Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-09-2017, 19:11   #55
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Na dworze dopiero szarzało, gdy Ailę obudziło muczenie gospodarskiej krasuli.
- Ciiicho głupia, bo księżniczkę obudzisz! - zganiła zwierzę staruszka, która najwyraźniej już była na nogach i zajmowała się trzodą.

Aila uśmiechnęła się lekko. Śpiąc na sianie w chłopskiej chacie awansowała do tytułu księżniczki. Zdecydowanie powinna częściej odwiedzać miejscowych...
Spróbowała się przeciągnąć, lecz ramię Alexandra odruchowo zacisnęło się wokół jej kibici. Spali oboje na boku, on zaraz za nią, przez co bez problemu czuła, że działanie ziół wciąż nie opuściło jego męskości. Przełknęła ślinę. Choć było jej ciepło, uzmysłowiła sobie, że jest całkiem naga. Z każdą chwilą zaś szaruga rozmywała się i pewnie niedługo będzie ich świetnie widać z naprzeciwka. Aila musiała się ubrać!
Spróbowała odsunąć ramię męża, lecz ten tylko burknął coś pod nosem i znów uwięził ją w żelaznym uścisku. Westchnęła. Bała się, że jeśli zacznie do niego mówić, zwróci uwagę również innych. Zaparła się więc o jego rękę i niczym kot przeciskający przez wąską szparę w drzwiach, spróbowała wymknąć się cichaczem. Rycerz jednak był czujny, nawet kiedy spał. Osadził ją drugą ręką, dociskając jej pośladki do swoich bioder.
Aila poczuła jak jego męskość wsuwa się w nią głębiej, a mężczyzna przez sen coraz bardziej napiera swoim ciałem, by nabić ją do końca. Obejrzała się na Alexandra, marszcząc gniewnie brwi, lecz nijak nie zrobiło to na nim wrażenia. Mężczyzna spał wciąż i miał bardzo ciekawe sny...
Koń parsknął, ale wyrwał naprzód goniąc pięknego, ogromnego jelenia. Alexander siedząc w kulbace popędzał go ostrogami i szykował włócznię do rzutu.
Był blisko, bardzo blisko.
cisnął wbijając drzewce w grzbiet zwierzęcia lecz te, ranione umykało dalej, choć o wiele wolniej. Alexander też zwolnił, ale jeno z winy wierzchowca, który zaczął ustawać. Bódł ostrogami, ale na próżno, w końcu odpowiedział mu pełen bólu, dziewczęcy krzyk. Bękart siedział nie na wierzchowcu, a na Giselle raniąc ją ostrogami. Ciemnowłosa służka nie wytrzymywała już ciężaru i opadła na czworaki. Alex zaklął i rzucił się pieszo za oddalającym się zwierzęciem przy którym pojawiła się Theresa i perliście się śmiejąc poiła Jelenia swą krwią. Wyrwała włócznie i odrzuciła ją, a wzmocnione krwią zwierze wypruło naprzód.
Wściekły rycerz poderwał leżącą na ziemi broń i rzucił się w pogoń, lecz drogę zastąpił mu korowód tańczących. Hansel, Valentino, banici Pieterzoona śmiali się i pląsali w euforii wokół Alexandra.
- Tyle trupów, tyle trupów - zawył biały wilk przebiegający obok.
Jeleń śmiał się stojąc obok kolejnych postaci na skraju lasu.
Żebrak, służka, minstrel tylko patrzyli na niego.
Jeleń wciąż się śmiał i krążył między trójcą a Alexandrem. Podskakiwał radośnie i brykał. To przybiegał na chwilę w zasięg rzutu włóczni, to znów łasił się do stojących.
- Przyzwyczajaj się - mówił. - Sama nie wiem co bym chciała.
Jeleń miał złote włosy.
- Były sobie trzy dziewuszki - zaintonował Roderick z krwią lejącą mu się z ust i z podbrzusza. Giselle i Patricia dołączyły do złotowłosego jelenia i zaczęły tańczyć w kręgu przed trójcą. Hansel zachichotał.
Alexander spiął się, sięgnął po wszystkie swoje siły i rzucił przebijając jelenia na wylot.
Twarz zwierzęcia nie miała w sobie grymasu bólu, jedynie wyuzdanie, pożądanie...
- Nienasycenie - zaśpiewał Valentino tańcząc obok.
- Jeszcze… jeszcze - wydyszał przebity włócznią jeleń wijąc się w ekstazie u stóp służki, żebraka i minstrela.
Choć ciało miał zwierza, to głowę już nie...
- Aila - mruknął Alex przez sen i zachrapał, a ona tylko zagryzła ząbki na swojej dłoni, by nie wydać z gardła jęku.
To nie był jeleń w śnie Alexandra i to czym go przebił... to nie była włócznia.

Szlachcianka patrzyła przez ramię na twarz mężczyzny. Jakim cudem on mógł wciąż spać? Znów się poruszył w niej, znów musiała zacisnąć zęby.
Nie miała wyboru. Spróbowała go obudzić.
- Alexander... - szeptała ledwo słyszalnie - przestań... jeszcze nas usłyszą... jeszcze... - znów musiała się ugryźć, by nie jęknąć.
Mruknął coś niewyraźnie jakby zwykły szept to było za mało. Poprzedniej nocy nie spał czekając na sire. Tej… podejrzewała, że po ziółkach starej też snu spokojnego nie miał. Znów coś zamruczał i się poruszył przez sen.
Westchnęła.
Najgorsze, że sama zaczynała się rozbudzać, a on to chyba jakimś cudem czuł. Nawet jeśli nie był przytomny, bo złapał teraz jedną dłonią jej biodro i władczo raz po raz dociskał do siebie. Aila sapnęła.
Na szczęście jednak zagłuszyło ją beczenie jakiejś owcy.
- No cicho tam, cicho, idę zaraz do ciebie - rzekła staruszka do zwierzęcia.
Tymczasem młoda szlachcianka znów spróbowała wydostać się z uścisku męża i znów poniosła klęskę. Była już na tyle zdeterminowana, że najchętniej to jego by ugryzła, lecz niestety leżał za jej plecami. Pozostawało więc tylko szeptać i wiercić się w objęciach.
- Alexander... na Boga... obudź się... nie możemy... proszę...
- Co… co się… - usłyszała jego ziewnięcie. - Już dzień? - wymamrotał półprzytomnie chyba nie do końca jeszcze kojarzący gdzie jest i raczej nie zdający sobie sprawy z ich pozycji. - Ale miałem seeen - wyszeptał obejmując ją i przyciskając do siebie. I chyba w tym momencie zrozumiał, lub poczuł, bo zastygł w bezruchu. To była słodka tortura dla rozpalonej już dziewczyny, a jednak zmusiła się, by powiedzieć, odwracając do niego głowę:
- Musisz przestać... tylko cicho... gospodyni nie śpi już... - szepnęła do niego, drżąc lekko na ciele.
Powoli cofnął się i przetarł oczy.
- Uhm… - Zaczął sznurować spodnie. - Mogłaś mnie obudzić - szepnął.

Miał szczęście, że wzrokiem nie da się jednak mordować. Aila prychnęła coś pod nosem, szybko zakładając szatę na siebie.



Zeszli razem ze stryszku do izby. Stary spał dobrzejąc, a stara oporządzała owce. Mathiasa widać nie było takoż i krowa nie wychylała się ciekawie z obórki, którą dzieliła z wierzchowcami. Elsa właśnie zmieniała ojcu kompresy i na widok gości zarumieniwszy się odwróciła szybko wzrok.
- Oj daliście w nocy jedni i drudzy, oj daliście. Pewnie pół wsi słyszało - gospodyni pokręciła głową wychodząc z zagrody owiec.
Aila również zarumieniła się po korzonki włosów. W pierwszej chwili zastanawiała się czy nie przeprosić, ale przecież stara sama dała im tych ziół. Odchrząknęła więc tylko i jakby nigdy nic, rzekła.
- Nam czas w drogę. Najlepiej byśmy jeszcze przed brzaskiem wyjechali. Znajdzie się dla nas mateczko jakiś chleb na drogę? Oczywiście zapłacimy. I srebro dla cyrulika zostawimy.
- Znajdzie, a jużci. Jeno przed wyruszeniem śniadanie mus zjeść, coby na czczo nie jechać. - Pochyliła się do Aili - a ja naparu zrobię co by jak dziś gdzie spocząć wam przyjdzie. Ot dla pewności dobra pani. - Pokiwała głową.
- Nie, nie, nie! - powiedziała trochę za głośno szlachcianka, po czym dodała - Naprawdę musimy szybko jechać teraz, póki dzień.
- Musimy, za wszystko dziękujemy - zgodził się z żoną Alexander. - To na cyrulika i za gościnę, cobyście źle o nas nie myśleli. - Wysypał kilka monet na stół. - Przebiorę się tylko i konie przysposobię. - Zaczął kierować się na pięterko, a Elsa aż zatkała usta widząc srebro na stole. Starsza też nie wiedziała co powiedzieć. Biedni byli koszmarnie, majątkiem dla niech to się zdawało.
Aila uśmiechnęła się do Elsy, a starą w czoło pocałowała.
- Dzięki wam za wszystko. - rzekła i również za mężem poszła na górę, by się przebrać.

Tym razem wdrapywanie po drabinie szło jej lepiej, choć gdy dotarła na pięterko aż odetchnęła z ulgi. Jeszcze tylko zejście i... nigdy więcej!
Jej mąż właśnie przebierał się w suche już rzeczy. Zerknął odruchowo na łoże młodszych mieszkańców domu.
- Jak oni tak co noc się od dzieciaka starają, to dobrze że dom na uboczu stoi - mruknął z uśmiechem.
Aila jednak uwagę skupiała teraz na jego ciele i choć widziała tylko szerokie plecy mężczyzny, na chwilę przystanęła widokiem tym się napawając.
Dopiero gdy spojrzał na nią, zarumieniła się i szybko zaczęła ubierać.
- Aż dziw, że im się jeszcze pod nogami gromadka nie pląta... - szepnęła tylko w odpowiedzi.
- To wskazuje, że widno dzieci mieć nie będą. Jak my.
Przewróciła oczyma tylko na taką odpowiedź.

Po chwili oboje byli gotowi. Gdy zeszli z drabiny przydybała ich jednak starowinka.
- Macie tu, na drogę. Chleb jeno i ser, bo więcej nie mamy, ale gości nie wypuścim z gołymi rękami. - Gospodyni dała Aili pakuneczek. - Niech panbuczek Wam błogosławi. Naparu przygotowałam zanim wyjedziecie, dzień może nie słotny, ale po wczorajszych deszczach dobrze coby chorobę przegonić - Wskazała na stół, gdzie parowało z dwóch kubków.
Mathias tymczasem konia wyprowadzał starając się unikać spoglądania na szlachciankę, a ona nawet się nim nie interesowała, nieświadoma do czego wczoraj doszło. Jeszcze raz ucałowała mateczkę, pytając przy tym cicho:
- Ale to nie ten napar co wczoraj? Naprawdę musimy jechać...
- Zwykły córciu, zwykły - Pokiwała głową rozczulona wieśniaczka. - Ziółek ci spakowałam do tobołka - Uśmiechnęła się szczerym, szczerbatym uśmiechem.


Nie tylko domostwo w którym spędzili noc budziło się do życia, bo choć było dopiero po świcie, to widać było ruch w innych zagrodach i przy innych domostwach Wilczych Dołów. Co prawda niemrawo, co prawda widzieli to jedynie z oddali, ale budzenie się wsi do życia było widać gołym okiem i doskonale słychać.
Tu zaszczekał pies, tam zamuczała dojona krowa.
Ot wstawał dla tych ludzi kolejny dzień pracy.

Aila i Alexander nie przejeżdżali przez wieś, bo i nie mieli takiej potrzeby. Przekłusowali po prostu przez poletka od miesiąca puste po żniwach, w kierunku wschodnim, gdzie w ścianie lasu widoczna była niewielka droga prowadząca do oddalonego o pół ligi klasztoru.

Bękart bał się zabierać Ailę, bo spodziewał się iż nawet jeżeli nie wpadną w pułapkę, to może coś im grozić. Jednak tu szło o zniknięcie Elijahy… szlachcianka mogła mu nie uwierzyć gdyby powiedział po prostu “nie było go tam”. Aila wiedziała o stosunku rycerza do wampira i pokładach emocji doń żywionych obok miłości kreowanej więzami krwi. Wiedziała o ich podstawach. Widziała przełom w Alexandrze w jego postawie oporu, gdy zmuszony do czynu hańbiącego go i powodującego uszczerbek na honorze złamał najważniejsze z poleceń sire go dotyczące, sięgając po swój miecz. Aila świadoma też była zazdrości o nią względem wampira, zazdrości przez którą Roderick został wywałaszony niczym przeznaczony pod wierzch ogierek. Alexander wiedział o jej świadomości tych spraw, toteż choć bał się o nią chciał aby mu towarzyszyła, a jej zgoda w sali rycerskiej przysporzyła mu tyleż samo ulgi co troski.
Na dodatek znów zaczęło padać.

Nie jechali długo przez las, bo wkrótce droga znów wychodziła na wielką polanę (choć mniejszą niż ta wokół Wilczych Dołów), na której stał klasztor otoczony murami i sprawiał dosyć ponure wrażenie.

[MEDIA]http://www.lanouvellerepublique.fr/var/nrv2_archive/storage/images/contenus/articles/2014/07/21/les-insolites-du-prieure-le-louroux-c-est-fou-!-1990939/116592474/36984031-1-fre-FR/116592474_reference.jpg[/MEDIA]

Nominalnie nosił nazwę św Jana, ale mało kto jej używał, bo despotyczny opat rządził się jak udzielny władyka i okoliczni mieszkańcy zwyczajowo zwali to miejsce Klasztorem Ojca Armanda. Ustanowiony wedle reguły Franciszkanów miał służyć za miejsce zsyłki nieprawomyślnych mnichów, lecz spłonął kilkadziesiąt lat temu wraz ze wszystkimi mnichami i biskup Liege nie zdecydował się odbudować monastyru na skraju cywilizacji. Tak naprawdę, to pożar był fikcyjny, a były opat opłacił kogo trzeba aby zniszczenia potwierdzono przed biskupem i żył jak na swoim. W zamieszaniu zagubiłoby się sprawy związane z tym iż Wilcze Doły były wsią służebną klasztoru i wieśniacy skorzystali na tym wolnością od poborców i werbowników biskupa, lojalnie zaopatrywali przy tym klasztor we wszystko co potrzebne było.
To właśnie na przykładzie Klasztoru św Jana Elijaha z pomocą Alexandra i de Neversa uczynili zamęt skutkujący aktualnym statusem Kocich Łbów i Coiville. W efekcie klasztor i Doły skrywała mgła zapomnienia na dobrach biskupa Liege, a Kocie Łby i Coiville podobna mgła, po sąsiedzku chroniła od władzy Księcia Burgundii. Zarówno Andrus jak i opat Antoni, a potem Armand żyli w dobrosąsiedzkich relacjach nie wadząc sobie, a w klasztorze zaczął kwitnąć proceder, o którym opowiadał Alexander i mnisi bogacili się pieniędzmi zarabianymi na ‘przetrzymywaniu’ co bardziej ponurych dewiantów.

Bękart zatrzymał się na linii drzew i spojrzał na Ailę.
- Trzech jeno ostawiłem, dwóch starców, jeden w sile wieku - powiedział. - Jeżeli wampir przejął tu rządy i Elijahę uwięził lub zniszczył, to śpi już i jeno z nimi nam się zetrzeć, nawet wzmocnieni krwią nie będą wielce groźni. Ale czuję pewien niepokój. - Skrzywił się. - Sam nie wiem czemu. - Pokręcił głową sięgając do juków. Wyciągnął stamtąd kuszę niewielką, o wiele mniejszą niż zwykłe, taką jak na polowaniach zwykło się z konia używać, nie mniej śmiertelną, choć na dłuższych dystansach nieprzydatną.

[MEDIA]http://img12.deviantart.net/01fd/i/2015/362/5/8/miniature_medieval_crossbow_by_alexostacchini-d9lsi35.jpg[/MEDIA]

- Za wcześnie byś w razie potrzeby z mieczem przeciw komu stawała, weź to. - Podał szlachciance broń z zamocowanym już lewarem do naciągania i kołczan pełen bełtów. - Mniej martwił się będę o ciebie, jak będziesz zbrojna.
- Ale... ja nigdy nie strzelałam z czegoś takiego - zaprotestowała - A mieczem przynajmniej machałam. Doprawdy nie wiem czy na wiele ci się przydam z tą bronią.
- Mam nadzieję, że w ogóle walki nie będzie, a jak tak to może nie obędzie się od tego byś miecz ujęła, ale zawsze bezpieczniej wpierw z odległości… Wspomnij Pieterzoona. Wielkie silne bydle, a jeden bełt go złożył. Ot wycelować, tu nacisnąć - Alexander zaczął pokazywać jej działanie kuszy. Siły masz dość by lewarem naciągnąć. - Zademonstrował. - Tu kolejny bełt i dalej można szyć. To proste. Papieże kusz zakazywali właśnie dlatego, że rycerz całe życie szkolon, a tym ktoś kto pierwszy raz w ręce to weźmie, ustrzelić może takiego, nawet mimo zbroi.
Aila pokiwała głową, poprosiła by jeszcze raz jej pokazał po kolei wszystkie ruchy, którym przypatrywała się z uwagą, aż w końcu orzekła:
- W porządku, bardziej gotowa być nie będę. Jak chcesz tam wejść?
- Najpierw nam tę wieżyczkę poza murami stojącą sprawdzić trzeba. Zwykle jeden z braci tam siedział, zesłani nigdy nie wiedzieli czy nie patrzy i w razie próby ucieczki bełtu nie puści. Jak pusto to popatrzymy chwile czy co się tam dzieje. Jak nic to furtą zwyczajnie wejdziem.

Tak też zrobili.
Podjechali pod wieżyczkę, która stała samotna nieopodał opactwa. Tutaj też Alexander zauważył pewną osobliwość. Okienka wieży, przez które jeden z mnichów zwykł lustrować okolicę, teraz pozapychane były słomą. Mimo iż nie groziło im dzięki temu zagrożenie od ewentualnego strzelca-strażnika, ani obserwować się nie dało z tego miejsca klasztornych zabudowań, postanowił sprawdzić budynek i ostrożnie uchylił drzwi.
W środku panowała ciemność.
Powietrze był jeszcze chłodniejsze niż na zewnątrz. Zaraz za mężem, do środka zajrzała także Aila z wyciągniętą przed siebie kuszą. Alexander wyciągnął z uchwytu pochodnię i przez chwilę krzesał iskry krzesiwem, aż błysnął ogień rozświetlający ciemności chybotliwym płomienie. Gorejącą pochodnię uchwycił w lewą dłoń i na wszelki wypadek wyciągnął miecz.
Zatkanie okien słomą było w celu uniemożliwienia obserwacji klasztoru z tej wieży, czy… zablokowaniu dostępu światła słonecznego do wnętrza?
Poczuł jak na karku włosy stają mu dęba.
Spojrzał na Ailę i trzymając pochodnię przed sobą powoli zaczął wchodzić na górę po schodkach.
Dziewczyna szła za nim kilka kroków dalej, niestety drugiej pochodni nie znaleźli, więc musiała trzymać się snopu światła, który roztaczał wokół siebie Alexander. Wydawało się, że miejsce to jest całkiem opustoszałe, a jednak na schodach nie było ani kurzu, ani pajęczyn. Ktoś tędy niedawno szedł.
Oboje dotarli do półpiętra. Tu również znajdowały się dwa wąskie okienka - zamurowane dla odmiany.
- Świeża robota... - stwierdziła Aila cicho, dotykając jeszcze wilgotnej zaprawy.
- Cii! - Wyszeptał.
Było coraz bardziej pewnym, że mnisi zadali sobie sporo trudu, aby zapewnić tu ciemności. To było zresztą idealne miejsce. Budynek klasztoru, ale na uboczu. Gdy Alex był tu ostatnio uczynił rzeź i szabrował, ale jedynym budynkiem gdzie nie wszedł by siać śmierć i grabić, była ta wieżyczka, bo tu nie było sensu zaglądać. Specjalnie wybrał na napaść porę obiadu, na który zbierali się wszyscy w refektarzu. Nie miał tu więc po co przychodzić, “brat-kusznik” zginął zapewne nad talerzem mięsnej polewki.
Miejsce to było idealne na leże wampira.

