Orange szkolne, okruchy życia, romans, nadprzyrodzone
W dzień rozpoczęcia szkolnego roku w nowej szkole do Takamiyi Naho przychodzi list… od niej samej. Jak się okazuje dorosła Naho z przyszłości postanowiła naprawić dawne błędy z przeszłości i prosi młodą siebie, by jej w tym pomogła.
Główną osią fabularną są zmagania nieśmiałej i zamkniętej w sobie dziewczyny, która próbuje uratować swojego kolegę Naruse Kakeru przed samobójstwem.
Przyjemnie się oglądało, muzyka i kreska była ładna, sam plot również ciekawy, do czasu, aż… no właśnie. Do czasu, aż nie zmęczymy się Kakeru, który jest mdłą jak kostka szarego mydła, depresyjną i beznadziejną postacią, nic nie potrafiącą zrobić, wiecznie pragnącą się zabić, bo nie umie wziąć odpowiedzialności na siebie.
Nie przesadzam… z początku na prawdę wydawało się, że chłopak będzie przedstawiać sobą głębię, obrazując problemy z jakimi zmagają się osoby chore i słabe psychicznie. To mnie wyraźnie nęciło, bo sama do takich osób należę i byłam wyraźnie szczęśliwa, że w końcu popkultura zabiera się za przełamanie tabu jakim jest depresja, samobójstwo, itp.
Niestety… pod koniec anime masz serdecznie dość niewdzięcznika, zapatrzonego tylko w swoje ego, którego próbują uratować… już nie tylko Naho ale cała paczka przyjaciół. Suwa Hiroto, Hagita Saku, Murasaka Azusa i Chino Takako. Wszyscy rezygnują z własnych ”żyć”, by ten jeden mógł być w końcu szczęśliwy… ale ciągle mu mało.
Serial oparty jest na mandze… w niej cała nadzieja, niedłgo zabiore się za jej przeczytanie i zobaczymy, czy winą za pomyjowatość Kakeru trzeba obarczyć studio Telecom Animation Film, czy mangakę, którego przerosła wizja.