Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2017, 11:03   #581
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Powrót do ołowianej codzienności przypominał wybudzenie z pięknego, barwnego snu. Człowiek otworzył oczy, wciąż jeszcze zamroczony, z resztkami sennej mary na powiekach wiedząc, że wszak musi wstać… ale czemu, do ciężkiej cholery, tak trudno przychodziło zrobienie pierwszego kroku? Podniesienie tułowia do pionu, odłożenie marzeń na rzecz powrotu w znane, pordzewiałe tryby świata, w którym przyszło im żyć?
Wojna upomniała się o zaległy trybut, czas odpoczynku i radości dobiegł końca. Radość zastąpił dawny, dobrze znany przyjaciel o imieniu strach. Na podobieństwo miotły wymiótł z serc te liche okruchy pogodny, pozostawiając twarde, przysypane popiołem skorupy, z wierzchu tylko przypominające organy wewnętrzne istot żywych.
Przebierając prędko przykrótkimi nogami, Alice próbowała nie wychodzić myślami zbyt daleko. Krew odpłynęła jej z twarzy, zostawiając skórę równie białą, co noszona na grzbiecie sukienka. Ostatni element bajki, zamieniony pospiesznie na uniform Anioła, przykryty runnerowym standardem. Z bólem lekarka schowała do torby złożoną starannie, jasną tkaninę, walcząc przy okazji ze ściskającymi krtań lodowatymi szponami. Ile wspólnego czasu dano jej i Guido po tym wszystkim co przerobili, aby w końcu móc bez masek spojrzeć sobie prosto w twarz? Biel tak łatwo mogła zmienić się w czerń…
- Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego, Jezus. - szeptała odrętwiałymi z przerażenia wargami, resztkami woli pacyfikując mieszkające na dnie duszy demony lęku, piegowate ręce pracowały sumiennie, dopinajacostatnie sprzączki, suwaki, guziki i napy. - Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi...- Płacz nic nie da, tak samo jak rozpaczanie nad tym co może się stać. Jeszcze się nie stało, wciąż mieli szansę. Na szczęście, normalność. Dom. Życie.
Drobne ciało usiadło na ławce transportera, z przyklejonym do oblicza uprzejmym, pokrzepiającym otoczenie uśmiechem i tylko zaciśnięte z całej siły na olbrzymiej dłoni łysego pazura palce przeczyły pozornemu spokojowi.

Odjazd nie poszedł gładko. Coś było wyraźnie nie tak co było słychać i w zgrzytach metalu dochodzących z przodu pojazdu i rozzłoszczonego przeklinania Guido. W końcu otworzył jakąś klapę, coś w niej pogmerał, przy okazji naprzeklinał się razem z Krogulcem dochodząc co jest nie tak. Oberwało się też cholernym, żrącym metal insektom i po paru dłuższych minutach wreszcie doszło upragniony łoskot silnika. Guido wrócił na taboret kierowcy i pojazd wreszcie ruszył.

Dla odmiany Tony Rewers okazał się w porównaniu do szefa bandy być spokojny jak zwykle. Usiadł obok swojej przybranej córki roztaczając pokrzepiający dotyk i strefę spokoju. Krogulec który siadł obok niego wydawał się być zasępiony i palił w skupieniu skręta. Lenin chyba wyczuwając koniunkturę postanowił się nie odzywać. Hiver i reszta załogantów podobnie. Wydawało się, że chyba nikt nie chce jakoś podpaść wkurzonemu szefowi albo złość już przeszła i zastanawiali się co teraz będzie.

Wewnątrz ładowni transportera panował półmrok. Co prawda właz na górze był otwarty więc widać było przez niego tak całkiem ładne, słoneczne niebo w połowie dnia jak i Runnerów którzy skorzystali z podwózki. Za to w przeciwieństwie do samochodu z wnętrza nie było widać nic po bokach a przez otwór w dachu nie tak łatwo było się zorientować gdzie właściwie jadą.

- Hej Guido! Plakatowy się pyta gdzie jedziemy! - jeden z Runnerów na pace wychylił się do środka i wykrzyczał pytanie. Trzeba było krzyczeć by przekrzyczeć i silnik i cały hałas jaki czynił transporter w ruchu.

- No ten to jak zwykle… - parsknął wkurzonym tonem szef bandy kręcąc głową. - Powiedz mu niech jadą za nami! Jedziemy wzdłuż rzeki aż trafimy na te jebane kutry! - odkrzyknął głośniej w odpowiedzi. Runner kiwnął głową choć szef tego pewnie nie widział i zniknął przekazać wiadomość dalej.

W całej powadze sytuacji jedno proste pytanie wywołało u lekarki krótkie parsknięcie. Powtórzyło się ono, gdy padła odpowiedź. Tym razem bez jawnej szydery, bardziej brzmiało jak zwykły komentarz. Może rzeczywiście para darzących się niechęcią mężczyzn doszła do szczerego porozumienia, zakopując, przynajmniej chwilowo, wojenny topór.
Coś innego jednak chodziło Savage po głowie. Jedna, pojedyncza myśl, obijająca się o wnętrze czaszki, gdy spoglądała na otaczających ja ludzi.
Co ona tu, na litość boską, robiła?
Bez żadnej sensownej siły bojowej, obycia z bronią. Powinna…
Skrzywiła się, przymykając oczy i odliczając niemo do dziesięciu. Przede wszystkim powinna przestać panikować, lekarz musiał być opanowany. Spokojny i pewny siebie. Mieli robotę - każdy zgromadzony wewnątrz transportera, ale nie tylko. Cel określono, pozostało wykonanie zadanie, a także wsparcie… jakie tylko się dało. Zaplecze medyczne również stanowiło ważny element wojennej machiny. Gdzieś ktoś musiał wszak w razie potrzeby chłopaków poskładać… postarać się chociaż. Tym bardziej, że jechali w ciemno.
Przekrzywiła kark i spojrzała w górę, tam gdzie łysa głowa żywej oazy spokoju. Nie denerwował się, przynajmniej takie sprawiał wrażenie, a przecież doskonale zdawał sobie sprawę w jaki szaleńczy rajd może się zakończyć.
- Jak ty to robisz? - spytała przełamując zastój mięśni. Wolała nie dumać nad tym, co by było, gdyby nie siedział tuż obok. Prawdopodobnie… nie. Rozprawianie nad tą ewentualnością również nie miało sensu, potęgując i tak wywindowany na nieprzyzwoity poziom stres. Co innego brać udział w konflikcie, gdy otaczały człowieka obce w sumie jednostki. Kompletnie inaczej sprawy stały, gdy chodziło o rodzinę.

- Kwestia praktyki. Ale sprawa do wytrenowania oczywiście. - uśmiechnął się łagodnie łysy olbrzym mierzwiąc rude włosy lekarki.

- Ja tam wolę zajarać. - odezwał się Krogulec wydmuchując do góry dym ze skręta. Po chwili wahania spojrzał w bok na siedzącego obok olbrzyma i zaproponował mu gestem papierosa.

- Palenie to w końcu wojskowa tradycja. - powiedział łagodnie olbrzymi Pazur przyjmując poczęstunek. - Pozwala oderwać się od tego co nas otacza. Skupić się na czymś choć na chwilę. I jest mniej dezorientujące w porównaniu do innych używek. - wyjaśnił Rewers jakby zwierzał się z jakiegoś sekretu.

- E tam dezorientujące. - machnął ręką Krogulec wyjmując kolejnego skręta. - Że niby berbeluchy albo zioła nie można? Heh. Nie u nas. - powiedział szef sekcji Runnerów zapalając kolejnego skręta.

- Tak? To dlaczego teraz nie wyciągniesz butelki tylko paczkę? Albo twoi ludzie? - zapytał Rewers zerkając zaciekawiony na siedzącego obok Runnera.

- Ten Plakatowy to się długo z tobą zadaje? Chyba zaczynam łapać czemu taki sztywniak z niego. - Krogulec nie odpowiedział bezpośrednio ale chwilę trawił słowa rozmówcy nim się odezwał. Gdy mówił o młodszym Pazurze machnął gdzieś ręką w stronę otworu w suficie.

Więc palenie nie było takie złe, czego to się szło dowiedzieć. Gdzie się podziały teksty “palenie jest niezdrowie”, albo “nie pal bo nie urośniesz”? Co prawda w przypadku rudego konusa, plątającego się ludziom zwykle czubkiem głowy gdzieś w okolicach środka piersi lub niżej, drugi argument miał sens. Znaczy miałby. Kiedyś.
- Nix nie jest taki sztywny. Sympatyczny z niego facet, a że nie pali? Nie jest z Det, nie jego wina - przeniosła uwagę na szefa grupy specjalnej i uśmiechnęła się szeroko. Temat sam się nawinął, wystarczyło go złapać niczym tonący brzytwy. - Czacha też go weźmie w obroty. Trzeba mu dać szansę, wyrobi się i hej, nie jest z nim źle. Przynajmniej nie zanudza nikogo niestrawnymi i niezrozumiałymi gadkami - wyszczerz na sam koniec wypowiedzi nabrał wybitnie radosnych barw.

Głowy w transporterze pokiwały się na znak zgody. Usta roześmiały się w półuśmiechach. Choć dość nerwowych. Atmosfera jakby na moment się jakoś ułożyła.
- Guido użył ciekawego określenia. Pewnie nieświadomie. - powiedział w końcu Tony znów przykuwając uwagę Krogulca i kilku innych ciekawskich spojrzeń. - Kiedyś był taki nasz generał, Patton. - zaczął mówić olbrzymi Pazur.

- Ej! Widziałem taki film! Miał czaderskie colty z masy perłowej! - wyrwał się jeden z siedzących Runnerów. Inni pokiwali głowami jakby też kojarzyli i motyw i film.

- Tak, właśnie ten. I naprawdę miał takie Colty nie tylko na filmie. - powiedział Anthony Rewers i ta uwaga jakoś widocznie rozweseliła runnerowych słuchaczy. - W każdym razie właśnie on powiedział coś podobnego jak teraz Guido. Kiedyś jakiś oddział zwiadowczy na Willysach miał pojechać na rozpoznanie. Dowódca zwiadu pyta się generała gdzie ma jechać. A on mu odpowiada “Jedźcie tą drogą aż was rozwalą.” - powiedział Rewers zabawiając słuchaczy tą historyczną dykteryjką. Ci zareagowali różnie. Hiver wyglądał jakby żarcik w ogóle mu nie przypadł do gustu. Dwaj Runnerzy roześmieli się radośnie słysząc taki całkiem podobny żarcik ze znanych sobie klimatów. Krogulec parsknął i zaciągnął się skrętem choć nie roześmiał się.

Co prawda Alice nie kojarzyła wspomnianego filmu, jednak postać generała była jej znana. Zaśmiała się pod nosem, obejmując opiekuna ramieniem w szerokim pasie, zaś jej dłoń wylądowała gdzieś w okolicach jego kręgosłupa, jako ze dalej już nie sięgała.
- Patton ogólnie jest autorem paru niezłych tekstów - przeleciała wzrokiem po zebranym gangerowym ogóle, przyjmując minę zwykle zarezerwowaną do rozpoczynania tłumaczenia tematów ludziom nieznanych, lecz miast wydać z siebie porcję suchych faktów pokroju biografii, ciekawostek historycznych, oraz pokrewnie zwisającym rodzinie informacjom, zaczęła inaczej - Ot choćby sławne “Jeżeli nie jesteś pewien co robić to atakuj!” - kąciki ust wygięły się jej do góry, na twarz wrócił cień dawnych kolorów - “Flaga dla patrioty jest tym czym krzyż jest dla chrześcijanina. Fortyfikacje są pomnikiem ludzkiej głupoty. Wszystko co zostało zbudowane przez człowieka może zostać przez niego zniszczone”... a z innej beczki. Wiecie po co chirurdzy noszą maski na twarzach podczas operacji? - spytała, robiąc okrężny ruch palcem wokół ust i dopowiedziała ze śmiertelnie poważną miną - Żeby nie oblizywać skalpela, bo kusi… i widzisz tato jaki ci się zorganizowany, inteligenty zięć trafił? - ostatnie dodała ciszej, aby obiekt obgadywania nie usłyszał wśród ryku silników.

Kolejne żarciki zostały przywitane z kiwaniem głów i uśmiechami. Ale i ze zmarszczonymi brwiami gdyż nie były tak całkiem zrozumiałe w lot dla wszystkich. Sam przybrany ojciec Alice zerknął na przybraną córkę słysząc jej uwagę. Też pokiwał głową ale nie odpowiedział.

Dziewczyna westchnęła i z wystudiowanym smutkiem pokręciła powoli głową, przybierając do kompletu równie melancholijną minę.
- Mógłbyś chociaż raz. Jeden jedyny raz to przyznać - uniosła lewą brew i zamrugała szybko, a cały z trudem wypracowany dobry nastrój uleciał w jednej chwili, przegoniony natłokiem niepokoju. Przełknęła kolczastą kulę z gardła i dopowiedziała cicho, schrypniętym głosem - Zanim będzie za późno.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline