Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-09-2017, 20:40   #14
Flamedancer
Konto usunięte
 
Flamedancer's Avatar
 
Reputacja: 1 Flamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputacjęFlamedancer ma wspaniałą reputację
Kilyne & Izambard

Kiedy garnąca się do odbijania koni dwójka odeszła, prace nad naprawą wozu zdwojono. Z przywiezionym przez barbarzyńcę handlarzem było ich wystarczająco dużo, aby uwinąć się z tym w całkiem przyzwoitym jak na okoliczności tempie. W międzyczasie dogoniła ich rodzina poszkodowanego - żona, dorosła córka, dwóch nastoletnich synów wraz dwoma parobkami. Cokolwiek mówić o koniokradach, żadne z przybyłych nie wyglądało bardzo źle. Trochę sinikaków, zmęczenie i kurz, złodzieje nie należeli do morderców czy gwałcicieli. Z ich pomocą naprawiony wóz załadowano jeszcze znacznie przed zmierzchem. Jego właściciel dziękował mało wylewnie, lecz obiecał nagrodę za pomoc dla najbardziej w nią zaangażowanych. Jak tylko coś zarobi, lub jakiś drobiazg z jego kolekcji.

Już po zmierzchu, może godzinę drogi od Sandpoint, dostrzegli zawieszoną na gałęzi przydrożnego drzewa głowę goblina. Mogła to być wprawdzie zupełnie inna głowa, niż ta ucięta przez barbarzyńcę, ale pień drzewa rozwiał wątpliwości. W jego korze była wyryta strzałka, wskazująca na północny wschód, w prawo od biegnącego na północny zachód traktu. Pod nią zaś zaskakująco ładny rysunek konia oraz imiona: Kas i Lugir.
Przyglądając się temu Izambard uniósł brew nieco zdziwiony. Spodziewał się raczej czegoś innego, być może bardziej subtelnego, mniej rzucającego się w oczy, a może mniej… imitujące dzieło sztuki? Gdyby nie ta goblińska głowa, to ktoś mógłby pomyśleć, iż odbyła się jakaś dziwna schadzka.
Gdyby nie ta goblińska głowa! Pewnie wyglądałoby to mniej dramatycznie. Rzucił kątem oka na rodzinę właściciela koni, pozwalając sobie zbadać ich reakcje na widok shoantyjskiej sztuki, po czym machnął ręką.
- No nieźle - rzekł, pozwalając sobie przeciągnąć nieco pierwsze “e” - Pewnie oczekują, iż podążymy ich tropem i dołączymy do polowania na bandytów.
- Panno Kilyne - zwrócił się bezpośrednio do niej ze swoim słyszalnym w tonie zwyczajowym szacunkiem, jakim darzył każdą osobę. Nie miał w zwyczaju wywyższać się ponad innych, nawet pomimo swojego pochodzenia - Osobiście wolałbym znaleźć się jak najszybciej w Sandpoint, albowiem niosę od swojego mistrza wiadomości dla kapłana oraz burmistrza. Wierzę w zdolności Chasequah’a - o dziwo, wypowiedział to całkiem poprawnie - oraz Lugira. Chcę też, by złodzieje otrzymali należną im karę. Decyzję wyboru drogi pozostawiam jednak tobie.
Głowa goblina, jakie to barbarzyńskie. Pokrywało się ze wszystkim, co kiedykolwiek słyszała o bardziej prymitywnych ludach. On uważał, że goblin to prawdziwe trofeum? Zmrużyła oczy, kilka chwil poświęcając na wpatrywanie się w mrok. Wysłuchała przy tym czarodzieja. Powstrzymała uśmiech słysząc jego ostatnie słowa i kiedy się odezwała, brzmiała poważnie.
- Są kilka godzin przed nami. Znaków mogli pozostawić więcej, ale równie dobrze możemy się zgubić i nigdy na nich nie trafić. Proponowałam im rozwiązanie, które odrzucili. Jak będą potrzebować pomocy, to niech szukają nas w mieście. Zostawię im tu tę wiadomość.
W jej dłoni pojawił się nóż, którym szybko wyryła kierunek na miasto.
- Pochwalam racjonalną decyzję - odezwał się Izambard po chwili umożliwiającej stworzenie kolejnego prowizorycznego drogowskazu. Na jego twarzy wykwitł lekki uśmiech - Bezdroża to ich domena. Mam jedynie nadzieję, że oni sami się nie zgubią. Samo poszukiwanie pomocy w mieście też niewiele by dało, lecz nie wiem jak aktualnie trzyma się milicja Sandpoint, może jest lepiej niż podczas moich ostatnich “odwiedzin”.
Spojrzał na wciąż wiszącą głowę goblina unosząc tym razem obie brwi. Ostatnia rzecz, jaka potrzebna była w tej okolicy, to gnijący strach na… ludzi. Uniósł swój kij i kilkoma silniejszymi zamachami strząsnął wątpliwe trofeum i żywo przeturlał nim w stronę morza, by jak najszybciej znalazło się poza wzrokiem gapiów.
- Nie żebym się znał na podróżach po varisiańskich traktach oraz ich ozdobach, ale gobliński czerep to ostatnia rzecz, jaką bym chciał zobaczyć. Chyba że bym był goblinem. Goblin gotów jest chwalić niebiosa za taki widok.
Kilyna zmierzyła czarodzieja uważnym spojrzeniem, ale nie skomentowała tego słowem, dołączając ponownie do oddalającej się już karawany.

Dalsza droga traktem nie przyniosła żadnych dodatkowych wrażeń i mniej więcej dwa dzwony po zapadnięciu ciemności, zza zakrętu wyłoniły się nagle światła Sandpoint. Tu nikt nie spodziewał się kłopotów, dzielący ich od miasteczka most minęli bez przeszkód - nie zauważając choćby jednego strażnika. Ludzi po ulicach ciągle kręciło się sporo, w karczmach i oberżach tętniło życie, otoczył ich gwar w gęstej zabudowie przy Ulicy Handlowej.
- Dziękuję wam za tę pełną przygód drogę, przyjaciele - zawołał Otis. - Mam wykupione pokój w górnej części miasta. Żegnajcie i do zobaczenia! - pożegnał się z ulgą. Podobnie zrobił niziołczy handlarz końmi, a także Bulb, mruknąwszy coś, że znajdą go w razie czego przy Piaskowej. Huss z rodziną także miał gdzie się podziać, wszyscy zarezerowali miejsca na długo przed festiwalem. Pozostawali tylko Kilyne i Izambard, nagle sami i wybawieni od roli nieformalnych obrońców karawany.
- Proste sprawy potrafią się bardzo skomplikować - Kilyne odezwała się niespodziewanie, wpatrując w plecy odchodzących. - Cieszę się, że jesteśmy już na miejscu. W przeciwieństwie do nich nie mam jednak miejsca w gospodzie. A ty? - zwróciła się do czarodzieja.
- Cóż… Moje przybycie co prawda jest oczekiwane, jednak nie zwracałem się z prośbą o jakąkolwiek rezerwację - odparł z wahaniem, po czym jego usta zwęziły się na chwilę w wąską linię, kiedy się zastanawiał co robić - Złożymy więc teraz wizytę mojej starej przyjaciółce prowadzącej Rdzawego Smoka, a później uporam się z moimi obowiązkami. Zaszczycony byłbym, gdybyś zechciała mi towarzyszyć w wizycie w świątyni oraz ratuszu - uśmiechnął się i lekko skłonił w zapraszającym geście.
- Rdzawy Smok to jakaś gospoda? - spytała czarnowłosa, ciekawie lustrując miasto. - Ja nie jestem oczekiwana, po znalezieniu miejsca na nocleg, wolałabym tam pozostać, zamiast narzucać gdzieś swoją obecność. Poza tym może wychowałam się gdzie indziej, ale czy ratusz o tej porze to nie będzie zamknięty? - uśmiechnęła się kącikiem ust, na co mag po prostu westchnął.
- Tak, to gospoda. Dwie w tym mieście są: pierwsza zwie się Biały Jeleń, a druga to Rdzawy Smok. Jeśli się ruszymy, to może jeszcze nie wynajmą wszystkich pokojów - wzruszył swobodnie ramionami - Zaś co do ratusza… Mam pewne polecenie od mojego mistrza i moja przesyłka ma się znaleźć natychmiast, o ile to możliwe, w przeznaczonych do tego rękach. Jeśli dziś będzie zamknięte, to pójdę jutro.
- Skoro jest pilna, warto odwiedzić adresata w jego domu - Kilyna wykonała gest dłonią, zachęcający go do ruchu. - Prowadź więc.
Izambard skinął głową i skierował swe kroki w stronę Rdzawego Smoka. Nie do końca chciał się przyznawać, że nie miał pojęcia w którym domu mógłby znaleźć panią burmistrz.
- Być może. Najpierw jednak odwiedźmy gospodę.

Rdzawy Smok znajdował się zaledwie kilka kroków od miejsca, w którym pożegnali się z członkami karawany. Szyld - przedstawiający smoka, a jakże - kołysał się lekko, skrzypiąc, a ze środka wabił gwar rozmów, dźwięki muzyki oraz zapach potraw. Kiedy weszli, natychmiast doznania się zintensyfikowały. Jakaś niziołka z tacą minęła ich zwinnie w drodze do jednego ze stolików. Było już dość późno, ale nie na tyle, aby karczma świeciła pustkami. Wręcz przeciwnie, zaplanowany na następny dzień festiwal zachęcał do dłuższego siedzenia. Izambard nie dostrzegł nigdzie Ameiko, ale poza tym zmieniło się tu niewiele. Kilka osób zwróciło się w stronę drzwi, kiedy otworzyły się drzwi, ale szybko wrócili do swoich zajęć. Mag za to pozwolił się na chwilę zatrzymać przy drzwiach, oczywiście usuwając się na tyle, by móc przepuścić osoby chcące skorzystać z wyjścia, obserwując z zainteresowaniem kręcący się interes i kiwając z uznaniem głową. Wyglądało na to, że w ciągu kilku lat Rdzawy Smok stał się wyjątkowo popularny! A przynajmniej przy okazji takich uroczystości. W końcu goście muszą się gdzieś zatrzymać.
A burczący brzuch właśnie w tym momencie raczył się przypomnieć o swoich prawach. Czarodziej po prostu cicho westchnął i postanowił zaczekać na niziołczycę przy kontuarze.
- Dobry wieczór, pani - skłonił się z szacunkiem jak to miał w zwyczaju - Szukam Ameiko. Gdzie ją znajdę? - prawie zakończył na tym pytaniu, lecz niemal od razu przypomniał sobie o najważniejszej rzeczy, kiedy zerknął kątem oka na towarzyszącą mu półelfkę - Ii czy mają państwo wolne pokoje? Przynajmniej dwa.
Wchodząc do karczmy, Kilyne starała się nie rzucać zanadto w oczy, ani nie rozglądać otwarcie. Zsunęła kaptur z głowy, a gałki oczne poruszały się na boki, niczym u wyglądającego niebezpieczeństwa lub spodziewającego się zasadzki zwierzęcia. Trzymała się zaraz za Izambardem, pozwalając mu mówić i nie wtrącając się na razie.
- Ach, nie - niziołka zakręciła się, jednocześnie robiąc dwie czynności. - Panna Kajitsu szykuje potrawy na jutrzejszy konkurs. Pokoje, dwa… nie, trudno. Dużo gości - wyrzuciła z siebie szybko, pomiędzy nalewaniem trunku do jednego kufla i wyjmowaniem drugiego.
- Hm - zasępił się nieco mag na wieść o braku miejsc noclegowych - Nawet jeden się nie znajdzie? Nieprzyjemnie.
Izambard, westchnąwszy, łypnął okiem w stronę potencjalnej lokalizacji kuchni. Może byłby w stanie coś załatwić z Ameiko? Potrzebują miejsca na nocleg, a druga gospoda potencjalnie również będzie zapełniona gośćmi. Ścisnął trochę mocniej kostur w dłoni i powiedział z lekkim, pewnym uśmiechem na ustach.
- Cóż. A czy mogłaby pani poinformować pannę Ameiko o przybyciu jej przyjaciela z Magnimar? Izambard Morieth mym imieniem. Mam nadzieję, iż kurier z listem dotarł tutaj kilka dni temu.
Niziołka spojrzała na niego, jakby chciał jej co najmniej córkę porwać, ale napełniwszy kufel skinęła wreszcie głową. Zniknęła na chwilę na zapleczu, pojawiając się znowu wraz z kobietą o nietypowej urodzie. Ameiko nie zmieniła się zbytnio od momentu, w którym ją ostatni raz widział. Włosy miała trochę dłuższe, ale białe pasemka pozostały takie same. Nie miała wtedy tatuażu, ale niezwykłe, ostre rysy pozostały takie same. Przybyło jej kilka lat, ale powiedzmy sobie szczerze: nie tyle co jemu. Kajitsu zatrzymała się, uśmiechając się niepewnie.
- Izambard? - spytała zaskoczona. - Tak, miałeś rację… zmieniłeś się. Dobrze cię widzieć - dodała od razu, choć widać było, że czeka na wyjaśnienia. Zbliżyła się i objęła go na krótko, zezując na Kilyne. - I widzę, że masz towarzyszkę - mrugnęła do niej okiem.
Niziołka w tym czasie zdążyła zniknąć z kuflami, jeszcze się na nich oglądając. Kilyne, ku własnemu zaskoczeniu, roześmiała się cicho. Ta cała Ameiko wyglądała na trochę za młodą osobę jak na właścicielkę karczmy, może sekret krył się w tym jak sympatyczne sprawiała wrażenie.
- Towarzyszkę podróży - sprecyzowała. Coś pokusiłą ją, aby dodać: - Na razie - podkreślając tę wypowiedź takim samym mrugnięciem. - Jestem Kilyne, miło mi poznać.
Słowa półelfki niespecjalnie zajęły myśli maga. Dotarli w końcu do swojego celu i mogła ruszyć w swoją stronę. Wcale jednak by nie narzekał, gdyby mógł z nią spędzić jeszcze trochę czasu, nim on sam wyruszy w dalszą podróż zaraz po zakończeniu festiwalu. Zawieranie przyjaźni zawsze owocuje w jakiś sposób.
Ale była jeszcze Ameiko i to głównie dla niej przybył ponownie do Sandpoint, dlatego było mu przykro, gdy dowiedział się, iż przez najbliższe kilka godzin może nie mieć czasu. Minęło naprawdę wiele czasu, przez co jej widok, mimo pozornie niewielkich zmian w jej wyglądzie, lekko go oszołomił. Szybko jednak odzyskał rezon.
- No cóż, moja droga! Teraz już wiesz dlaczego magowie wyglądają staro. Bo za dużo czasu spędzają na wykładach u profesorów w Kamieniu Mędrców! - mężczyzna pozwolił sobie zażartować, wspominając część swoich pełnych irytacji listów o nadzwyczaj powolnym sposobie mówienia kilku jego nauczycieli, ale pokręcił głową dając znać, że nie czas na to. Fakt, wyglądał jakby miał już trzydziestkę na karku, ale tak naprawdę był niemal dziesięć lat młodszy.
- Również się cieszę, że cię widzę, Ameiko - Izambard uśmiechnął się do niej ciepło. Ten jeden jedyny uśmiech zarezerwowany był tylko i wyłącznie dla niej, jego jedynej przyjaciółki - Opowiem ci wszystko jutro, włącznie z atrakcjami na trakcie. Na razie musimy zrzucić osprzęt i chwilę odsapnąć po podróży.
- Jasne, jasne. Wiesz, że jutro konkurs jedzenia? Na nasz koszt, za to jaki prestiż! - zaśmiała się Kajitsu wesoło, również do Kilyne. - Ale to oznacza mnóstwo przygotowań… jutro wieczorem powinno być znacznie lepiej. Masz się gdzie zatrzymać? Zawsze trzymam jeden pokój, ale jest mały. Drugie łóżko można wstawić… - zezowała na czarnowłosą i ponownie mrugnęła, niezbyt te gesty przed czarodziejem ukrywając.
- Konkurs jedzenia? A kto będzie się delektował waszymi potrawami? Jeśli goście, to z pewnością skosztuję - mag poklepał się po płaskim brzuchu i znów się zasmiał, po czym pozwolił rzucić okiem na swojego chowańca kurczowo trzymającego się torby - Mesmir pewnie również coś skubnie jeśli nikt go nie przegoni.
Kruk na te słowa przestał wpatrywać się z zaciekawieniem w gości Rdzawego Smoka i wniósł się w powietrze, by wylądować na głowie Izambarda. Przekręcił z zaciekawieniem łebek wpatrując się w Ameiko.
- Kra? Coś czegoś chciał? - zadał nieco retorycznie pytanie ptak - Jedzenie? Ktoś mówił “jedzenie”?
- Em, tak, później - wywrócił oczami czarodziej - Tylko nie mów za dużo, bo znowu będziemy mieli atak hordy dzieci próbującej cię tresować.
Spotkało się to z przeciągłym kraknieciem i niezbyt udanym udawaniem, że jest się całkiem zwyczajną istotą ze swego rodzaju.
- Myślę, że z chęcią skorzystamy z twojej gościny - zwrócił się mag z wdzięcznością, po czym uniósł lekko jedną brew na tą bezsłowną wymianę zdań między dwiema kobietami, pozwalając sobie ją przemilczeć - Biorąc pod uwagę jutrzejszy dzień podejrzewam, iż wszystko już będzie zajęte. Jeśli łóżko się tam zmieści, to z chęcią przyjmiemy, ale mi nie przeszkadza spać w śpiworze. W końcu masz bardzo dużo pracy, a ja sam muszę jeszcze odwiedzić kapłana i panią burmistrz - dokończył chwilę później.
- Nie przeszkadza mi dzielenie pokoju - Kilyne uśmiechnęła się do Ameiko. - Izambard to takie chucherko, będziemy musiały go dobrze podtuczyć na tym waszym konkursie - czarnowłosa czuła się zaskakująco dobrze i swobodnie przy tej dwójce obcych w sumie ludzi. Dotarcie do miasta rozluźniło ją wreszcie, brak reakcji na jej pochodzenie również. Zmrużyła powieki i nagle spojrzała ostro na czarodzieja.
- A gdyby mimo wszystko czegoś próbował… - uniosła dłoń, w której pojawiła się czarna gwiazdka z bardzo ostrymi kolcami. Tak samo szybko zniknęła, podobnie jak groźna postawa. - Ratusz o tej porze jest zamknięty, prawda? - zapytała Ameiko, chcąc oszczędzić Izambardowi chodzenia. - Chętnie bym coś przekąsiła, możemy po drodze. Skoro dzięki twojej znajomej mam pokój to postanowiłam zaszczycić cię swoją obecnością na tej wycieczce - uśmiech powrócił na oblicze Kilyne.
 
__________________
[FONT="Verdana"][I][SIZE="1"]W planach: [Starfinder RPG] ASF Vanguard: Tam gdzie oczy poniosą.[/SIZE][/I][/FONT]

Ostatnio edytowane przez Flamedancer : 27-09-2017 o 20:51.
Flamedancer jest offline