Spięty zaczął po cichu kontynuować wspinaczkę po kręconych schodkach i tak dotarli na sam szczyt do tzw. gniazda, które było po brzegi wypchane świeżą słomą. Alex musiał uważać, by nie podpalić przypadkiem tego wielkiego stogu. Pytanie tylko czy wampir ukrywałby się w tak łatwopalnej kryjówce? Może jednak schowano tu co innego?
- Potrzymaj, tylko ostrożnie… - podał Ailli pochodnię.
Zaraz zaczął rozgarniać słomę sprawdzając czy nic pod nią nie ma.
Nie było to łatwe zadanie, zważywszy, że musiał je wykonywać bez poświaty pochodni. Wtem odezwała się Aila, mimo jego nakazu ciszy.
- Słyszysz?
Zaczął nasłuchiwać. Początkowo nic nie słyszał poza szumem uginającej się pod nim, wokół niego i nad nim słomy. Dopiero gdy zastygł w miejscu usłyszał tętno zbliżających się kopyt. A zaraz potem znajomy świst - odgłos zwalnianej cięciwy.
- Trzymaj się za mną - rzucił cicho do dziewczyny i z mieczem w dłoni zaczął schodzić po schodach.
Nie uszedł jednak dziesięciu schodów, gdy oboje to poczuli. Słoma, którą wypchano gniazdo została podpalona i zajęła się od razu gigantycznym płomieniem. Nie miało minąć wiele czasu nim sucha, drewniana podłoga przepuści pożogę na parter wieży. Wszędzie zaroiło się też od dymu.
Cokolwiek czekało ich na zewnątrz… w środku nie mieli szans.

Alexander zacisnął dłoń na mieczu i wybiegł na zewnątrz od razu za wyjściem czujnie rzucając się w bok. Tym sposobem uniknął strzały z łuku, która ledwo o piędź minęła podążającą za nim Ailę. Łucznik, znany skądinąd samej zainteresowanej jako zastępca opata, z nadludzką szybkością napiął na cięciwie kolejną strzałę, celując w serce zszokowanej dziewczyny.
Po obu jego bokach osłaniali go jeźdźcy Alexander rozpoznał opata Armanda i ostatniego pozostałych mnichów, których oszczędził, a po których głowy miał przyjść Elijah. Armand uśmiechnął się na jego widok:
- Czekaliśmy na was... - powiedział z sadystyczną radością, mierząc mieczem w mężczyznę - Odrzuć broń, albo wdowcem zostaniesz, bękarcie.
Nie było żadnej szansy by podbiec do łucznika, a ryzykownym też było rzucić się aby zasłonić dziewczynę, bo łucznik mógłby zdążyć zwolnić cięciwę. Na górze już rozpętało się istne piekło, bo nagromadzona słoma ochoczo zajęła się ogniem, a jej ilość odpowiadała za intensywność płomieni. Z niezamurowanego otworu okiennego przez który zwykle ktoś pilnował huczał ogień niby wieża była smokiem.
Konie były poddenerwowane bliskością szalejącego żywiołu, te Aili i Alexandra odbiegły kawałek, a wierzchowce mnichów nerwowo biły kopytami w ziemię.
Alexander powoli uniósł miecz w bok trzymając go z dala od ciała, jakby chciał go puścić, ale nim to uczynił, koń łucznika wierzgnął, gdy bełt kuszy wbił się w jego szyję. Zwierze szarpnęło, zrzucając z siebie łucznika.
Wierzchowiec wciąż rzucał się po tym jak Alexander potraktował go mocą Elijahy podbijając zdenerwowanie zwierzęcia. Udzieliło to się innym koniom, ale niewiele. Bękart nie kalkulował, nie miał zamiaru wdawać się w walkę z dwoma jeźdźcami dużo żwawszymi niż powinni być ze względu na swój wiek. Po prostu skoczył i potwornym ciosem uderzył w łeb wierzchowca Armanda. Szalony kwik rozdarł powietrze gdy zwierzę stanęło dęba i padło. Opat wyleciał z siodła, lecz niestety zabrakło tu czasu by zorientować się co czyni ten trzeci. Na co dzień zgrzybiały staruszek ledwo poruszający się o własnych siłach… teraz prezentował się inaczej. I nie próżnował.
Sam wyskoczył z siodła i lądując elegancko na nogach ruszył, by Alexandrowi zdradziecki cios w plecy zadać. Na drodze jednak spotkał inny miecz. Aila nie była już typem damy w opałach. Zbiła ostrze mnicha zdecydowaną zastawą.

