Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-09-2017, 10:48   #31
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Szli niemal od zmroku i Janowi szybko zaczęło brakować towarzystwa Sayna. Krzyżak czy nie, z własnymi tajemnicami skrywanymi skrzętnie jak większość wąpierzy, ale był uroczym rozmówcą i przydatnym towarzyszem w podróży. Zamienił go na kudłatego Nosferatu i wciąż go gryzło, czy był to dobry handel.
Luda trzymała się środka sunącej wolno przez puszczę kawalkady, cicha i poważna jak zawsze. Zerkała na niego bez fałszywego wstydu, ale i nienachalnie, gdy pojawiał się w pobliżu. To też go gryzło. Czemu właściwie idzie za nim i dlaczego. I jak długo iść zamierza.
- Niedźwiedzia wybroniłem chwilowo – zagadnął w końcu córkę wołchwa. - Na służbę wziąłem. Co o tym myślisz?
- Złe mam przeczucia. Co do Sayna – odparła po chwili, warkocz odrzuciła na plecy. - Szkoda, iż jego obserwować nie można.
Widać każdy miał własne zgryzoty i własne złe przeczucia.
Co do Nosferatu doradziła, by przed jego ludźmi związek nazywać sojuszem, nie służbą. Na dworze się Jan wyłga, ważne jest tu i teraz. A źle, żeby woje myśleli, że wykorzystał sytuację. Jeszcze go o konszachty posadzą z Zakonem.
-A jak będzie to z tobą? Wierzysz w przepowiednie ojca?
-Ojca bogi darzą. Ojciec się nie myli nigdy - spojrzała się podejrzliwie. - Nie pogrywaj sobie ze mną, bo sam siebie nie poznasz, gdy cię ostawie. Co chcesz wiedzieć?
Zaplotła ramiona na piersi i wysunela dumnie podbródek.
- Wydaje mi się, że nie daje ci powodów do wątpliwości. - oznajmił Jan - Co chce wiedzieć… Cóż po kolei zatem. Czy mnie poprzecie, gdybym po władzę w okolicy zdecydował się sięgnąć w miejsce Leszego? - nie żeby mieli jakieś lepsze alternatywy pomyślał Jan ale milczał. - Czy dołączysz do mojej świty w charakterze doradcy i głosu rozsądku oraz przyjaciółki. To tak na początek. Trzeba to sobie powiedzieć wprost i przysięgi jakieś zawrzeć. Nadchodzą zbyt ciężkie czasy by jeno na ślinę los łączyć.
- Z Samboją na udry pójdziesz?
Nie zmieniła ni tonu,ni pozycji.
- Chciałabyś tego? - odpowiedział pytanie Jan również podejrzliwie. Jednak nie spytał celowo czy chciałby tego jej ojciec czy krajanie. Spytał czego ona chce.
- Nie - odrzekła po prostu.
- Tak jak rzekłem Niedźwiedziowi. Spór z Samboją teraz nam nie posłuży. Zamierzam go unikać. Co prawda myślałem, że skoro domenę Leszego mam brać to w całości. Jednak, pokora dobrą nauczycielką i Szawle będzie trzeba odpuścić - choć widać było po Janie, że apetyt miał. Jednak wiedząc, że wszystko wodą jest pisane nie zamierzał przesadzać.
- Dobrze - skinęła głową, jasny warkocz zsunął się z ramienia, a szeleścił w Janowym uchu jak żmij sunący przez gęstwę liści. Luda wyciągnęła szczupłą dłoń.
Jan złożył pocałunek na jej dłoni.
- Obiecuję ciebie i twoją osadę chronić. - miał Jan unikać przysiąg a sam pakował się teraz w takową z pieśnią na ustach. Głupiec powtarzał sobie w wyrzucie. Zawiesił wzrok na niej patrząc co uczyni.
- Bogowie słyszeli - skinęła głową i pogładziła go po policzku. Dłoń miała bardzo ciepłą, pachnącą ziołami. - I ja ci obiecam coś. Przetrwasz. I przetrwa ów chłopaczek, przyboczny twój.
- Dziękuję choć liczę, że przetrwa więcej osób. - objął jej dłoń i złożył na niej kolejny pocałunek.
Uśmiechnęła się, i znów pogładziła go po twarzy. Zapach jej skóry go oblepił i wiedział, że nie opuści go przez wiele godzin, kuszący obietnicą krwi, która płynęła pod spodem.
- Gdzie się dwornie mówić uczyłaś?
Spoważniała na powrót.
- Miałam ci ja niegdyś własnego rycerza.
Choć podpytywał, nie rzekła nic więcej, a na zadane wprost pytanie czy zna kogoś, kto mógłby w sprawie dopomóc, jak Krzyżaki przyjdą, zmarszczyła brwi.
- Może.

Niedźwiedź okazał się bardziej gadatliwy. W obrazowych słowach odmalował bestialstwa Litwinów i Jaćwięgów, żyjących na południe od domeny Leszego.
- Litwiny miały własne rody Tzimisce, ale ich Skomand z Jaćwieży pokonał dawno temu, ich krwią drzewa w swej dziedzinie nakarmił. Nie masz żadnych Diabłów na ziemi Skomanda.
- Wilkolak?
- Gangrel, któren się obwołał bogiem. Zakonu wielki wróg. I Diabłów. I Nowogrodu. I wszystkich właściwie. Z Jaćwingami nie ma co gadać. To łupieżcy, najeżdżają wszystkich wokół.
- A owi Gangrele ze wschodu, co się biją między sobą, to podlegli jemu?
- Daiva i Pukuwer? A gdzie tam. Pukuwer synem jest Skomanda i Jaćwingiem, to i krew mu woła, żeby gryźć jako pies wściekły. Ale ojca nie uznaje. Zbiegł od niego… Daiva chyba miejscowa jest. Oboje za starszego uznają Wrońca, ale jak ten tylko ptasie ślepka odwróci, to się biją między sobą. Poszło im sto lat temu, ale nie o granice wpływów, jak wszyscy gadają. Pukuwer Daivie ghulicę porwał cudnej urody. Jak to Jaćwing… tylko by napadał, porywał, łupił, zabijał i gwałcił. I modlił się do drzew – zaśmiał się Nosferatu. - Nie uwierzysz, ale oni tam na Jaćwieży to nawet drzew na pola nie karczują. Zostawiają i bronują wokół pni, jak te osły. Drzewa wszystko z ziemi wysysają, plony marne, to i nic dziwnego, że kraść u innych chodzą. Inaczej by zdechli.

Zapewne od tego gadania o porywaniu niewiast w dzień następny, gdy go sen zmorzył, Luda mu się przyśniła, jak przed nim klęka i kark łabędzi pod zęby gnie, dłoń jego międli w swojej miłośnie, w twarz patrzy oczami pełnymi uwielbienia.
Potem zaś o dziwożonie śnił, jadącej wierzchem na odyńcu, tak jak Niedźwiedź sobie z dzika wierzchowca przysposobił. Tyle że odyniec Ragany ulepiony był ze zbitych w sploty gałęzi i konarów.
- Obiecałeś. Obiecałeś. Czas się kończy.
Obudził się wycieńczony i rozdrażniony, a noc nie przyniosła dobrych wieści.
- Zwierzęta Krzyżaków dostrzegły. Dwóch rycerzy. Psy potworne i dwa tuziny zbrojnych. Stoją obozem niedaleko osady.
- Pewnie posilą się, poczekają godzin parę, aż sen ludzi zmorzy, i zaatakują – stwierdził ponuro Niedźwiedź.

Jan zastanawiał się, czy świętobliwi rycerze nauczyli swoje bestie i ludzi biegać po wodzie. Osada, z tego co mu Niedźwiedź wcześniej opowiadał, mieściła się na jeziorze, a jedyną drogą była wąska i grząska grobla.

A potem sobie przypomniał wuja Włodka, delikatnie uśmiechniętego, gdy o Jezusie chodzącym po Jeziorze Galilejskim.
- Dlaczego się uśmiechasz, wuju? - spytał Jan wtedy, a tak dawne mu się to wydawało, jakby się stało w innym życiu.
- Bo to żadna sztuka.
 
Asenat jest offline  
Stary 05-10-2017, 22:11   #32
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Gdy zobaczyli krzyżackich buntowników pod osadą. Należało podjąć jakieś kroki. By dostać się do środka niepostrzeżenie i nieszczęściu zapobiec. Licho by było jakby na lenników Niedźwiedzia wypadły te piekielne ogary w środku nocy. To ogary uznał za pierwszą przeszkodę z którą w razie walki przyjdzie się zmierzyć. Ostatnio ledwo jednego ubili. Zapytał Ludy czy potrafiłaby wytworzyć zapach który by je do szału doprowadził. Tak by uciekły lub na oślep się rzucały. Kluczem było by buntownicy stracili nad nimi kontrolę. Luda rzekła, że jest to w jej mocy. Jan pytał o rzeczy kolejne Niedźwiedzia czy Niewidoczność potrafi i na nich roztoczyć a Ludy czy wodę w grobli szło by w odpowiednim momencie zamrozić. O ile Niedźwiedź potwierdził o tyle o mrożeniu wody Jan mógł zapomnieć. Leżało to poza Ludy możliwościami.

- Tak sobie dumam powiedział - Jan do pozostałych następnie - Trzeba nam do wioski przejść najlepiej pod osłoną Niewidzialności. Obrońców ostrzec i cichuteńko się zasadzić. Jak wlezą na groble podpuścić ich pod samiutki cel. Przywitamy ich oporem i dalszymi atrakcjami. Zapachem do nozdrzy ogarów o który pytałem. By w szał je wprowadzić i ci nasi mroczni kapłani niech mrok wtedy na groble sprowadzą. O ile choć jeden jest w środku. Tylko cała nasza grupę nawet na kilka przejść trzeba do środka wprowadzić o ile to możliwe lub ukryć w lesie.
- Trzy osoby przeprowadzić mogę za jednym razem - zadeklarował Niedźwiedź. - Ale nie ryzykowałabym kilku przejść. Mają psy. A zwierzęta są w tej gestii umniejsze od ludzi i wampierzy.
Luda rzekła tylko, że zniszczy groblę przy samym brzegu.
- Jeno że dalej obok będzie można pojechać. Tam wody najwyżej po kolana, a nawet mniej.
- Ruszamy zatem do wioski. Kamir ukryjecie się do końca walki. Po tej stronie będzie zbyt niebezpiecznie. Zabezpiecz ludzi i konie. My ostrzeżemy obrońców i zaatakujemy ich z zaskoczenia. Jak usłyszysz róg w sześciu szybkich i krótkich sygnałach dołączycie do walki. Gdy wszyscy skinęli głowami. Jan wskazał jednego z wojów Strugi.
- Ty idziesz z nami i pilnujesz swojej Pani. Kamir dobrze się ukryjcie, ogary się rozbiegną. Maskujcie zapach jesteś w tym dobry poradzisz sobie. - spojrzał na zwiadowcę. Którego pozostawienie tu zwiększało szanse pozostałych na przeżycie. Jeśli przytłumią zapach a ogary będą miały zmysły otępione sztuką Ludy powinno się udać. Po czym stanął blisko Niedźwiedza a jeszcze bliżej samej Ludy.
- Prowadź - powiedział do przybocznego. Po czym ruszyli wyznaczoną przez niego trasą. Gdy szli Jan zastanawiał się nad tym co rzekł wcześniej Niedźwiedź. Skomand traktował drzewa dokładnie tak jakby miał układ z dziwożonami. I to o wiele bardziej rozwinięty niż Leszy. Czy tak właśnie było? Skomand odniósł sukces tam gdzie Leszy poległ? Litwińskie rody Tzimisce padły pod ciosami Gangrela. Bez wielkiej pomocy z zewnątrz było to niemożliwe. To mogły być one, panny z lasu. Może dlatego Jawnuta nie pomogła Leszemu? Bo niby wojewoda ale się na nią szykował w swoim czasie? Wampiry mogły łatwo kontrolować ludzi, to dobry sojusznik dla dziwożon. Dziewice w darze czyli jakaś forma rozmnażania bodajże. Do tego nikt im drzew nie niepokoił. To sprawa kluczowa bo życia. W zamian dostawali co? Wsparcie? Skomand obwołał się bogiem. Rozbujałe ego czy coś więcej? Jak daleko się to posuwało? Każde pytanie rodziło dwa kolejne. Biruta mówiła by dziwożon unikał. Bałą się, że mu w głowie namieszają. Słowami czy urokami? To go tylko utwierdziło w przedziwnej wizji okolicy. Krzyżacy po jednej stronie w dodatku w kilku stronnictwach. Jawnuta po drugiej. Moskwa gdzieś tam w oddali i całkiem blisko dziwożony. Każdy szarpiący w swoją stronę… ziemię tę dobrą.

Czuł się dziwnie, z Ludą tuż pod bokiem, wojem depczącym mu po piętach i szerokimi barami Niedźwiedzia pod samym nosem. Nosferatu zapewnił, że umykają ludzkim i nieludzkim spojrzeniom, lecz on nadal widział towarzyszy, woj nadal dyszał mu w kark, bladozłote włosy ludy unosiły się w podmuchach wiatru idących od jeziora. Szedł, starając się stąpać jak najciszej.
Nikt ich nie zatrzymał. Co prawda od obozowiska odłączył się jeden z ogarów, buszował w zaroślach, gdy przechodzili, i wystawił z krzaków potworny łeb. Luda zacisnęła na ramieniu Jana palce, ale piekielny pies parsknął tylko i wrócił do ostrzenia sobie pazurów o pień buka.

W pobliżu grobli na konarze dębu siedział mężczyzna odziany z pruska, jeśli Jan dobrze dojrzał wzory na krajkach zdobiących spodnie. Patrzył w stronę osady, a i miejsce, gdzie stali towarzysze Jana omiótł spojrzeniem. Jan czuł jego wzrok na sobie, a jednak Prus odwrócił głowę i nie wszczął alarmu.

Nie krzyknął także i wtedy, gdy Luda się potknęła i jęknęła cicho, nim Jan ją złapał i podparł. Byli już na grobli i szli, i choć Janowi się wydawało, że plaśnięcia ich stóp w grząskim błocie są głośne jak uderzenia piorunów, także nic się nie stało.

Stanęli przed bramą, osadzoną we wzmocnionym ostrokołem wale ziemnym. Bramą zamkniętą na noc na potęzny rygiel od środka.

Jan spojrzał przez chwilę na bramę i ostrokół. Przez moment się zamyślił, po czym rzekł.
- Musimy trzymać się wciąż blisko siebie. Wzmocnie się krwią i przywiąże line na górze. To na szczęście palisada nie mur wielkiego zamku. Podsadzisz mnie, tylko trzeba nam znaleźć mniej pilnowanie miejsce. Poprowadź nas dalej. Musimy to zrobić tak byś objął tych na górze mocą. Wejdziesz pierwszy najwyżej jak przywiąże linę. Z boku palisady mniej nas będzie widać. Jak spod mocy twoje w ciemności ktoś “wypadnie” z tej strony. To nikt go nie zauważy. Ważne by na szczycie i bliżej niego być już osłoniętym. Na wale inaczej po przeskoczeniu palisady będzie nas widać jak na dłoni.- powiedział Jan do Niedźwiedzia.

Nosferatu oszacował młodego Diabła i jego fizyczność.
- Chucherko z ciebie, Janie. Ja ciebie, razem z liną, przerzucę przez ostrokół. Toć powiesz moim, żeś ode mnie. I linę nam spuścicie. Hasło mamy: Trzy batogi. Tak tym w osadzie powiesz, zanim rabanu narobią.
Jan parsknął śmiechem nim zdołał go zdusić.
- To pewnie lepszy plan. Skoro znasz hasło. Rzucaj - Jan był gotów do nietypowej drogi od razu. Nie było przyczyny by zwlekać. Jak tylko wyląduje od razu hasło poda i resztę sprowadzi.

Gdy stopę ułożył na złożonych, sierścią jak szczeciną pokrytych dłoniach Nosferatu, uderzyły go dwie wizje swych możliwych przyszłości. Jedna była zabawna, a druga nie całkiem… W pierwszej, wyrzucony nad ostrokół, gdzieś w powietrzu wyzwalał się spod mocy klanowej Nosferatu, i w oczach zgromadzonych na dziedzińcu objawiał się, lecąc z nikąd, z nieba. Iście Anioł Pański, wojnę wam i rzeź, ludkowie mili, przybyłem zwiastować! W drugiej wizji wszystko szło tak jak w pierwszej, do czasu aż źle wymierzony rzut kończył się dla Jana przeszyciem jednym z zaostrzonych pali ostrokołu.

Nosferatu poderwał dłonie i Jan pofrunął w noc. Nad palikami odruchowo zamachał rękami. Jak ptak. Czy też Anioł. Czy smok.
Smok, zdecydował. Jestem przecież smokiem.

Wylądował w przyklęku, z chrzęstem kolczugi, nawet zgrabnie, miecz w tył na plecy odsuwając, by mu się między nogi i w tunikę nie zaplątał.

Jednak smok. Jak na objawienie anioła zbyt mało było klękających z bojaźnią bożą w oczach. Właściwie to nikt nie klęknął. Ktoś za to krzyknął. Ktoś westchnął. Ktoś za broń chwycił, w Jana wymierzyło się kilka grotów włóczni. Choć z zewnątrz uśpiony i cichy, gródek pełen był ludzi zaskakująco pełnie odzianych i uzbrojonych, i przytomnych jak na tę porę nocy.

Pod zadaszeniem stało kilka rycerskich koni. A w pewnym oddaleniu od osadników trzech rycerzy stało z czarnymi krzyżami na piersiach.
- Ktoś ty!? - zakrzyknął jeden z miejscowych.
Jan był zaskoczony ale szybko zdecydował trzymać się pierwotnego planu. I pożałował, że przystał na propozycję Niedźwiedzia zamiast swojej się trzymać. Spojrzał na miejscowego i rzekł:
- Trzy batogi. - począł się Jan krwią ładować by zwiększyć swoje możliwości. Gdyby pochwycić próbowali chciał skakać z powrotem od razu. W tą stronę znacznie łatwiej niż w drugą. Nie wydawał pochopnych sądów, nad zostaną sytuacją. Rycerze mogli tu być by posłować kapitulację osady lub w wyniku już nastałej zdrady.
- Gdzie Niedźwiedź? Jakie imię twoje? - miejscowy rozluźnił się nieco, ale głos nadal miał ostry. Rzucił coś szeptem do mężczyzny za sobą.
Jan w trakcie słów rozmówcy począł czytać powierzchowne jego myśli. By wiedzieć co się tu szykuje. Zdrada czy wierność? Szept też powinien wyłapać bez trudu. Posłyszał jeno “sprowadź”, lecz nie dotarło już do niego, kogo. Rozmówca jego spięty był, oczekując podstępu czy też zdrady.
- Pan wasz blisko. Sprowadzić go mogę na zwiad przyszedłem. Imię me nieważne. Widzę, że gości macie. Kto wierny Niedźwiedziowi z serca bądź trwogi niech miecza na mnie nie podnosi. Ani - wskazał palcem na tego komu szeptano - nie oddala się zbytnio.
- Tutaj ja wydaję rozkazy, przybłędo - warknął za nim męski głos.



Przybyły nie wyglądał przyjaźnie. Jego aura tylko to poświadczała. Ani chybi wąpierz. Jan trzymał dystans i tylko się uśmiechnął.
- Tak? To już sobie będziesz wyjaśniał z Niedźwiedziem. Już go wołam przecie.- i począł linę wiązać. Jakby kto do niego ruszył. Był już w maksymalnej fizycznej formie. - i przekazał telepatia na dół do Niedźwiedzia obrazy i słowa jakich doświadczył. I kątem oka dostrzegł jak wampir z ciosem się zamierza miecza dobywając. Jan sam dobył miecza. Starał się liny bronić. Nerwowy ten Lasombra.
- Trzy batogi hasło nieprzypadkowe. -warknął Jan- W imieniu Niedźwiedzia i Pani Jawnuty odstąpcie. Kto wierny i życie mu miłe do mnie. Niedźwiedź zaraz tu będzie. - Mięśniak nie ustąpi tak się Janowi zdawało. Mowa była przeznaczona do ludzi w około. By ich na swoją stronę przeciągnąć kto wierny lub chociaż skłonić do zawahania.

Olbrzymie dwuręczne ostrze świsnęło Janowi koło ucha, roztrzaskując jedną z belek palisady. Długowłosy był równie silny jak urodziwy… zdaniem Jana nie zdążyłby wzmocnić się krwią, była to więc siła wrodzona i naturalna. I rodziła pewne obawy, co to będzie, jak się ta góra mięśni juchą jeszcze pokrzepi.
Tymczasem postanowił jednak porzucać groźbami.
- Weles w palenisku twoimi gnatami napali!
Za plecami ciemnowłosego skupiła się ciemność. Olbrzym potrafiłby zastraszać nie jednego. Jednak dla młodego Tzimisce było to hmm, niepokojące. Acz ciekawe bardzo zjawisko.

Jan odpowiedział krzykiem.
- Odrzuć zdradę dla Krzyżaków a głowę ocalisz! Jawnuta zdrady nie odpuści.
- Kogo zdrajcą nazywasz, psi synu?!
- Jam jest Jan ze Skrzynna. Z rozkazu Jawnuty porządek mam tu trzymać. I zdradę z Krzyżakami karać!
Jan oczywiście ciął go mieczem w odpowiedzi. By wykorzystując zaskoczenie lub niedocenienie jego osoby odgryźć się. Jan oczywiście wyczekiwał Niedźwiedzia niczym łaski pańskiej. W dniu sądu ostatecznego.

Ujrzał głowę Niedźwiedzia, wyłaniającą się znad ostrokołu niczym bardzo szpetna Afrodyta z mętnawych fal. Ciosu jednak nie powstrzymał. Kapłan Welesa krok w przód postąpił, zgiął się gibko i tanecznie, by ciosu uniknąć.
A miecz Jana, niczym kosa Kostuchy łan żywych kosząca w dniach zarazy, przecięła płynące w powietrzy gęste loki.
- Wystarczy! - warknął Niedźwiedź gramolący się przez ostrokół.
- Następnym razem nie włosy ci zetnę a łepetynę pustą! - wywarczał Jan. Który nie tylko odpór dał grozie która na kmieciach mogła robić wrażenie. Pokazał też kunszt rodzinny w szermierce. Szczęście mu co prawda dopisało. Ojciec jednak byłby dumny z efektu nauk.

Spojrzał potem na Niedźwiedzia i czekał słów kolejnych. Ciekaw był dalszego rozwoju wypadków. W dali na krzyżaków rzucił okiem ciekawskim aury ich badając. Przejechał też do głowy. Najstarszy, który wyglądła na dowódcę.
Nosi imię Albrecht. Zabił brata i uciekł przed gniewem ojca do zakonu. Miał utrzymankę pod Rygą, miejscową.

Nosferatu w tym czasie nie komentował zajścia. Sapnął tylko z głębin potężnej piersi. Podgolonemu przez Jana rosłemu wojowi pięść podetknął pod nos do powąchania, a potem linę na dół na powrót zrzucił i gestem nakazał Lasombrze wciągnąć pozostałych na dole towarzyszy. Dopiero gdy Luda i jej obrońca stanęli za ostrokołem, bezpieczni, warknął zduszonym szeptem.
- Rozumu zbyłeś się, Jaromir? Pod atakiem jesteśmy, a ty mi sojuszników gromić chcesz? Po nocy się wydzierasz? Gdzie Niemiła, ona więcej umu ma?
Lasombra wskazał na jedną z chat, znaczniejszą od innych. W drzwiach stała niewysoka kobieta, i Jana przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jej bladą aurę przecinały czarne żyłki.

Każde rodzeństwo jest od siebie różne. Tu podział szedł wyraźny. Kto od myślenia ino, kto od miecza zaś. Gdy dostrzegł Niemiłą upewnił się tylko w słowach Niedźwiedzia. To ona tu rządzi. To ona zdiabolizowała ich ojca. Jan zajrzał do jej głowy lecz nie ujrzał zbyt wiele. Ciemność, przelewające się cienie. Czuł zapach ziemi, takiej po deszczu, i krwi.
- Krzyżaków zaprosili - mruknął do Niedźwiedzia Jan.
- Pytanie, po co - odmruknął Niedźwiedź. - Oni to mają… pomysły. Że Diabła by zawstydzili.

Niemiła uchyliła skórę zasłaniającą wejście do domostwa. Ze środka buchnął zapach ziół i krwi. Przepuściła Nosferatu, pochylając z szacunkiem głowę, a mijającego ją Jana pochwyciła mocno za nadgarstek, ku sobie obróciła, by w twarz spojrzeć.

Jan spojrzał jej w oczy zachowując całkowity spokój. Jakby patrzył na zwykłą dziewczynę, nie groźną wampirzycę. Uśmiechnął się nawet.
- Witaj pani. Jestem Jan ze Skrzynna. Przyjaciel dworu Jawnuty i Niedźwiedzia. Miejmy nadzieję, że i wasz z czasem. Mimo słabego początku z twoim bratem. Co chcesz z tej twarzy wyczytać? - zapytał ciepłym głosem.
- Z krwi wróżę, nie twarzy - Głos miała cichutki, tak że wytężać się trzeba było i nachylić ku niej, by słów nie uronić.
- Naradźmy się zatem czasu mamy mało. - odrzekł wciąż wpatrując się w może niepozorną i młoda ale groźną wampirzyce.
- Przez mrok dotkniety - tyś już Welesowy, jako i my - rzekła ciszej niż tchnienie, puszczając jego rękę.

Jan postąpił krok naprzód i oniemiał. Wnętrze chaty nawet jego, wnuka Zoltana, onieśmielało bogactwem. Ściany ozdobione barwnymi kilimami zdobiła broń, i to broń niebylejaka… Miecze i łuki, wschodniej niewątpliwie roboty, ale i topory zdobione misternie na północną modłę. Naczyń srebrnych kilkanaście stało pod ścianami, a podłoga miast tatarakiem zaścielona była skórami, i to takimi, jakie Jan prędzej na grzbiet by założył, a nie stopy ubłocone weń wycierał.
- Zgadza się. Będzie mi potrzebna krew droga tu ciężka była. - odpowiedział Niemiłej. - Gdy wszedł do środka - na moment się zatrzymał - ogarniał wzrokiem całe te bogactwo. Imponująco kolekcja. Jan był kolekcjonerem w duszy. Co prawda własnej kolekcji nie miał ani nawet godnej siedziby. Czuł jednak, że zbieranie ciekawych istot i przedmiotów sprawia mu przyjemność. Chłonął więc atmosferę miejsca a nawet się uśmiechnął
- Ładna kolekcja - pochwalił choć zdawkowo. I niczym chłopczyk już się wszystkim łukom przyglądał. Łucznikiem był więcej niż przednim więc na dobrych egzemplarzach się znał. Oglądał podziwiał mruczał przy tym nawet. Jakby cały świat się zatrzymał. Nie ważna była już narada, krzyżacy i cały świat w około. Jan wgapiał swe oczka w piękne przedmioty niczym Toredor w transie oglądania sztuki.

Jeden był z cisu, ale zdobiony pięknie i wdzięczny w kształcie. Jan oceniał, że przy takim profilu będzie daleko niósł. Drugi był z rogu. Jan ni cholery nie był w stanie przypisać, jakiego zwierza to róg. Łuk był krótszy niż Jan przywykł. Podwójnie gięty, żadnych fidryguszek czy zdobień, ale w jakiś sposób niezwykły. Oczywiście Jan od razu łapkę położył na nim i zbadał przedmiot by coś więcej o nim rzec. Ujrzał bladego męża o długich, jasnych włosach, oczach niebieskich i wysokich kościach policzkowych… jako żywo natchnieniem mógłby być, a na pewno tworzywem pożądanym dla wielu Diabłów. Szedł ku koniom pasącym się w wysokiej trawie, a łuk ów rogowy miał zawieszony na ramieniu w haftowanym sahajdaku.
Trawy chrzęściły pod jego krokami, gdy rozłożył ramiona, źdźbła łamały się w jego palcach. Trwała susza, od wielu tygodni.
Oddychał spokojnie, twarz zadarł ku niebu. A potem ściągnął łuk z ramienia i wymierzył w chmury. Wizja się urwała.

- Piękny - powiedział Jan pod nosem. Przemilczał na razie słowa które aż cisnęły się na usta. Nie kurzy się tu zbytnio? Należało jednak zachować godność. Tylko jeśli zacznie się ślinić czego był bliski to wyjdzie mało taktownie. Odwrócił się do zgromadzonych i wrócił do dyskusji z nimi. Po cichu licząc na Niedźwiedzia bądź hojność Niemiłej. Zachwyt wciąż malował się na jego twarzy.
- Jaromir na Połowcach zdobył - skinęła głową, siadając na piętach obok paleniska. - Gdy na Węgry pojechał Krzyżaków gromić.
Janowi cisnęło się uparcie pytanie, jak to Jaromir, pojechawszy gromić Zakon, łupy na wrogach krzyżactwa zdobywa, ale zmilczał. Niemiła pstryknęła palcami, a jej brat jak sznurkiem szarpnięty pierw podał wszystkim po pucharze z czaszki miedzią i złotej wykładanej, potem krwi z dzbana każdemu nalał, a na koniec, kolejnym pstryknięciem popędzony, zdjął ze ściany rogowy łuk i podał go Janowi.
- Cóż dzieje się, luby nasz gospodarzu? - spytała Lasombra, do Niedźwiedzia przepijając. - Kogo dziś mordujemy, a kogo łaskami dalszego istnienia Weles darzy?

W tym czasie Niedźwiedź oczywiście zerknął ku Janowi. Ten odpowiedział telepatycznym szeptem
~ Wiesz co robią tu ci Krzyżacy? Może to najpierw wyjaśnijmy.
Niedźwiedź dyskretnie pokazał kamień leżący obok Niemiłej. Kamień ma wgłębienie i rowki do odprowadzania krwi. Sugerował wyraźnie, że pójdą pod nóż. Jan jednak był zszokowany i nie dowierzał.
~ Nie znam miejscowych zwyczajów odrzekł mu w głowie Jan. ~Ona pyta kogo składamy dziś w ofierze? Teraz?
~ Uhmmmmm. - odpowiedział Niedźwiedź.
~ Rzeknij że krzyżaka po bitwie? - odpowiedział wciąż zdziwiony Tzimisce
~ O ile ją wygramy czy choćby stoczymy. Nie znam się ale wolałbym żebym to nie był ja czy Luda - zauważył sarkastycznie - ani członkowie wioski. Lepiej składać ofiary z jeńców. Krwi im własnej też nie damy nie wiadomo co szarlatany mogłyby z nią zrobić. - Jan wyraźnie nie przepadał za kapłanami nieznanych bogów.
~ Czemuż to mam gadać za ciebie, zdziwił się Niedźwiedź.
Jan też się zdziwił. Dla niego sytuacja była prosta. To ludzie Niedźwiedzia. Skoro szacunek mu obiecał to wcinać mu się do rozmowy nie powinien.
~ Twoi ludzie. - zaznaczył Jan ~ To Ciebie Krzyżacy palili kilka nocy temu. Tobie ufają nie mi.
~ Tyś Jaromira podgolił, a mnie związał. Żle będzie wyglądać, jak jadaczką kłapać za ciebie będę
~ Tego żeś związany oni nie wiedzą. - i się nie dowiedzą to też źle wygląda przy pierwszym spotkaniu. ~ Tyś ich panem. Dobrze jednak skoro radzisz gadać… gadać będę nie mam z tym problemu. Nie ufają mi więc wcinaj się bez oporu. - bo Jan opór przeczuwał. Niedźwiedź natomiast zamiast negocjować za niego podle telepatycznych Jankowych sugestii... wyraźnie sam na próbę go wystawiał. Plan pierwotny Jana wziął w łeb ale cofnąć się już nie mógł.

Mina Jana na zewnątrz świadczyła dla obecnych, że był bardziej niż kontent. Ściskając w dłoni łuk. Zachwyt wylewał się z jego lica niczym fala na morski brzeg w czasie sztormu. No już prawie nic nie miał do Jaromira, że mu głowę próbował odrąbać. Jan go przystrzygł są kwita. I jak zaczął słuchać co Niemiła mówi, to go nawet mniej szokowało. Już obmyślał co by tu dać, żeby łuk zachować. Miał dość niewiele. Pomyślał o kamieniach szlachetnych. Niby pewnie mało taktownie je rozprowadzić teraz, plan miał wszak inny. Darować je damom i profity ściągnąć innego typu. Miał jeszcze konie rycerskie. O tak konie! Zdobyczne brzmi lepiej niż prawie podwędzone!
- To się dzieje, że Krzyżaki na nas idą - zagaił Nosferatu i usta do rogu przytknął.
- Rzeknijcie co u was się dzieje? Pod murami ich zbrojni. W środku zaś rycerze. - powiedział Jan tonem czystego niczym srebro twierdzenia. Bez skazy w postaci krzty pretensji tym razem. Bo miało to zapewne uzasadnienie.
- Ci co na zewnątrz dopaść chcieli tych, co w środku - Niemiła wzruszyła ramionami. - Zawsze są powody takiego stanu rzeczy, gdy brat przeciw bratu staje.
Na Jana spojrzała nieruchomo.
- Czym pana zaświatów ukontentujesz?
- Nowymi lokatorami - Jan się uśmiechnął szelmowsko. - i ich krwią w bitwie przelaną. Zasadzimy się na tych na zewnątrz. Podpuścimy pod mur na odległość pewną i uderzymy.
- Hmmm - Niemiła uśmiechnęła się dla odmiany blado i refleksyjnie. - Ja mam przynętę… a co ty masz? - spojrzała mu w oczy. Jej własne były jasnoniebieskie i przeczyły przesądowi, jakoby oczy miały być zwierciadłem duszy. Jej była ciemniejsza niż noc pod górami, był tego pewien.
- Haczyk, pozostanie nam jedynie wspólnymi siłami wyciągnąć zdobycz. - powiedział rzeczowo. Pojednawczy był w swym tonie.
- Zatem ryzykuję dla twego zysku to, co już pod nożem ofiarnym mam, i dusze mnie podległe… a ty, co właściwie? - Jej wzrok mocno pochłodniał.
- W zasadzie jest dokładnie odwrotnie. Co ja będę z tego miał kwestią jest otwartą- opowiedział Jan przewrotnie. Bo to jej osadę zaraz Krzyżacy mogą spalić. Nie Jana. - To ja tu przyszedłem wam dopomóc, wasz suweren rzeknie wam o Krzyżakach zza płota co nieco. Bynajmniej nie miłego. Rozlanie ich krwi dziś zaoszczędzi wam kłopotu w przyszłości. Bardzo bliskiej przyszłości, tam ogary wielkości koni. Wasze dobra zaś to godne łupy. Jest tam przynajmniej dwóch dotkniętych naszym darem. Tu jest nas czworo. Godna kompania by odpór dać. Jak wrócą niebawem sami z tym zostaniecie.

