Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2017, 17:04   #52
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Dzień nie był piękny. Nad zamkiem od rana wisiały ciężkie chmury, a koło południa zaczął siąpić deszcz. Wyglądało na to, że padać szybko nie przestanie, a drogi wkrótce pokryje trudnego warstwa błota. Póki co jednak dwójka samotnych jedźców nie miała problemów, by kłusem kierować się ku oddalonemu o jakieś dwie godziny drogi opactu.
Alexander i Aila nie zdecydowali się zabrać ze sobą nikogo ze służby, choć ta szczerze się dziwiła wycieczce w taką pogodę. Dopiero kiedy szlachcianka “po cichu” wyznała jednej ze służek, że mąż wiezie ją do Lippsen, gdzie najlepszy ponoć kapelusznik miał swoją pracownię, przestano się nieco dziwić. I tylko Maria zamartwiała się, że jej pani zmoknie i zachorzeje, jednak nawet ona nie mogła nic zrobić w obliczu pańskiej woli.
Za murami zamku, gdy zagłębili się w lesie rosnącym wzdłuż drogi, Aila zrzuciła suknię, pod którą ukryła męskie odzienie, a Alexander podał jej miecz. Ten sam, co go wybrała do ćwiczeń przy potoku. Teraz więc podobnie odziani w długich opończach z rękojeściami mieczy odznaczającymi się pod ich grubym materiałem jechali na spotkanie losu.

- Jeśli... jeśli wszystko dobrze pójdzie. Jak chcesz noc spędzić? - zapytała Aila gdy oddalili się juz znacznie od Kocich Łbów.
- Przed zmrokiem już z dala chciałbym być od klasztoru. Martwi mnie jednak coś o czym nie pomyślałem wcześniej - zafrasował się. W czasie rozmowy z ojcem Jeanem nie myślał za wiele, było mu wszystko jedno. Potem… nie było łatwo się skupić. - Ktokolwiek tam jest planuje coś na jutrzejszy wieczór, ale musi liczyć się z naszą chęcią sprawdzenia klasztoru wcześniej. Dziś.
Aila uśmiechnęła się lekko.
- To raczej oczywiste. Mi bardziej chodziło, gdym się zgadzała jechać, o swobodę działania. Przy księdzu nie moglibyśmy sobie na pewne rzeczy pozwolić... prawda, drogi mężu?
Odruchowo chyba pomyślał o innych rzeczach.
- Ehm… tak droga małżonko. - Przełknął ślinę. - Spałaś kiedyś w wiejskiej stodole, na sianie? - spytał zmieniając temat.
- Co? Ale że tak... u kogoś? Bez zapowiedzi? - Jej reakcja wystarczyła. Nie spała. Pewnie jako panna z dobrego domu nawet o tym nie myślała.
- Można bez zapowiedzi, a można i wyprosić gospodarza o miejsce w stodole, albo na stryszku obory - Alex uśmiechnął się. - Za tym pasmem co nas Pieterzoon opadł, są Wilcze Doły, dawna wieś służebna klasztoru położonego nieco dalej. Na klasztor i tak nam przez tę wieś droga. Podobno dawno temu rywalizowała ta osada z Coiville, tak jak ród Andrusa z mnichami. Wilcze Doły w dobry miejscu na skrzyżowaniu traktów na Charleroi i Namur. No ale z czasem musiała wygrać rzeka lepsza na spław towarów. Osada podupadła, wieś to górska jeno teraz. Możemy tam zanocować i tuż po świcie jutro być w klasztorze. Wszak spodziewają się nas dziś po kryjomu, lub jutro oficjalnie. Cóż sądzisz droga małżonko?
Zastanowiła się.
- Myślę, że mogą nas cały czas wypatrywać, ale masz rację. O tej porze będą najmniej się nas spodziewać, jeśli zaraz po świcie ich napadniemy. Jeżeli to ludzie w posłudze wampirzej, to przecie kiedyś muszą spać. - podchwyciła, po czym strapiła się nieco. - Tylko czy nam prowiantu starczy? Niewiele wzielim.
- W gościnie u gospodarza jakowego srebrem się odpłacimy, to ugoszczą. A żeby kto nas nie podpatrywał to lasami do Wilczych Dołów iść trzeba. Jakbyśmy na zwykłą przejażdżkę po górach się wybrali. - Spojrzał na nią. - A i lekcja miecza…
- Więcej mnie przekonywać nie musisz, bo zaraz zacznę z radości piszczeć jako mała dziewczynka - odparła Aila, spinając konia i przyspieszając.

