Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2017, 09:31   #57
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Alex patrzył bezradnie na dziewczynę na którą spadło wszystko, bo on sam w niewielu rzeczach mógł jej pomóc. Klasztor spalić było trzeba, ale kamienne zabudowania i deszcz z przerwami lejący prawie dwa dni czynił to zadanie więcej niż trudnym. Dla jednej dziewczyny i ledwo trzymającego się na nogach ciężko rannego przygotowanie zabudowań aby poszły z dymem jak wieża na zewnątrz, to była robota na długo, a nie mieli dużo czasu do zmroku.
Na szczęście była jesień, a to oznaczało, że zgromadzono już w drewutni drewno na zimę, które od lata schło, by przyjemnie mnichom trzaskach w kominkach, w zimne dni. Jesień oznaczała też, że połowa stajni była wypełniona snopami siana i słomy - pewnie stąd też wzięto ją, by wypełnić wieżyczkę.

Choć dziewczyna zmęczona była, zaczęła nosić słomę i szykować miejsca pod rozniecanie ognia, by tworząc kilka takich ognisk, mieć pewność, iż opactwo pójdzie z dymem. Alexander zaś widząc w jakim jest stanie nie miał serca patrzeć jak wykończona to czyni.
- Elijahy pewnie tu nie ma - rzekł wstrzymując ją. - Przygotowani na nas byli, choć wkrótce po świcie przybyliśmy. Jeżeli sire wiedział, że tu wcześniej przybędziemy nie miał co tu na ten dzień zostać i nocy czekać. Wieśniacy przyjdą na pogorzelisko, trupy znajdą, plotki będą i roznieść się może. A nas widziano jak tu zmierzaliśmy. Mam inny pomysł, tak uczynić, aby nikt tu nie chciał zajrzeć. By się bali tego miejsca i spuścili na nie zasłonę milczenia. A i szybciej się uwiniemy niż przygotowując to do spalenia.
To wyraźnie zaintrygowało dziewczynę, choć ta już dosłownie słaniała się na nogach i gdy tylko mogła, stała oparta o coś.
- Co masz na myśli? - zapytała ostrożnie.
- Ciała przysypać jeno tyle by z wierzchu ich widać nie było. Wrota do kaplicy wyłamać na zewnątrz. To końmi można uczynić liny uwiązując do nich, aby odrzwia wyrwały. W środku pentagram i świece, siarką po kątach posypać by zapach jej się niósł. Z odpadków nogę kozła wygrzebać i gęsto śladami poznaczyć w kaplicy i przy wyjściu z niej. - Uśmiechnął się szelmowsko. - Pusty klasztor będzie, mnisi jakby pod ziemię się zapadną, a jak kto to zobaczy co przygotujemy, to przez lata nikt z Wilczych Dołów się nie zbliży tu nawet.

Kiedy on się śmiał, jej oczy jednak robiły się coraz bardziej znużone. Wiedziała, na kogo ta robota wszak spadnie.
- A jeśli odkryją ich? I jeszcze czarownika będą szukać, kto to urządził? I o nas sobie przypomną? To zbyt ryzykowne...
- Jak spalimy klasztor to odkryją trupy z pewnością i będzie zachodzenie w głowę, kto na klasztor napadł.
Szlachcianka z trudem skupiła myśli. Alexander miał rację, lecz z drugiej stron jego przekręt grubymi nićmi był szyty. Zbyt grubymi, aby to się udało.
- Nie wiem... ale i tak nasze zniknięcie na kilka dni w przeddzień wyjazdu do opactwa będzie dla wielu podejrzane. Wolę już by o spalenie mnichów nas podejrzewali niż o czarostwo. Wszak przy tym pierwszym jeśli dowodów nie znajdą, nic nam nie zrobią, a tylko bać się bardziej będą z zarządcą Kocich Łbów zadzierać. Przy drugim zaś... ludzie szaleją, gdy chodzi o szatana. Widziałam kiedyś chłopa co własne dziecko zadusił w kołysce, bo nóżkę miało koślawą i wyglądała ona jak raciczka z dwoma wielkimi palcami.
Objął ją zdrową ręką i pocałował w czoło.
- Dobrze takiemu mężowi, co jego żona głowę na karku ma. Dobrze zatem, ale dasz radę z tym wszystkim? Ja nawet snopka nie przeniosę teraz.
- Dam... - powiedziała zmęczonym głosem, ale wciąż patrząc przytomnie. - Trochem już zrobiła. Ty oliwy możesz poszukać. Ja będę ją potem nosić, to mniej czasu zejdzie niż jakbym wpierw sama szukała, skoro opactwa nie znam.


Prócz szukania oliwy Alex przygotował też kilka ciepłych koców, dwa wiadra i sznury, a także trochę świec i pochodni, inkaust i papiery ze scriptorium, kociołek jakiś i kilka innych drobiazgów potrzebych obozowania przez kilka dni w górach. W porównaniu do tego co robiła Aila, było to nic. On jednak był zmordowany strasznie i ledwo trzymał się na nogach.
Dziewczyna, też skonana, tak zastała go w stajni gdzie zgromadził te wszystkie rzeczy.
- Nie wracamy na zamek? - zdziwiła się.
- Jeżeli sire tam jest, to gdy staniemy tam na wieczór… Pieterzoon na nas starczy, a on i Rodericka i Patricję mógł uwolnić. Ja zaś widzisz w jakim stanie…
- Tak, masz rację, ale... dokąd się udamy? Nie lepiej do jakiego miasteczka, w gospodzie pokój wynająć?
- Tam gdzie Hansel ukrył Theresę, w gospodzie dobrzał będę tygodniami. Na jej krwi… może kilka dni jeno?
- Elijah pewnie ją będzie tropił. Nie boisz się, że nas znajdzie?
- Boję, ale cóż innego nam czynić?
Westchnęła.
- Masz rację, musimy zaryzykować. Bo jeśli władzy w tej ręce nie odzyskasz... marny nasz los - rzekła ponuro.
- Trzeba spakować to do juków i do tego ich konia przytroczyć Armanda. Wtedy tylko ogień podłożyć i uchodzić nam czym prędzej.
- Myślisz, że on nie sczeźnie nam po drodze z tymi bebechami na wierzchu?
- Nie na jego życiu zależy, a na krwi jaką ma w sobie. Od tego co mu zrobiłaś ludzie i dzień konają, lub dłużej, a on silny krwią sire. Jak zaś sczeźnie, to tyle ważne by krew utoczyć się dało dla wampirzycy.
- Racja, ino mu trzeba te flaki z powrotem zapakować. Chyba że to nimi właśnie przywiążemy go do konika - rzekła Aila, pozwalając sobie na zmęczony uśmiech. Zdecydowanie podczas tej podróży humor jej się wyostrzył.
- Myślę, że by krzyczał z radości - Alex odpowiedział uśmiechem. - Owinąć go starczy, choćby w te atłasy co sobie ukochał.
- Tak będzie, mężu.- odparła na to jego ślubna z jakimś błyskiem w oku.
- Kończmy to, do zmroku coraz bliżej.


Wyjechali mając za plecami płonące zabudowania. Ogień huczał z początku nieśmiało wylatując jęzorami przez okna, ale nim dotarli do ściany lasu paliło się już porządnie i godnie.
Bękart z Eu spojrzał jeszcze raz na pożar. Koniec tego klasztoru dla niego miał dodatkowe znaczenie.

Jechali na koniach, w trójkę. Najtrudniej było pomóc Alexandrowi dosiąść wierzchowca, nawet gdy starali się zrobić to “turniejowo”, gdy giermek prowadził rumaka, a stojący na podwyższeniu rycerz w ciężkiej zbroi od góry zwierzęcia dosiadał. Na wszelki wypadek Alex poprosił by go przywiązać do kulbaki, bo obawiał się, że straci przytomność i spadnie. Aila już sama musiała przywiązać jeszcze Armanda i juki do luzaka. Gdy dosiadała swojego wierzchowca wyglądała jakby i ją przywiązać by wypadało.
Ale nie miał już kto.

Nie skierowali się traktem, bo dym buchający z zabudowań z pewnością zaalarmował Wilcze Doły i wieśniacy już wcześniej zaalarmowani pożarem wieży znów pewnie hurmem lecieli ze wsi przynajmniej sprawdzić co się stało. Alex przewidywał, że plotek będzie bez liku, ale chyba mało kto szczerze pożałuje. Odpadnie wszak utrzymywanie mnichów tym biednym ludziom.

Dopiero ominąwszy Wilcze Doły lasem wyjechali na trakt. Nie było daleko do zmroku gdy osiągnęli miejsce zasadzki banitów na powóz i wtedy Alex chybocząc się na siodle wskazał, że znów trzeba im w las. Pamiętała jak już kiedyś podróżowała w tamtą stronę. Tyle że wtedy pieszo i związana. To wspomnienie jej nie ucieszyło. Na dodatek czuła, że zaraz padnie ze zmęczenia i będzie spać kilka dni. Trzymała się tylko siłą woli w siodle.

Na miejsce dotarli gdy zmierzchało.
Te same sągi drewna, ta sama jaskinia. Nie zmieniło się nic odkąd opuszczali to miejsce, może jedynie poza brakiem odzienia wierzchniego Valentino, które wtedy zostawili. Nawet berdysz bojowy, kusze, łuki, strzały… wszystko leżało jak pamiątki po ostatnich wydarzeniach. W trawie błysnął porzucony miecz.
Hansel nie znał okolicy zbyt dobrze, ale to miejsce tak. Bandyci rezydowali tu nieodkryci przez niemały okres czasu grasowania w tej części gór, jaskinia z naturalną głęboką grotą zapewniała zaś miejsce gdzie nie dochodziły promienie słońca.
- Jesteśmy - Alexander wyrzekł głucho. - Pomożesz mi? - Ani się odwiązać, ani zsiąść bez pomocy. Czuł się jak kaleka.

Bo i nim aktualnie był.

Aila siedziała sztywno z zaciśniętymi ustami. Nie tak dawne wspomnienia wracały żywymi obrazami w jej pamięci. Wpierw ją tu przywlekli i już samo to było upokarzające, bo ciągnęli ją jak niewolnicę na targ. Potem jednak było znacznie gorzej. Na jej oczach zbójcy gwałcili dziewkę ich wcześniejszego przywódcy. I nie były to pieszczoty, których sama zaznała potem od Alexandra, lecz brutalne, zwierzęce akty. I tego nie było jednak dość, gdy zaczęli jej grozić i ją upokarzać... Czy można więc dziwić się temu, co stało się później? Zabiła człowieka, gdy nie chciała być już dłużej niewolnicą, popychadłem. Postanowiłam dołączyć do grona drapieżców i... teraz nosiła krew na rękach.
- Ailo… Pomożesz? - Alex spytał głośniej, był zbyt zmęczony by zauważyć co może dziać się w głowie dziewczyny.
Ockneła się i spojrzała na niego.
- A tak, już idę. - Sprawnie odwiązała go, a potem pomogła mu zsiąść z konia. Podeszła też do Armanda. Dychał ledwo ledwo.
- Dociągnął żyw, nono... - Bękart wziął za uzdę jucznego konia z jeńcem i podprowadził pod sąg z bali uczyniony na środku polany.
- Pomóż mi go... Na tym drewnie... Głową w dół. - Zdjął jedno z wiader przyczepione do juków.

Młoda szlachcianka spojrzała z obrzydzeniem na półżywego opata. Najchętniej w ogóle by na niego nie patrzyła i trzymała się z dala. A teraz jeszcze to... widziała co prawda raz czy dwa co rzeźnik robi ze świniami, ale było to dla niej ogromnym szokiem. A teraz człowieka...
Przełknęła ślinę i podeszła do Alexandra. Jej dłonie drżały.
- Mów co mam robić... - rzekła cicho.
Alex postawił wiadro pod balami drewna.
- Linami go przywiązać by zwisał głową w dół nad… - wskazał wiadro. - Potem ja się wszystkim zajmę. - Położył jej dłoń sprawnej ręki na ramieniu. - Tylko konie rozkulbacz i odpoczniemy choćby i dwa dni spać przyszło.
- Jeszcze Theresa... - powiedziała zmęczonym tonem. - Nie wiem czy przy niej będę umiała spokojnie spać.
Następnie jednak wzięła się do roboty. Co prawda Alexander musiał ją uczyć krok po kroku wiązać liny, ale powoli praca ich posuwała się do przodu. A zmrok zapadł już gęsty i coraz bardziej nieprzenikniony.

W końcu Armand wisiał sobie głową w dół nad wiadrem, tuż obok miejsca gdzie banici dwa tygodnie temu przywiazali Ailę. Był chyba przytomny, ale zdychał, jego flaki opadały mu aż na pierś. Alex spojrzał na żonę:
- Odejdź, ja zajmę się resztą. Nie musisz patrzeć. Zajmij się końmi, ja pomogę zaraz przygotować legowisko.
Tak zrobiła, choć nie łatwo było nie patrzeć, gdy się o tym myślało. Zresztą sama Aila uważała, że powinna. Nie wiedziała tylko czy bardziej po to, by się ukarać, czy po to by pojąć ogrom zbrodni, jakich dopuścili się z małżonkiem... w imię większego dobra.

Nie było żadnych pytań, zgorzkniałych słów, pytań o ostatnią mowę…
Alexander po prostu wyjął nóż i poderżnął opatowi gardło.


Krew zaczęła ściekać do wiadra, a zamordowany nawet mocno się nie rzucał, bo był wszak i tak na skraju śmierci. W tym wszystkim uderzało jakieś podobieństwo do szlachtowania barana wiszącego na haku w rzeźni. Też spuszczanie krwi choć… Alex jednak skórować Armanda chyba nie chciał…
Gdy krew ściekała do cebrzyka zmęczony i słaby Alex by pomóc małżonce choć trochę, zaczął ciągnąć juki ku jaskini, podczas gdy ona rozkulbaczała konie.
Ona jednak wstrzymała go, gdy go zobaczyła.
- Idź ją nakarmić. Zanim ta krew się zetnie - powiedziała cicho, kończąc oporządzać konie... czego również nauczyła się dopiero w trakcie tej podróży.
- Odczekać chwilę trzeba by cała juha z niego uszła - odpowiedział. - Potrwa to trochę, jak będziesz spać to pójdę napoić, byś choć usnęła spokojniej.
Podniosła na niego zmęczoną twarz.
- Alexandrze, bądź rozsądny. Wiem, że się o mnie troszczysz, ale czy karmiłeś kiedy takiego potwora? A co jak się wyrwie? - pokręciła głową - Nie. Kiedy ty ją będziesz karmił, ja będę stała obok, by w razie czego wbić jej bełt z kuszy w serce albo i łeb ściąć.
- Odważnaś z mieczem na wampira. - Alex uśmiechnął się bladą twarzą… był tak blady, jakby sam był nieumarłym. - Hansel kołek w serce wbił, nie ruszy się. Tak jej unieruchomionej krew w usta wlewać i starczy. Za nic bym jej nie przebudził.
- Chcę to widzieć - odrzekła mu na to twardo - A zasnę dopiero, gdy będzie po wszystkim, zaś ty u mego boku spoczniesz, mężu.
- Dobrze, dobrze… - Zmęczony był dużo bardziej spolegliwy. - Jeno naprawdę krew musi z niego zlecieć, marnować jej nie lza. Przygotujmy posłanie, ognisko i wszystko inne, by potem jeno spocząć.
Uśmiechnęła się tylko na to i kiwnęła głową, a on znów poczuł, że ma go pod pantoflem.

Trochę potrwało nim zrzucili wszystko do jaskini, przygotowali posłanie, rozpalili ognisko, uwiązali konie na polanie. Większość tego robiła oczywiście Aila, Alexander był mało pomocny, ale starał się. Kilka razy podchodził sprawdzając jak tam Armand sobie cieknie, aż uznał że dosyć tego.
- Tam w jukach spakowałem oliwę i lampę. Zapal i zejdziemy tam gdzie ją schował. Ja krew wezmę - wskazał na cebrzyk pełen ciemnoczerwonej cieczy.
Skineła głową i postąpiła jak mówił, jednak wcześniej miecz przy pasie poprawiła i w kuszę na plecy zarzuciła. Doprawdy zmieniła się żona Alexandra przez ten tydzień. Ze złotych pukli niewiele teraz pozostało, bo pokrywała je gruba warstwa błota i kurzu. Odzienie, które miała na sobie też ani kobiece, ani piękne nie było, zostały jedynie oczy - niebieskie latarnie, które patrzyły na świat z jakimś nowym błyskiem.
- Chodźmy - rzekła do męża.

Ruszyli w dół ku grocie do której dwa tygodnie temu banici wrzucili związanego Alexandra. Aila przyświecała, a bękart szedł bardzo powoli i ostrożnie, aby nie poślizgnąć się i nie przewrócić, z krwi wiele by wtedy nie zostało. Droga nie była długa, ot z dziesięć metrów schodzącego w dół lekko i zakręcającego, naturalnego korytarza, aż trafili do groty.
Na ziemi spoczywała skrzynka spora, ale z pewnością nie wielkości trumny, taka w jakiej z Coiville warzywa na zamek przywożono. Alex postawił obok kubeł i ostrożnie zdjął pokrywę.
Theresa jak to wampir wyglądała blado, ale oprócz tego nie różniła się od śmiertelnych nadto. Tam, na Kocich Łbach. Tu wyglądała jak dwudniowy trup, sina i sztywna. Leżała w skrzynce nago, jej suknia wszak posłużyła Alexandrowi do dręczenia jej ghuli, a Hansel nie zawracał sobie głowy ubieraniem trupa. Skulona jak do pozycji płodowej aby zmieściła się w skrzynce, z odchyloną głową i zamkniętymi oczyma…
Nawet gdy wiedzieli, że to wampir, to prezentowała się nadzwyczaj bezbronnie. Pod jej pachą tkwił długi kołek przebijający jej bok i wychodzący z drugiej strony, a nie jak możnaby się spodziewać wbity od góry w pierś.
Aila aż jęknęła na ten widok i odruchowo cofnęła się o krok. Nic jednak nie powiedziała.
- Masz męża idiotę Ailo… - Bękart pokręcił głową. - A przynajmniej nie nawykłego do swego kalectwa, tedy nie myślącego o tym. Nie dam rady jedną ręką tak przechylić, aby lekkim strumieniem jej w usta to lać - rzekł zafrapowany.
- Dobrze więc, że to nie ja go sobie wybrałam, bo jakby to o mnie świadczyło? - odparła z lekkim uśmiechem, po czym odetchnęła głęboko i zabrała się do dzieła. - Ja będę nalewać jak mi powiesz kiedy. Ustaw ją jeno dobrze.

Z lekkim niepokojem, ale przemagając go, Alex zbliżył się do Theresy. Tłumaczył sobie uparcie, że gdyby mogła przemóc kołek, to by stąd po prostu odeszła. Że nie dziabnie, nie zerwie się, nie rzuci się… Nie otworzy nawet oczu. Mimo wszystko…
Przyklęknął i otworzył jej usta układając wargi w okrągły otwór. Na szczęście nie miała zaciśniętych szczęk. Odchylił mocniej głowę, aby usta wampirzycy były dokładnie skierowane ku górze. Poczuł opór sztywnego ciała, ale udało się w końcu ustawić ją do takiej pozycji. Spojrzał na żonę wyczekująco.
- Już? - zapytała cicho, po czym odstawiła lampę na ziemię i pochyliła się z wiadrem nad wampirzycą.
Kiedy Alexander skinął jej głową, przechyliła naczynie, by wąski ciurek krwi wpadł do ust Theresy.

[MEDIA]https://i.skyrock.net/7136/82287136/pics/3093030271_1_3_sgtBn6vo.gif[/MEDIA]

Oczy nieumarłej nagle otworzyły się!

Alexander zesztywniał, wręcz zamarł w bezruchu. Jego ręka drżała by w końcu mógł przemóc paraliż strachu i nakryć dłonią jej oczy. Spojrzał na Ailę spanikowany, a ona omal nie rzuciła wiadra i nie uciekła, jednak jakoś dała radę. Może po prostu dlatego, że była tak zmęczona, że jej odruchy obronne wyraźnie się spowolniły.
Wymieniła z mężem zaniepokojone spojrzenia. Czekali, jednak wampirzyca nie poruszyła się.
- Dalej? - upewniła się Aila.
- Lej wszystko - przytaknął cicho.
Postąpiła jak mówił, starając się nie śpieszyć. Wolnym ciurkiem posoka trafiała do gardła Theresy aż wreszcie z westchnieniem ulgi małżonkowie zobaczyli dno w naczyniu.
- To wszystko - rzekła szlachcianka, przechylając wiadro ostatni raz.
- No to teraz w drugą stronę… - Alex wyciągnął puchar i postawił go na ziemi. - Ujął w dłoń sztylet i przebił nim przedramię wampirzycy , po czym przechylił je nad naczynie. Spadła jedna kropla jeno. Krew nie chciała lecieć jakby ciała nieumarłych... co za niespodzianka, nie miały krążenia.
Aila znów chwyciła lampę i kuszę.
- I co teraz? - zapytała cicho.
- Nie wiem… może trzeba wyssać? - Alex spojrzał niepewnie to na wampirzycę, to na żonę.
- Albo przekłuj jej brzuch... ugh... nie wiem, to okropne!
- Samo lecieć nie chce z ręki, a z brzucha będzie? Cholera, Hansel nie mówił jak toczyć krew z nieumarłych do pucharu! - Bękart wyglądał na zdruzgotanego.
- Ona pewnie też musi trochę w wampirzycy po... poleżakować. Przecież to nie magia, że się zmienia - zastanawiała się na głos szlachcianka. - Możesz próbować ssać z tej rany na ręce, ale przypuszczam, że na “nową” krew będzie trzeba trochę zaczekać... tak mi się wydaje.
- Dobrze. Spróbujemy po przebudzeniu. - Wziął pokrywę by nakryć skrzynkę.
- Szkoda, że nie ma jakiegoś zamknięcia... - szepnęła jeszcze Aila, pomagając mu.

Zostawili zakrwawiony kubeł na dole i przyświecając sobie lampą wrócili do głównej jaskini. Ognisko zdążyło się rozpalić już i buzowało wesoło, dając ciepło. Posłanie przygotowali już wcześniej.
- Głodnaś, może zjedz co przed snem - rzucił do Aili, która położyła się obok. Choć jednoręki, to by okryć ją dwoma grubymi kocami siły jeszcze miał. Ona tylko pokręciła głową i ułożyła się obok. Ostatkiem sił wtuliła się w męża i tak zasnęła.
On dosłownie chwilę później.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-10-2017 o 10:56.
Leoncoeur jest offline