. Liczyło się tylko jedno! Pokonać tę rogatą bestię.

Kimkolwiek jednak by nie był posłaniec Maski, nie miał szans w walce z Wieloświatowcem. Z Wędrowcem, którego do istnienia przyzwały moce Potęg.
I w końcu Enoch zadał śmiertelny cios. Pozbawił wroga głowy, która potoczyła się w bok, i rogaty demon Maski rozpadł się w pył i proch.

Ogień przygasł. Enoch również.

Usiadł na ziemi, nieludzko zmęczony i przypomniał sobie inną bitwę w której brał udział.

A potem zamknął oczy i pozwolił sobie na chwile wytchnienia. Czekał, aż Lud Nar, który strawiły płomienie, powrócą do życia. Siedział pośród spalonych trupów Ludu Nar i Kamiennych Ludzi po raz kolejny czując, że zabijanie zmienia go w coś, czym nie do końca pragnie być. A jednocześnie w coś, czego pożąda najbardziej.

CELINE „CZYSTA FALA”

Zatrzymały ją drzwi. Solidne, żelazne drzwi. Jej rozmówca lub rozmówczyni (a może dwie osoby) musieli znajdować się po drugiej ich stronie. Poza celą.
Gdy wstała, żałosna istota na jej kolanach została w kącie, jęcząc i skamlając z cicha, jak obite, przestraszone zwierzątko.

- Wykorzystujemy? – zapytał rozmówca, a może rozmówczyni po drugiej stronie potężnych drzwi. – Nie jestem jedną z Potęg. Jestem tym, kogo nazywasz Maską. Tymi, kogo nazywasz wrogiem. I rozumiem cię Celine Ren’Wave. Czujesz się rozdarta. Zagubiona. Nie wiesz, kim jesteś naprawdę i czemu tu jesteś. To musi być bardzo nieprzyjemne uczucie. Zaszczuta. Zdradzona. Prawda?

Maska! To była lub był Maska.

I wtedy we wspomnieniach stanęła jej twarz mężczyzny. Delikatna, niemal kobieca, o pięknych, fiołkowych oczach.

I druga twarz – kobiety o jasnych włosach i oczach.

Znała te twarze. To byli jej przyjaciele. Męczennik i Męczennica.

Dwójka, która zginęła w walce z Dominatorem, by Maska mógł zasiąść na tronie Dominium.

Tylko dlaczego teraz przypomniała sobie o nich. W tym momencie? W tej celi.
 
Armiel jest offline  
Stary 04-10-2017, 12:18   #204
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Zdradzona. Tak, była zdradzona. Przez Jónsa, tego popaprańca, który zabił Bjarnlaug i kazał jej zjeść serce dziewczyny. Psychopata. Potem, stworzenie Maski, które chciało ją zabrać do Maski, która lub który stał teraz przed nią. Krew ją zalała, chciała przebić się przez kraty i zabić Maskę i objąć tron, gdy nagle, nie wiadomo dlaczego, przypomniała sobie o Męczenniku i Męczennicy.
-Skąd znasz moje imię? Jóns ci powiedział? Czy może twój posłaniec. - skrzyżowała ręce pod biustem i wpatrywała się w Maskę. Obróciła głowę by spojrzeć na istotę. Podeszła do niej i usiadła obok niej wpatrując się w Maskę co zrobi lub powie tym razem.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 10-10-2017, 12:19   #205
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
“I po co to wszystko?” nieoczekiwanie swąd palonego mięsa wzbudził w nim mdłości. Nachylił się i uwolnił zawartość żołądka. Nie było tego wiele. Przełknął ślinę, splunął i ze wstrętem odwrócił głowę, lecz od goryczy w przełyku nie było ucieczki. Być może dlatego, że pole bitwy wciąż jeszcze żyło i śpiewało mu ponurą pieśń, której słowami były zawodzenie jęków, bezsilne bluźnierstwa i wołania o pomoc tych nieszczęśników, którym los nie przyniósł szybkiej śmierci. Bardzo się starał, lecz nie wszyscy spłonęli w całości.
- Trzeba im pomóc - zachichotał, a po chwili huknął głośnym kaszlącym śmiechem, przyciągając uwagę leżących na plecach żołnierzy Nar. Obrócili głowami w jego kierunku, przymknięte powieki zadrżały, lecz nic więcej. Nawet nieśmiertelni mogą być na śmierć zmęczeni. Uniósł się i niezbyt pewnym, chwiejącym krokiem ruszył pomiędzy rozłożonymi w pierścienie zwęglonymi zwłokami - oczywiście najwięcej trupów było tam, gdzie zmierzył się z wściekłymi walącymi w niego fala po fali szeregami wojów. Iskierka dumy z siebie dzięki mocy luminy buchnęła ogniem, a Enoch przeciągnął się z rozkoszą gdy z leniwą ekstazą przepływała przez żyły i tętnice.
- Pomogę wam! - słowa z łoskotem kamieni rozsypanych na betonie potoczyły się przez pole bitwy. Na chwilę wszystko przycichło, by zaraz powrócić w jeszcze głośniejszym skowycie. Umierający zdali sobie sprawę, że śmierć nadchodzi.
Lumina trzepotała w piersi Enocha niczym ptak próbujący wyrwać się z klatki i on jej tą wolność dawał. Nie szczędząc kierował do wciąż gorących serc i obdarowywał ogniem, aż zmieniały się w popiół. Dotknięci żarem luminy bijąc w ziemię wściekle pięściami prężyli się w agonii, aż z rozwartych w krzyku ust obłoczkiem pary uciekał ostatni oddech. Enoch w euforii niemal biegł przez pola niekończącej się śmierci i błogosławiąc luminą kończył nieludzkie cierpienia, których doświadczali wciąż żywi. Na koniec, w ciszy tak martwej, że nawet wiatr nie ośmielał się szeleścić popiołem, dotarł do wału trupów tak wysokiego, że musiał zadzierać głowę. Przytrzymując się ubrań i zwęglonych dłoni wspiął się na samą górę, gdzie znalazł lecz wciąż zwróconych do siebie plecami Czwororożną Bestię i Króla Kamiennego Ludu.
- Po co ci to było… - schylił głowę honorując młodzieńca, który dokonał złego wyboru i kierując uwagę na potężne rogi zapomniał o nim. Wsunął dłoń w szorstkie kudły i nieco uniósł głowę potwora by lepiej się przyjrzeć wyjątkowej ozdobie jego głowy.
- Będą moje - westchnął z już nieco zmęczonym uśmiechem i zabrał się za wycinanie rogów.
 
cyjanek jest offline  
Stary 14-10-2017, 23:54   #206
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
- Witaj – odwzajemniła powitanie Kenta.

Spojrzała na kłębiący się za nim tłum.

A potem nagle w jej głowie, bez żadnej zapowiedzi, bez żadnego sygnału za to z mocą błyskawicy rozbłysła w jej głowie wizja: pole, wielkie puste pole zasnute ciemnym, duszącym, lepkim dymem. Szła przez to nie, nie wiedziała jego krańca, ani początku. Szła powoli, ostrożnym krokiem, rozglądając się uważnie. Ale nie wypatrywała nikogo. Wokół było pusto, nie miała kogo wypatrywać. Patrzyła pod stopy, aby ich nie deptać. Trupów. Ciał. Zwłok.
Leżały wszędzie, choć nie chciała musiała po nich stąpać. Po kończynach, tułowiach, kadłubach. Starała się choć omijać twarze. Puste, wykrzywione w przedśmiertelnej agonii. Przerażone. Rozorane. Zmiażdżone. Byli tam wszyscy: Wachlarz, Kent, Sel’sand, Enoch,Kent, Var Nar Var, elfy. Armia z Puszczy; rasnoludy, nerrany, satyry, centaury, zwierzoludy, driady, smukłe huerry, Gwar Nar Gwar, skrzydlata Trika, Cahr Nar Cahr.. wszyscy, których tutaj spotkała. Wszyscy . Nieżywi.

I oni tam byli. Maska. Zobaczyła ich, jak szli przez pole, sunęli, unosząc się nad ciałami.
- Zwyciężyliście Me’Ghan – powiedzieli Maska i rozpadli się na kawałki, jak spalony papier po dotknięciu.
Potrząsnęła głową, a wtedy pole zniknęło. Zdów była w namiocie. A jeśli Maska mieli rację? Jeśli o szaleństwo Var nar Vara nisoło ich do zguby.. jej szaleństwo. Ona to zapoczątkowała.
Tysiące myśli przeleciało w jednej chwili przez jej głowę, tysiące perspektyw.. ale nie uczyniła nic. Zupełnie nic.
- Idzimy, Kent? – wskazała wyjście.

Musiała poczekać, aż stos znów zapłonie.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 15-10-2017, 16:23   #207
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Aria Taranis & Tobias Greyson

- Siadajcie i jedzcie, Wieloświatowi. Rzadko miewam w Arraniz aż tak znamienitych gości. A potem porozmawiamy o tym, co ja mogę dla was zrobić. – zaczęła pani Arraniz.

Tobias jadł w ciszy i pomagał Arii nakładając jej potrawy na które miała ochotę, a które wcześniej jej opisał. Nie wiedział czy dobrze zrobił godząc się na wizytę tutaj. Czuł się niepewnie w tym miejscu, obco. Choć z drugiej strony czuł się tak ostatnio wszędzie.

Po kilkunastu minutach kiedy zaspokoił pierwszy głód i kiedy dolał do kielicha napój swojej towarzyszce, sam uczynił podobnie i oparł się na zajmowanym krześle kosztując trunek.

- Chciałaś wiedzieć co możesz dla nas zrobić. Chyba nic. Ugościłaś nas a to ostatnio dużo. Opowiedz mi o tym dziwnym miejscu w jakim jesteśmy. Opowiedz mi o Twojej Domenie. – poprosił Tobias.

- To Osnowa. – odparła Pajęczyca, jakby to miało wyjaśnić im wszystko - Miejsce, gdzie czas splata się w jednym wzorcu. Żyją w niej Prekognici i Pajęczy Lud. – dodała - Ja jestem potomkinią jednej i drugiej rasy. O Domenie mogę opowiadać długo. Lecz oboje już tutaj byliście. Kiedyś. W czasach, gdy Maska jeszcze nie był tym, czym się stał.

- Miejsce gdzie czas splata się w jednym wzorcu… - powtórzył Greyson szeptem pod nosem - Mimo wszystko ciężko mi to zrozumieć - powiedział już głośniej - Nadal jest to dla mnie abstrakcyjne. O ile sobie to dobrze wyobrażam to jest to miejsce, z którego wywodzi się wszystko to co było, jest i będzie? Stąd te wszystkie dziwne zjawiska jakie zaobserwowałem po drodze? Zatem jesteś Panią najpotężniejszej Domeny Wieloświata. Wiesz co było, jest i będzie. Czemu zatem to Ty nie władasz? Nie chcesz, nie możesz? Masz to wszystko gdzieś, co się wydarzy? - zalał ją falą pytań nie czekając na dołączenie się do rozmowy Arii.

Aria w tym czasie walczyła ze swoim strachem, rosnącą obawą, że być może to, czego doświadczyła wcześniej, w tym dziwnym dla niej świecie okaże się niczym, w porównaniu do tego, czego może doznać od pajęczego ludu Władczyni Arraniz. Nie widziała jak wygląda pani Domeny, ale kiedy Tobias jej ją opisał w dziewczynie zrodziło się jakieś kiełkujące przeczucie, że z tą konkretną Władczynią nie pójdzie jej tak lekko jak w przypadku Kamiennych Ludzi i Władcy Gniazda, a przecież wiedziała ile ją kosztowała ucieczka z tamtych miejsc. Taranis czuła się w tym miejscu jak schwytana w pułapkę, a raczej pajęczą sieć i nawet przepych z jakim ich tutaj przyjęto, opisany jej przez jej współtowarzysza nie zmniejszył jej obaw co do tego spotkania, a wręcz przeciwnie raczej je zwiększył. Aria jadła i piła niewiele, ledwo co skubiąc podane jej dania i sącząc ostrożnie nalany napój. Nie wtrącała się do rozmowy starając się bardziej skupić na samej atmosferze tego miejsca.

- Dużo pytań, Wachlarzu. I mądrych pytań. Odpowiem na nie tak, byś pojął. Z mocą Osnowy jest tak, jak z tobą. Pokazuje wiele możliwych wariantów, scenariuszy zdarzeń i trudno powiedzieć, który jest tym prawdziwym. Może każdy w pewien sposób jest. To jest Osnowa. Słup, wokół którego dokonywane są obroty Koła. Można powiedzieć, że jest to oś Wieloświata i punkt zaczepienia wszystkich wymiarów. To dlatego nie sięgam po władzę nad Dominium. Nie czuję takiej potrzeby. Ale o tym chciałam z wami porozmawiać. To dlatego moi wysłannicy przeszukują całe Dominium, by zaprosić tutaj innych Wędrowców. Mam bowiem propozycję dotyczącą Maski i jego władzy. Oraz propozycję tego, kto zastąpi ją na tronie Dominium. I liczę, nie ukrywam, że mnie w tej propozycji poprzecie.

Zamilkła, najwyraźniej dając czas gościom by przemyśleli jej słowa.

- Mam ochotę Cię zaskoczyć Władczyni - znowu akrobata odezwał się jako pierwszy - Mam ochotę powiedzieć, że nie interesuje mnie kto siedział, kto siedzi, kto będzie siedział na tronie. Mam ochotę powiedzieć, że nie ciągnie mnie do władzy, bo jak sami widzimy ona dość gwałtownie i krwawo przemija. Skłamałbym jednak gdybym powiedział, że nie chcę usłyszeć twojej propozycji.

Aria drgnęła słysząc te słowa.
- Też chciałabym usłyszeć twoją propozycję Pani, ale wcześniej chciałabym żebyś mi odpowiedziała na pytanie: dlaczego uważasz, że ktoś w ogóle powinien zastąpić Maskę na tronie?

- Ponieważ władza Maski jest ... abominacją. Nie powinien władać Dominium ktoś, kto nie jest z Ludu Dominium. A moją propozycją jest ... zniszczenie tronu Dominium. Poświęcenie, które przerwie cykl Koła i Róży. To zakończy powracającą co kilka stuleci falę rzezi i zniszczenia. Przynajmniej falę rzezi i zniszczenia na taką skalę. Przestaniemy być Dominium Zniszczenia.

- Czy po tym będziemy jakimkolwiek Dominium? - zapytał Tobias.

- Tak. Wiele Dominiów. Nie jedno. Każde ... inne.

- Skąd wiesz, że Maska nie pochodzi z Ludu Dominium? – wtrąciła Aria.

- Bo wiem kim jest i skąd się wziął. Sądziłam, że wy również to wiecie. W końcu to Wieloświatowcy stworzyli Maskę.

- Kim jest i skąd się wziął? – szybko zapytała dziewczyna.

- Nie sądzę, aby wiedza o tym była wam potrzebna. Może utrudnić podejmowanie decyzji. W końcu sami do tego dojdziecie, czym i kim jest Maska i jaki ma związek z wami, Wędrowcami po Wieloświatach.

- Każde inne? Każde bez władcy? Jakie inne? - wtrącił się Tobias - Jak chcesz tego dokonać i dlaczego właśnie nas chcesz do tego przekonać? Wybacz ale mówisz o działaniach względem czegoś, co istniało od eonów. Czemu zatem dopiero teraz? Czemu chcesz dokonać to dopiero teraz? - patrzył na władczynię tej krainy.

- Bo to pierwszy obrót Koła z innym władcą. Z takim, którego nie powinno tutaj być.

- A co to zmienia? - zdziwiła się Aria.

Tobias również wpatrywał się w “pajęczycę” jak ją nazwał w swojej głowie, oczekując na odpowiedź na zadane pytanie.

- Że cykle wyniszczające dominia zostaną zakończone. Definitywnie i raz na zawsze.

- I do czego to wtedy doprowadzi? – dopytywała Taranis.

Greyson nadal przysłuchiwał się konwersacji.

- Jest wiele alternatyw wyboru. Większość prowadzi do pokoju, jedna do ostatecznego zniszczenia wszystkiego co istnieje. Jedna z osiemdziesięciu siedmiu linii wydarzeń jakie ukazuje Osnowa. Pokój jednak jest osiągnięty na dłużej niż Cykl.

- Jestem za. – powiedziała dziewczyna - Jak najbardziej. Może wtedy ten świat otrzyma szansę rozwoju a nie będzie skazany na ciągłe powracanie do punktu wyjścia z nowym, lecz prawie identycznym tyranem na tronie i zadaniem odbudowywania większości populacji po wojnie.

Aria wpatrywała się w pustą przestrzeń gdzieś przed siebie, gdyby oczywiście można było ślepca uznać za zdolnego do wpatrywania się w cokolwiek.

- To co proponujesz pani Arraniz? Jak można przerwać ten powtarzający się Cykl? – Aria zadała pytanie Pajęczycy.

- Ja tam nadal nie rozumiem tego wszystkiego. – wtrącił Tobias - Dlaczego właśnie za sprawą Maski to wszystko tak się skomplikowało? Bo co, bo to Wieloświatowcy wybrali na władcę Dominium kogoś z siebie? Poświęcili by wywyższyć. I dlatego złamali cykl czy raczej go zachwiali? Dlaczego właśnie to Maska nie jest tym kim nie powinno być na Tronie? Dlaczego poprzedni Tyrani byli właściwi a ten nie? – Akrobata dość miał tego cholernego niedopowiedzenia. Chciał w końcu by coś stało się oczywiste, a nie odnosiło się tylko do domysłów.

- Wiele pytań, Wachlarzu, lecz nie mogę ci dać na nie odpowiedzi. Nie bezpośrednio. To może doprowadzić do osiemdziesiątej siódmej linii wydarzeń. Wiedza zdobyta ode mnie nie jest wiedzą, która jest dobra. Będzie trucizną twej duszy. Wyżre ją, niczym kwas. Aby zrozumieć moje słowa musisz zrozumieć kim byłeś i kim jesteś. Zrozumieć, nie dowiedzieć się. Mogę tylko powiedzieć, że odpowiedzi których szukasz znajdziesz w Ogrodzie Męczenników. I mogę dodać tylko tyle, że Wieloświatowcy nie wybrali nikogo z siebie. Nie mieli pojęcia, że tak się stało. Wybór dokonany został przez nich, lecz bez nich. Rozumiesz?

Wraz ze słowami władczyni Arraniz w głowie Ari rozpalił się ogień. Widziała płomienie wzbijające się w górę. Wielkie jęzory żywego ognia skaczące ku niebu zasnutemu dymem. I słyszała krzyk. Cichy i odległy jakby rozbrzmiewał jakieś stulecia temu. Nie wiedziała czym jest ten ogień i czym są te krzyki, ale wiedziała, że budzą w niej poczucie krzywdy i żalu.

Słowa Pajęczycy poruszyły też coś w duszy Tobiasa. W wyobraźni stanęła mu twarz młodego, przystojnego mężczyzny o delikatnych rysach twarzy i fiołkowych oczach

I zaraz po tym twarz kobiety o jasnej grzywie i pięknej twarzy.

Znał tę dwójkę, ale nie potrafił powiedzieć kim są i jak się nazywają. A kiedy twarze zniknęły z jego wyobraźni, poczuł wielki smutek i coś, jakby … wyrzuty sumienia.

- Rozumiesz? - powtórzyła władczyni Domeny.

- Nie wiem czy rozumiem. – przyznał Tobias - Domyślam się, podejrzewam. Do tego im więcej odkrywam, z tego kim byłem, tym bardziej się siebie wstydzę. Może i był jakiś cel, większe dobro, próba przełamania cyklu w sposób jaki uznali wówczas za stosowny. Wychodzi na to jednak, że był on błędny. Nie chce mi się jednak wierzyć, że nagle teraz Pani odkryłaś jedną ze ścieżek, które dotychczas była dla ciebie niczym za mgłą. Czemu nie wskazałaś drogi wtedy? Czemu nagle teraz zniszczenie tronu jest możliwe? Gdyby tak było na pewno któreś z nas by je zaproponowało. Chyba, że… chyba, że ta sposobność nadarza się dopiero teraz, bo na Tronie siedzi odpowiednia osoba? - mówił jakby prowadził monolog sam ze sobą. W trakcie mówienia prawie wstał, ale powstrzymał się. Ścisnął tylko mocniej poręcze krzesła aż mu kłykcie pobielały. Zamilkł bijąc się z myślami.

Pajęczyca milczała.

- A tak konkretnie, to co musielibyśmy zrobić żeby przerwać Cykl? - Aria powtórzyła swoje poprzednie pytanie.

Tobias wpatrywał się w stół. Słuchał co powie pajęczyca.

- Poświęcić siebie i resztę Wieloświatowców w tym cyklu. A szczególnie Simeona Czarne Drzewo.

Greyson milczał trawiąc wypowiedziane przez kobietę słowa.

- Chciałbym odwiedzić Ogród Męczenników? - odezwał się po chwili milczenia.

- Odpowiedzi, które tam znajdziesz mogą okazać się bolesne – ostrzegła władczyni.

Aria próbowała skojarzyć, czym był ten cały Ogród Męczenników, ale nie potrafiła sobie przypomnieć, więc zamiast tego nawiązała do bardziej interesującej ją kwestii.

- Jak mam dokonać tego poświęcenia? - zapytała Pajęczycę.

- Kiedy nadejdzie właściwy moment sami zrozumiecie, czym będzie poświęcenie i jak będzie wyglądać.

- Czemu właśnie Simeona? - Tobias wygasił emocje, ale nadal postanowił zyskać tyle wiedzy ile się tylko da. By samemu przeanalizować to, co zbierze i odpowiednio to ocenić.

- Bo to bestia. Bestia w ludzkiej skórze. Niszczycielska i obłąkana bestia. – Odparła pani Arraniz.

- Jak każdy Wieloświatowiec. – odparował jej Greyson.
- Mówisz o poświęceniu wszystkich, ale szczególnie Simeona. Czy to oznacza, że inni nie muszą ginąć tylko Simeon? Czemu wyszczególniłaś właśnie jego skoro mówisz o poświęceniu wszystkich? - Tobias drążył temat.

- Bo jesteście częścią tego samego.

- Czyli sami mamy się domyślić, co powinniśmy zrobić i kiedy to powinniśmy zrobić. – Aria nie mogła się powstrzymać od sarkastycznego tonu - Dziękuję za te szczegółowe informacje na pewno wezmę je pod uwagę.

- Czy chcesz nam jeszcze coś powiedzieć Pani? - dodał Tobias bardziej ugodowo.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 15-10-2017 o 16:26.
Ravanesh jest offline  
Stary 15-10-2017, 21:56   #208
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
DOMINIUM

Cóż jeszcze można powiedzieć o Dominium? To szalone miejsce. Patchwork wariactwa zszyty z wielu kawałków obłędu, związany nicią absurdu zaplatanej w supły groteski.

Każda Domena jest inna. Każda przedstawia sobą jeden rodzaj emocji, snu, szaleństwa lub obłędu. Zdarzają się domeny koszmarów, w których najgorsze lęki urzeczywistniają się w cielesny horror. Zdarzają Domeny okrucieństwa, gdzie nie milkną echa bolesnych krzyków tysięcy komnat tortur. I są domeny pełne słonecznego blasku, gdzie śmiech dziecka rozbrzmiewa pośród ukwieconych łąk.

Bo kto powiedział, że szaleństwo zawsze ma być mroczne i krwawe?

CELINE CENIS

Oparła się o zimny metal drzwi. Śliski od wilgoci która mogła być zarówno skraplającą się wodą, jak i jakikolwiek innym płynem. Za tą warstwą metalu stał lub stała Maska. Celine słyszała jej lub jego oddech. Mocny, miarowy, spokojny.

Celine nie widziała Maski. Zamknięte drzwi to uniemożliwiały. Widziała jednak żałosną, wychudzoną kreaturę, z którą dzieliła więzienną celę. Nie widziała jej zbyt dobrze, ledwie zarys w ciemnościach, lecz dostrzegała mętną barwę ślepych oczu i słyszała rzężenie, jakie wydobywało się z przegniłych ust.

- Skąd znam twoje imię, Celine Czysta Falo? – ni to kobiecy, ni to męski głos był tak spokojny, jak oddech jego właściciela/właścicielki. – Przecież wiesz. Musisz sobie tylko to przypomnieć. Nie możesz walczyć z bólem. Odrzucać tego, co zrobiłaś ty i reszta.

Zagadki. Celine miała dość zagadek. Dość celi, w której ją zamknięto. Dość wszystkiego. Ale nie miała wyboru. Grała w grę, której zasad ani celu nadal nie rozumiała.

- Wiesz. Oni szykują się do wojny. Znów. Zbierają armie. Setki tysiące wojowników ruszą na Cytadelę, by zrzucić nas z tronu, którego nie chcieliśmy. Ale my nie ustąpimy, Czysta Falo. Nie możemy. Będziemy walczyć, lecz tym razem wszystko potoczy się inaczej. Zwyciężymy. Utrzymamy władzę. To wszystko zmieni. Śmierć milionów istnień nie pójdzie na marne. A jeśli się nie uda zatrzymać buntowników, zrobimy coś innego, Celine Czysta Falo. Zniszczymy całe Dominium. Raz na zawsze. Pomożesz nam w tym? Staniesz u naszego boku? Powiedz tylko tak, a tworzymy twoją celę i pozwolimy ci wyjść. Kiedyś, nim to wszystko się stało, byliśmy jednością. My i ty. Może czas znów uczynić nas przyjaciółmi? Co ty na to?


ENOCH OGNISTY

Tej nocy nie świętował zwycięstwa. Owszem, udawał że cieszy się tak samo, jak Lud Nar. Jego wojownicy, jego bracia w mieczu, wytargali skądciś wino i upijali się do nieprzytomności. A jemu chciało się rzygać. Nie przez alkohol, lecz przez coś co dręczyło go w środku, jak robak.

Gdy Lud Nar padł pokotem, zmęczony popijawą on długo nie mógł zasnąć, wpatrując się w zadymione niebo.

Drugiego dnia ruszyli w drogę do Domeny nad Rozwidloną Rzeką. Graw Nar Graw wyjaśnił Enochowi, że jest to miejsce pełne bagien, gdzie domy buduje się na drewnianych palach, a miejscowi to rybacy bardziej kochający swoje łowiska, niż wojnę. Domeną władał Lord Syrenth znad Rozwidlonej Rzeki. Znany z tego, że uwielbiał kobiety i pieśni. Stary satyr, łasy na krągłości i cipki, jak to bezceremonialnie stwierdził Graw Nar Graw. Lud znad Rozwidlonej Rzeki znał się jednak, jak nikt inny w Dominium, na leczeniu i magii pieśni, które mogły zesłać strach lub sen. A to już było warte odwiedzin.

Do Domeny Rozwidlonej Rzeki droga zajęła im pięć dni. Pięć długich, nudnych dni, które dłużyły się niemiłosiernie. Aż w końcu zeszli z wyżyn w dolinę, gdzie Enoch ujrzał dwie wielkie rzeki toczące leniwie wody, aż po horyzont. I miasto w miejscu, gdzie obie rzeki łączyły się ze sobą. Chaotyczną, pstrokatą plątaninę domów.

Do miasta dotarli wieczorem, trzymając się szerokiego traktu prowadzącego wzdłuż jednej z rzek, którą Enoch nazywał Ślamazarą. Na ich spotkanie wyszła grupa ubranych w luźne, dość śmieszne i wielobarwne szaty ludzi. Jeden z nich przemówił usłużnym, ugrzecznionym głosem polityka.

- Witamy w Domenie Rozwidlonej Rzeki, w imieniu Lorda Syrentha. Ja nazywam się Tobres Torcurvandes Niestety, Lord nie będzie mógł przyjąć tak zacnego poselstwa osobiście, ponieważ przebywa poza Domeną. Jednak spotka się wami Pani Szavra, która zarządza Domeną pod nieobecność Lorda Syrentha.

- Prowadź!

I poselstwo poprowadziło ich przez miasto, które z bliska wyglądało dużo gorzej. Jak rozsypujące się ruiny, pełne kolorowych parawanów i mansard.

Śmierdzące mułem i rybami. Z ludźmi, którzy schodzili im z drogi.

W końcu dotarli do centralnej części miasta i zostali wprowadzeni do pięknej, okazałej rezydencji wykonanej z marmurów i lśniących kamieni, pełnej ozdób i kunsztownie wykonanych mebli, dywanów i luster. Na widok takiego bogactwa większość z Ludu Nar nie ukrywało oszołomienia. Na Enochu nie zrobiło ono jednak większego wrażenia. Za to kobieta, która oczekiwała na nich w jednej z komnat już tak.

Była już stara. Bardzo stara.

Wyglądała prawie jak trup ubrany w brązowe szaty. Na wychudzonych, ziemistych rękach trzymała pas, na którego widok Enocha przeszył dreszcz.

Widział ten pas na kimś, kogo kiedyś znał i szanował. Na Szalonej Dox. Ale to nie była jego Wieloświatowa przyjaciółka, lecz ktoś inny, kogo nie znał.

- Enochu Ognisty – powitała go starucha wstając. – To zaszczyt móc spojrzeć żywej legendzie w oczy.

Skłoniła się nisko.

- Czy możemy porozmawiać w cztery oczy, tylko ty i ja. Twoi wojownicy otrzymają jadło, napitek i kobiety. A kiedy skończymy rozmowę dołączysz do nich. Zaszczycisz starą kobietę chwilą ze wspaniałym mężczyzną, jakim bez wątpienia jesteś.

Było w niej coś niebezpiecznego. Wyczuwał to. I ten pas. Pas Szalonej Dox. Pas, który dawał władzę nad umysłem i snem. I pas, który zsyłał koszmary.

Tyle wiedział.

Pani Szavra czekała, aż podejmie decyzję. Jej ciemne oczy wpatrywały się w niego bez emocji. Zimne, jak oczy ryb jakich pewnie mnóstwo żyło w tych rzekach.

ME’GHAN ZE WZGÓRZA

Kent kiwnął głową na znak aprobaty i razem z Me’Ghan, ścigani spojrzenie Var Nar Vara, opuścili domostwo wodza. Szli pomiędzy wojownikami z różnych ras i Domen, przyciągając niemal nabożne spojrzenia. Kent ignorował je, wyraźnie przyzwyczajony do takiej atencji, Me’Ghan też zdążyła przywyknąć.

Szli więc przed siebie, dając się prowadzić nogom, aż w końcu dotarli nad urwisko, z którego widzieli wyżyny rozciągające się za Wzgórzami Nar. Niedawne pole walki, na którym straciła Wachlarza. Przyjaciela, którego nawet nie zdążyła dobrze poznać. Dziwnie go jej brakowało.

Teraz na wyżynie tłoczyli się ludzie. Namioty, jurty, ogniska. Armie zbierały się na wezwanie władcy Ludu Nar.

- Imponujące, prawda? – pierwszy odezwał się Kent. – Jest nas mniej niż ostatnio, ale Maska też nie jest takim wrogiem, jak Dominator. Zwyciężymy. Zawsze zwyciężamy. A ty, o czym ty, chciałaś ze mną porozmawiać? Bo na pewno nie chciałaś, byśmy wyszli od Var Nar Vara tak, bez powodu, wiedźmo.

Znów ten łagodny ton zmiękczający ostatnie słowo. Przyjacielski i ciepły chociaż ze szpilką uszczypliwości, wręcz złośliwości.



TOBIAS GREYSON i ARIA TARANIS


Może i Pani Domeny chciała coś opowiedzieć, ale trucizna dodana do posiłku zadziałała szybciej. Oboje, Aria i Tobias, poczuli to w tej samej chwili. Jad. który dodano do jedzenia lub picia spowodował, że obrazy przed ich oczami rozmazały się, zatańczyły i w końcu oboje zapadli w odrętwienie, które nie było ani snem, ani jawą. Zawieszeni pomiędzy świadomością i jej brakiem ujrzeli dziwaczne sługi Pani Domeny, które zbliżyły się do nich oplątując w kokony pajęczej przędzy.

Dali się podejść ufając Pajęczycy, ze dotrzyma zasad honorowej gościnności, które dla niej najwyraźniej nie miały znaczenia.

ARIA TARANIS

Aria obudziła się pierwsza. Chociaż dłuższą chwilę trwało, nim przypomniała sobie co się stało i gdzie się znajduje. Otworzyła oczy i oniemiała.

Widziała! Znów widziała. Co prawda obraz był monochromatyczny – w odcieniach bieli, czerni i szarości, lecz widziała. Nie wiedziała jakim cudem i dlaczego, lecz odzyskała wzrok. Odzyskała oczy!

Znajdowała się w jakimś pokoju lub sypialni. Ubrana w świeże, pachnące przyjemnie ziołami rzeczy. Nie była sama. Obok łóżka na którym leżała siedziała mała postać.
Dziewczynka o twarzy pomarszczonej, jak wysuszona śliwka. Z uszami, jak Yoda. Dopiero po chwili Aria zorientowała się, ze to nie dziecko, lecz jakaś mała istotka, wzrostu drobnej czterolatki. Jeszcze jeden z fenomenów tego dziwnego świata w którym się znalazła.

- Cieszę się, że się obudziłaś. - Głos rozwiał wątpliwości co do wieku. Należał do osoby dojrzałej. - Jestem Teltomena. Mam ci służyć, póki nie odzyskasz sił, Burzowy Pomruku. Pani Osnowy wyznaczyła mnie do tego zaszczytnego zadania.

TOBIAS GREYSON

Tobias ocknął się w ciemnościach.

Znajdował się w jakimś zimnym miejscu, w którym szalały przeciągi. Nad sobą widział rozgwieżdżone niebo, chociaż nie potrafił powiedzieć, jakie konstelacje na nim świecą. Były zarówno obce jak i znajome, chociaż nie potrafił nadać im żadnej nazwy.

W ciemnościach koło niego poruszyła się jakaś postać. Z mroku wyłoniła się naga, potężna kobieta, o pozbawionych tęczówek oczach i dziwacznej głowie. Zamiast włosów kobiecie na czaszce rosły grzyby i patyki. Wyciągała przed siebie ręce w których trzymała coś, co wyglądało jak mały glob jakiejś planety.

- Zjedz ją, Wachlarzu. Zjedz całą. Dla mamy, dla taty, dla siebie.

Tobias milczał oniemiały.

- Zjedz ją dla MNIE.

Twarz kobiety rozmyła się, zmieniła w bladą, ceramiczną maskę, z której spływały krwawe łzy. Dłonie nie trzymały już planety lecz ociekały czerwienią świeżej posoki.

- To TY! TY to zrobiłeś. – powiedziała postać w masce głosem kobiety i mężczyzny jednocześnie. – Wy to zrobiliście. Tu i teraz. Wtedy i tam. Zawsze. Nie tak. Nie tak powinno!

A potem maska zmieniła się w płonącą twarz.

A płonąca twarz w płonącą postać, która wyciągnęła w stronę Tobiasa dłoń. Ogień smagnął go po twarzy i wyrwał ze snu.

Tym razem obudził się w jakimś pokoju o dość dziwacznej konstrukcji ścian i sufitu, chociaż nie potrafił powiedzieć, co w nich jest dziwnego.

Nie był sam w pokoju. Obok na krześle siedział… drugi Tobias Greyson. Ubrany w coś, co wyglądała jak delikatna, doskonale opinająca ciało kolczuga.

- Cześć – powiedział Tobias Greyson, a jego własny głos brzmiał dość dziwacznie w jego własnych uszach. – Dobrze, że się obudziłeś. Pewnie masz mnóstwo pytań. Ale najpierw pozwól, ze ja cię o coś zapytam. Kim jesteś, bo wyglądasz tak, jak ja?
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 15-10-2017 o 22:11.
Armiel jest offline  
Stary 20-10-2017, 13:42   #209
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
-Ta przyjaciółmi!? Tak jak powiedział mi Jóns, a potem mnie zdradził? Drugi raz nie pozwolę się tak podejść - rzekła blondynka i dopiero teraz zrozumiała, że chuda poczwara, z którą dzieliła celę to była ona sama.
Obraz nędzy i rozpaczy - pomyślała i wyobraziła sobie, że ona będzie tak wyglądać jak odmówi dołączenia do Maski, którą/którego, chciała tak usilnie zabić.

Musiała się zastanowić, ale Maska nie będzie czekać wieczność. Jedyną opcją było tak naprawdę zgodzić się na dołączenie do niego/niej i zniszczyć Dominium jak Męczennik i Męczennica, którzy, jak się jej zdawało, zginęli w walce z Dominatorem. Przypomniała sobie pewien tekst, który się wrył mocno w pamięci; “przyłącz się do nas, a znajdziemy dla ciebie miejsce”. W takiej sytuacji po raz kolejny znalazła się Celine, tylko tym razem głos nie był nachalny, nie wyczuła żadnych negatywnych emocji. Maska był/była pewny/pewna swego zdania. Ren’Wave nie widziała go/jej przez drzwi, ale wiedziała, że tam jest, czeka na jej ruch. Nagle przypomniała sobie jak była odziana w pełnopłytową zbroję. We “śnie” widziała bitwę z Dominatorem i poświęcenie Męczennika i Męczennicy, jak walczyła ze zbrojnymi odpierając ataki ze wszystkich stron. Tak ma być teraz? Jedno było pewne. Jeśli tu zostanie to może nie przeżyć następnej nocy i wyglądać jak ta kreatura w celi. Trzeba podjąć “męską” decyzję.
-Tak - powiedziała. Jedno hasło, komenda, która pozwoli jej wyjść i zakończyć to wszystko. Raz na zawsze.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036

Ostatnio edytowane przez Adi : 20-10-2017 o 13:45.
Adi jest offline  
Stary 28-10-2017, 11:01   #210
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
- Nie wiem - odparł szczerze - Może jestem tobą a może to ty jesteś mną. To jest Dominium, tutaj wszystko jest możliwe - spuścił nogi z łóżka i usiadł wolno podpierając się rękoma - Nadal jestem w przymusowej gościnie Pani Arraniz? Czy może trucizna jednak podziałała i jestem w jakichś zaświatach? - przeniósł wzrok na swojego rozmówcę jakby patrzył na lustro.

- Jesteś w Arraniz - odparł ten siedzący na fotelu.

- Więźniem? - Tobias, który dopiero odzyskał zmysły zadał krótkie pytanie chcąc poznać swój status.

- Nie sądzę. Myślę, że gościem. Mnie i Panią Arraniz łączy przyjaźń. A więc ciebie chyba też? Skoro jesteśmy Wachlarzem i możemy być w kilku miejscach na raz to... Popieprzone to, nie sądzisz?

- Bardzo. Ciekawie się tutaj traktuje gości. Dodając czegoś do kolacji. Mogła mi powiedzieć, żebym już jej nie męczył albo żebym sobie poszedł, nie musiała robić tego w taki sposób - Tobias narzekał trochę na gościnność władczyni Domeny - No dobra. To po co Ciebie przysłała do mnie? Jakie masz zadanie. Bo wiesz jakoś tak nic a nic nie odczułem, żeby mnie i ją łączyła jakaś przyjaźń kiedykolwiek - spojrzał wyczekująco na swojego rozmówcę nadal nie wstając z łóżka.

- Uratowała ci życie. Nie sądzisz, że to świadczy o czymś, co można nazwać przyjaźnią?

- Uratowała mi życie? - spojrzał zdziwiony w oczy swojemu rozmówcy - Kiedy? Teraz? Kiedy podała mi truciznę, która jednak mnie nie zabiła? O czym ty mówisz? Chyba że.. - po tych słowach w oczach pojawił się błysk zrozumienia - mówisz o sobie. Zatem opowiedz mi jak tutaj trafiłeś i czego chcesz od tej cząstki siebie - wskazał dłońmi na siebie.

- Spadłem podczas skoku. Pojawiłem się w jakiś ruinach. Potem wszystko było jak popierzony sen. Goniła mnie jakaś rogata Bestia. Potem były Lud z Jeziora. Nie powiem. Miłe nimfetki. Nawet bardzo. Potem pokazały mi coś na dnie. Jakieś świecidełko. A gdy go dotknąłem wszystko zrobiło się inne. Dowiedziałem się o tobie i mnie. No i trafiłem tutaj. Uciekając przez Tunel. Trafiłem do pajęczynowego labiryntu, a potem tutaj. Przejście przez ten Tunel nieźle mnie poharatało. A ty? Co u ciebie?

- W sumie to… - zastanowił się chwilę - podobnie. Tylko, że mi nie pokazały tego świecidełka tylko potoczyło się to w inną stronę. Lud zginął a ja przedostałem się z ostatnią nimfetką przez tunel do Var Nar Vara i jego ludu. Tam mnie żołnierze maski wybebeszyli i pojawiłem sie na bagnacha a potem przez Domenę Władcy Szczurów czy jakoś tak w Tunel a stamtąd tutaj na zatrute przyjęcie. - wstał ciężko i przez chwilę się nie ruszał jakby chciał sprawdzić czy będzie w stanie ustać - Tak sobie myślę, że muszę być powiązany z tym miejscem skoro umiem tak się pojawiać w różnych miejscach oddzielonych czasem i wyborem. No to może będziesz moim świecidełkiem jakkolwiek głupio to brzmi? - spojrzał wyczekująco na sobowtóra.

- Świecidełkiem? Rozumiem, że prosisz mnie o to, bym pokazał ci, kim jesteś naprawdę i czym jest ten świat naprawdę? - Drugi Tobias przyglądał się stojącemu na lekko drżących nogach Greysonowi - Wiesz, czemu nazwano mnie Wachlarzem? I ciebie? Nas?

- Nie do końca. Mogę się domyślać, że ma to jakiś związek z wiatrem, efektem wacholowania, podmuchami. Tym, że jesteśmy w tak wielu postaciach. Mogę się jednak mylić i jest to z niczym nie powiązany pseudonim.

- Wachlarz potrafi się składać i rozkładać - posłał mu uśmiech. - Nie dopatruj się w tym innej filozofii. Teraz jestem rozłożony. Czas, by się znów złożyć.

- Aaaa tak. Tak też może być. Zatem pewnie czas na złożenie. Jest dużo do roboty jak domniemuje po ostatnich rewelacjach Arraniz - westchnął - Choć nadal ciężko mi wybaczyć to otrucie.

- Czasami cel uświęca środki, nie sądzisz?

Stojący przy łóżku Greyson wzruszył tylko ramionami
- To jak powiesz mi na czym stoję i udostępnisz mi wspomnienia, które ponoć przetrzymuje Maska czy składasz się i wchłaniasz mnie, czy cokolwiek tam robimy by stać się jednością. Jaki teraz ruch? Jaki cel? Bo ja dotarłem do muru i nie jestem w stanie go przebić. Chciałem udać się do Ogrodu Męczenników by tam odkryć chociaż co mną kierowało a może uzyskać jakiś mały fragment świadomości, który powie mi jakim skurwysynem byłem albo jakich trudnych wyborów musiałem dokonać? - czekał.

- Doskonały pomysł! Ten ogród! To co? Składamy się?

- Czekaj a co z Arią? Gdzie ona jest? Nic jej się nie stało? Chcę się z nią zobaczyć - nagle olśniło go, że nie przybył tutaj sam, że był ktoś komu obiecał, że będzie się opiekował.

- Nie wiem nic o żadnej Arii.

- Jak to? - grymas niedowierzania przemknął po twarzy stojącego mężczyzny - Przybyłem do tej domeny w towarzystwie niewidomej, straszliwie pokiereszowanej dziewczyny. Zwą ją również Burzowy Pomruk. Byłem z nią na kolacji. Jak to nic o niej nie wiesz? - wzrok Greysona świdrował jego kopię żądając wyjaśnień.

- Burzowy Pomruk jest tutaj? W Domenie Arraniz? - wyraźnie się ucieszył.

- Jestem zdziwiony, że nic o tym nie wiesz - ten stojący Tobias rozejrzał się po sali - Wiesz co. Nie ufam ci. Już kurwa nikomu nie ufam. Chuj wie czy jesteś częścią tego pieprzonego wachlarza czy może jakimś pierdoloną podpuchą by zajebać mnie. Milczysz o tym co chcę wiedzieć jak pierdolony grób. W dupę z tym wszystkim - ruszył w kierunku drzwi - Chcę się widzieć z Arią, niezależnie od tego czy Arraniz chce mnie zajebać czy nie.

- Jasne. Też bym się wkurzył. Aria jest niebezpieczna. I nie powinno jej tutaj być. Arraniz nic mi nie powiedziała. Może dlatego, że wiedziała, jak bym zareagował. W końcu kiedyś Aria nas zdradziła. Razem z Czarnym Drzewem zrobili to, co zrobili i zmienili ustalenia z Var Nar Varem, który miał zasiąść na tronie i przejąć władzę. Jej wybór nas zabił. No, ale to było dawno. W poprzednich życiach. Ja nie mam jej za złe. Jakby coś. Ty pewnie też nie.

- Moje odczucia wobec niej - wkurzenie Tobiasa zgasło tak szybko jak się pojawiło - te które się pojawiły, kiedy ją zobaczyłem były właśnie podobne do tego co powiedziałeś. Neutralne. Inne niż te kiedy zobaczyłem Me’Ghan czy Enocha po raz pierwszy. Słyszałem, że najlepiej nam się współpracowało z Kentem, że był naszym przyjacielem… Zatem opowiedz mi o zdradzie Czarnego Drzewa i jak w to wciągnął Arię. Powiedz mi też dlaczego chcieliśmy wywyższyć Var Nar Vara? I co stało się się, że zrobiliśmy to z Męczennikami? Dlaczego pozwoliliśmy Var Narowi na poświęcenie swojego ludu? Ja… ja potrzebuję odpowiedzi bo wątpliwości i ścieżki możliwości rozsadzają mi głowę - stał nieruchomo w pobliżu drzwi.

- Też nie wszystko pamiętam czy wiem. Moje, czyli twoje wspomnienia, są jak ser, pełne dziur. Z Simeonem jednak sprawa była jasna. Zwiódł prawie nas wszystkich. Okłamał i oszukał. Nie zauważyliśmy, że był obłąkanym szaleńcem, zagubieni w tym, co działo się z nami w Dominium. Rzezią i wojną. W takich czasach, kiedy wokół ciebie giną miliony istnień, a własnoręcznie odebrałeś życie tysiącom, jeśli nie dziesiątkom tysięcy z nich, zdrada jednego człowieka łatwo może umknąć uwadze, nie sądzisz? I jego kłamstwa. Simeon omamił Arię obietnicą końca wojny. Przekonał nas wszystkich, że Stos będzie idealnym rozwiązaniem. Poświęcenie jednego plemienia, jednego klanu, da szansę przetrwania innym ludom. Var Nar Var uwierzył w to. Uwierzył, że po wszystkim jego lud stanie się strażnikami Dominium a on ich władcą. Nikt nie wiedział, że pojawi się Maska. Istota zrodzona z bólu i krwi. I naszej wspólnej zdrady. Ofiara intrygi Simeona. Czarne Drzewo był potworem, a jego korzenie sięgały głęboko i daleko, i człowiek nie wiedział, że go oplatają, póki się o nie nie potknął. Rozumiesz?

- Chyba tak. Jak sam powiedziałeś Arię też omamił, więc jest ona tak samo winna jak my wszyscy - zamyślił się przez chwilę - Chciałbym prosić władczynię Domeny o spotkanie. Chcę się dowiedzieć co z nią zrobiła. Potem chciałbym udać się do Ogrodu Męczenników a potem możemy złożyć ten Wachlarz.

- Dobra. To zrobimy tak. Ty pogadaj z władczynią Arraniz i opiekuj się Arią. Ja załatwię kilka spraw w Domenie Zimy i spotkamy się w Ogrodzie Męczenników. Jak ci się to widzi?

Były akrobata skinął potakująco głową.
- Jeszcze jedno. Skąd wziąć takie fajne wdzianko?

- To dostałem w drodze, za popis akrobatyczny u Ludu Jeziora. No, może nie do końca był to popis akrobatyczny, ale musiałem nieźle się nawyginać i nagimnastykować, aby zapracować. Eh. Tak jak powiedziałem. Niezłe były z nich nimfetki. - Uśmiechnął się rozmarzony.

- Chociaż ty miałeś miłą i przyjemną drogę. Ja łaziłem prawie nagi. Dobra nie ma co tracić czasu. Idę pogadać z Panią Arraniz - ruszył w kierunku drzwi - Do zobaczenia Ja-Ty.
 
Sam_u_raju jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172