Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2017, 10:48   #31
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Szli niemal od zmroku i Janowi szybko zaczęło brakować towarzystwa Sayna. Krzyżak czy nie, z własnymi tajemnicami skrywanymi skrzętnie jak większość wąpierzy, ale był uroczym rozmówcą i przydatnym towarzyszem w podróży. Zamienił go na kudłatego Nosferatu i wciąż go gryzło, czy był to dobry handel.
Luda trzymała się środka sunącej wolno przez puszczę kawalkady, cicha i poważna jak zawsze. Zerkała na niego bez fałszywego wstydu, ale i nienachalnie, gdy pojawiał się w pobliżu. To też go gryzło. Czemu właściwie idzie za nim i dlaczego. I jak długo iść zamierza.
- Niedźwiedzia wybroniłem chwilowo – zagadnął w końcu córkę wołchwa. - Na służbę wziąłem. Co o tym myślisz?
- Złe mam przeczucia. Co do Sayna – odparła po chwili, warkocz odrzuciła na plecy. - Szkoda, iż jego obserwować nie można.
Widać każdy miał własne zgryzoty i własne złe przeczucia.
Co do Nosferatu doradziła, by przed jego ludźmi związek nazywać sojuszem, nie służbą. Na dworze się Jan wyłga, ważne jest tu i teraz. A źle, żeby woje myśleli, że wykorzystał sytuację. Jeszcze go o konszachty posadzą z Zakonem.
-A jak będzie to z tobą? Wierzysz w przepowiednie ojca?
-Ojca bogi darzą. Ojciec się nie myli nigdy - spojrzała się podejrzliwie. - Nie pogrywaj sobie ze mną, bo sam siebie nie poznasz, gdy cię ostawie. Co chcesz wiedzieć?
Zaplotła ramiona na piersi i wysunela dumnie podbródek.
- Wydaje mi się, że nie daje ci powodów do wątpliwości. - oznajmił Jan - Co chce wiedzieć… Cóż po kolei zatem. Czy mnie poprzecie, gdybym po władzę w okolicy zdecydował się sięgnąć w miejsce Leszego? - nie żeby mieli jakieś lepsze alternatywy pomyślał Jan ale milczał. - Czy dołączysz do mojej świty w charakterze doradcy i głosu rozsądku oraz przyjaciółki. To tak na początek. Trzeba to sobie powiedzieć wprost i przysięgi jakieś zawrzeć. Nadchodzą zbyt ciężkie czasy by jeno na ślinę los łączyć.
- Z Samboją na udry pójdziesz?
Nie zmieniła ni tonu,ni pozycji.
- Chciałabyś tego? - odpowiedział pytanie Jan również podejrzliwie. Jednak nie spytał celowo czy chciałby tego jej ojciec czy krajanie. Spytał czego ona chce.
- Nie - odrzekła po prostu.
- Tak jak rzekłem Niedźwiedziowi. Spór z Samboją teraz nam nie posłuży. Zamierzam go unikać. Co prawda myślałem, że skoro domenę Leszego mam brać to w całości. Jednak, pokora dobrą nauczycielką i Szawle będzie trzeba odpuścić - choć widać było po Janie, że apetyt miał. Jednak wiedząc, że wszystko wodą jest pisane nie zamierzał przesadzać.
- Dobrze - skinęła głową, jasny warkocz zsunął się z ramienia, a szeleścił w Janowym uchu jak żmij sunący przez gęstwę liści. Luda wyciągnęła szczupłą dłoń.
Jan złożył pocałunek na jej dłoni.
- Obiecuję ciebie i twoją osadę chronić. - miał Jan unikać przysiąg a sam pakował się teraz w takową z pieśnią na ustach. Głupiec powtarzał sobie w wyrzucie. Zawiesił wzrok na niej patrząc co uczyni.
- Bogowie słyszeli - skinęła głową i pogładziła go po policzku. Dłoń miała bardzo ciepłą, pachnącą ziołami. - I ja ci obiecam coś. Przetrwasz. I przetrwa ów chłopaczek, przyboczny twój.
- Dziękuję choć liczę, że przetrwa więcej osób. - objął jej dłoń i złożył na niej kolejny pocałunek.
Uśmiechnęła się, i znów pogładziła go po twarzy. Zapach jej skóry go oblepił i wiedział, że nie opuści go przez wiele godzin, kuszący obietnicą krwi, która płynęła pod spodem.
- Gdzie się dwornie mówić uczyłaś?
Spoważniała na powrót.
- Miałam ci ja niegdyś własnego rycerza.
Choć podpytywał, nie rzekła nic więcej, a na zadane wprost pytanie czy zna kogoś, kto mógłby w sprawie dopomóc, jak Krzyżaki przyjdą, zmarszczyła brwi.
- Może.

Niedźwiedź okazał się bardziej gadatliwy. W obrazowych słowach odmalował bestialstwa Litwinów i Jaćwięgów, żyjących na południe od domeny Leszego.
- Litwiny miały własne rody Tzimisce, ale ich Skomand z Jaćwieży pokonał dawno temu, ich krwią drzewa w swej dziedzinie nakarmił. Nie masz żadnych Diabłów na ziemi Skomanda.
- Wilkolak?
- Gangrel, któren się obwołał bogiem. Zakonu wielki wróg. I Diabłów. I Nowogrodu. I wszystkich właściwie. Z Jaćwingami nie ma co gadać. To łupieżcy, najeżdżają wszystkich wokół.
- A owi Gangrele ze wschodu, co się biją między sobą, to podlegli jemu?
- Daiva i Pukuwer? A gdzie tam. Pukuwer synem jest Skomanda i Jaćwingiem, to i krew mu woła, żeby gryźć jako pies wściekły. Ale ojca nie uznaje. Zbiegł od niego… Daiva chyba miejscowa jest. Oboje za starszego uznają Wrońca, ale jak ten tylko ptasie ślepka odwróci, to się biją między sobą. Poszło im sto lat temu, ale nie o granice wpływów, jak wszyscy gadają. Pukuwer Daivie ghulicę porwał cudnej urody. Jak to Jaćwing… tylko by napadał, porywał, łupił, zabijał i gwałcił. I modlił się do drzew – zaśmiał się Nosferatu. - Nie uwierzysz, ale oni tam na Jaćwieży to nawet drzew na pola nie karczują. Zostawiają i bronują wokół pni, jak te osły. Drzewa wszystko z ziemi wysysają, plony marne, to i nic dziwnego, że kraść u innych chodzą. Inaczej by zdechli.

Zapewne od tego gadania o porywaniu niewiast w dzień następny, gdy go sen zmorzył, Luda mu się przyśniła, jak przed nim klęka i kark łabędzi pod zęby gnie, dłoń jego międli w swojej miłośnie, w twarz patrzy oczami pełnymi uwielbienia.
Potem zaś o dziwożonie śnił, jadącej wierzchem na odyńcu, tak jak Niedźwiedź sobie z dzika wierzchowca przysposobił. Tyle że odyniec Ragany ulepiony był ze zbitych w sploty gałęzi i konarów.
- Obiecałeś. Obiecałeś. Czas się kończy.
Obudził się wycieńczony i rozdrażniony, a noc nie przyniosła dobrych wieści.
- Zwierzęta Krzyżaków dostrzegły. Dwóch rycerzy. Psy potworne i dwa tuziny zbrojnych. Stoją obozem niedaleko osady.
- Pewnie posilą się, poczekają godzin parę, aż sen ludzi zmorzy, i zaatakują – stwierdził ponuro Niedźwiedź.

Jan zastanawiał się, czy świętobliwi rycerze nauczyli swoje bestie i ludzi biegać po wodzie. Osada, z tego co mu Niedźwiedź wcześniej opowiadał, mieściła się na jeziorze, a jedyną drogą była wąska i grząska grobla.

A potem sobie przypomniał wuja Włodka, delikatnie uśmiechniętego, gdy o Jezusie chodzącym po Jeziorze Galilejskim.
- Dlaczego się uśmiechasz, wuju? - spytał Jan wtedy, a tak dawne mu się to wydawało, jakby się stało w innym życiu.
- Bo to żadna sztuka.
 
Asenat jest offline