Wciąż jednak mnisi mieli przewagę trzech do dwojga, a łucznik właśnie powstał z ziemi i znównapiął łuk, celując znów w żonę bękarta. Teraz jednak Aila była bliżej ścierając się z tym sukinsynem co prawie wbił mu ostrze w plecy. Alexander zbyt dobrze wiedział do czego są oni zdolni, śmierć była lepsza niż poddanie się im i dostanie w ich łapska. Sięgnął po vitae Theresy krążącą w nim i wzmocnił swą odporność. Zaszarżował na łucznika tak by osłonić podczas ataku walczącą małżonkę. Zastępca opata poruszał się jednak z nadludzką szybkością, toteż dostrzegł Alexandra nim ten go dopadł.
Wystrzelił.
Grot strzały wbił się w udo zarządcy Kocich Łbów.
Zabolało, lecz nie tak, by powstrzymać Alexandra. Choć rytm biegu zaburzony został przez prawie łamiącą się pod nim nogę, dopadł mnicha na cięcie miecza. Z zamachu pionowo znad głowy mocnym cięciem bękart rozrąbał końcem miecza twarz od czoła po szczękę, pierś, odrąbał dłoń trzymającą łuk i rozpruł brzuch. Chlapnęło, ale przeciwnik nawet nie jęknął. Opadł na kolana, a łuk na ziemię. Były skryba szybko spojrzał na Armanda, który właśnie pozbierał się z ziemi i szedł ku niemu posępnym krokiem. Dzieliło ich ledwo pół długości konia. Mnich podnosił właśnie broń, by zadać cios, toteż Alex ledwo spojrzał w kierunku żony. Starzec, z którym walczyła zapędził ją niebezpiecznie w pobliże buchającego z wieży ognia i choć to ona szybciej i pewniej zdawała się władać mieczem, brak wiary w siebie powodował, że ograniczała się jeno do odpierania ataków. Normalnie, rzuciłby jej się na pomoc, ale po tym jak cała trójka poruszała się widać było, iż wzmocnieni są wampirzą krwią. Armand w tym stanie był zbyt niebezpieczny aby odwrócić się doń plecami. Alex wspomniał jej pewność i determinację na polanie bandytów gdy wykańczała ‘obleśnego’. Stary brat Cretien, był dobry w rachunkach, ale nie potrafił posługiwać się mieczem. Mięśnie i szybkość można było wzmocnić Vitae, ale nie dodawało to umiejętności. W efekcie oboje byli bezwartościowymi wojownikami, ale staruszek miał determinację, a Aila brak pewności siebie.
- Nie żałuj go Aila! - Krzyknął rzucając się na Armanda. Nie mógł jej teraz pomóc, ale krzykiem miał zamiar pokazać jej iż w nią wierzy. I coś jeszcze: - To ten gwałciciel co spalił matkę i dziecko, nie oszczędzaj skurwysyna!

W tym czasie opat natarł. Choć nie był to chłop większy niż Alexander, również znać po nim było rozrośniętą nie od ksiąg czytania posturę. Na dodatek on zdawał się tak jak były skryba wzmacniać głównie siłę mięśni vitae. Kiedy więc ich miecze spotykały się aż iskry szły od nich. Raz, drugi, trzeci...
- Myślisz, że twoja dziewka nadaje się do czegoś więcej niż dawania kundlom dupy? - zapytał Armand i uśmiechnął się.
Wampirza moc uwolniona przez Armanda-ghula podziałała tak samo na Alexandra jak ten czynił to z innymi. Opat sam w sobie był niełatwym przeciwnikiem. Bękart okłamał Ailę, bo to Armand był tym młodym szlacheckiem synem zabawiającym się w dworze sąsiada, z opowieści nocnej gdy się przed sobą otwierali. Był zatem szkolony w mieczu, a i w klasztorze czasem pewnie ćwiczył. Gniew na mnichów i niepokój o Ailę buzował w byłym skrybie po równi, ale pierwsze z tych uczuć było nakarmione rzezią uczynioną trzy dni temu i złożeniem kości matki w grobie. Moc wampirza otuliła się wokół drugiego uczucia. Alex miał na tyle przytomności umysłu, by spróbować osłonić się mieczem, gdy ten niepokój o żonę eksplodował w nim i zmusił go brutalnie do odwrócenia się aby sprawdzić jak sobie radzi.

Choć trwało to może pół uderzenia serca, dla bękarta czas jakby zwolnił. Jego wzrok przesunął się na żonę, która właśnie stała pochylona nad ciałem martwego starca, który umierając nawet nie pisnął, bo szlachcianka poderżnęła mu gardło jak świniakowi.
Na moment oczy Alexandra i Aili spotkały się. Zobaczył w jej wzroku dumę, która zaczęła przeradzać się w trwogę. Usta dziewczyny złożyły się tak, jakby chciała coś powiedzieć. Zrozumiał. To o niego się bała. Potem poczuł ostry ból w ramieniu a jego świat utonął w nagłym potoku czerwieni.
Dla niego ta walka się skończyła.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline