Leonard patrzył beznamiętnie na scenę rozgrywającą się przed nim. Nie powinien czuć się winny, prawda? Nie sądził, że mógłby źle się czuć przez krzywdę dziejącą się złodziejce, ale jednak coś go ścisnęło w żołądku. Podniósł swoją sakiewkę z ziemi.
Śmierdziało szczynami i jakimś poczuciem winy kołującym się w powietrzu. Mógł przysiądź, że to było jego własne. Skurwysynem był, prawda, ale własnej córki by nie pobił. Chlubił się tym, że w jego sakiewce brzęczą same czyste monety - brudne pieniądze przepijał z miejsca, jakby z nimi miało go opuścić poczucie winy.
Ale teraz brzęki w mieszku brzmiały jak poczucie winy. Pokręcił głową i obrócił się na pięcie.
- A ten grobołaz co zmajstrował?
- Skurwiel próbował mnie podtopić - popatrzył na niego Gustaw i aż poczerwieniał. - A ja tego niewdzięcznego sukinsyna z wody wyłowiłem, na Ulryka.
Pokiwał głową, ale zrozumieć nie zrozumiał. Z drugiej strony, Jauch od początku na szaleńca jakoś tak wyglądał.
- Na cholerę żeś z łapami na niewinnego człowieka leciał Tankred, hę? |