Niemiła przeniosła pytające spojrzenie na Niedźwiedzia, a ten rzekł wprost:
- Jan dobrze gada.
Nie wywołało to żadnego wrażenie na jej twarzy, a na Jaromirowej jeno skrzywienie.
- Ktoś ty? - spytała Niemiła, także wprost, a jednocześnie nadzwyczaj oględnie.
- Zależy kogo spytasz. - odpowiedział Jan równie oględnie - Jan ze Skrzynna, syn Bożywoja i wnuk Zoltana. Dwór Jawnuty jest mi bliski. Wiedzą o sytuacji w okolicy i ja jestem na nią odpowiedzią. Mam zastąpić Leszego. - nie nazwał się wojewodą wprost. Bo i nim nie był póki tego sam nie usłyszy od kniaźini… w co nie wierzy. Rozgrywają tu nim jedynie. Sferę domysłów sobie odpuścił.
- Co mam ze stawania za nim - podbródkiem wysuniętym wskazała na Nosferatu - to moje. A co ze stawania za tobą mam, prócz ośmieszenia brata mego? - powiedziała Niemiła a Jan nie wtrącił uwagi, że sam się prosił.
- Choćby to co dziś. W kłopotach jesteś nawet jeśli ich nie dostrzegasz. Ja natomiast przybyłem przestrzec i dopomóc. Ty chronisz na wezwanie mój tyłek. Ja twojego też nie zostawię. Choć twój brat podziękował mi na razie na swój sposób. Więc i odpowiedź dostał adekwatna. Ja hasło znałem. Nie nadymam się z powodu tego nieporozumienia i wasz - to już podkreślił - rozsądek również doceniam. Gwarantuję, że wasza wiara Krzyżakom będzie przeszkadzać. Czego by ci początkowo nie rzekli w razie układów. O ile by się na nie wysilili, bo jak sama zostaniesz to nawet nie ma po co. Niedźwiedź układ zaakceptował, mam nadzieję i ty dostrzeżesz profit.

Uśmiechnęła się. I z całego zdanie wyłowiła słowo od którego zaczęła odpór dawać.
- Gwarantujesz? Mało wiesz zatem. Myślisz, że o wiarę im idzie? W rzyci mają, i moją, i - prześwidrowała Jana wzrokiem - waszą w Ukrzyżowanego.
Jan dał się wciągnąć w temat, zamiast go gwałtownie zmienić.
- Nie pozwolą wam jawnie kapłanami być jak teraz. Chodzi im o władzę. Władza i pieniądze lubią ciszę. Nie służy jej zamieszanie czy niepokój. Za dużo szeptów by się pojawiło. Welesa kapłani… temat idealny. Pozory natomiast władzy dobrze służą. Gdy ich kaprys najdzie pozbędą się was. Ja tu natomiast ułożyć się chce i w dobrej wierzę przyszedłem, bo z pomocą i karku nadstawiać. - i spojrzał na nią również już inaczej... chłodniej. Szacunku nie należy mylić ze słabością. Swoje już pokazał subtelnie. Ostrzygł Jaromira i Niedźwiedzia miał wyraźnie po swojej stronie. Oni w dodatku na Jawnuty ziemi. Domyślają się zapewne konsekwencji zmiany stron.

- Jeśli wiara taka ważna, to co tu robisz, układając się z Welesową służką? Czyżby szło… - poruszyła jasnymi brwiami - o władzę, dla której wszystkie świętości sprzedać można? Jan miał przeczucie. Przeczucie graniczące z pewnością. Niezależnie jakiej odpowiedzi udzieli, Niemiła niemiło zaśmieje mu się w twarz. Tymczasem spoglądała na jego palce zaciśnięte na łuku i uśmiechała się z ewidentną wyższością.
- Dyskutujemy tu nie o mojej czy ich wierze. Lecz twojej.
Zgodnie z Janka przeczuciami, wybuchnęła bezradosnym śmiechem, co sie urwał tak samo gwałtownie jak zaczął.
- Nie. O złocie mówimy, łupach i krwi.
- Skoro to tematy bliższe twemu sercu w tej chwili. - Niedźwiedź wspominał o wierze rodzeństwa jakby ta prawdziwą była. Jan inny pryzmat dostrzegał. Nie zareagował na wybuch śmiechu, niczym więcej niż badawczym spojrzeniem. - W takim razie… Chcesz glinianki łupić czy rycerzy zakonnych? - praktyczną była Niemiła osobą w ocenie Jana. Jednocześnie począł łuk oglądać bliżej. Cięciwę nałożył, począł naciąg sprawdzać i jak w dłoni leży.

Przyjrzała mu się z wyższością.
- Przejdźmy do sedna, bo ślinę, Diable, psowasz bezcelowo, aleś Niedźwiedzia druh, to żem słuchała trajkotu. Sedno jest takie: ja ryzykuję więcej. Ja już mam rycerzy zakonnych w swojej władzy, nie muszę karku nadstawiać. Skoro mam, to łupy moje. I nieumarli jeńcy takoż.

W tym momencie Jana trafił szlaczek jasny. Ktoś kto za życia zbojówał... nigdy nie da się łupu pozbawić. Jan chodź szlachcic miał i drugi fach w rodzinie. Dupę jej Niemiłej przyszli ratować. Karku nadstawiać a ona mu bezczelnie o wyższym ryzyku niby po jej stronie wcześniej...co nawiasem mówiąc przełknął a nawet począł tłumaczyć jej swoje racje. Teraz jednak łupy w całości dla rodzeństwa? Bzudra jakaś.
- Przejdźmy zatem do sedna. Bo uprzejmość nakazywała trochę języka postrzępić. Jesteś sama z bratem. My mamy ryzykować a Ty łupy brać? Spoważniej. - wypił puchar krwii do końca. Łuk położył na nogach. Podał pusty puchar Niemiłej.
- Ty spoważniej. Jestem tu by osady bronić, nie po lasach się uganiać dla twego kaprysu. Chcesz, bym biegała i ci sławy na Jawnutowym dworzysku przysporzyła? To płać - Pustego pucharu nie zaszczyciła nawet spojrzeniem.
- Zapłacę a jakże lecz ty również. - pusty puchar postawił przed nią. - Wybór daje ci prosty. Chcesz do mojej watahy przystać albo nie.
- I ty, Niedźwiedziu, do watahy przystałeś? - zignorowała jego przemowę, a gdy Nosferatu skinął twierdząco, swój puchar osuszyła.
- Chcesz mnie do watahy, wróć, jak będziesz kimś.

Brakowało, żeby jeszcze na Jana napluła. Gdyby w gościach nie byli a na gościńcu zwyczajnie by zaatakował. Teraz był w potrzasku. Użycie siły zgubiłoby sojusz i ogień wznieciło w środku osady... gdy kłopot na zewnątrz wciąż się czaił. Gniew Jana jednak już dawał o sobie znać w słowach
- Już jestem. - odrzekł z uśmiechem wymuszonym - Lej do niego swojej krwii - wskazał na puchar pusty przed jej stopami.

Przekrzywiła głowę z zaciekawieniem, po czym powstała, obwijając spódnicą nogi. Do naczyń na desce rozłożonych w kątku podeszła i czymś tam stukała. Wróciła z niedużą buteleczką. Puchar pół na pół z buteleczki, pół na pół z własnego nadgarstka napełniła. A potem podała, wpierw bratu. Jaromir usta umoczył, upił i Janowi podał.

Jan po bucie Niemiłej spodziewał się ukrytego podstępu. Kolejnej subtelnej lub nie potwarzy.
- Nikt rozumny nie uczestniczy w rytuałach których nie zna. Wyjaśnij - dolał swojej krwii - co tam dodałaś. - podał kielich Ludzie.

~ Sprawdź go. Co w nim niezwykłego - powiedział w umyśle do Ludy. Ona odrzekła, że ~ Krew tylko.

Jan był gotów nawet do konfrontacji. Nie wiadomo co strzeli Niemiłej do głowy. Zwyciężyła w nim totalna podejrzliwość. Niemiła się opierała a kark zgiąć tu musi. Inaczej wyjdzie na słabego. To siłowanie się na słowa i postawy skończyć się musi.
- Jeśliś silny, sprowadzi siłę. Jeśliś słaby, obnaży słabość - Niemiła wzruszyła ramionami. - Twoja krew tyle tam znaczy co grzybek w barszcz wrzucony, już widzę, że ducha ci brak i wymysły stroisz jak wędrowny sowizdrzał.
- Tylko głupiec leje do gardła co mu dadzą bez zastanowienia. -odrzekł.
- Jesteś w gościnie pod moim dachem i mnie obrażasz - tym razem nie tylko chłód, ale i surowość kamienia. - Staniały w Polsze obyczaje.
- Obyczaj nie obejmuje rytuałów. - o słowach które on miał za obrazę wcześniejszych nie mówił.
- Tyś to rytuałem nazwał - zmrużyła oczy. - Nie ja.
- Jesteśmy pod twoim dachem. Stąd moja dotychczasowa uprzejmość. Wybór masz prosty który Ci dałem.
W tym momencie Jaromir powstał, oczy mu się rozpaliły jakimś blaskiem wewnętrznym i Niemiła przeniosła na niego całą uwagę. Jan dostrzegł, że dyskretnie, i niby polano jeno poprawiając, sięgnęła po jeden z płonących w ognisku konarów.
- Siostro… - rzekł niewyraźnie przez przerośnięte kły.
- Bracie, idź z błogosławieństwem naszego boga.
Jan wstał i miał hardą minę.
- Dość. Brata w trans wprowadziłaś na kogo chcesz go posłać? Nie skończyliśmy tu rozmów.
- Za bardzo się boisz własnej natury. Chcesz mi przewodzić? Pokaż, żeś godzien, a nie tupiesz jak chłopczyk, co mu patyka zabrali i bawią się w wojnę bez niego.
Zdjęła rękę z polana.
- Idź, bracie, dołączę niebawem.
- Idę z tobą. Łupy dzielimy na pięć części. - spojrzał na Niemiłą Jan próbując ostatniego kompromisu. Resztę rozstrzygną później.
- Cztery części dla nas, jedna dla ciebie. Nieumarli jeńcy są moi - sięgnęła po puchar, z którego Jaromir pił.
- Równo między wszystkich i dobro i jeńcy. Jeśli chcesz naszej pomocy, inaczej radź sobie sama. - Jan nie zamierzał dać się oszukać. I próbował targów choć widział i wiedział, że to raczej bezcelowe.
- Podług zasług dzielę. Równo to w zakonnej szkółce, adeptów po piętach biją.
Uniosła kielich do ust i wysuszyła do dna, oczy mrużąc z rozkoszy. Odrzuciła naczynie i rozłożyła ramiona, palce lekko jej dygotały.
- Dokonałaś wyboru - powiedział Jan i sam ruszył na zewnątrz.

Niemiła otworzyła oczy i były takie same jak u Jaromira. Otworzy usta i były to usta pełne zębów. A potem wyleciałą na zewnątrz jak wiatr. Dosłownie. Rozmazując się w oczach. Jeśli Janek skoczy do drzwi, to zobaczy jeszcze, że skoczyła z ostrokołu… ale gdzie, przeciew wokoł jezioro...

Jan spojrzał na Niedźwiedzia i Ludę.
- Jak na młodych to oni szalone mają podejście. Tam ogary i dwa krzyżackie wąpierze. Sami w szale na nich poszli - pokręcił głową - Tak wiem rozmowa mogła potoczyć się mi lepiej. Obyczaj tu inny niż w Polsce. Ruszymy im w sukurs bo siły mogli przeliczyć. Spojrzał na Ludą
- Zostaniesz tu i sprowadź to cośmy ustalili. Chroń osadę jakby coś się przedarło, lecz nie ryzykuj niepotrzebnie. My - wskazał na Niedźwiedzia - idziemy do walki. Strzelajcie i trzymajcie na dystans wrogów. - rzucił jeszcze przez ramię. Gdy z Niedźwiedziem się opuścili na linie na zewnątrz zaczął mówić.
- Prawdę o nich gadałeś. Szaleńcze pomysły. Obejmij nas mocą. Idziemy po tych krzyżaków. Będę szukał ich aur z daleka to nam ułatwi sprawę.

Słychać było szlachtowanie i krzyki. Gdy szli w kierunku buntowników spostrzegli miejsce gdzie była czujka krzyżacka. Buntownik był w stanie rozerwano-zmiażdżonym. Wpadł chwilę później na nich sterroryzowany spojrzeniem w mroczną otchłań zbrojny. Zwariował a Jan wypił go do cna wiedząc, że potrzebuje się wzmocnić. Wiedział, że wypadało by teraz jakaś taktykę przyjąć. Jednak nie wiedząc co zastanie przed sobą ciężko było o taką myśl. Decydować będą na bieżąco. Pewnym było, że podkraść się trzeba by uderzyć znienacka na niczego niespodziewającą się ofiarę. Jan był też bardzo ciekawy jak idzie rodzeństwu. Które wyrwało się do walki nie znając dokładnie natury ni możliwości przeciwnika.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 06-10-2017 o 00:26.
Icarius jest offline  
Stary 08-10-2017, 06:42   #33
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Czuję krew – tchnęła mu Luda prosto w ucho.
O tak. On też czuł. Całym sobą, aż nie mógł opanować drżenia. Las nie pachniał żywicą i mokrą ziemią. Las pachniał krwią, drzewa i zioła piły krew. Podobno takie są wartościowsze dla diabelskiej magii, tak przynajmniej twierdził wuj Włodek.
- Czuję śmierć – dodała młoda wiedźma. Idąc przytrzymywała się Jankowego przedramienia. Ona pachniała życiem, stężonym jak odparowany wywar, i to też czuł.

Niemiła twierdziła, że Jan nie akceptuje własnej natury. Ale to było nieprawdą, przestrzeliła się, zbyt pewna z kolei siebie. Był synem Bożywoja, wnukiem Zoltana. Jego rodzina nie uprawiała bezcelowych rzezi dla celebracji okrucieństwa samej w sobie.
A jednak...
Jestem smokiem, przypomniał sobie. Dziada zwą Wężem. Mój klan to klan Bestii, tak samo jak Gangrele.

Wytężył Jan zmysły, by objąć pole bitwy. Zapach krwi obwija go jak prześcieradło, uderza go w uszy wysoki bolesny wrzask. To chrupią kości łamane, ten pisk to pisk psa, a ten mokry chlupot to kiszki wypadające z rozerwanego brzucha na leśne runo. Tu-tu-tu-tu-tu, słyszy też. To tupot stóp przyspieszony, krwią napędzany ponad ludzkie możliwości.

Ale za tym wszystkim, na poły nierzeczywisty, niepochodzący z tego świata, słyszy szelest łusek trących o pnie. Żmij idzie. Smok, co ziemię wybrał, nie przestworza.

Porusza Jan nozdrzami jak pies, by węch odciąć, bo mu zapach juchy myśli zalewa. Patrzy Jan między drzewa.

Koń biegnie ku niemu, z pęt zerwany. Za nim kolejny, wlokąc z sobą za stopę uwięźniętą w strzemieniu ciało. To ciało kończy się tam, gdzie winna być talia, wątpia wysnuwają się z trupa jak sznur korali. Bokiem polany wlecze się poharatany piekielny ogar. Innych nie widać. Jest krzyk i wizg, i jęki konających, błagania o litość.

Nie ma litości. Jaromir rąbie w ścisku jak król stworzenia, latają oderwane członki. Wyrywa się z ciżby, zwalnia, by dobić rannego, co go za łydkę pochwycił. Rozmazaną smugą musi być Niemiła. Rozpoznaje ją chwilę później, gdy z zarośli atakuje ją ogar i kończy podniesiony nad jasną główkę na wyciągniętych, wątłych z pozoru rączkach. Niemiła opuszcza wielkie cielsko i z trzaskiem łamie psi kręgosłup o kolano. Twarz ma zlaną krwią, wysunięte kły i mrok w oczach. Rozmywa się znowu i Jan widzi, jak skacze zbrojnemu na piersi. Winni paść razem na ziemię pod bukiem, ale znikają w plamie ciemności, jakby się tam otwarły wrota do zaświatów. Pojawiają się, splątani w uścisku, po drugiej stronie polany, w mroku pod drzewami. Zbrojny wrzeszczy, wrzeszczy jakby zobaczył samego diabła.

Diabły, właśnie. Jeśli Janowi trzeba było dowodów, że Tzimisce tu miesza, to właśnie otrzymał kolejny. Dwaj rycerze stali nieruchomo, u ich stóp warczał ostatni z ogarów. Tzimisce nie rzuca się w bój jak wariat, odgradza się od wrogów potwornymi sługami, ludźmi, murami i magią. Taka, pomyślał sobie Jan, jest nasza natura. Tzimisce walczy sam tylko gdy zachodzi taka potrzeba.

I chyba zaszła właśnie, przynajmniej dla Krzyżaków. Jeden z rycerzy krok wprzód postąpił, za nim postąpił pies. Sylwetka wampira rosnąć poczęła, członki wydłużały się, a zajęci walką Lasombra ani krzty uwagi nie zwrócili, że rośnie im za plecami coś, co rzuca cień większy niż oni.
 
Asenat jest offline  
Stary 13-10-2017, 22:32   #34
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan z Niedźwiedziem przemknęli przez pole bitwy w pośpiechu. Jan spojrzał na formę krzyżaka z podziwem. Sztuka jego klanu, przemiana w bestię. Doskonałość i groza zarazem. Byt z innego świata. Próbował przestrzec rodzeństwo. Ci jednak byli jak w transie. Cóż nowego zagrożenia nie dało się nie zauważyć. Więc liczył, że gdy ruszy w ich stronę zauważą przeciwnika. Tymczasem należało zająć drugiego spokrewnionego. By nie umknął, ni nie zrobił czegoś niespodziewanego. Smok sługami się zasłania póki sam do walki stanąć nie musi. Znamiennym było, że ostatniego krzyżaka zasłonił jego towarzysz wraz z ogarem.

Zajęli pozycję za drugim krzyżakiem. Ci milczący są zazwyczaj najgorsi pomyślał. Może mistyczne ma moce? Szepnął telepatycznie Niedźwiedziowi swe zamiary. Uderzyli znienacka bez fanfar, bez krzyków szybko i miejmy nadzieję precyzyjnie.

Może i by to poszło gładziej i celniej, gdyby się nie zdradził ten, po którym klęski w podchodach Jan by się nie spodziewał nigdy. Dwa kroki przed celem Niedźwiedź ślizgnął się na mokrej gałęzi jak na lodzie, a tak nieszczęśliwie, że mu się własny oszczep między nogi zaplątał i Nosferatu z głośnym przekleństwem runął pyskiem w borówki i mchy. Krzyżak odwracać się począł i Jan niewiele myśląc pchnął, wiedząc, że lepszej okazji nie będzie.
Tamten uchylił się, dość szybko, by Jan zakonotował, co krwią zdążył już przeciwnik napędzić. Nie dość szybko, by cios chybił zupełnie. Grot włóczni zagłębił się pod obojczykiem, a chwilę potem drzewce poszło w drzazgi, roztrzaskane zbrojną prawicą oponenta.

Jan dobył miecza i mając go wraz z tarczą w rękach zaatakował ponownie. Cóż odpowiednia liczba ran również przeciwnika powali o ile będą w stanie mu je zadać. Niedźwiedź który miał być Jana obrońcą na razie nie pomógł za wiele. Pech mógł spotkać każdego i wszędzie. Młody Tzimisce starł się za to z innym diabłem oko w oko. Drugi raz w ciągu życia walczył z innym wampirem. Drugi raz tej samej nocy... Wcześniej prócz treningu nie zdarzało mu się to nigdy. Jednak trening z Bożywojem był niczym realna walka. Ojciec go kochał i dlatego w walce nie oszczędzał nigdy. Nie raz ciął i łamał kości, bez odrobiny zawahania. Jan natomiast całe życie i nieżycie chciał się sprawdzać. Dla niego walka była ekstazą tańcem i próbą sił.

Cios Jana zanurkował pod niedokładną zastawą białobrodego, tamten na toporze się wspierał i go poderwał, ale choć był szybki, niedostatki miał w technice. Broń to musiała być dla niego nowa i w tym młody Diabeł dostrzegł swoją szansę. Miecz zgrzytnął o pancerz, ciała nie sięgnął, ale Jan już wiedział, że ma widoki na zwycięstwo. Tamten zaś odskoczył.
- Der Schwan? - spytał, mrużąc jasne oczy.
- Polska mowa albo łacina. -powiedział Jan atakując ponownie.
- Der Schwan. - powtórzył tamten, dając krok w tył i przez ramię oglądając się na potwornego towarzysza. - O… lor - dodał po chwili. - Lederg.
Jan ruch wyczuł za swymi plecami, posłyszał stłumione sapnięcie Nosferatu. Za białowłosym ujrzał nagle znieruchomiałych Lasombra. Przestrachu po nich znać nie było. Jednocześnie wyszczerzyli okrwawione kły.

- On wyżyć musi wie coś! - Jan na widok Lasombra nie wahał się ni chwili i skoczył zasłaniając albinosa własnym ciałem. Wiedział, że mgnienie oka zawahania i nie będzie kogo ratować. Starał się go w szamotaninie do ziemi przygwoździć tak by Niedźwiedziowi ułatwić zadanie wbicia w niego włóczni. Jednocześnie mogąc go chronić przed kapłanami Walesa. Liczył, że zajmą się nowym zagrożeniem. Niż tu się będę wpychać. W kotłujących się po ziemi wampiry. Tajemniczy albinos nie robił sprawnie mieczem więc w walce wręcz też pewnie orłem nie był.
- Halt! - zdążył wrzasnąć białowłosy, gdy Jan mu kulasy podciął, a Niedźwiedź przyskoczywszy rymnął upadającego z barana, czołem między oczy. Pod Krzyżakiem nogi rozjechały się na boki, i padł Diabła przygwadżając, lekko ogłuszony oklapł w Jana uścisku, a że rosłym bym mężem, wgniótł go w grząską glebę. Tuż obok siebie Jan nagle zobaczył twarz Niemiłej, bo się dziewka zaciekawiona pochyliła do niego, usta przybliżyła okrwawiona i oczy skrzące jak gwiazdy. Gdzieś dalej zaskowyczał pies, ale zdawało się to takie odległe.
- Może jednak? Ostatnia szansa? - słowa bardziej przystające wędrownemu domokrążcy sprzedającemu relikwie z kości kurczaka i sztachety z płotu niż kapłance Welesa...
- Żywy więcej wart pod każdym względem. - Jan się zaśmiał mimo wszystko. Leżał pod Krzyżakiem a do ucha gadała mu kapłanka ciemności. Ojciec by nie uwierzył co jego syn porabia. - Ważny ród - powiedział Niemiłej. - Pojmij drugiego jeśli zdołasz. Potem sama zdecydujesz złoto, inne korzyści czy krew. - zaproponował Lasombrzycy. Bo mimo całej jej dzikości Niemiła była przebiegła. Krew zawsze zdąży z wroga utoczyć nie zamykając sobie innych możliwości teraz. Janek obrócił Albinosa i w myślach powiedział do Niedźwiedzia
~ Włócznie wbijaj w serce! Znieruchomieje wtedy. -jakby takiego wojaka jak Niedźwiedzia trzeba było uczyć.

Niemiła zerwała się z chichotem i furkotem sukien… i chyba to jej obecność tak na niego działała, napędzała gniew i żądzę walki i krwi. Nic dziwnego, diabolistka… a teraz, gdy odbieżała, wszystko zabrała ze sobą. Czemu on właściwie walczy z kimś, kto walki z nim chciał uniknąć… dlaczego rozważa, że mógłby wysączyć z niego wszystko, toż to zbrodnia. Największa ze wszystkich, powielenie Kainowej.Niedźwiedź podniósł włócznię.

W końcu Jan oprzytomniał i przypomniał sobie, że telepatia przemawia ponad podziałami językowymi. Starał się przezwyciężyć żądze i rzekł w umyśle do albinosa.
- Jesteś na mojej ziemi zbrojnie! Skąd znasz Lederga?
Białoskóry uniósł ręce nad głowę w geście poddania.
- Ty nie… jego syn. Jego syn tam walczy.
Jan skinął Niedźwiedziowi żeby kołkować.
Po czym już w akcie desperacji nadal wiadomość do rodzeństwa.
- Albinos mówi, że ten wasz to syn Lederge. - Jan stanął przed dylematem. Jeśli powie kim jest Krzyżak jego szanse na oszczędzanie rosną. Niestety cena jego wykupu dla Jana urośnie wtedy jeszcze bardziej.
- Lederge to mój wuj! Nie mógł tego wiedzieć ten biały. Pojmijcie go to mój krewny!- Jan wybrał opcję droższa jego kieszeni a bliższą sercu. Wiedział też, że Lasombra zdają sobie sprawę. Zabić krewnego diabłu to nie najlepszy pomysł.

Jaromir szczepiony z potworem nie ustawał w wysiłkach, by urwać przeciwnikowi łeb. Nie zważał ani na własne rany, ani na głos Jana w swojej głowie. Rozmyta jasna smuga kąsająca raz po raz z doskoku znieruchomiała, Niemiła twarz obróciła ku Janowi.
Ten nawiązał ponownie kontakt.
- Oszczędź go to moja krew. Proszę. - dodał Jan z namacalnym trudem.
- Tego drugiego złożysz w ofierze Welesowi. Wyjednasz nam włości u Jawnuty. I zabawisz mnie jutrzejszej nocy - wyliczyła precyzyjnie, przekrzywiając główkę w bok. Zza jej włosów uniosła się czarna, spleciona z cieni macka.
- Przesłuchamy ich i podejmiesz decyzję. Ty nie ja. Zadbam byś była zadowolona. Klnę się na honor rodziny. - bo decyzja o mordowaniu albinosa mogła być mniej korzystna niż jego życie.

Poniekąd w odpowiedzi, czarna macka oplata Jaromira w pasie, odrywa od zmienionego Tzimisce, i ciska przez polanę. Jan i Niedźwiedź nadbiegają w tym czasie. Byli już blisko. Tzimisce w bestialskiej formie ruszył na Jana. Po drodze powalając Niemiłą niczym lalkę szmacianą. Ta z nieukrywaną złością atak przetrwała i zaczęła gramolić się z ziemi. Jan i Niedźwiedź zaraz przed celem zniknęli. By po chwili pojawić się tuż obok i wymierzyć celne ciosy. Zapasowe włócznie na coś się przydały.

Jan - drasnął skrzydło, rozdarł błonę i przeciął mięśnie, bo już skrzydło obwisło.
Nosferatu wraził włócznię w udo. W odpowiedzi krewniak Jana pazurami przejechał po twarzy Niedźwiedzia. Czyniąc ją jeszcze bardziej szpetną.
Niemiła wstaje z furią złości na twarzy, wyrasta za nią cienisty wąż, a dziewka sposobi się do skoku.

Jan próbuje zadać decydujący cios i zakołkować przeciwnika włócznią. Rysnął jednak tylko klatkę piersiową. Twardy cholerny bydlak pomyślał Jan.
Niemiła tymczasem skaczyła na plecy przerośnietęgo Tzimisce. Tyle że jednak nie miała dość pary. Zaparła się bosymi nóżętami i próbuje pchać w cień pod drzewa. Krzyżak ją korzystając z okazji ponownie zranił.

Niedźwiedź uderzył korzystając z włóczni, przebijając przeciwnikowi krtań. Celował niżej, bydlę się odwinęło. Cała trójka opadła przemienionego Tzimisce niczym szarańcza. On natomiast dalej stał. Jan rzekł Niedźwiedziowi by pomogli Niemiłej i przepchnęli go pod drzewo. Nie wiedział co Lasombrzyca knuła wiedział jednak, że jest skuteczna. Wypadało więc jej pomóc zrealizować zamiary. Uległ połączonym siłom polsko-litewskim i oddał pole, cofając się spychany. Pod drzewem w cieniu rozwarła się ciemna otchłań i zanim Niemiła wepchnęła tam zmienionego Tzimisce, Jana owionął przejmujący, trupi chłód. Słyszał też głosy, jęki, wołania. Tak to była ciemność Welesa. Inny świat nie znany Janowi. Mroczny i pełen innych mrocznych bytów. Wątpił by któryś nazywał się Weles. Jednak czy ma to znaczenie? Coś tam jest i to coś można wyznawać. Lepsze to niż wyznawać gościa przybitego na krzyżu. To było namacalne. Niemal jak dziwożony... Prawdę Luda gadała. Starzy bogowie kroczą pośród swoich wyznawców. Nie są jedynie na obrazkach i tarczach wymalowani. Cała ta scena i jej mroczne oblicze zamurowały Jana. Patrzył i słyszał coś na kształt zaświatów. Nie okazał lęku choć był wstrząśnięty. Niedźwiedź natomiast wyraźnie się cofnął. Widać było panikę na jego twarzy i począł się krztusić w napadzie lęku. Jan był może i ludzki w wielu aspektach. Był jednak krwii szanowanych diabłów i satysfakcji Niemiłej nie dał. Ostatnie co Jan zobaczył w owej ciemności to znikającą w walce parę Niemiła i jego krewniak. Czarna dziura niemal ich wessała rycząc znikneli w ciemnościach i otchłań się zamykneła. Zaległa cisza, przerywana tylko przekleństwami Jaromira, który zdążył na koniec walki i był wyraźnie wściekły. Jan oparł się o drzewo i czekał na powrót walczących nic więcej mu nie pozostało.

Pojawili się ćwierć pacierza później. Mrok pod koronami drzew zgęstniał i wypluł zmienionego Tzimisce, który jak kamień padł na ziemię. Poraniony i połamany. Próbował wstać miał jeszcze reszty sił by kontynuować starcie lecz opadł go Jan z Niedźwiedziem. Poddali błyskawicznej i brutalnej pacyfikacji do której ochoczo dołączył Jaromir. Niemiła wytoczyła się z otchłani chwilę później miała złamaną nogę. Jan który właśnie wbijał włócznie w serce Tzimisce podskoczył do niej. Ujął na ręce i przemówił w myślach do Nosferatu

~ Weźmiesz mojego krewnego. Po drodze rzuć okiem na ogary. Jak który dycha zabierz potem do wioski. Napoimy krwią i korzystając z mocy mego klanu odtworzymy czego mu tam nie będzie brakować. Czas był milszym dla Niemiłej. Powinniśmy się jakoś dogadać. Jaromir niech weźmie albinosa, tylko przypilnuj żeby go po drodze nie wypił. Z tobą on krwią związany usłucha.

Niósł ją przez polanę grozy. Wszędzie walały się szczątki. Ludzkie, czasami bestialskich ogarów a nawet koń z wyprutymi flakami się znalazł. Wszedł do wioski pełen zadumy. Nie nawet o cenę jaką przyjdzie Niemiłej zapłacić ale nad sytuacją. Stawała się ona niczym spirala na muszli ślimaka coraz to bardziej i bardziej pokręcona. Wniósł ją do namiotu.
- Czy będzie ci czegoś trzeba? - spytał kapłanki.
Zaległa na swym barłogu w drogich materiach i sapnęła.
- Kogoś z głową i delikatnymi rękami, niech mi kulasa nastawi. Mój brat to brutal ostatni. - ciężko było temu zaprzeczyć.
Spódnice zadarła do połowy ud i poddała złamanie chłodnym oględzinom.
- Jakiego chłopaczka do osuszenia. - Jan odnotował w umyśle by podesłać jej jeńca jakiegoś. Wszystkich na pewno nie wyrżneli. Ktoś tam właśnie jest pętany i prowadzony do wioski. Takie życie jej odda nie inne.

Jan wziął się delikatnie za nogę. Spojrzał gdzie należy nogę nastawić.
- Ogara jednego żywego widziałem. Wrzucimy do dołu karmić będziemy twoją krwią. - pomasował udo wyżej niż musiał odwracając jej uwagę. - Mam sługę biegłego w sztuce ciała. Przyśle go tu uleczy i przerobi ci go pod wierzch. Mroczna Pani musi mieć mrocznego wierzchowca. - gdy zobaczył uśmiech na jej twarzy czy z powodu prezentu czy dotyku. Wykorzystał chwilę perfidnie nogę szybkim ruchem nastawiając. Wszak inaczej się nie dało.
Twarda była, syknęła jeno. By zaraz szepnąć w Janowe ucho.
- Jutro się zemszczę.

Jan wyszedł i wydał dyspozycje o jeńcu. Usiadł potem z Niemiłą do momentu gdy biedaka nie przyprowadzili. Towarzyszył jej z troską i sympatią. Lasombrzyca miała charakterek, miała własne zdanie i ego większe nawet od Janowego zapewne. Podbudowane przez Welesa samego z całą "pewnością".
Przytrzymał jeńca w żelaznym uścisku gdy Niemiła zaczęła si ę na nim pożywiać.
- Smacznego. - to ostatnie co usłyszała nim wyszedł na zewnątrz. Zbrojni już byli w wiosce ściągnięci przez Ludą. Jaromir z Niedźwiedziem właśnie pakowali do dołu ogara i nałożyli chwilę później kratę. Polewając krwi by okaleczonego wzmocnić. Wyżyć wszak musiał. Gdy podszedł Jan do Ludej osunął się pod palisadą w zadumie. Gdy i ona przyszła opowiedział jej co zaszło, co zrobił i co komu rzekł... Spirala wydarzeń wciąż się natężała. Luda usiadła obok Jana a ten objął ją ramieniem. Słuchała go w milczeniu a obecnością okazywała wsparcie. Gdy zjawił się Niedźwiedź Jan do niego rzekł.
- Trzeba nam przepytań jeńców to oczywiste. Tak samo jak pytania które im zadamy. To co nam trzeba uradzić to strategię dalszą. Spróbuj tym razem się wcinać raźniej jako ich senior. Bo o głowę wszystkich będzie szło. Niemiła korzyści otrzyma i to znaczne. Postaraj się jednak jej apetyt hamować. Bo znaczne nie znaczy wszystkie wedle woli. Cisnąć mnie będzie bo krewniaka mojego oszczędziła. Lawirować nam trzeba będzie z nią w parze przed kilkoma stronami konfliktu.
 
Icarius jest offline  
Stary 15-10-2017, 07:41   #35
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Był z siebie dumny, a jednocześnie narastał w nim niepokój, duszę szponami jak ryś szarpał.

Ugłaskał Niemiłą, w łaski już się wkupił, a jutro jeno to umocni. Co prawda Jaromir spoglądał na tę bliskość z jego siostrą krzywo spod krzywo przyciętej grzywy, ale... jutro włosy odrosną, a Jaromir dalej nie będzie miał nic do gadania. Nie on tu podejmował decyzje.

Tym, co go niepokoiło był Lederg. Lederg, trzeci brat, bo Zoltan trzech synów stworzył. Woja, czarownika, i... no właśnie. Nie wiedział, kim był Lederg i jaki był. Wiedział jeno, że tak jak on przybył na Kurlandię, by zadość uczynić paktom z Jawnutą. Wiedział, że zdradził Zoltana i że Wąż go za to zabił. Jego imię miało zostać zapomniane i gdy Włodek wspomniał go mimochodem, a Jan ojcu powtórzył, Bożywoj w gniew wpadł wtedy straszliwy i Jan poczuł ciężką ojcową rękę... a Jan dowiedział się mimochodem, że podobny jest z twarzy do Lederga, i że ów brat odeszły bliższy był ojcu nad tego, co przetrwał.

A teraz okazało się, że nim Lederg zszedł, rozsiał po świecie smocze nasienie. Ilu stworzył? Czy wzorem Jazona w płodną ziemię smoczych zębów powbijał jeden przy drugim, a niwy obrodziły łanem smoczych wojowników?
Tego Jan nie wiedział. Ale wiedział już, że rację miał Niedźwiedź, na jego apel w walce odpowiadając zgryźliwą myślą, że się z rodziną na portretach jeno dobrze wypada.

Kuzyn
w pęta wzięty nie raczył się przedstawić, Jana za to płynną łaciną wyzwał plugawie do trzeciego pokolenia wstecz. Musi być, że nie wiedział, że i własny ród z gównem miesza, a i twarz Jana nic mu nie mówiła. Warczał i szarpał się w więzach, aż się cały zapluł, spokorniał nieco dopiero, gdy do chaty weszła cicho Niemiła.

Albinos za to siedział cichutki i spokojny. I odkołkowany, bez kajdan ni więzów nijakich. Jak to Niedźwiedź wyznał – toć widać przecie, że nic nie zrobi wbrew, a poza tym obiecał. Gestem, oczywiście i na migi, ale Nosferatu to wystarczyło, a Jan popatrzył na białoskórego... i jakoś nie mógł się nie zgodzić. Trudno się było w białowłosym rycerzu dopatrzeć jakiejkolwiek agresji przeciw sobie skierowanej.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 15-10-2017 o 09:44.
Asenat jest offline  
Stary 15-10-2017, 17:18   #36
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan zaczął przesłuchanie od albinosa. Zaczął on serii krótkich pytań. Ponoć nie można powtarzać kłamstw w kółko. Starał się wyłapać punkty zaczepienia. Niemiła rozpostarła się w chacie. Przysłuchując się rozmowie.

- Jak się nazywasz panie. - rozpoczął pytania.
- Nazywam się Johan Heinrich von der Lühe.
- Jakiego rodu i klanu jesteś? - zapytał Jan.
- Rzemieślnik.
- Kim jest twój ojciec? - pytania wypadały z ust Janowych jedno po drugim
- Ojciec zginął śmiercią ostateczną i jego imię nic ci nie powie.
- Czemuście ziemię tą najechali? Niedźwiedzia wioskę palili i tu się szykowali.
- By powstrzymać większą rzeź, która zabierze więcej istnień.
- Gdzie jest Lederge?
- Sam cię znajdzie.

Po czym gładko przeszedł Jan do pytania
- Czemu Ryskich krzyżaków nie lubią?
- Są zbyt ekspansywni - w ocenie Johana.
- O co poszło i co tam Ozylia teraz robi. Secesje ogłosiła? - Jan starał się zrozumieć meandra polityki.
- Postanowiliśmy stworzyć odrębny zakon. Chcemy, by papież ich uznał.
- Jak wyobrażają sobie przetrwanie. - bo Jan uważał, że wizja to mało realna.
- A jak ty sobie wyobrażasz?
- I skąd on zna Lederge, że poznał w nim Jana?
Lederg to jego senior.
- Zacznijmy zatem od rzezi. Co konkretnie ma się stać i jak paląc wioskę Niedźwiedzia mieliście to powstrzymać?
- Kmiecie na których cień strachu padnie nie tak chętnie za broń chwycą. Nie będzie wojny i przelewu krwi… przynajmniej nie takiej, jak ostatnio - odparł Johan, z powagą studiując Janowe rysy. - Jesteś do niego bardzo podobny.
- Jestem z nim spokrewniony. Szczerze mówiąc nie wiem czy nie jestem jego śmiertelnym wnukiem. Gęba z przypadku się nie wzięła. W przemianie też jesteśmy spokrewnieni. Mój ojciec to jego brat. Co Lederge robi w zakonie? Przyjechał tu kiedyś Jawnucie służyć, teraz mówisz zakonny? Duża odmiana losu.
- Prusowie i inne ludy tutejsze ludy ogień i miecz niosą, ktoś musiał im przeciwstawić się.

Bzurdy godne pożałowania. Ogień i miecz nieśli i zakonni. Ignorant, że tego nie widzi czy kłamca?
- Nie brzmi jak rozsądną odpowiedź. Sam rozumiesz to mój wuj. Zdradził rodzinę i zdradził Jawnutę. Poszedł z obcymi dbać o innych obcych. Nie gadaj mi tu zakonnych dyrdymałów. Znasz powód?
- Twój brak wiary twoim jest brzemieniem. Jak i to, co zdradą zwiesz.
- Przejdźmy do rzeczy przyziemnych zatem. Atakujecie ziemię Jawnuty. Czemu sądzisz, że nawet zakładając pokonacie ją… - wszak musieli tak myśleć skoro zbrojnie weszli - wam ona przypadnie nie Rydze? Którą mówiąc szczerze i bliżej jest i większe siły ma.
- Mamy Ozylie i inne posiadłości - wzruszył tamten obojętnie ramionami.
- Słabe te twoje odpowiedzi. Jak na kogoś kto o nieżycie walczy. Może uprzejmość masz za słabość? Wielu popełnia ten błąd - ukradkiem spojrzal na Niemiłą. - Ty mi z ogniem i mieczem wlazłeś do domeny. Kara za to jedna. Gadasz mi natomiast póki co dyrdymały. - zaczął wołać o rozgrzane żelazo. Głowę na zewnątrz wystawiając.
- Oczekujesz że będę się plaszczyl i Pana mego sekrety sprzedawał?
Bialiskóry spojrzał na Jana z politowaniem. - Nie będziesz mnie torturował. Nie poważysz się.
Jan faktycznie żelazem nie za bardzo chciał go traktować. Miał silną wolę ale i wadę. Łatwo w złość wpadał. Niby się to kłóciło, jednak obok siebie istniało.
- I tu się gagatku mylisz. Nie po raz pierwszy z resztą. Słucham cię i słucham i wiem, że kłamiesz jak najęty. Zacznijmy jeszcze raz czekając na żelazo. Skłamiesz a miej baczenie. Słowo ci daję przypiekać cię będę. Kim jesteś raz jeszcze. Jakiego rodu i imienia? Kim jest twój towarzysz?
- Rzekłem ci me imię. Jestem rycerzem. Jednym z braci dobrzyńskich, obecnie w łonie zakonu krzyżackiego. Mój towarzysz to brat Raven. Krewny twój. Tknij go, a spadnie na cię brzemię kainowe. Tknij mnie, a zobaczysz, że nie zdołasz.
W jego spokoju i pewności było coś, co nakazywalo ostroznosc.
- Będziesz potępiony. - dorzucił rycerz.
Jan już wiedział, że utknął. Chyba się zwyczajnie nie nadawał do rozmów z mądrzejszymi od siebie. Słabości przy Niemiłej okazać nie mógł. Jednocześnie chciał albinosowi łaskę okazać. Durny myślał, że ten mu to ułatwi. Nie zważając na dobry obyczaj wkradł mu się do głowy.

Poczuł smak krwi w ustach. Głos, męski.
By podawal się za Rzemieslnika.
By chronił Ravena.
Tak długo, jak to czyni, może sobie unikać walki.

Niepokoi się o towarzysza. Uważa też że Janek się musi popisać przed resztą obecnych wampirów nieustępliwością i będzie okrutniejszy niż faktycznie jest. Trochę mu Janka żal. - Jan wydobył i sekret i co nieco z powierzchownych myśli.

~ Jan odpowiedział mu wtedy telepatią, że owszem ma rację i posunie się daleko. Dlatego jeśli chce swoją misję dobrze wykonać Ravena ochronić to niech zacznie współpracować. I pomoże Janowi wyjść z twarzą. Inaczej zginie i on i Raven.
~ Uważasz, że ci pozwolę?, wlało mu się do głowy pytanie. To już nie walka na ubitej ziemi. To znęcanie się nad jeńcem.
Jasne oczy zrobiły się zimne jak lód.
~ Honorem się zasłaniasz a kłamiesz. Chcesz być ludzko potraktowany to mi pomóż. A nie kłamiesz jak najęty. To też chyba mało rycerskie. Mam ich zamiar przekonać ze warto was za wykup oddać nie zabijać. - Jan widział w podejściu Rycerza pewną hipokryzję. Zasady miał ale gdzie mu było wygodnie to je naginał. I nijak nie współpracował.
~ Pomagam tym, co pomagają sami sobie. Nie będę nic mówił, dopóki nie zobaczę Ravena. Nie życzę sobie być od niego oddzielony. Złoto zawsze się znajdzie i dobrze o tym wiesz.
Jeszcze mu będzie życzenia składał i rozkazy wydawał tego było zbyt wiele.
~ Ratuje wam życie cholerny Niewdzięczniku. Złoto to za was za mało. I ty dobrze o tym wiesz. - sparafrazował.
~ Ależ jestem wdzięczny. Dlatego jeszcze rozmawiamy. Tknij mnie lub mego druha, a nigdy nie odzyskasz twarzy przed swoimi. Widzisz? Pomagam. Wstrzymując decyzję i uzależniając ją od twojej.
~ Wleźliście do domeny ogniem i mieczem. I o obyczaju prawisz? Sam go naruszyłeś!
~ Wojny trzeba toczyć. A z jeńcami postępować słusznie. Zdaje się, iż nasze żelazo przynieśli.

- Z jakiego klanu jesteś? I czemu unikasz walki wtedy i teraz? - głos Jana rozdzielał się na dwa przesłuchania.
- Jestem rzemieslnikiem, a do walki staję, gdy jest taka potrzeba.
- Dałeś sobie włócznie w serce wbić. - Jan wystawił łeb na zewnątrz zawołał Niedźwiedzia i Jaromira - by uniknąć walki.Nie jesteś też Toredarem. Przestań kluczyć i robić z siebie i nas głupca. Rzeknij prawdę jak przystało na rycerza. Zwłaszcza Bożego. Z jakiego jesteś klanu?
- Mam zaszczyt należeć do klanu Róży - rzekł jeniec.
No przecież jeszcze niech rzeknie, że jednorożca. Śmierdział jakimś klanem ściganym i bezwzględnie niszczonym. Boi się powiedzieć prawdę na głos choć wie, że wiemy... Słyszał o infernalistach ale tacy honorowi nie byli nawet w takim zakresie jak ten tu.
- Toczą się tu dwa przesłuchania. - Nie wiadomo czy powiedział to do albinosa czy Niemiłej - Wziął włócznię do ręki i oparł na jego sercu. Zwiększając swoja siłe krwią.- Ta zabawa trochę potrwa za zgodą gospodyni. Dowiem się jednak co ukrywacie. Choćby to miało trochę zająć. Łatwy sukces to żaden sukces. Nie jesteś Toreadorem. Kim pytam po raz ostatni. Panie honorowy rycerzu?
- Nazywam się Johan Heinrich van der Luhe - powtórzył białowłosy. - Klanu Toreador.

Jana trafił szlak jasny i pchnął z całej siły. To przesłuchanie uważał za zakończone. Zobaczymy co powie ten drugi. Skonfrontuje z tym co powiedział pierwszy. Będzie tak ich mielił niczym ziarno w żarnowcu. W końcu coś to da.

Jan naparł na włócznię, a Johan tylko dłoń wyciągnął i musnął go palcem.
Jan trafił do piekła. Czuje ból rozchodzący się od ręki. Najbardziej potworny niewyobrażalny ból. I w zasadzie darł się tarzał i konał. To była odpowiedź honorowego rycerza co uważał, że przypalanie żelazem jest niegodne. Cholerny piekielnik, cholerny Niedźwiedz który go rozwiązał.

Reszta wampirów na moment skamieniała, a potem się rzuciła na białego rycerza. I wtedy się okazało że nie mogą podejść. Ich zasięg kończy się tak z pół metra od niego.
Jan powiedział w umyśle Niedźwiedzia.
- Drugiego chroni. - wypowiedział w jego umyśle z wysiłkiem. Liczył na domyślność Niedźwiedzia. Nim ból go sparaliżował bez reszty. W Janie wszystko kipiało ze złości. Męka piekielna. To była odpowiedź białego rycerza.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 15-10-2017 o 18:52.
Icarius jest offline  
Stary 16-10-2017, 09:10   #37
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Darł Jan w agonii polepę paznokciami, zęby zacisnął aż popękały i czuł, że się do szału przybliża i oddala, jak fala przyboju do plaży, tyka i cofa, tyka i cofa, lecz zawsze pozostaje w pobliżu. Gdy go skurcz poderwał na klęczki, uwidział twarze Lasombra w gniewie pokrzywione i wybiegającego Nosferatu.

Prawica Johana Heinricha von der Luhe otoczyła jego piersi, postawił go rycerz łagodnie, o siebie wspierając, drugą dłonią pieszczotliwie niemal musnął zaciśnięte szczęki i okowy bólu popuściły. Cierpiał nadal, lecz przynajmniej myśleć mógł jaśniej. Pod szkarłatną osnową agonii rozlewał się już spokój, wypełniał go nieśmiało i powoli. Rycerz trzymał go w delikatnym uścisku i nie rzekł nic. Nie musiał, toć wszystko, co chciał, przekazał.

To cierpienie może łatwo znaleźć swój kres.
 
Asenat jest offline  
Stary 16-10-2017, 21:44   #38
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Ból nadal Jana paraliżował, wzbudzał w nim gniew. Młody diabeł skupiał się na tym, że gra między nimi nie skończona. Ona dopiero się rozpoczęła.
- Rycerz z piekła co taki ból sprowadza. - wyszeptał - a ja się wahałem nie tylko cię zabić a nawet żelaza użyć. Głupiec - zacharczał - dziękuję za lekcję godną diabła. - Jan był wściekły. Daleko mu było mimo katuszy jakie przeżył do błagania o litość. Syn Bożywoja nie da się złamać. Chwilę odetchnął i nadał wydarzeniom nowy bieg. Gra między nimi jeszcze nie skończona. Rolę się odwróciły lecz wrócić na swój tor mogą. O ile starczy im sprytu. Trzeba zachować zimną krew. Być niczym wuj Włodek. Precyzyjnym i zimnym.

Zamknął oczy wtedy łatwiej było mu się skupić. Nie może dać się pokonać bólowi ani temu albinosowi. Zagryzł zęby aż chrupnęło. Jan wysłał myśli do głowy Niemiłej. Kosztowało go spory wysiłek woli.

- Gra dalej się toczy. Więzy krwii, nie pozwolą mu by ten drugi zginął. Złożył przysięgę mojemu wujowi swojemu seniorowi, mojego kuzynka bronić. Widziałem ten sekret w jego głowie. Jest honorowym głupcem. - zarechotał i popadł w spazm bólu który choć osłabiony rozlał się w umyśle Niemilej niczym echo. - Jeśli Jawnuta nie dostanie jeńca, popadniemy w niełaskę. Rozegraj to ze mną jak diabeł z diabłem. Nie pozwól Niedźwiedziowi wymienić mojego kuzynka. Zagróźcie, że go zabijecie. Nic dla was nie znaczę, bom nowy i narzucony przez Jawnute. Nawet lepiej gdybym zginął bo wakat wam na wojewodę zwolnie. Powtórz to Niedźwiedziowi niech nie zrobi z nas głupców więźnia oddając. Ten tu mnie z kolei nie zabije. Krewnym jego seniora. Niech się podda. Uszkodź więźnia jeśli trzeba. Byle nie trwale.

Rodzinne spotkanie rozwijało się w najlepsze, w tradycyjnym kierunku. Biruta byłaby z niego dumna. Wszak opowiadała, że zabijanie, a jeszcze chętniej oślepianie, kastrowanie i gwałcenie krewnych płci obojga i wieku dowolnego było u nich na wschodzie nieodłącznym elementem polityki.
Na razie kuzyn Raven wleciał do chaty, razem z drzwiami, jakby mu na powrót skrzydła nietoperze wyrosły. Za nim wkroczył Niedźwiedź, a Niemiła porzuciła bezpłodne szczerzenie kłów na stoickiego białoskórego krzyżaka i doskoczyła do Ravena. Uśmiechnęła się obłąkańczo, pocałowała go w usta, po czym włosy jego owinęła sobie wokół dłoni i wlec poczęła.
Z powrotem na zewnątrz. Johan Heinrich von der Luhe drgnął zauważalnie.
- Jest problem panie rycerzu - wykrztusił Jan - Pomylił się pan srodze w szacunkach. Sugeruje się poddać nim mego kuzyna zabiją. I co gorsza będziesz mnie musiał zabić w odwecie.
- Być może. Lecz będziesz tak samo martwy.

Wojna nerwów trwała niby kilka chwil ale dla Jana i albinosa była to zapewne wieczność. Na szczęście Jan miał więcej "zimnej krwi" lub zwyczajne szczęście. Jan sobie cichutko począł gwizdać gdy na czole rycerza wystąpił mars zwątpienia.
- Nie martw się to w sumie nie moi lennicy bezpośredni. Wspominałem, że kapłani Welesa? Jakby trzeba to ja ten teologiczny skrót wyjaśnię. Taki gość od śmierci i ciemności a oni lubią zabijać sam widziałeś. Na polanie oddawali się zarówno pasji jak i bogu. Nad wyraz praktyczny koncept.

W tym czasie ból Jana ustąpił nie było sensu stawiać oporu. Rycerz z braci Dobrzyńskich się poddał. W wojnie nerwów to jego bardziej ograniczały możliwości i honor. Spojrzał na niego Jan zimnym wzorkiem na koniec. Pełnym złości i wściekłości.
- Sam nie wiem jaki czort mnie podpuścił, że walczę i o twoje życie. - specyficzne słowa gdy wbija się kołek w serce. Miał go Jan na widelcu przeszło mu przez myśl, by zatopić w nim zęby teraz. Szybko i nagle a potem się tłumaczyć. Jego krew, jego siłę i moc posiąść. Kim by jednak wtedy się stał? Westchnął jakby coś wręcz oddawał. Skierował swoje myśli do jego umysłu.

Niemiła wróciła do siebie. Raven i albinos trafili do chaty. Jan poprosił Ludę by miała na nich oko. Na nich i na jego i Niedźwiedzia jak będą spać. Ludzi rozstawili tak na wszelki wypadek w pogotowiu. Zwierzęta Nosferatu pełniły również wartę. Jan powiedział też co nieco Niedźwiedziowi telepatycznie. Uczył się, że w tych lasach na każdym kroku może na ciebie wypaść stwór z ciemności.
 
Icarius jest offline  
Stary 21-10-2017, 18:47   #39
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan powoli adaptował się w nowym otoczeniu. Widział i słyszał w wydarzeniach i rzeczach o których nawet mu się nie śniło będąc w Polsce. Styk brutalnego pogranicza, teren działań wielu istot nadprzyrodzonych. Baśnie i twory z dzieciństwa odczuwalne na własnej skórze. Janek był drobnym elementem. Był młodym Tzimiscem. Dobrze ułożonym politycznie, wysoko urodzonym a tacy w każdym świecie mają lepiej. Śmiertelnym czy nie, urodzenie dawało przewagę. Tu jednak magia się kończyła. Nadal był młody nie doświadczony i płynął z nurtem wydarzeń. Starał się trzymać ster swojej łodzi, jednak fale wydarzeń raz po raz zmieniały kurs. Trzęsły jego postępowaniem i drogami jakie obierał. Wcześniej czy później sprzeniewierzy się samemu sobie. Nie dało się z tego wyjść inaczej. Gdzieś kiedyś kogoś skrzywdzi kto na to nie zasłużył. Oszuka choć był honorowy. Musi stawić temu czoła.

Nowy świat nauczył go, że trzeba być zapobiegliwym. Podejmować środki zaradcze i starać się analizować zachowania pozostałych. Przed snem podjął pierwsze kroki powiedział Niedźwiedziowi, żeby go strzegł podczas jego rozmów i zabaw z Niemiłą. Młoda wampirzyca raczej go nie skrzywdzi, jednak nie wiedział jak bardzo Weles i jej mroczna strona są namacalne. Może szepcze jej do ucha ktoś z tamtego świata? Może jego manifestacją był wąż którego widział. "Użyjesz swoich mocy i będziesz pełnił niewidzialną wartę".
Niedźwiedź trochę się pokrzywił. Rozkaz był zwyczajnie niezręczny bo nie wiadomo co oni będą wyczyniać pod jego okiem. W dodatku znów podważano zasady gościnności jego wasali. Jan przełamał opór szybko i to nie naleganiami a przypomnieniem o "niegroźnym albinosie". Parę celnych uwag typu "on jest taki niedojda" "nic nikomu nie zrobi spójrz na niego" "rozwiążmy go jest niegroźny". Ostatecznie do Nosferatu pęta zdjął tajemniczemu spokrewnionemu. Nie pytając nikogo o zdanie i z krynicy mądrości swego wieku i doświadczenia czerpiąc. Jan nie poruszał swojej winy w incydencie. Bo i nie było po co. Gdyby tamten był związany poszłoby im zwyczajnie lepiej. Całą rozmowę rozegrali oczywiście na krótkim spacerze poza osadą. Dla zmylenia oczu w trakcie niego zniknęli. Jan chciał również ukryć przed pozostałymi wzmacnianie więzów krwi z Niedźwiedziem. Zobowiązał się przed Egle taką karę mu wymierzyć. Dbał jednocześnie przy tym o własne plecy.
Podkreślił Nosferatu by rozstawił swoich zwierzęcych przyjaciół i miał oko na wszystkich. Na jeńców zakołkowanych na Ludę i na gospodarzy. Z Ludą, Jan starał się postępować ostrożnie. Postarał się jej zapewnić dobre warunki i nakazał swoim ludziom jej strzec. Marna to ochrona w świetle ostatnich wydarzeń. Krzyknąć jednak choćby zdążą gdyby coś się wydarzyło. Ludę poprosiłby by była blisko jeńców. Miała na nich oko. To zawężało obszar do ochrony i rzeczy na które trzeba mieć oko. Choć dbał o kobietę wiedział co potrafi, ona również zadba o co trzeba. Odpuścił sobie dyskusję o humanitarnym traktowaniu ludzkich jeńców. Jednego wczoraj sam musiał oddać Niemiłej los pozostałych był również przesądzony. Nie pewny co prawda ale poza jego zasięgiem. Czy żal mu było krzyżackich zbrojnych? Trochę jak biednego świniaka żal na chwilę przed zarżnięciem i przerobieniem na strawę. Wszak ci zbrojni nie byli tu ofiarami. W gości ich tu nie zaproszono.

Myśli Jana i czyny skupiły się na tajemniczym albinosie. Był to rycerz przedziwny. Słowa pewnego zdaniem Jana. Nie kłamałby w rzeczach ważnych, inaczej niż w samoobronie. Ta sama zasada dotyczyła miecza i walki. Tylko ostateczność mogła go do tego pchnąć. Tylko czy to do końca pewny koncept? Jan miał spore wątpliwości. W końcu jego albinosik na Niedźwiedzia dybał. Na wioskę się szykował Niemiłej. Rozumowanie, że "jak kmieci się na straszy, to po oręż nie sięgną gdy wojna przyjdzie" nie zwróci życia dziesiątkom ludzi którzy padli jego ofiarą. Rozszarpani przez wściekłe ogary, sam Jan był świadkiem ich dzieła. Tu nie było dobrych i złych. Bo Niemiła i Niedźwiedź to nie były owieczki. Jan szedł o zakład, że grabili i palili jak wściekli gdy tylko mogli. Rozbój był ich rzemiosłem. Co stanowiło zabawną analogię patrząc na przeszłość Jana. Czy skończy jako herszt jeszcze bezwzględniejszych od siebie? Czy wbiją mu nóż, kołek lub kły gdy nadarzy się okazja? W ich zbawienie za pomocą jego słów czynów czy cudów wszelakiej maści nie wierzył. Na powróz ich wziąć musi. Jednak jak skoro nie miał ich mocy i siły?

Jan kręcił przed sobą i się męczył aż w końcu decyzję podjął. Zakładając, że albinos jest wasalem jego wuja. Zaufa mu i spróbuje uratować wraz z Ravenem.

~ Honorowy z ciebie rycerz. Bacz, żem krewnym twego seniora to w Polsce znaczy bardzo wiele. - rzekł w umyśle jeńca - Zwłaszcza w moim rodzie. Przysięgnij, że nie spróbujesz ucieczki ni swojej ni Ravena. Oddasz się do mojej dyspozycji póki na dwór Jawnuty was nie odprowadzę. Zrobisz co powiem a z tej ciemności was wyprowadzę. - nie mógł się powstrzymać przed tym przyrównaniem - Przeżyjecie masz na to moje słowo o ile ja mam twoje. Pamiętaj, że nie jesteście bez winy. Przynieśliście ogień i śmierć na moje ziemie.

“Jak i druhowie twoi sąsiadom nieśli”, zaznaczył bladolicy rycerz, ale przysiągł po chwili. Ciekawy obiekt wybrał, lecz przyrzekał z pełną powagą. Na głowę Marii Magdaleny.

~ Z ciekawości czemuż taka przysięga? - zapytał Jan.
~ Każdy na swoje świętości obietnice składa. Też pewnie masz jakieś?
~ Rodzinę - odparł bez zawahania Jan.
~ Godny pochwały koncept. Acz zupełnie mi obcy.

Jan obawiał się, że Jaromir może coś zrobić nieprzewidzianego. Niby trzymał się rozkazów niby nie był od myślenia. Kto jednak poręczy za przyszłość. Jan kołek wbił w serce Johan Heinrich von der Luhe.... prawie. Bo mu się ręka świadomie lekko omsknęła. Tak żeby biedaczek się mógł bronić. Powiedział o tym fakcie również Ludej. Ta spojrzała na niego z zaskoczeniem. Jan wyłożył jej swój koncept wzmożonej ostrożności. Johan będzie strzegł jej i Ravena równie mocno co ona jego. Dał słowo i nie był w sytuacji godnej pozazdroszczenia. Obojgu powiedział, że gdyby sytuacji tego wymagała. Kołek niech Luda wbije prawidłowo. W końcu gdy go zabierać stąd będą wyjeżdżając czy na przesłuchanie nie zaś w nocnej zasadzce Jaromira czy innej mary... wszystko musi był prawidłowo. Gdy wiedział, że tych których ma pod pieczą zabezpieczył sam udał się na spoczynek.... do chaty Niemiłej zaproszony. Wszak nie mógł odmówić.

Jan obudził się wśród aksamitów w barłogu Niemiłej, i ledwo otworzył oczy, zdał sobie sprawę z tego, co się tuż obok rozgrywa.
Jeden z jeńców w lesie wziętych, czarnobrody zbrojny, właśnie tracił życie, ale raczej tego nie żałował. Półnagi i ze spodniami splamionymi męską przyjemnością pojękiwał w uścisku Niemiłej, wgryzionej w jego krtań głęboko i łapczywie. A choć słabł i był już w agonii, nie protestował.
Nie mógł Jan nie wspomnieć własnej śmierci, chłodnej ręki ojca na rozpalonym czole, szorstkiego dotyku języka na spoconej w gorętwie szyi. Z niego też uciekała krew, chora krew, chorobą i gorączką tknięta, ale wszak jego, a nie walczył. Płynął ku śmierci z przyjemnością, jakiej nie dała mu żadna śmiertelna kobieta. A potem powstał z martwych…

Coś mu mówiło, że czarnobrodego taka łaska nie spotka. Zresztą jak nikogo, kogo Niemiła spije. Widział w niej wiele rzeczy, ale matczynego oblicza ni krzty.
- Widzę już zaczęłaś. - Jan wiedział, że nic będzie ciężka. Przyjdzie mu coś robić wbrew sobie. Nie wiedział co ale w ciemno mógł zakładać, że mu się to nie spodoba.
- Nie mówił ci rodzic, iże jeść trzeba, by siły mieć?
Oparła sobie trupa o ramię i bawiła się ciemnym kosmykiem jego włosów, co jakiś czas nosem o skórę trupiobladą nieboszczyka pocierając.
- Mówił jak każdy rodzic. Ludzie są jednak cenniejsi żywi. Mają wszak wiele zastosowań. Bawisz się jedzeniem bo sprawia ci to przyjemność? Zabijasz jak przystało na drapieżnika? Tylko czy warto?
- Żeby być cenniejszym, to trzeba zasłużyć - parsknęła śmiechem. - Ja nie przytułek dla ubogich, piękny Diable. Ja tu domenę prowadzę. I jednych bydląt życie cenniejsze, a innych śmierć. Śmierć jednakowoż zawsze słodsza.
- Przysiadł się bliżej podnosząc z łoża. - pamiętał, że gospodynię musi sobie zjednać. Postanowił się poprzymilać. Bo raz urok swój miał i znał jego siłę, dwa tego od niego chciała za życie Ravena i trzy wyobrażał sobie.... las i samotność jaka ją otacza. Ta wspólna chwila jest dla niej wytchnieniem i przyjemnością. Zaczął od tego co każda kobieta lubi słyszeć... pochlebstw.

- Jesteś Pani intrygująca. Młoda, dzika i nieokiełznana. Przy tym Niedźwiedź mówi, że mimo to lojalna sojuszniczka. Rzadka kombinacja.
- Ty miglancu - zaśmiała się, ale oczy zmrużyła jak głaskany kot. - Uwodzić próbujesz, na miód komplementów brać, myślisz, że prosta dziewka z lasu od razu się na nie przylepi?
Bosą stopą pchnęła go zaczepnie w piersi, na trupie ułożyła wygodniej.

Może ona i z lasu. Jednak wcale nie taka prosta. Jan uśmiechał się do niej położył obok. Podparł głowę na ramieniu. Mimo, że była to część targu musiał przyznać sam przed sobą, że powoli się do Niemiłej przekonywał. Przyciągała go nietypowa natura? Nie był do końca pewien. Birutcie serce oddał. Czy to jednak oznacza, że nie może zeznawać przyjemności z innymi? Ludzie praktykowali wierność. Czym jest jednak ona dla wampirów? Gdzie się zaczyna zdrada? Gdzie kończy? Jak się ma się do życia wiecznego, cierpienia i głodu? Czy wolno go wypełniać rozrywkami? Jana myśli galopowały. Jak jeszcze dodać do tego politykę, sojusze i intrygi. Można się całkiem pogubić. Gdzie przebiega linia… Tu jednak szło o życie jego krewnego. Tłumaczył sobie wyższą potrzebę.

Pogładził ją palcem po policzku i zjechał nim do szyi. Czynność a w zasadzie pieszczotę drobną powtarzał ciągnąc dalej.
- Prawdę mówię. Intrygująca i pełna skrajności. Przyciągająca. - ostatnie słowo niemal przeliterował - W przypadku takich kobiet należy być podwójnie czujnym. - uśmiechnął się przy tym i zaśmiał. - Las... mam nadzieję, że będzie mi dane pokazać ci więcej niż ten las.
Zamruczała wibrująco jak kot, i jak kot zręcznie się odwinęła, by na nim usiąść. Z rozcięcia sukni na twarz Jana wypadł sznur nieszlifowanych bursztynów i srebrem zdobiona kaptorga, na której wyobrażono orła… tudzież sokoła… tudzież kurę. Po prawdzie, to mógł to być jakikolwiek ptak.
- Zacznij od wielkopańskich zabiegów wokół niewiasty. Później… dworzyszcze Jawnuty byłoby w sam raz.
- Zabiegi uważam za rozpoczęte. - objął ją w pasie i powoli zaczął obcałowywać korzystając z obecności rozcięcia. - Dwór Jawnuty obecnie jest zamknięty dla nowych twarzy. Mają tam swoje sprawy. Gdy będzie możliwość zabiorę cię tam. Kwestia paru tygodni - powoli całował ja coraz wyżej i wyżej. - Miałem na myśli Rygę i Ozylie. Tam jest co oglądać. A coś czuję będzie potrzeba się tam skierować. Prezent dla Ciebie szykuje. - dodał po chwili by sprawę osłodzić. - Jeden z ogarów przeżył bitwę. Mamy go w jamie ukrytego. Dokarmiaj go swoją krwią. Jak wrócę do Ciebie to też ze sługą. Który i łapę mu odtworzy i przerobi co nieco pod twoje potrzeby. Mroczny wierzchowiec dla mrocznej pani.
- I do Rygi mam wjechać wierzchem na tym potworze? - zachichotała dziewczęco. - Takie rzeczy Jaromirowi proponuj. Ty wiesz, że on kiedyś głową z rozpędu bramę nam do komturii otworzył? Czaszka pękła i bigos się w środku zrobił, ale, po prawdzie, większych strat poza tym nie było… ale co ty mnie tam łaskoczesz? Do śmiechu chcesz nakłonić?
Zaśmiał się szczerze na wzmiankę komturii.
- Do Rygi na szlachetnym rumaku. Do bitwy lub żeby respekt był na włościach na bestii. - Jan wysunął kły i począł się przyglądać gardełku Niemiłej. - Dobrze się też takim psem szczuje. Wiem, wiem masz Jaromira ale pies lepiej węszy. - spojrzał z ukosa. - Krzesimir odwiedzi też ciebie pani. Jeśli będzie życzenie. Na Jawnutowym dworze zacznę zabiegać o ziemię dla was. Pewnie będzie się trzeba w tym temacie napocić. To osiągalne jednak. Tym bardziej, jeśli dasz jej prezent pani? Co bym sugerował. By w ogóle zwrócić jej uwagę.
- Niech to szlag, żem tego Ventrue wychlała… - westchnęła Niemiła z pewnym stropieniem. - Ale rok czekać na wykup, to już za dużo, tym bardziej jeśli moich ludzi w tym czasie żre. No dobrze… to może klejnot jakowy - klasnęła w dłonie i zaczęła po barłogu, po Janie i po trupie gramolić w stronę ustawionej w głowie leża skrzyni. Wieko z hukiem odwaliła, błysnęło złoto… - Chodźże, wybrać pomożesz!

Jan począł pomagać przeglądać i rzucać fachowym okiem. Chrząkał, komentował zalety. Chwalił kunszt i wykonanie. Wytrzymał mniej niż pacierz. Zaczął się śmiać. Wziął Niemiłą na ręce zakręcił w powietrzu i na barłogu położył z powrotem. Sam usiadł na wieku skrzyni. Wcześniej wyjął z niej lutnie.
- Moja droga kosztowności przednie.- powiedział gdy wyciągał ową lutnie ze skrzyni - Tylko Jawnutę one nic a nic obchodzić nie będę. Mój ojciec jest starym wąpierzem. Ona natomiast to sojuszniczka jeszcze mego dziada. Wojował mój ród na tej ziemi nie raz. Na jak to ojciec zwykł mawiać “gościnnych występach”. Początek swej myśli jednak miałaś przedni. Chcesz pokazać się z dobrej strony. Dla tak starej diablicy dobra strona to strona użyteczna. Zaanonsować cię chcemy tym prezentem. Będę jej szeptał dobre słowa. Tylko musimy je czymś poprzeć. By łatwiej było o zgodę na przybycie na dwór uzyskać. Jednocześnie rozpoczynając grę o ziemię dla was. - przyglądał się lutni zamyślony.

Lutni nic nie brakowało… poza strunami i wprawną dłonią, coby w nie uderzyła. A nie znał Jan palców wprawniejszych i głowy bardziej muzyki pełnej niż Chorotkowa.
- Cóóóż… - odparła na Janowe perory Niemiła i suknię zaczęła zzuwać. - To my się zabawiać będziemy, a Jaromira poślemy, by jakiego Spokrewnionego Krzyżaka złapał i na sznurze jako psa przywiódł. Weles dopomoże, to może i trafi się ziarno ślepej kurze, i kogo znacznego zdybie brat mój najmilejszy.
Prawda zadźwięczała w jej ostatnich słowach. Choć przygadywać mogła Jaromirowi wprost i za plecami o słabości jego umysłu, to kochała brata, najbliższy jej był i drogi.
- Przedni koncept. Tak uczynimy. - uśmiechnął się i odłożył lutnie opierając ją o wieko. - Tylko we dworze teraz poseł Krzyżacki z Rygi. Po co nie wiem ale jest. Tak sobie pomyślałam krzyżaka Jaromirowego na ołtarz dla Walesa. Bo w okolicy Krzyżacy też będą Ryscy. Jak takiego sprowadzimy do Jawnuty to poseł, zresztą słusznie za despekt weźmie. Drugi despekt możemy uczynić Jawnucie dając jej przypadkowego choć dostojnego Krzyżaka. Nie natomiast sprawcę zamieszania na jej ziemi. Poseł Ryski jak jej oddamy albinosa siłę naszą zobaczy. Żeśmy ujęli sprawców i w kajdanach na dwór ściągnęli. Ja wtedy rzeknę kniaźini o wspólnym naszym dziele. Jak Niemiła dopomogła jej interesom i strzegła jej ziemi. Naszego albinosa do Jawnuty zatem sugeruję dać lepiej na tym wyjdziemy.
- Toć to sługa jakiś jeno, chociaż, co tu gadać, moce jakoweś ma straszne. Ja bym go zatłukła, a owego Dyjabła, krewnego twego, Jawnucie w pętach powiozła. Czy też ci się, Janeczku miły, roi pociotka zratować? - pogroziła mu palcem. - Gdzie wojenne sprawy i sprawy boskie, nie masz rodziny.
- Dla mnie rodzina z krwii i rodzina z wyboru czyli moja wataha to świętość. Choć oczywiście są pewne granicę. - odpowiedział Janek z powagą. - Ten albinos to nie taki do końca sługa. Zwodził nas niemote udając to wasal kogoś znacznego na Ozylii. Dla mnie Raven, dla Jawnuty albinos, dla Welesa krzyżak. Dla ciebie wstęp do gry poważniejszej niż podchody po lasach. Tylko zostaje jeszcze kwestia Niedźwiedzia. Nie wiem jakie relacje was łączą. To jednak członek mojej watahy, nie chciałbym by był stratny. Tobie również jest wszak bliski. Wynagrodzić mu trzeba samodzielność wasala.
- O wszystkich wokół i nieobecnych dbasz za bardzo. A to ja tu goła siedzę i marznę - zasznurowała usta w wąską kreskę niezadowolenia, ręce skrzyżowała na piersi.
- Dbam o wszystkich i o ciebie zadbam. - powiedział Jan. Pchnął ją na barłóg. Kły ponownie wystawił i wbił je w szyjkę nie widząc protestów, wręcz przeciwnie natomiast… Był to fragment umowy. To sobie powtarzał. Czuł tu bowiem opór swych przekonań.

Jeszcze nim drasnął bladą, chłodną skórę, poszerzył zmysły. Ot, nie zawierzał do końca. Jakby jeden z cieni, którymi władała, chciał go opętać czy skoczyć na niego, gdy będzie całkiem bezbronny, planował się oderwać od krynicy rozkoszy. Wszystko nagle nabrało kolorów, dźwięki się wyostrzyły. Wijąca się pod nim niewiasta była jak szarfa jedwabna, z czerwieni przeplatanej czernią, a Janek odkrył, że oderwanie się może być ponad jego siły, tak go uwiódł smak wzmocniony, spętała przyjemność własna i jej sprawiana. Oczy przymknięte otworzył wielkim wysiłkiem i odkrył, że sam bynajmniej nie jest. Za ramienia Niemiłej wyglądał mnich jakowyś, zza niego Krzyżak, ale byli i inni, cieniste sylwetki mar, jedna za drugą, niewyraźne w mrokach otchłani.

Jan sprawiał przyjemność i sam był w ekstazie. Początkowo objął Niemiłą niczym kochankę w pasie. Choć tak jej nie traktował. To był handel, interes, polityka i… przyjemność. No dobra lubił ja trochę, bardziej lubił Lude a kochał Birute. Było mu teraz tak dobrze jednak. Wszystko się zacierało jakby z całą trójką był naraz w jednej osobie przedstawionej. To pierwsze doświadczenie tego typu było niepowtarzalne. Prawdę słyszał w opowieściach. Przyjemność przeszła w ekstazę nie wiedział czy u niej również… Bo świata widział coraz mniej. Dostrzegł też innych, tych których to Niemiła wchłonęła, pożarła w chciwości mocy. Jak na czterdzieści lat nie życia spory tłum. Ciekawe jak to na nią wpływało? Spróbował się oderwać żeby samemu jej nie skrzywdzić. W końcu poza chciwą przyjemnością zabawiania się z ładnym diabłem, okazała mu też zaufanie.
- Ty bestio łapczywa - zaśmiała się, gdy usta od niej oderwał, ranki dłonią przykryła. - Na następny raz to ci jaką dziewuszkę najpierw podam, byś pierwszy głód nasycił.
- Dziewice jakieś masz? - zażartował. Choć i w tym miał swój cel. Leżał obok niej i wpatrywał się w reakcję. Postanowił skupić się na krótszych i małych łyczkach. Dawkować jej i sobie przyjemność. Był też ciekaw czy Niemiła odwzajemni pieszczotę. Choć miał oczywiste związane z tym obawy. Spróbuje wprowadzić ja w dobry nastrój, by móc targów dobić i obietnicę wypełnić. Po serii krótkich ekstaz które miały na celu udobruchać Niemiła Jan w końcu zapytał.
- Zgódź się na mój koncept - wyszeptał.
- Ach… a co z pociotkiem swoim zamiarujesz uczynić, bo mi chyba umknęło?
- Szczerze? Liczę na jakąś umowę z wujem. Który kuzynka wykupi tak by i politycznie było i praktycznie. Nam - spojrzał na Niemiłą z podkreśleniem tego słowa. - otworzy to kontakty na Ozylii. Lojalność to jedno ale lepiej mieć więcej opcji niż mniej. To się w polityce przydaje.
- Dooobrze - przymknęła powieki, ale nagle jeden palec w górę podniosła. - Pod jednym warunkiem, Jasieńku. Twój kuzynek moim jest brańcem. Nie naszym. I nie twoim.
- Kuzyn miał być po prostu mój. Tego pragnę od ciebie. No nie tylko - dziabnął ją w szyje. - Sporo wezmę i sporo dam. Obdarz mnie jednak cierpliwością. Parę spraw musi dojrzeć. Przed wujem muszę stanąć w dobrym świetle. Z kuzynem w ręku jak wybawca. Nie z ofertą z drugiej ręki. Ugram też tak więcej. Chciałbym cię obdarzyć protekcją i przewodnictwem po salonach. To wymaga jednak czasu. Krzesimir mógłby cię odwiedzić i zmienić wedle twoich gustów. Nic - znów kąśnięcie - nie brakuje ale każdy ma jakieś zachcianki. Wiem co mówię wśród diabłów przebywając.
- Słodki jesteś jak miód - jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Oczy pozostały niezmienione, studnie mroku w źrenicach. - Ale pazerny ponad miarę i zdrowy rozsądek.
Pogłaskała go po policzku i odsunęła się, na powrót moszcząc na trupie.
- Obietnice rzecz ważna i nie zawierzać im nie widzę przyczyny. Ale to przyszłość, Janeczku, a ty przyszłości możesz nie mieć, bo ci głowinę coś z barków zdmuchnie, dla przykładu.
Palcem od nogi pogładziła go po kolanie. Westchnęła.
- Bardzoś miły, ale teraz pozwól, że obiorę twe słowa ze słodyczy, pocałunków i obietnic niepewnej przyszłości. Więc… gdyby nie ja nie miałbyś żadnego brańca. Chcesz, żebym oddała obydwu. W zamian Welesowi chcesz dać… kogokolwiek, niech mój brat pójdzie i złapie. Dla mnie… psa dasz. I trochę lepszą barwiczkę do policzków.
Podrapała się zagiętym palcem po nosie w zadumie, a potem po piersi, z flirciarskim uśmieszkiem na ustach.
- Toteż, Jasiu, ekhm… sam rozumiesz, jak to brzmi.
- Oh brzmi to teraz faktycznie nie najlepiej. Gdy wierzchowca psem nazwiemy a sztukę i artyzm barwniczkiem. - zaśmiał się. - No ale bez lukrowania. Walka wam potoczyć się mogła różnie albinos jakby życie Ravena bądź jego było zagrożone stanąłby przeciw wam. Widziałaś co potrafi niebezpieczny on. Jakby połączył siły z bestią w jaką zmienił się Raven różnie mogło być. Tak więc wkład w pojmanie tych spokrewnionych mam uznajmy... jakiś. Będzie bezkonfliktowo. Potraktuj relacje ze mną moja droga jak spółkę. Bo tym po części jest wataha. Musisz coś włożyć by za jakiś czas wyjąć więcej. Ja z tego całegoooo pazerstwa - rozciągnął dwa palce kciuk i wskazujący maksymalnie by po chwili zbliżyć je gwałtownie do siebie. - chce raptem kuzyna i kropka. I może jakieś drobiazgi, drobiazgami się odwdzięczając. Co już podkreśliłaś. - na chwilę przerwał. Myśli swoje prostując.

- Albinos jest twój w całości, ino rozsądniej dla nas obojga despektu nie czynić Jawnucie i go jej oddać. Przy okazji podkreślam, że to wyłącznie twój dar dla niej. Jej też będę o tym jej szeptał. Podkreślał i zaznaczał. Tam na peryferiach perełka co ziemi jej broni i dar przesyła. Zyskasz ty i Jawnuta a ja wkładam w to wstawiennictwo za tobą. - pokiwał głową z namaszczeniem, wkład nie zysk przecież własny - Jedyny mój zysk, że nie rozsierdzę jej. Bo tak by było gdybym powiedział, że albinosa dostał Weles nie pani tych ziem. Wtedy drzwi się na jej dwór i do ziemi nadania niestety się zatrzasną. Myślimy tu znów wspólnie i długofalowo. Jak ziemi chcemy na końcu to teraz się bez albinosa nie obejdzie. Żeby nie było - podkreślił dodatkowo. - Od wuja co uzyskam za Ravena to się podzielę. - ustąpił by ją obłaskawić - Więc spłynie to na ciebie również. Z większej rzeczy bo i więcej uzyskamy. Gdy krewny targu dobije. W sumie wychodzi na to, że kuzyn jest wspólny. Ten drugi zaś darem dla Jawnuty. Zyskujesz na każdym kroku prawdę mówiąc. Mało jednak rzeczy można od razu w zysk zamieć i dostać do ręki. Sama mówiłaś krzyżak w lochu gnił rok… i nie poszły układy. Tu będzie szybciej, bo z pomocą moją. - popatrzył na nią pełen nadziei i obaw. Że mu zaraz palnie, że albinos idzie w takim razie na stół ofiarny. W ocenie Jana układ był dla obojga z nich korzystny. Nie naciągał jej a nawet oferował więcej niż sam brał. Z prawdą się nie mijał. Prawda jest jednak też taka, że każdy ma swoją.

Niemiła dała się ugłaskać. Bo układ faktycznie był dobry. Jan oczywiście zrzekł się również udziału w łupach z bitwy. Nawet dorzucił krzyżackiego ogiera co mu wpadł w ręce po drodze. Sam połasił się na lutnię, nie dla siebie wszak a Chorotki.

Nie Miła w końcu w połowie nocy z chaty wyszła. Zająć się swoją domeną, pańskie oko było w tym niezbędne. Jan natomiast poszedł przesłuchać drugiego więźnia. Niemiła nie była zainteresowana kuzynem Jana. Ten natomiast przepytał go po cichu i szybko zaledwie w towarzystwie Niedźwiedzia. Gdy wynosił go do chaty obok od Johana oddzielając na moment ten lekko się poruszył. Lecz nie rzekł nic i nie uczynił. Co mogło być zalążkiem wzajemnego zaufania. Nie w honor może nawet co w wartość słowa drugiej strony. Dla obu z nich drogiego ponad miarę.

Jan głupi nie był. Ravena do stołu przywiązał. Niedźwiedz ze sporym toporem stał obok. Z niemą groźbą, że jak się nieborak będzie wiercił to może być różnie. Przytomność Raven stracił jeszcze podczas potyczki za osadą. Więc nic nie wiedział o słowach i deklaracjach. Blef Jana zatem był bezpieczny.

- Kim jesteś i z jakiego rodu? - zapytał. Po czym poczekał Jan na odpowiedź.
- Całuj psa w dupę. - odpowiedział mu na to kuzyn - zawszony lacki brudasie.
Jan pokazał mu herb na kaftanie odsłaniając płaszcz. Pierścień pod nos podetknął.
- Znajome?
Raven nie skomentował, ale napluł po wampirzemu, na krwawo, na podetkniętą rękę. Podstępu wypatrywał? Czy Jan zrobić się dał w konia.
- Nie bądź durniem. Żyjesz bo ja tego chcę jesteś synem Lederge? Czy się tego wstydzisz? - próbował coś wydobyć.
- Żadnymi plugawymi sztuczkami niczego mi nie wmówisz - przechylił głowę i krwawa plwocina przyozdobiła Janowy but.
- Widzę, żeś krzepki lecz słabego rozumu. Znam takich. Jestem synem Bożywoja, brata Lederge. Durna zakuta pało. - zdzielił go w twarz oplutą ręka i pierścieniem. - Herbu rodu własnego nie znasz nawet? Znieważasz. Tak ci mózg w zakonie sprali. - pokiwał głową z dezaprobatą.
- Srał pies twego Lederga i ojca. Moim rodzicem jest Wedeghe, pierwszy pośród braci z Dobrzyna.

Janeczka wtedy zamurowało. Może i mógł o coś jeszcze zapytać Ravena. Choć wątpił by wartościowego uzyskał.
- Dokończymy później. Postaram się twoje życie wyratować. - to były ostatnie słowa nim znów kołek wrócił na swoje miejsce.

Jan skierował szybkie kroki do Johana ten był mu winien wyjaśnienia. Zapyta go oto telepatią. Chciał wiedzieć dwie rzeczy. Skąd ta nieścisłość delikatnie mówiąc rodowodu i czy Lederge żyje? Rzekł tak Johan wcześniej wspominając podczas przesłuchania: "to on cię znajdzie". Wedeghe to Lederge albo miała tu miejsce jakaś tajemnicza adopcja.
 
Icarius jest offline  
Stary 26-10-2017, 02:52   #40
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Jan przetrzepał czerepy krzyżackie gdy łaził po osadzie. Siedzieli cicho na uboczu. Ktoś ich miał na oku dla zasady. Jeśli kiedyś był w nich hart ducha, opór czy wyniosłość... To zgasło to bezpowrotnie.... Niczym płomyk świeci trącony silnym wiatrem. Podmuch ten grozą był naznaczony. Krzykami rannych i zabijanych, rżeniem koni i skamleniem rozrywanych ogarów. Nikt kto słyszał co uczyniła czwórka a w zasadzie dwójka wampirów nie miał już ochoty się stawiać. Bo i po co? Żeby bardziej bolało? Krzyżacy w osadzie przycupnięci okazali się posłami. Układy przyszli proponować. Nooo tak, Niedźwiadek coś z Rygą kręcił to czy dziwić powinna wizyta u Lasombrów? Jan tylko zadał pytanie Niemiłej celne i praktyczne. Co z nimi? Wóz albo przewóz nie było drogi po środku. Jeśli Jawnuta to nie Krzyżacy. Ciekawe czy i on stanie przed takim wyborem pomyślał z ironią. Wuj czy Jawnuta? Na razie jednak dziarsko zasugerował, że Jawnuta jakby ich wizyta wypłynęła to się deczko zirytuje. Chyba, że ona Niemiła ten most między nią a Rygą spali tu na Janka oczach. On oczywiście po jej stronie może udawać, że ich nie widział. Tylko odpowiedzialności za efekt końcowy nie bierze. Lasombrzyca wzruszyła ramionami i powiedziałą
- Albinosa trzeba ładnie opakować. To się zobaczy, który tam z poselstwa znaczniejszy, dwóch się takich dobierze Johanowi do towarzystwa, a resztę zghulizuje i odeśle do komturii. - zamysł prosty i praktyczny.

Jan poszedł jeszcze raz do Ludej niedługo mieli się zbierać do wyjazdu. Chciał się ponownie upewnić, że kobiecie nic nie jest. Trochę też pogawędzić. Bo nie znał jej prawie wcale. Siedziała oparta o ścianę chaty i patrzyła w gwiazdy. Co jakiś czas w koło się rozglądając. Zastanawiał się czego tam szuka lub co tam widzi.

- Wiesz Pani już o mnie dużo. Na wiele też się zdeklarowałem. Rzeknij mi jak to się stało, żeś tu w lasach ukryta przed światem. Nie natomiast jako klejnot miasta czy dworu świecisz.
- A po cóż mi do miasta. Tu mi dobrze. Drzewa i woda czysta. W mieście tłok i smród - zaśmiała się.
- Maniery masz jednak jakbyś na dworach przebywała. Czyli był moment i ktoś kto sprawił cuda i jednak cię z tego raju wyrwał choć na trochę. Rzekniesz coś o tym rycerzu i waszych losach? Bo mnie widać coraz bardziej jak na dłoni, ciebie zaś spowija mgła tajemniczości.
- Wielki świat do mnie przybył w jego osobie. I wraz z nim dla mnie zmarł - Luda zaplotła ramiona na piersi. - Po nic ci to, Janie. Nijak na mą lojalność nie wpływa to - ucięła z rozdrażnieniem.
- W twoja lojalność nie wątpię. Jednak często przeszłość do nas wraca tak czy inaczej. - wzruszył ramionami - chcę cię zwyczajnie lepiej poznać. Ciebie też pewnie jakieś pytania nurtują. Proponuje je zadać. Możemy nawet zwyczajem z dzieciństwa pytań na przemian. - uśmiechnął się łobuzersko. - Sama rozumiesz dla mnie taka perełka jak ty w gęstym lesie ukryta to zagadka nie licha.
- Dobrze, moja kolej. Wszystkim dziewkom te same słodkie słówka prawisz, czy zmieniasz je czasami? Razem z dziewkami? - uniosła pytająco brwi i warkocz przerzuciła na drugie ramię.
Zaśmiał się Jan szczerze, choć gorzko. Cios był celny.
- Po prawdzie to dziewek w życiu miałem niewiele. Więc odpowiedź brzmi, nie wszystkim. Rzadko je miewam i rzadko zatem zmieniam. Rozumiem, że chodzi ci o Niemiłą? Szczerze mówiąc to była transakcja dość skomplikowana. Wybrałem taką drogę nie inną. Może mogłem rozegrać to lepiej a może gorzej? Tylko pytanie jakbym się czuł gdyby poszło gorzej? Uratowałem dwa życia. - pokazał palcami - Ravena i Johana naszego albinosa. Gdybym nie zrobił tego co zrobiłem, nasz białowłosy lub Raven witałby się z Welesem. Czy inną cholerą kryjącą się w ciemnościach rodzeństwa. Mało kto na taki los zasługuje. - odetchnął kilka razy myśli zbierając. Tłumaczył się przed Ludą czy sobą? A może już przed Birutą...

- Nie chciałem ryzykować. Negocjacje z kimś kto lubi zabijać by nagle życiem obdarował są… specyficzne. Niemiłej przysługiwał jeden z dwóch jeńców jakbym tego nie próbować przekabacić. Drugi miał iść do... piekła. Teraz mamy obu, zrębek sojuszu i krzyżaków na kokardkę. Cenę zapłaciłem ja, nie oni czy ty. - powiedział ze skrzywieniem. - Można to było rozegrać z pozycji siły. Uznałem, że nie warto. Bo jeśli mam chronić tę ziemię trzeba nam… ludzi wielu talentów również tych mniej sympatycznych. - zamilkł po czym jeszcze dodał w irytacji. - To co zrobiłem było skomplikowane na tysiąc różnych sposobów. - zamilkł gwałtownie jakby powietrze człowiekowi odcięli. - To co z tym rycerzem? - burknął.
- Był piękny, wysoki, o szerokich ramionach. Dworny i honorowy. Dworność i honor nie przeszkodziły mu mnie okłamać. Mnie miłość nie przeszkodziła go za to zabić. Myślę, że możesz naukę z tego wyciągnąć dla siebie.
Luda zamilkła i wiedział, że nic z niej nie wyciśnie, a na pewno nie padnie imię wiarołomnego kochanka.
Jan odpuścił ten temat. Pomyślał, że facet był krzyżykiem. Stąd ta zapiekła do nich nienawiść.
- Jak widać pytania potrafią być bolesne. To również lekcja. Zapytam zatem już normalnie. Jaką przyszłość widzisz dla tej ziemi?
- Widzę czy widzieć bym chciała? - westchnęła.
- Przedstaw obie wizje. Może gdzieś między nimi a tym co nas czeka uda się wykuć trzecią. Może nie wymarzoną a jednak realną i też sercu miłą?
- Jesteś jak dziecko - pokręciła głową. - Lecz ja także. Nie do ciebie i nie do mnie należy kucie losów tej ziemi. Chciałabym, ażeby nic się nie zmieniło. Wiem, że to mrzonka, na mrzonkach nic nie zbudujesz, Janie. A widzę krzyż.
- Wolę być dzieckiem niż ponurakiem. O każdym kto inny rzekną dziecko lub wariat albo jeszcze gorzej. Identycznie rzekną o każdym kto odejdzie od utartej już ścieżki. Krzyż to chyba widać tu od dawna. Tylko jakoś wielu przed nim nie uklękło. Jawnute myślisz złamią?
- Złamią, zabiją lubo ugnie się sama… cóż za różnica.
- Oni nie są monolitem. Krzyżacy, Kawalerowie mieczowi czy renegaci z Dobrzyna. Ci ostatni najsłabsi ale i już z Rygą wojują po cichu. Tam można nadać sprawie inny bieg niż wspomniane przez ciebie scenariusze. Zwłaszcza jak jest się starym i potężnym jak Jawnuta.
Luda nie zaprzeczała. Rzekła co swoje i nie podważała zdania Jana. Bo i nie było po co. Ilu ludzi tyle punktów widzenia.

Jan przerwał rozmowę bo i widział w oddali Niedźwiedzia. Obok niego dwie natomiast rozmazane panny. Szlachcic podszedł i przyjrzał się im badawczo.
- Tak nie sprawdzisz - powiedział z Niedźwiedź z uśmiechem.
- Czego? - zapytał Jan choć znał odpowiedź.
- No czy dziewice. Trzeba sam wiesz dogłębniej spojrzeć. Zrobiłem to jednak, własnoręcznie - nie wiadomo co chciał podkreślić. Gorliwość czy ironię. - są zgodne z życzeniem suzerena. No może się lekko zaczerwieniły i rozmazały. Wiesz jak to jest. Wszystkim nie dogodzisz.
- Nie da się zaprzeczyć. Skoro mowa o innych, jak będziesz ze swoimi braćmi krwi pisał. Rzeknij im ode mnie, że jestem waszemu klanowi przychylny. Gdyby któryś miał kłopoty. Schronienie dać możemy a może i w inny sposób pomóc.
Niedźwiedź skinął głową. Jan natomiast mówił dalej.
- Nasze losy są coraz bardziej splecione. Powiedz mi zatem o sobie coś więcej i sam nie wahaj się zapytać. Zacznijmy od miana. Zwą cię tu Niedźwiedziem. Jakie jest twoje prawdziwe imię? Czemuś je zmienił? Pytam teraz byś miał możliwość powiedzieć mi tyle ile zechcesz. - Jan miał na myśli oczywiście więzy. Po trzecim krwii napiciu wszelaki opór zniknie. Prywatne tematy natomiast są prywatnymi. Więc chciał by Nosferatu rzekł mu tyle ile chce i jak chce.

- Nieważne, co wcześniej, ważne, co gdym umarł - zaśmiał się Nosferatu. - Ale jak cię ciekawość gnębi… Garbarzem byłem w Płocku, pod murami żyłem sobie, jak to każdy ze smrodliwym fachem, a zwałem się Maćko.
- Jak Maćko garbarz stał się Niedźwiedziem? Spory kawałek jesteśmy od Płocka. - uśmiechnął się serdecznie. Bo i nie miał złych intencji.
- Ot, nalazł na Maćka Garbarza jego ojciec, sklepał sztachetą ode płota, spił i przemienił. Potem związał, i na tym postronku poprowadził tutaj.
- Mnie ojciec przemienił gdy śmierć po mnie szła. - począł opowiadać o sobie Jan poniekąd w rewanżu - Zachorowałem bo leczyć mi się ludzi zachciało. Ot pasja z dawnych lat. Raz niestety nie wyszło, ba porażką było totalną. Sam wtedy zachorowałem. Przemiana była nowym życiem. Darem choć miał swoją cenę.- dobrał temat tak by mogli poznać się lepiej. - Co z ojcem? - spojrzał na Nosferatu. Każdy wszak ze spokrewnionych miał jakiegoś choćby i kiedyś.
- A Jaćwięgi Skomandowe nas napadły, zanim doszliśmy. Ojca zaciukali, ograbili do zera, a ja żem w bagno hycnął. Woda z błotem mię przykryła, żerdziami z hakami łowić próbowali, ale żem głęboko wlazł, jak larwa musza w gówno. Nie dali rady - zaśmiał się Niedźwiedź. - A potem tu przylazłem i wydumałem sobie, że co ojcowe, to moje będzie. Byli tacy, co, wystaw sobie, odmiennego byli zdania.
- Ty ich natomiast z błędu wyprowadził. Pogranicze to urocze miejsce. -dodał od siebie Tzimisce - Mój ojciec żyje. To Bożywoj ze Skrzynna syn Zoltana. Został w Polsce. W ciężkim żywocie rodzica umartwiającego się o jedynego potomka. Czemuś został tutaj? Ze względu na tę ojcowiznę? W Rydze nie byłoby ci lepiej czy bo ja wiem wygodniej?
- Ksiądz lubi kapustę, a kościelny baby tłuste - Nosferatu znowu zachichotał. - Są Nosferatu, których rynsztoki i występek miast ciągnie, a są i tacy jak ja. Co wolą na tura z włócznią iść, z niedźwiedziem się za bary wziąć czy lupinów podrażnić.
- Zawsze żyłem w dworach, jedne były bogatsze inne biedniejsze. Z lasem miałem wspólnego niewiele. Tylko gdy trzeba było zarobić lub zapolować. Zbójowało się czasami gdy łup był godny. Na tej ziemi można poczuć się wolnym więc chyba cię rozumiem. O ile nie opłata kogoś łańcuch wydarzeń i obowiązków tak mocno jak nas.
- Ja tam się zwyczajnie już w mieście nażyłem. Ale jak kto nie zna, to ciągnie go. Jak wszystko co nieznane.
- Jawnute jak poznałeś? Co sprawiło że ja na seniora wybrałeś?
- Nasłała na mnie odmienionego po diabelsku niedźwiedzia. Tom po rozerwaniu na strzępy poskładał mniej więcej, palikiem w zad wepchniętym usztywnił, coby stał prosto, brukiew w pysk wepchnął i do Bejsagoły odesłał. No to potem zjechały bardzo błyszczące i pachnące posły, by mnie do Diablicy na dwór zaprosić.
- Mnie przygnały na Jawnuty ziemię obowiązki rodowe. Dawne obietnice i sojusze. Które nigdy nie zostały złamane. Co aż mnie czasami dziwiło patrząc na diabły w ogóle. Lecz gdy spojrzę w szczególe i widzę mego ojca i wuja. Wiem czemu się utrzymały. Ciekawe czy i mój dziad był taki? Nie miałem okazji poznać śpi już czas jakiś. Tyle oficjalnie - uśmiechnął się już do siebie.
- A nieoficjalnie chcesz zbudować domenę od morza do morza - dopowiedział Niedźwiedź i śmiechem wybuchnął serdecznym. - Ech, wy Diabły. Każdym być możecie, a wszyscyście tacy sami.
Jan również się zaśmiał.
- Nieoficjalnie zdobyć chce czyjeś serce. Czy może inaczej liczę że już je mam. Chciałbym jednak być blisko i sformalizować sprawę. Domenę od morza do morza zbuduje przy okazji. Trzeba gdzieś mieszkać w końcu. - uśmiechnął się żartując.

Miłe rozmowę zakończył Kamir gdy przyszedł i rzekł, że gotowi już do drogi.
- Jeńcy na koniach i zabezpieczeni. Wszyscy na znak czekają - Jan skinął głową. Poszli z Nosferatu pożegnać się z Lasombrami. Wiadomości ptakami słać obiecali co dalej.

Cała grupa w końcu ruszyła. Po paru godzinach Janek rzekł do Ludej.
- Wyciągnij mu kołek - i wskazał albinosa. Niedźwiedź spojrzał zdziwiony. - Czy to aby rozsądne? Czy to nie mi aby wypominano, że związanego rozwiązałem? Dodam, że było to wtedy gdym nic o nim nie wiedział. Teraz gdy już wiemy co potrafi, to odkołkować go chcemy? Chyba nie rozumiem konceptu.
- Dał słowo. - odrzekł Jan.
- Mógł kłamać. - dorzucił Niedźwiedź z przekąsem.
- Przysięgał. - odrzekł ponownie Jan.
- Nie pierwszym może się okazać który przysięgał i ślub złamał. - Nosferatu kontynuował dziwny spór.
- Na głowę Marii Magdaleny przysięgał - wyjaśnił tonem mentorskim Jan z wyraźnym rozbawieniem na twarzy.
- Jak na głowę jakieś dziewki przysięgał to już mi ulżyło. Teraz to już fest mus taki, że pewność od razu mnie ogarnęła. - ironizował Nosferatu. - Samemu kołek chyba wyciągnę.
- Nie trzeba - wtrącił się rozbawiony Johan. Sam "oszukany" kołek wbity w pierś odrzucając.
Niedźwiedź wytrzeszczył oczy, nawet ludzie z obstawy poczęli po sobie szeptać. Tylko Luda prychnęła śmiechem. Wszak wiedziała od innych więcej.
- Co ja tu robię - dało się usłyszeć szept z ubawionej gęby Niedźwiedzia po chwili. Bo i śmiać się już tylko mógł.

Gdy jakiś czas potem dojechali do wioski Struga. Widokiem Jana i jego towarzyszy wszyscy byli uradowani. Na widok Jana cieszyło się najwięcej osób. No przynajmniej najwięcej entuzjazm z siebie wydobyło. Hamsa i Nemei już jakby nierozłączni w tym brylowali. Dając wycisk najwyraźniej pomysłami wszystkim którzy ich pilnowali. Niedźwiedź miał widownie większą, bo i sporo jego uchodźców jego w wiosce siedziało. Jak doliczyć Miłka i wojów tłum się robił. Ludą wylewnie przywitał sam Struga. Reszta wioski była zajęta swoimi sprawami. No nie do końca tylko swoimi bo niespodziewani goście zarówno jedni jak i drudzy przysparzali sporo pracy. W tych powitaniach odcinała się jedna sylwetka która naprzeciw Jana wyszła. Krzesimir którego wkurw wciąż malował się na twarzy.
 
Icarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172