Pomknęli do znajomego sobie wąwozu.



Siąpiło jeszcze i nie była to najlepsza pogoda na ćwiczenia, a mimo to Alex stał obserwując Ailę uwijającą się po polanie. Tak wiele się zmieniło od ich ostatniego treningu tutaj. Aila nie była już niewinnym dziewczęciem, i nie chodziło tylko o utratę cnoty. Gdy teraz na nią patrzył - zdeterminowaną, skupioną i radosną zarazem, trudno mu było uwierzyć, że to ta sama osoba, która zgodziła się wchodzić w chore układy z wampirami, która zleciła morderstwo krzywdzicieli jego matki i która wreszcie sama zażądała od niego głowy łowcy nieumarłych. Jak istota tak piękna i naturalna, mogła być zarazem tak zepsuta i wyrachowana?
I ktora ta część jej charakteru miała przeważyć w przyszłości?
Alexander nie potrafił na to odpowiedzieć i chyba nie chciał.

Padać przestało, ale ciężkie chmury nie zniknęły. Tyle dobrze, że nie było wiatru i w miarę jeszcze ciepło, ale tak czy owak Aila nie mogłaby narzekać na chłód. Gdzieś zniknęła czułość Alexandra gdy szło o bycie nauczycielem szermierki.
- Wyżej dłoń! - rzucał uwagi. - Nie opuszczaj miecza, by być przygotowaną na odbicie ciosu!
- Wyżej to już tylko mogę nim machać do ptaków! - odpyskowała jego urocza uczennica, jednak uniosła nieco wyżej rękę.
- Pyskata… - parsknął. W oczach zabłysła mu wesołość. Wyciągnął swój miecz i dzierżąc go zbliżył się do szlachcianki. - Zasłaniać się próbuj, tak jak czujesz i uważasz, że powinaś, będę mówił co i czemu źle czynisz. -

Uderzył, ale powolnym, ćwiczebnym ruchem aby z odparowaniem nie miała problemu. Początki były u niej bardzo sztywne. Ruchy niepewne, jakby sama nie wierzyła, że może odbijać uderzenia.
- Mhm - zamruczał, gdy ich klingi zetknęły się. - Jesteś silniejsza niż zwykły śmiertelnik, ale gdy walczysz z kimś silniejszym, albo nie jesteś pewna wytrzymałości swej broni… - Naparł swym ostrzem na jej miecz i widać było, że gdyby przemógł brutalną siłą jej zastawę lub gdyby pękła jej klinga... oberwałaby i tak. Dziewczyna zacisnęła z wysiłku usta i spojrzała na niego wściekle, gdy naparł swym ostrzem na jej miecz.
- Powinnaś parować inaczej. Jak? - zdał się na jej intelekt, że sama na to wpadnie.
- Nie wiem! - krzyknęła i uderzyła odruchowo tak, by zepchnąć jego miecz.
- Już wiesz! - Uśmiechnął się. - Gdy ktoś silniejszy atakuje, nie blokuj, odbij ten cios lekko w bok, niech siła nietrafionego ciosu pociągnie go za sobą, jak ciebie wtedy w mej komnacie.

Uderzył raz jeszcze.
Krzyknęła w złości, zbijając znów uderzenie. Trzeba przyznać, że choć nie miała wprawy, krzepą dorównywała niejednemu szkolonemu rycerzowi dzięki krwi Elijahy. Zareagowała jednak poprawnie.
Co prawda, gdyby Alexander bił na poważnie, pewnie nie zdążyłaby odbić ciosu, ale sam ruch ostrzem był taki jakiego nauczyciel oczekiwał. Zamiast przyjmować miecz męża na zastawę, odbiła go nieco w bok przy blokowaniu. Bękart z Eu poprawił ustawienie nóg pokazując tym, że atakujący przez takie zbicie musi minimalnie poprawić równowagę.
- Co teraz byś zrobiła? - Zastygł z bronią z boku i odsłonięty.
Patrzyła na niego zła. Nie lubiła chyba “nie wiedzieć”, choć tutaj sama tę niewiedzę sobie wmawiała.
- Odwinęłabym się mu - burknęła, pokazując jak wykonałaby cięcie przez drugi bok i brzuch przeciwnika.
- Mhm. Chyba że masz sztylet w drugim ręku. - Kiwnął głową. - Dobrze, a teraz rób to co ostatnio. Ciosy idąc w przód, we mnie.

Spróbowała, ale znów szło jej sztywno.
Zdecydowanie lepiej funkcjonowała pod wpływem emocji. Tylko czy on chciał je w niej pobudzać?
- Marnie - pokiwał głową ze zbolałą miną - tak to nawet Giselle z wałkiem do ciasta nie pokonasz. Pokaż więcej.
Imię “Giselle” podziałało niby wytrych. Aila natarła wściekle na męża, nawet nie starając się wolniej wykonywać ruchów.
Alex nie odbijał jej ciosów, tylko brał na zastawę, aby nie traciła równowagi.
Cofał się przed nią.
Wykonała naprzemiennie pięć uderzeń spychając go o kilka kroków w tył.
- I jak? - uśmiechnął się. - Lepiej niż z powietrzem? - nawiązał do jej ostatnich prób kilka dni temu.
- Marnie - odcięła mu się, wciąż rozeźlona. Sama jednak zauważyła, że zaczęła chwytać tempo.
- To teraz coś innego. - Przyjął postawę szermierczą. - Przeciwnik nie powie ci kiedy zaatakuje i jak. No ale to ćwiczenia jeno. Dwa ciosy we mnie, po nich spróbuję ci odpowiedzieć jednym ciosem, z przeciwnej niż ty uderzałaś. Będziesz musiała wstrzymać atak i przejść do obrony. Gotowa?

Nie odpowiedziała, po prostu na niego natarła, mając chyba w zamiarze, by te dwa ciosy były na tyle silne i szybkie, żeby nie dać mu okazji do kontrataku. On jednak nie miał zamiaru dawać jej przesadnie for. Może i z jednej strony ucieszyłaby się jej duma, z drugiej mogłaby popaść w zadufanie. Po zablokowaniu dwóch ciosów wyprowadził własny, tak jak ostrzegał, ale lekko i kontrolując to uderzenie. Poradziła sobie zbijając cięcie choć zachwiała się. Wzrok jednak jakim go obdarzyła... miał nadzieję, że spojrzy tak na ich wrogów w opactwie, może sami rzucą się wtedy z murów.
- No co tak patrzysz, kontratakuj. - Alexander tylko zajudzał. - Ty dwa ciosy, mój jeden.
Te, które teraz wyprowadziła były naprawdę silne i nawet on z trudem je przyjmował. Gdyby jednak nie “ćwiczebny” charakter pojedynku, widziałby okazję w tym jak się odsłania, skupiając wyłącznie na ofensywie. Po jakimś czasie wykorzystał to.
Wymienił z nią jeszcze kilka kombinacji uderzeń i gdy przyszła jego kolej zadał cios omijający jej blok, i klepnął w miarę lekko końcem płaza miecza w pośladek dziewczyny.
- Nie skupiasz się na obronie. Ktoś może się do ciebie dobrać - rzucił z humorem.
- Ty...! Śpisz dziś w stodole! - rzuciła nie wiadomo czy w żartach, czy już na serio. Na pewno jej atak miał w sobie prawdziwą zajadłość.
- Sam? - Zaśmiał się blokując jej ciosy. Widział, że pasją z jaką zadaje ciosy przybliża ją do zmęczenia, ale i zaaferowana uderza już coraz mniej przemyślanie. To przestawało mieć sens, miała się czegoś nauczyć, a nie młócić jak cepem zboże.

Jeden z bloków miecza uczynił tak, aby przekręcić lekko lecące w niego ostrze, a nie zatrzymać. W efekcie dostał płazem w bok i udając skulił się padając na ziemię. Przymknął oczy tuląc ramię do “zranionego” boku.
- Aaaach! - zareagowała z przejęciem dziewczyna, odrzucając swój miecz i przyklękając przy nim. - Nie chciałam! Pokaż mocno cię...
Chciał coś rzec, na przykład żeby biegła po cyrulika, lub po prostu udawać śmiertelną ranę, ale nie wytrzymał. Leżąc roześmiał się szczerze i głośno z uczynionego jej psikusa.
- Czy ty... - Przyglądała mu się zszokowana. I nagle zobaczył jak jej oczy napełniają się łzami. Po chwili wielkie grochy kapały już spod jej powiek. - Bałam się... - wychlipała.
Zerwał się od razu chwytając ją za ramiona.
- Przepraszam, Ailo… - przeklinał się za tak głupie żarty. - Ja tylko… no nic, spójrz, płazem jeno. No nie płacz już proszę.
Przytuliła się do niego, kwiląc wciąż.
- Ja wiem... po prostu... za dużo trupów... - Łkała, włażąc niemal na niego, tak bardzo była spragniona jego ciepła.
- Przepraszam, już nie będę. - Usiadł na mokrej trawie przyciągając ją do siebie aby oparła się doń plecami i objął ją składając splecione dłonie na jej brzuchu. - Głupim, że zabawnym mi się to wydało - rzekł opierając brodę na jej ramieniu.

Powoli zaczęła się uspokajać, przytulona do niego. Wkrótce zamilkła całkiem, podczas gdy z nieba nad nimi znów zaczęło padać. Gorsza pogoda, deszcz, nie mieli tyle prowiantu co ostatnio gdy tu zajechali i przeszli niedawno więcej niż wiele, a mimo to Alexandrowi było tak dziwnie błogo. Przykleił swój policzek do jej.
- Przemokniemy tu do suchej nitki - mruknął.
- Powinniśmy jechać... - odparła, lecz jej również nie zbierało się do odejścia. Otarła się nosem o jego zarost.
- Inaczej zachorzejemy ani chybi - zgodził się zerkając w górną część jej moknącej koszuli.
- I będziemy musieli całe dnie leżeć w łożu pod pierzyną... - dodała z uśmiechem.
Przełknął ślinę.
- Całe dnie i noce bez wychodzenia z łóżka. - Zaraz zdał sobie sprawę, że to samo jej rzekł w refektarzu. - Myślę… myślę, że mógłbym to znieść, a ty?
Zaśmiała się cichutko, pieszcząc dłonią jego szyję.
- Obawiam się tylko, że mogłabym się nieco rzucać w gorączce.
- Och, o to się nie martw, mocno bym cię trzymał, nie wypadłabyś z łoża. - Pocałował ją w skroń.
Odwróciła się, by oddać pocałunek w usta.
- Ale jednak nie udawajmy niezniszczalnych, chodźmy - rzekła z uśmiechem, zbierając się do wstania.
Kiwnął głową pomagając się jej podnieść.
- Drogi rozmiękłe już lekko być mogą. Gdzie się da przejdziemy lasem konie prowadząc wzdłuż traktu. Przed zmierzchem w Wilczych Dołach będziemy. - Klepnął ją lekko w pośladek, wskazując leżący jej miecz w mokrej trawie.
Podskoczyła i znów zmrużyła oczy. Schyliła się po broń, lecz tak, by nie znaleźć się tyłem do niego.
- Ruszajmy więc, bo zaraz i ja cię wyklepię, jak nie zdzierżę - pogroziła.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline