Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2017, 22:13   #103
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień drugi, wieczór


Herbert Dröge wraz z strażnikami aktywnie uczestniczył w tłumieniu zamieszek, widać było że jest zwolennikiem siłowego rozwiązywania problemów. Po wszystkim Kapłan rozglądał się po placu z pogardą, szukał winnych i prowokatorów. Jego wzrok zatrzymał się przez chwilę na Magistrze Kolegium Światła. Mężczyzna przywołał gestem ręki czwórkę strażników i pośpiesznie opuścił plac kierując się w stronę centrum. Minął przy tym Roela i Sveina, którzy zajęli się zmarłymi. Kapłan Ulryka podziękował im skinieniem głowy i minął bez słowa. Procesja żałobników była krótka, zbyt wiele osób schowało się w domach lub pośpiesznie opuszczało mury Fortenhaf, aby zająć się pożegnaniem najbliższych. Ci nieliczni podążający z akolitą Morra byli mu szczerze wdzięczni za jego modły i posługę.

Gdy zbliżał się zmierzch, tylko sługa Morra pozostał na cmentarzu. Kupcy, goście i mieszkańcy, którzy planowali uciekać z miasteczka, dokonali tego już wcześniej. O zmierzchu Roel dostrzegł jednak coś odwrotnego - nieliczne osoby kierowały się w stronę wjazdu do osady. Różnica polegała na tym, że tym razem wędrowali w większości bez żadnego dobytku. Wcześniejsze wozy, dwukółki czy choćby taczki musiały zostać gdzieś porzucone.

Otto i Oskar, niosąc Norina, przeszli obok kapliczki Shalyi i weszli do przytułku. W środku panował już dość spory ścisk i zaduch. W powietrzu unosił się zapach, krwi, fekaliów oraz wymiocin. Zapalone wonne olejki nie były w stanie całkowicie przyćmić nieprzyjemnych zapachów. W tym wszystkim zachowanie mężczyzn było jednak zgoła odmienne. Hierofanta starał się pomóc mieszkańcom osady, głównie tym, którzy ucierpieli w zamieszkach, co nie wykluczało też styczności z osobami chorymi na tajemniczą chorobę. Część zarażonych była blada, ich usta były sine. Na skórze pojedynczych osób pojawiły się ropne, śmierdzące rany i pękające wrzody. Akolitka wraz z paroma kobietami robiła co mogła. Przemywała rany, opatrywała, podawała napar i sprzątała rozlany mocz. Jednego ze strażników wysłała po dodatkowe koce. Jej pracę zakłócił jednak Szlachcic przepychając się przez potrzebujących wzbudzał ogólne niezadowolenie. Głośne groźby, rzucenie paru miedziaków zadziałało na prostszych chłopów i osłabione kobiety. Zaczepiona Erna była jednak jedyną akolitką Shallyi, nie było tu innych sług bożych. A w oczach młodej służki zapłonął gniew, za nic sobie miała bogaty ubiór Oskara i jego słowa .
- Stoicie Panie całkiem prosto to i poczekacie, aż się nimi zajmę! Albo weźcie czarkę naparu i idźcie gdzieś odpocząć.
Erna miała donośny głos, z bezradności prawie, że krzyczała przez co przyciągnęła uwagę mężczyzn i kobiet przebywających w przytułku. Napięcie narastało, aż do akolitki podszedł mężczyzna wskazujący na Hierofanta. Erna odwróciła się plecami do szlachcica i zastygła. Słowa Ottona wywołały szmer wśród rannych i chorych. Nauki kapłana Ulryka wpajały im strach przed magami i wszelkimi gusłami. Jednak gdy akolitka odpowiedziała uśmiechem i podziękowaniem ludzie przestali protestować.
- Bogini jest Wam wdzięczna za pomoc.- Odpowiedziała Ottonowi i wróciła do pomagania chorym.
Po dłuższej chwili do przytułku dotarło czterech strażników. Przynieśli z tuzin koców i stanęli przed wejściem, aby pilnować porządku.

Lżej ranni opuszczali przytułek, większość chorych jednak miała pozostać w budynku. Wędrowny czarodziej mógł ją zaczepić dopiero, gdy Erna chciała napić się wody.
- Ślad? Idźcie więc Mistrzu pilnie do Burmistrza, wiem, że posłał on gońca z listem po pomoc.
Odpowiedziała ściszonym głosem, obawiając się chyba, że wieść o posłańcu może wzbudzić panikę.



Po wymianie zdań i informacji drużyna rozeszła się w swoją stronę. Erich von Kurst wraz z Lennartem przez dłuższy czas pozostawali na placu. Zaobserwowali, że kolejny patrol straży był już lepiej wyekwipowany. Każdy z nich nosił skórznię, raczej starą i kiepską, jednak zapewniała ona pewną ochronę. Mieli też solidne okute pałki, a niektórzy nawet włócznie. Czterech z nich udało się przed wejście do przytułku, z pewnością mieli też baczenie na kapliczkę bogini miłosierdzia. Kolejna czwórka stanęła przed wejściem do świątyni boga wilków i zimy.
Mężczyźni do samego zmierzchu próbowali ustalić miejsce pobytu pielgrzymów. Ci jednak musieli gdzieś się skryć i tego dnia nie pojawili się już na ulicach Fortenhaf. Natomiast w biedniejszych częściach miasta, w wąskich uliczkach i rynsztokach zalegli pierwsi chorzy. Chorzy, którzy nie mieli już sił wrócić do domów lub nie zostali do nich wpuszczeni. Lenartowi nagle zrobiło się słabo i zbladł lekko. Nie był pewien czy to ze strachu, czy z uderzenia choroby. Wiedział jedynie, że zioła które ostatnio sobie sporządził łagodziły jedynie objawy, czuł że gorączka nie dość, że nie ustąpiła, to jeszcze przybrała na sile.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!

Ostatnio edytowane przez pi0t : 29-09-2017 o 22:44. Powód: Błędy, drobne zmiany.
pi0t jest offline