Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2017, 18:00   #14
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Niziołka wślizgnęła się cichutko do najniższej chałupy w Zweufalten. Było ciemno, pomyślała więc, że tato już spał. Przemknęła na palcach do swojego siennika, gdy wtem…

- Taffy! - Z ciemności rozległ się głos Rudiego Zumwalda. Ojciec podszedł do niej i przytulił ją mocno. - Taffy, kochanie, gdzie byłaś tak długo? Bałem się o ciebie.

Rudi Zumwald był niewysoki, nawet jak na niziołka i bardzo podobny do córki. On też miał bystre, dziecęce oczy i młodzieńczy wyraz twarzy. Z tym, że od ataku skavenów jego lica zostały poorane licznymi głębokimi zmarszczkami. Tylko Taffy wiedziała, jak bardzo jej ojciec przeżył stratę całej rodziny. Prawdopodobnie jeszcze gorzej niż ona. Rudi Zumwald po śmierci żony i synów stał się straszliwie nadopiekuńczy wobec swojego ostatniego dziecka, drżąc o jej życie i zdrowie jakby była z porcelany.

- Prosiłem, córeczko, prosiłem, byś nie przychodziła do domu po zmroku! - pogładził ją po głowie.

- Och, tatuleńku! - westchnęła wzruszona. Bardzo mocno kochała swojego ojca. - Byłam z Heinrichem na rybach i tak przyjemnie się siedziało, że aż nie zauważyłam, kiedy słońce postanowiło nam uciec. Bardzo, bardzo przepraszam.

- No już dobrze, dziecko, już dobrze. Byle to się nie więcej nie powtórzyło. Nie mogę sobie wyobrazić, co bym zrobił, jakby ci się coś stało - Taffy poczuła jak ręce ojca zadrżały silnie. - Jesteś moim ostatnim dzieckiem, Taffy. Tylko dla ciebie żyję.

Ojciec zdawał się za chwilę rozpłakać. Ale nie rozpłakał się.

- Chodź, córuniu, musimy porozmawiać. Usiądźmy przy piecu.

Taffy usiadła, Rudi przyniósł im obojgu mleko.

- Posłuchaj, kochanie, to bardzo ważne. I nikomu nie możesz powiedzieć ni półsłówka. Pojutrze, z rana, opuszczamy Zweufalten. Na zawsze.

Dziewczyna wypuściła trzymany w ręku drewniany kubek, mleko upaćkało jej i tak brudne buty. Przez chwilkę miała szeroko otwartą buzię, potem ją zamknęła, przybrała zamyślony wyraz twarzy i dopiero zapytała spokojnie:

- Dlaczego?

- Nic się nie stało, weź moje - podał jej swój kubek. - Tak trzeba, skarbie. Gadałem z sołtysem. Wojna ku nam zmierza. Kto wie, jak daleko jest wojsko i czy ominie Schwarzensumpf, czy nie. Wiem tylko, że wojska grafa palą wszystko na swojej drodze, ludzi mordują, kobiety zaś… kiedy pomyślę, że mogliby coś takiego zrobić tobie... - głos mu się załamał, ręce zaczęły drżeć ponownie. Opanował się po chwili. - Musimy odejść, Taffy. Bagna nie są już bezpieczne, a ja nie mogę ciebie stracić. Zrobię wszystko, żeby cię ochronić - Rudi oddychał ciężko. - Pojedziemy do Middenheim, na ziemie księcia-elektora. Tam graf się nie zapuści, jestem pewien. A mama, jak dobrze pamiętam, mówiła kiedyś, że mieszkają tam jej jacyś... kuzyni chyba. Może dadzą nam schronienie.

- Do Middenheim? Tam jest morze ludzi! Przestępcy, złodzieje, mordercy… Ktoś mi kiedyś mówił, że tamtejsza rzeka jest tak brudna, że ryby tam nie pływają. Co ja tam będę robić? No i jaki graf? Jaki książę-eklerek? Ja nic nie wiem, nic nie zrobiłam, czemu miałabym uciekać z domu? - Taffy mówiła coraz szybciej tak, że człowiek pewnie by już jej nie rozumiał. Szczęśliwie ojciec był niziołkiem i był do tego przyzwyczajony. - A co z resztą? Z Heike, z Elsie i innymi? Co z naszym małym domkiem?

W kącikach oczu dziewczyny zaczęły formować się grube łezki.

- Nie płacz, dziecko. Tak trzeba. Przynajmniej na jakiś czas. Tu jest zbyt niebezpiecznie, Taffy. Jeśli tu zostaniemy, narazimy się na wielkie niebezpieczeństwo. Znajdziesz nowych przyjaciół, na pewno - uśmiechnął się lekko.

- Ale… ale dlaczego nie mogę nikomu powiedzieć, pożegnać się? I dlaczego żołnierze mieliby się zapuszczać na bagna?

- Bo lepiej, żeby nikt nie wiedział, że odchodzimy. Żeby nie było zamieszania. Taffy, my musimy odejść, zrozum. Nie wiem, czy żołnierze tu przyjdą, ale nie będę ryzykował twojego życia, by to sprawdzić. Na ziemiach księcia będzie bezpieczniej.

- Wiesz, że i tak cię posłucham. Tylko… Ryzyko, że coś się tu stanie jest małe… Ale jak w drodze? Zawsze mówiłeś, że tam w świecie jest niebezpiecznie. Damy sobie radę sami? Jesteśmy… no, słabsi niż ludzie. I mniejsi.

- Na bagnie ukryjemy się wśród zarośli. Na trakcie powinno być już lżej. Zebrałem już zapasy, pieniądze. Nie kłopocz się, moja śliczna córeczko. Tata zadbał o wszystko. Ty spakuj, co uznasz za potrzebne i bądź gotowa na pojutrze. I pamiętaj: nikomu ani słówka. Obiecasz mi to?

- Na trakcie lżej? Przecież na bagnach nie ma nikogo złego, na drogach… Ale ufam ci, tato. Obiecuję - przyrzekła z ciężkim sercem.

- Mądra dziewczynka - ojciec pogłaskał ją po głowie. - A teraz idź spać, kochanie, bo już bardzo późno. I pamiętaj o twojej obietnicy.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline