Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-10-2017, 21:11   #71
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Carmen nawet nie kwapiła się wytarciem ciała, niczym Wenus, wyłaniająca się z fal, przeszła do komnaty Rosjanina, pozostawiając za sobą mokre ślady. Tam otworzyła jego szafę i po chwili namysłu wybrała czarny, aksamitny krawat. Uśmiechnęła się, opasając się nim prowokacyjnie w pasie i rzekła:
- No to chodź tu do mnie…
Orłow również cały mokry ruszył za nią, przyglądając się jej z wyraźnym pożądaniem w spojrzeniu. Podszedł posłusznie i przyglądając się jej czekał na dalsze polecenia.
Chwyciła jego dłoń i podprowadziła do łóżka, przerzuciwszy sobie krawat nonszalancko przez ramię.
- Usiądź - poleciła, delikatnie głaszcząc jego barki.
Agent posłusznie postąpił zgodnie z zaleceniami Carmen siadając na łóżku i przyglądając się kochance z zaciekawieniem.
Ona zaś stanęła przed nim, wciąż mokra i rozgrzana od prysznica.
- Zapamiętaj ten widok, bo nie ujrzysz go za szybko. - powiedziała cicho. Następnie zaczęła zawiązywać mu oczy. krawatem.
- Mam wyryty w głowie. - wymruczał wędrując pożądliwie spojrzeniem po ciele agentki. Wkrótce jednak nie było to możliwe, bo oczy przysłonił mu aksamitny materiał. Carmen przejechala niespiesznie palcami po jego ciele, gładząc je opuszkami palców wszędzie niemal - dotykała go tak od stóp do głów można by rzec. Wreszcie gdy uchwyciła cały jego kontur, powiedziała mu do uszka:
- Połóż się na plecach.
Orłow dla odmiany był grzeczny i posłuszny… całkowite zaprzeczenie mężczyzny który posiadł ją pod prysznicem. Położył się więc grzecznie.
Całkowite zaprze… no może nie do końca. Bo gdy dotknęła okolic ud i jego męskości zauważyła wyraźną reakcję kochanka. Coś jednak był w nim nadal z tej nienasyconej bestii.
Carmen wskoczyła na niego, ale trzymała się ponad ciałem mężczyzny, starając się dotykać go w minimalnym stopniu. Sięgnęła natomiast palcem do bitej śmietany i nabrawszy nieco, włożyła opuszek do ust Orłowa. Pochwycił go drapieżnie zębami, choć nie na tyle mocno by zabolało. Ot, uchycił w pułapkę swoich szczęk delikatnie przytrzymując i muskając opuszek palca dziewczyny językiem.
- Bądź grzecznym zwierzaczkiem, puść... to dostaniesz nagrodę. - powiedziała do niego agentka.
Puścił z niechęcią… w sumie miała wrażenie, że z chęcią zacisnąłby ząbki na innym fragmencie jej ciała.
Tak jak obiecała, nagrodziła go jednak zupełnie niespodziewnym liźnięciem wzdłóż jego męskości. Tylko jednym niestety.
Jęknął cicho, ale to gwałtowna owacja na stojąco męskości kochanka była.. największą nagrodą za jej wysiłki.
Carmen jednak nie próżnowała. Tym razem sięgnęła po truskawkę, którą pozwoliła ugryźć Janowi. Kiedy jednak połowa owocu zniknęła w jego ustach, drugie pół otarła o swoją wilgotniejącą szparkę i podała kochankowi ciekawa, czy zauważy różnicę.
Obie pochłonął zachłannie, oblizując usta językiem… zapewne czekając na dalszą ucztę… niekoniecznie owocową.
Brytyjka uśmiechnęła się tylko na to, po czym znów nabrała śmietany na usta. Tym razem jednak rozsmarowała ją na swojej piersi, którą przystawiła do ust kochanka. Przyssał się do niej łakomie ustami, wpierw liżąc ją językiem, a potem zachłannie ssąc, jakby bał się że okrutnie pozbawi go tej przyjemności, jaką było jej ciało.
- Aaaa... grzeczny miałeś być... - Carmen spróbowała się uwolnić.
Puścił jej pierś znów z wyraźną niechęcią.
- Na razie jestem grzeczny… na razie. - mruknął potulnie.
- Czyżbyś na coś liczył?
Carmen przesunęła się do góry i... trzymała teraz biodra ponad twarzą kochanka, nie dotykając go przy tym. Dała mu chwilę, aby dotykiem zorientował się jak jest ułożona, po czym poleciła:
- Otwórz usta...
Kiedy jednak to zrobił, otrzymał jedynie truskawkę.
- Droczysz się ze mną. Jesteś pewna że warto tak ryzykować?- zapytał zaczepnie z szerokim uśmiechem, jak już zjadł truskawkę. Póki co jednak, z zakrytymi oczami, był bardzo potulnym kochankiem.
- A ciebie to podnieca... nie zaprzeczysz - spojrzała na jego męskość i na chwilę obniżyła bioderka, by mógł sięgnąć jej kwiatuszka. Lecz tylko na chwilę.
- Ttaak… podnieca… - wydyszał Rosjanin drżąc pod dotykiem jej miękkich płatków i wilgotnego muśnięcia. Zacisnął dłonie na pościeli zapewne po to, by nie sięgnąć po samą kobietę. A kiedy znów otworzył usta z nadzieją spotkania ich z soczystą brzoskwinką... kolejny raz natrafił na truskawkę. Carmen wyraźnie się z nim drażniła.
- Słodka truskaweczka… nie boisz się że w nich się rozsmakuję?- straszył bez większego przekonania w głosie Orłow.
- I nie będziesz miał ochoty na inne owoce? - zapytała z rozbawienie - Nie, skarbie, tego się nie boję.
Odwróciła się o 180 stopni tak, że teraz nad Janem Wasilijewiczem znajdował się jej wypięty tyłeczek. Jaka szkoda, że nie mógł go zobaczyć...
Jednocześnie mężczyzna poczuł, jak jego kochanka rozsmarowuje coś palcami na jego męskości. No tak, śmietana…
Jan jęknął… w odpowiedzi, naprężył się. Carmen poczuła jego gorący oddech owiewający jej pośladki i łono. Gdyby widział… pewnie nie skończyło się by na tym. Czuła jego mięśnie torsu… twarde niczym stal. Ale w tej chwili coś innego kusiło swą twardością.
- A teraz musisz wybrać. Kto będzie zajadał przysmaki. Ty czy ja? Tylko jedno…
- Jak ja… mógłbym ci odmówić smakowania.- jęknął w odpowiedzi Rosjanin po zadziwiająco długiej ciszy. Czyżby postawiła go przed prawdziwym dylematem?
- Taki egoista... - skomentowała to Carmen, pobudzając jeszcze bardziej jego dylemat. Nie dała jednak mu się na nim skupić. Języczek Brytyjki pieczołowicie zaczął zlizywać bitą śmietanę z dumy Orłowa.
- Może...sz.. zawsze… pozwolić.. mi… smakować.. sam..aa sma… kując. - jęknął cicho Orłow pgrzecznie poddając się pieszczocie kochanki zabawnie drżąc pod muśnięciami języka.
- Mogę...ale nie muszę, szczególnie, że ktoś tu był baaardzo niegrzeczny dzisiaj. - aby podkreślić jak bardzo, objęła jego męskość usteczkami.
- I bęęęędzie… - jęknął z zaczepnym uśmieszkiem Orłow poddając się jej pieszczocie. Jego duma drżała i prężyła się w ustach Brytyjki niczym ogon głaskanego kota.
- Nie ma więc dla ciebie litości, mój drogi - powiedziała, odsuwając twarz. Zamiast tego chwyciła pasek szlafroka i zaczęła nim wodzić po nabrzmiałej męskości kochanka, drażniąc go tylko.
- A jak nie wytrzy… mam?- jego dłonie na oślep chwyciły za jej uda, by idąc wzdłuż nich dotrzeć do pupy kochanki i pochwycić ją mocno zaciskając na niej palce.
- Zepsujesz zabawę! - prychnęła, starając się utrzymać równowagę i nie upaść mu na twarz.
- Wątpię…- przesunął kciukiem na oślep między pośladkami, naciskając na jej bramę perwersyjnych rozkoszy. - Najwyżej trochę popsuję ci dręczenie mnie.
- A może w ten sposób, doprowadzisz i do dręczenia siebie? - ona również znalazła paluszkiem tę bramę... u niego.
- Nie wiesz… co robisz… Carmen… chcesz bym się na ciebie… rzucił?- jęknął odpuszczając sobie na razie pieszczenie pośladków dziewczyny, choć dłonie wciąż trzymał na jej pupie.
- A może tym razem ja rzucę się na Ciebie?
Dziewczyna dłońmi poczęła pieścić jego męskość i to w dość intensywny sposób, który wyrwał mu z ust już tylko westchnienie rozkoszy.
Carmen polizała zmysłowo wewnętrzną stronę jego uda.
- Na mnie? A czemu? To ja mam obsesję na twoim punkcie… to ja z ciebie zdzieram majtki przy każdej okazji.- odparł cicho Orłow poddając się pieszczocie i drżąc pod munięciami jej języka coraz bardziej podekscytowany i bliższy eksplozji.- To ja… ciebie zaciągnę do ubikacji w Skylordzie i posiądę.
- Czemu nie na kokpicie? - Carmen dolewała oliwy do ognia. Jej usteczka znów objęły czubek męskości, ssając go rozkosznie, podczas gdy sprawne paluszki akrobatki wędrowały aż po klejnoty rodowe Rosjanina, pieszcząc go i drażniąc.
- Bo w kokpicie będzie siedziała Gabi… nie wspominając o jak mu tam... tym pilocie. - pamięć obecnie zawodziła agenta, podobnie jak głos. Carmen czuła w ustach jak jego duma pęcznieje cóż… nie z powodu dumy jego kochanka, a skuteczności jej dotyku.
- Och, i tobie to nagle przeszkadza? - zapytała, oderwawszy usta. Pieszczoty jej palców zwolniły znacząco, zamieniając się teraz bardziej w głaskanie niż drogę ku szczytowi rozkoszy.
- Nie… ale tobie może…- westchnął w odpowiedzi Orłow drżąc. - Ja mogę cię … nawet na maskowym przyjęciu… w Wenecji… przy wszystkich.
- I chciałbyś tak? - zapytała, siadając mu teraz na piersi i wciąż pieszcząc pobudzająco - A może jeszcze inaczej? Gdzie jest twoja granica tego, czym chciałbyś się dzielić z innymi? - szeptała zmysłowo.
- Nie dałbym żadnemu cię dotknąć…- warknął gniewnie Orłow dysząc zarówno z gniewu jak i pożądania. -... przy mnie.
- Bo mogłoby mi się spodobać? - Carmen sięgnęła po śmietanę i sama jej skosztowała, po czym resztę białego puchu na palcu podsunęła pod usta kochanka.
Usta Orłowa zachłannie zacisnęły się na palcu Brytyjki zlizując z niego całą śmietanę.
- Co mogłoby ci się spodobać? - zapytał.
- Dotyk innego mężczyzny... - jej dłonie znów zaczęły żwawo zabawiać się jego męskością, doprowadzając na skraj wytrzymałości... i wtedy wytracając tempo, by znów rozkosz mogła nieco opaść.
- Taaa... ale nie przy mnie. - odparł groźnym tonem Orłow i dał jej klapsa w pośladek.
- Dobrze wiem, że nie mam cię na wyłączność. I nie mogę mieć, ale bez przesady… nie dam cię macać obcemu facetowi w mojej obecności. - burknął.
Nie widział uśmiechu na jej twarz. Po dłuższej chwili kolejnych tortur, Carmen odezwała się.
- Nowy wybór... chcesz patrzeć i dojść w moich ustach, czy wolisz mnie wziąć, ale z zamkniętymi oczyma?
- Będę samolubem i chcę patrzeć. Ale i tak planuję ci się odwdzięczyć. Mamy całą noc. - wymruczał podnieconym głosem Orłow.
- Cwaniak. - powiedziała i przemieściła się, klękając teraz pomiędzy jego nogami.
- Sam chyba możesz rozplatać krawat. - dodała, po czym poczuł jej języczek na swojej męskości.
Słyszała jak to robi, szelest materiału. Słyszała jego oddech i wiedziała że patrzy na nią z pożądaniem. Nie musiała zerkać na jego twarz. Dowód na to prężył się przed jej oczami. A ona zajmowała się nim najlepiej jak umiała. Bez gierek, bez drażnienia, z oddaniem i pożądaniem. Pieszcząc czuła jego wzrok na sobie i pożądanie jego w swoich ustach. Coraz bliższe eksplozji. Jeszcze trochę.. jeszcze muśnięcie i… udało się! Z pełnym satysfakcji uśmiechem na ustach poczuła jak żądza kochanka rozlewa się po jej języku.
- Chodź tu do mnie… czas bym się odwdzięczył.- rzekł pełnym żądzy głosem jej kochanek i Carmen wiedziała, że mówi prawdę. I że tak będzie przez całą noc.


Rano przybył do Carmen posłaniec z listem. Nastolatkowi w fezie zapłacono za dostarczenie listu tylko do rąk własnych Brytyjki. I zagrożono kastracją, gdyby nie wywiązał się z zadania.
Gdy agentka dostała list w swoje dłonie zrozumiała, czemu bał się zawieść nadawcy.
Kawiarnia “Czarny Szakal”, 9:45. Nie spóźnij się. Huai.


I nic więcej.

To znaczyło, że ma niewiele czasu. Właściwie nie zdążyła nawet zjeść śniadania, chcąc się doprowadzić do porządku po nocnych figlach Orłowem. Z jakiegoś powodu zależało jej, by na spotkaniu z panią kapitan wyglądać dobrze, toteż wybrała na ten cel całkiem nową, bardziej “męską” kreację.
Czyżby w ten sposób chciała podkreślić, że nie zamierza być uległa wobec Chinki? Nie zastanawiała się nad tym jednak, nie mając na to już czasu.
Dojazd na miejsce zabrał Brytyjce niewiele czasu z jej porannej rutyny. Czarny Szakal leżał bowiem w europejskiej części Kairu, ledwie trzy przecznice od posiadłości Orłowów. Stylowa knajpka udawała przybytek paryskiej bohemy i to mimo czarnej rzeźby egipskiego boga szakala nad wejściem. W środku panowała jednak atmosfera z knajpek nowego świata. I królowała tamtejsza muzyka grana na żywo. Jak i tamtejsza moda. Carmen z początku nie dostrzegła Huai Sien Go, co było dziwne zważywszy jak charakterystyczną osobą była szefowa ochrony Yue.
Dopiero po chwili rozglądania zauważyła wysoką postać Huai. Ubrana w biały męski, garniturów w prążki, spodnie, szarą kamizelkę i białą koszulę z szarym krawatem…. Huai wyglądała jak mężczyzna. o androgynicznej urodzie, co podkreślały długie włosy. Nic dziwnego że Brytyjka nie zauważyła jej. Bo choć Huai miała biust (czy aby na pewno?) , to nie tak wydatny, by nie dało się go ukryć pod obszernym strojem jaki nosiła...Tak jak pod tą męską marynarką.
Blada skóra Huai nadawała jej nieziemski wygląd, jak wampira z tych romansideł gotyckich Danielle Stoker w których zaczytywały się kobiety we Francji i na wyspach Brytyjskich.
Carmen poczuła dłoń na swej piersi, lekko zaciskającą się i masującą przez materiał ubrania… ze wstydem stwierdzając że to jej własna dłoń.

“ Nie gap się tak. Nie lubię kobiet. Yue jest wyjątkiem.”

Skłamała wtedy Huai, czy sobie? Owszem z pewnością kobiety nie były w kręgu zainteresowań Brytyjki, ale czy wszystkie? Yue mogła nie być jedynym wyjątkiem od tej reguły. Poza tym.. czy Huai była kobietą? Macała pierś Carmen i miała miękki tembr głosu, ale Brytyjka nie widziała jej biustu… a obszerny strój wysokiej kobiety ukrywał zazwyczaj oznaki jej płci.
Carmen musiała odetchnąć. Co się z nią działo? Czyżby noc z wymagającym kochankiem to było dla niej za mało? Niemniej musiała przyznać, że w kwestii wyglądu osobowości “dominującej” Huai ją przebiła. No cóż, w takim razie trzeba zmienić strategię.
Brytyjka podeszła do stolika kołysząc zmysłowo biodrami.
- Można się przysiąść? - zagadnęła z psotnym uśmiechem na wargach, po czym dodała - Czy najpierw damy sobie po pyskach?
Huai spojrzała na Carmen wędrując spojrzeniem od jej stóp, poprzez łydki, na piersi. Na biuście Brytyjki zawiesiła spojrzenie na dłużej, uśmiechając się przy tym… wspominała z pewnością sytuację na placu zabaw. Gdy go dotykała, a może już wyobrażała sobie że go pieści?
- To zależy od ciebie. Chcesz powtórki?- zapytała drapieżnie i uśmiechając się lubieżnie. Zapewne by sprowokować Brytyjkę. Wszak było wiadomo o jakiej powtórce myśli. Huai była podobna do Orłowa. Silna i dominująca osobowość, która dąży do konfrontacji. Była jednak pewna subtelna różnica. Orłow miał czułą i delikatną stronę… zaś Huai… była zimna i bezlitosna. Jak gad. Może to tak działało Carmen? Miała wszak przed sobą ludzką kobrę… nieujarzmioną.
- Wątpię, byś mnie zaskoczyła czymś nowym - rzuciła Carmen z sarkastycznym uśmieszkiem, lecz na wszelki wypadek już usiadła - Najpierw interesy. Co masz? - zapytała wprost, przyglądając się pani kapitan i zastanawiając... czy nosi damską bieliznę pod spodem. Doprawdy sama siebie nie poznawała!
- Och… wątpię byś była gotowa na takie zaskoczenia.- zaśmiała się chrapliwie Huai splatając dłonie razem. Napiła się nieco kawy dodając. - I na to co mam dla ciebie. Nadepnęłaś sekcie na ogon i próbowała cię… ukąsić wczoraj, prawda?
- Owszem. - przyznała, biorąc kartę menu od kelnera, a gdy ten odszedł, spojrzała nad estetycznie wykonaną oprawą na swoją rozmówczynię - Martwiłaś się, misiu?
- Ja się martwię o Yue. Taki mam obowiązek. Powinnam pilnować ją… nie twojego kuperka.- stwierdziła ironicznie Huai. - Ale ona ma do ciebie słabość. A ja muszę dbać o jej kaprysy.
Wzruszyła ramionami dodając.- Gdyby to ode mnie zależało… leżałabyś w tej chwili w koronkowej bieliźnie na pokładzie naszego sterowca, czekając aż Yue powróci do łóżka i do ciebie.
- Na pewno to bym robiła? - Carmen spojrzała na czarnowłosą kobietę przeciągle, po czym znów oderwała od niej wzrok, składając zamówienie. Była w końcu bez śniadania. Po chwili wróciła do przerwanej wymiany zdań.
- Na szczęście nie masz nic do gadania, więc mów, co masz dla mnie.
- Tak. To byś robiła u Yue. Ze mną byłabyś… bardziej temperowana. Ja nie daję sobie swoim kochankom włazić na głowę.- lekko wstała by nachylić się i szepnąć do ucha Carmen. - Nie myśl że ładnymi cyckami da się oczarować każdego. Więc… masz rację… na twoje szczęście nie mam tu nic do gadania.
Nawet Carmen nie wytrzymała tego spojrzenia i uciekła wzrokiem.
Ton głosu kobiety, tak blisko przy uchu wywoływał przy tym gęsią skórkę i chęć chwycenia się akrobatki za pierś. Było coś podniecającego w jej głosie. Na szczęście Huai usiadła ponownie dodając.- Po wtedy inaczej byś kwiliła… i w innej pozycji.
Upiła znów nieco kawy zaczynając wreszcie skupiać się temacie.
- Sekta ta nie ma jakiejś wyszukanej nazwy. Krąg. Jest zbudowana jak piramida zwężając się ku górze, na samym dole szeregowi członkowie, wyżej elita, potem porucznicy, kapitanowie i… zaczyna się zabawa… potem są Beztwarzy, chodzący w maskach i przekazujący polecenia od tych stojących nad nimi i od niej. Królowej Nilu. Przywódczyni tej sekty w Egipcie. Od niej i od jej sióstr. Tyle że tu zaczynają się…-
Przerwała, bo kelner przyniósł posiłek dla Brytyjki. Carmen poczekała aż mężczyzna rozstawi naczynia, po czym rzekła:
- Częstuj się. I mów dalej. - znów patrzyła bezpośrednio na panią kapitan, przyglądając się dokładnie jej twarzy i sylwetce.
Huai się poczęstowała, a Carmen mogła obserwować jej oblicze. Będące bardzo męskie i kobiece zarazem. Winą była ta drapieżność w rysach Chinki, zbyt ostrych jak na kobietę… nie było na jej obliczu żadnych zaokrągleń, które by je łagodziły. No… może poza ustami, miękkimi i kobiecymi… delikatnie wodzącymi po szyi, piersi, brzuchu… Carmen poczuła że się rozkojarza, więc skupiła się na przeszywającym dreszczem spojrzeniu Chinki, która bezczelnie rozbierała ją wzrokiem.
-... dalej są spekulacje, domysły legendy. O córkach Izydy, wiecznie żywych, wiecznie pięknych i wiecznie młodych i wiecznie potężnych. To jedna z nich ma stać na czele Kręgu, a inne… ponoć władać innymi krajami i światami z cieni. Brzmi… szczerze powiedziawszy absurdalnie.- zaśmiała się Huai. - Tym bardziej że nikt jej nie widział. Tej Królowej Nilu. A wiesz jeszcze co jest ciekawe?
Dla Carmen nie było w tym jednak niczego absurdalnego, bo sama na własnej skórze doświadczyła mocy Aishy - jednej z sióstr. Wracając wspomnieniami do tych chwil, zamyśliła się i nie zareagowała na pytanie pani kapitan.
- Coś się tak rozmarzyła? I czemu gapiąc na mnie?- zmieniła temat przyglądając się podejrzliwie Brytyjce.
To ja sprowadziło do obecnej chwili. Uśmiechnęła się lekko.
- Krępuje cię mój wzrok? - zapytała z szelmowskim wyrazem twarzy.
- Nie bardzo… ale dziwi mnie twoje milczenie.- rozsiadła się wygodniej i Brytyjka mogła dostrzec wypukłości jej małego zgrabnego biustu przebijającego przez kamizelkę. - Gapisz jak sroka w gnat. Jeszcze chwila, a pomyślę że… masz nieprzyzwoite myśli na mój temat.
- Uderz w stół a nożyce się odezwą - odparła gładko Carmen - widać chcesz, by tak było. Coś mi się przypomniało po prostu. Kontynuuj.
- Nie jestem ślepa… ale moje myśli nie są aż tak… nieprzyzwoite. I nie mam ich tylko na twój temat… ostatnio jakoś widok twojego gołego zadka nie powalił mnie na kolana księżniczko.- odparła zadziornie Huai i wróciła do tematu.- Po pierwsze... siostry czekają na powrót Matki. Owej Izydy. Po drugie… miały braci.
Carmen poczuła się nieco urażona uwagą na temat jej pośladków, jednak wrodzona czujność podpowiedziała jej, że w takim razie dziwnym jest iż kobieta sama do tego wątku wraca, skoro nie zrobił na niej wrażenia. Niemniej ostatnie zdanie Huai wytrąciło agentkę z myślenia o osobistych preferencjach rozmówczyni.
- Braci? Wiesz coś więcej o nich?
- Nic a nic. Wspominanie o nich to tabu w tej sekcie. - wymruczała cicho Huai nachylając się ku Carmen. - Nie wiem czy zresztą powinnam ci o tym wspominać, bo choć bajania o tym że Krąg sekretnie kontroluje wiele państw to czysta bajeczka dla wyznawców, to jednak należy pamiętać, że mają swoje kontakty w wielu miejscach we Wszechimperium, a także poza nim.
- Nie myślałam, że jesteś strachliwa. - uśmiechnęła się Brytyjka, choć większość jej myśli skupiała się teraz wokół nowej informacji, którą otrzymała. Jeśli ci “bracia” mieli takie moce jak Aisha... mogło się zrobić naprawdę niebezpiecznie.
- Nie jestem. Ale może ty powinnaś zacząć.- uśmiechnęła się ironicznie Huai. - Wczoraj chcieli cię porwać i bynajmniej nie na herbatkę.
- Ale jestem tutaj. Cała i zdrowa. - powiedziała Carmen, powoli zajadając śniadanie, pogrążona we własnych myślach nieświadomie błądziła wzrokiem po ciele pani kapitan.
- Poniekąd… - stwierdziła Huai zerkając na Carmen.- Jeśli jednak uznam, że twoja nieroztropność staje się zagrożeniem, to wylądujesz naga i związana w moim bagażu. A potem na uroczej tropikalnej wysepce, czekając aż Yue cię odwiedzi.
- Wpierw musiałabyś mnie upolować. - prychnęła Brytyjka, po czym zmieniła temat - A co z Singapurem?
- Zamierzasz tam lecieć? Trochę czasu tam spędzisz. To spotkanie bogaczy na szczycie będzie za dwa tygodnie. - oceniła Huai w zamyśleniu i uśmiechnęła się lubieżnie dodając dwuznacznie.- A polować bardzo lubię.
Potarła podbródek. - Ale pewnie tam będzie ci łatwiej, zważywszy z kim chcesz rozmawiać.-
Szwajcarską elitą finansową. Ludźmi przy których nawet królowie muszą uważać na słowo, wszak większość państw siedziała dosłownie w kieszeni szwajcarskich banków przetrzymując tam prywatne rezerwy złota koronowanych głów. Dawało to górzystemu kraikowi i jego obywatelom dużą nietykalność. W Szwajcarii i Orłow i ona musieli uważać na to co robią. Istniała wszak groźba wydalenia poza granice państwa, jeśli za bardzo narozrabiają.
- Dwa tygodnie to całkiem sporo, raczej nie będę tu siedzieć na tyłku. Ale owszem, zamierzam lecieć. Dlatego nie zapomnij poprosić dla mnie Yue o zaproszenie, najlepiej z osobą towarzyszącą.
- Więc co zamierzasz ?- zapytała Huai i kiwnęła głową.- Bo zaproszenia nie załatwię u Yue. Będziesz musiała to zrobić sama. Mnie czeka lot do Szwajcarii… właśnie z związku z tym całym cyrkiem z bankierami.
- Właśnie to zamierzałam, rozejrzeć się tam. Zastanowiła się. - Chcesz lecieć z nami?
- Z wami? - uniosła brew Huai i zamyśliła się. - Ale zamieszkam tam gdzie już mam zamówiony pokój. Osobno. Niemniej polecę... Intryguje mnie twój aeroplanik. Rzadko jest okazja przelecieć się imperialnym prototypem.
- Tylko bądź grzeczna. - Carmen uśmiechnęła się na myśl o konfrontacji Orłowa i Huai.
- Umiem się zachować… w przeciwieństwie do ciebie i twego kochanka. Było o was głośno w hotelu, w którym się zatrzymałyśmy z Yue.- przypomniała z lisim uśmieszkiem Huai.
Carmen prychnęła na to, ale nie znalazła riposty. Kończąc jeść, sięgnęła jeszcze po filiżankę kawy i powiedziała.
- Wylecimy dziś, najpóźniej jutro. Daj mi swój adres, to wyślę ci posłańca. Na wszelki wypadek czekaj gotowa.
- Masz mój adres już. Zatrzymałam się w pokoju, który wynajmowała Yue.- przypomniała jej Huai uśmiechając się lubieżnie. Carmen niemal wyobraziła ją sobie nagą na łóżku w którym baraszkowała z jej szefową. Znowu poczuła chęć zaciśnięcia dłoni na swej piersi, a jeszcze większą by Huai zrobiła to za nią.
- W porządku. - chciała zaproponować Chince, że ją odprowadzi, ale przypuszczała, że zostałaby wyśmiana. Sama nie wiedziała, co się z nią dzieje, wilgoć podniecenia dosłownie przemoczyła jej majteczki.
- Coś jeszcze chciałaś mi przekazać?
- Powinnam cię odprowadzić pod bramy twojej posiadłości.- odparła Huai podając jej po męsku ramię.- To z twojej strony nonszalanckie, że przyszłaś tu sama.
- Chyba sobie jaja robisz. - odparła Carmen, zostawiając gruby banknot na stole, który starczył na pokrycie zamówienia obu kobiet i podnosząc się ze swego miejsca - Tam na placu chyba ustaliłyśmy parę rzeczy. Jak chcesz mnie chronić... musisz więcej poćwiczyć. - dodała złośliwie.
- Tam na placu… pokonałam cię. Macałam ci biust i nic nie mogłaś z tym zrobić.- wymruczała Huai wstając i przybliżając swą twarz ku obliczu Brytyjki.- Masz szczęście że nie rozpięłam ci wtedy bluzki… na pewno przyjemniejszy jest w dotyku bez otulającego go materiału.-
Odsunęła twarz dodając poważniej. - A poza tym… wtedy była inna sytuacja. Wtedy nikt na ciebie nie polował. Jakoś więc przecierpisz te parę przecznic uwieszona na moim ramieniu.
- Uwieszona? - parsknęła Brytyjka, choć miała ochotę na więcej niż uwieszenie się. Po prawdzie bała się dotyku pani kapitan, by ta nie odkryła prawdy jak bardzo jest teraz podniecona.
Carmen ruszyła ku wyjściu, poprawiając na sobie surdut.
- W twoich snach.
- Moje sny nie są takie pruderyjne. - zachichotała tak po dziewczęco Huai podążając za Carmen. Ten śmiech przeszedł przyjemny dreszczem przez jej ciało.
A gdy Brytyjka wyszła, poczuła jak czyjaś dłoń zaciska się na jej ramieniu. Jak jest gwałtownie przyciągana. Jak jej biust, ociera się o zgrabne piersi wysokiej bladej Chinki. I jak bardzo przeszkadza jej to, że pomiędzy nimi są bariery z tkanin.
- Nie zachowuj się jak rozpuszczona smarkula. Yue zawierzyła mi twoje bezpieczeństwo i nie zamierzam jej zawieść tylko dlatego, że ty nie traktujesz poważnie zagrożeń.- fuknęła rozdrażniona Huai… a może lekko podekscytowana?
Dotyk kobiety sprawił jej niemal fizyczny ból, tak ciężko się było powstrzymać, by nie pójść za ciosem, nie położyć dłoni na jej piersi, a drugą wślizgnąć się pod materiał spodni. Carmen jęknęła i odepchnęła od siebie Huai, mimo woli rejestrując jak napięty i umięśniony jest brzuch, którego dotknęła przez ubranie.
- Nie będę robić tego, co sobie zażyczysz. Na pewno nie w taki sposób. - warknęła Carmen - Najpierw mnie obrażasz, a teraz liczysz na to, że będę szła grzecznie obok i się do ciebie przytulała? Rozkazy twojej szefowej, to twój problem Huai. I jeśli chcesz, bym i ja je uwzględniała, to lepiej bądź dla mnie milsza i zadbaj o moją motywację, a nie obrażaj mojego tyłka. - ostatnia uwaga nie miała wiele wspólnego z tematem, ale jakoś tak uciekła z ust Carmen.
- Mam cię kokietować? - westchnęła cierpiętniczo Huai przewracając oczami. - Mam ci szeptać słodkie słówka? Naprawdę?
I spojrzała wprost w oczy Carmen.- A co do twojego tyłeczka, to bardzo mi się podoba. Wygląda kusząco i sprężyście. Chciałoby się za niego chwycić i pościskać… ALE… nie sprawi że padnę przed tobą kolana zacznę cię wielbić. To JA rzucam innych na kolana.
Brytyjka tym razem wytrzymała jej spojrzenie.
- Jest różnica między obrażaniem a słodzeniem. Dobrze wiesz, że to drugie do mnie nie pasuje. I co do twojej uwagi... jest ona dla mnie bez znaczenia. Łączy nas tylko robota, dlatego nie widzę po co miałabym się wieszać na twoim ramieniu. Równie dobrze możesz iść gdzieś obok. - powiedziała, starając się grać twardą.
- Możemy się grzecznie trzymać za rączki, jeśli się nagle zaczęłaś wstydzić. - odparła ironicznie Huai splatając ręce razem i bardziej podkreślając biust, który… kusił by go dotknąć. - Chodzi o to, że jesteśmy w Kairze, Egipcie… tutejsi… chętnie atakują bezbronną kobietę. Ale już nie tak chętnie, gdy jest ona pod opieką brata lub męża. Mężczyzny. A tak się składa, że mogę takiego udawać.
Carmen ledwo powstrzymała się by nie chwycić za jej biust. Jednak zamiast tego znów odwróciła wzrok.
- Nie, jak trzymasz ręce w ten sposób. - powiedziała, po czym podeszła, by chwycić ją pod ramię - Dobra, to jest argument, niech ci będzie.
- No to chodźmy.- odparła pogodnie Huai, uspokajając się. W przeciwieństwie do Carmen, która ocierała się piersią o obejmowaną rękę Chinki, wiedząc że mogłaby… bardziej się ocierać. Wszak tak czyniły zakochane pary. Huai… szła zaś spokojnie i w milczeniu. Na jej obliczu widać było… jakby rumieniec?
Carmen przyglądała jej się dyskretnie, idąc w milczeniu obok. Podążały powoli przez kolejne uliczki, Huai czujnie rozglądała się dookoła mierząc podejrzliwym spojrzeniem wszystko co mogłoby i zagrozić. Starała się nie zerkać na przytuloną do niej Carmen, acz… parę razy Brytyjka zauważyła jej spojrzenie. I wtedy Huai zerkała wprost na piersi akrobatki, jakby chciała podkreślić wszelkie swe fantazje na temat agentki, mając zapewne zamiar speszyć ją takimi lubieżnymi acz milczącymi sugestiami.
- Nie rozumiem cię. - odezwała się nagle Carmen - Ciągle podkreślasz, że interesujesz się mną tylko z powodu swojej roboty, a potem gapisz się na mnie w taki sposób, jakbyś mnie chciała... no... wiesz. - zakałapućkała się - Patrzysz jakbym była zwierzyną, na którą polujesz.
- Cóż… Powiedzmy, że… w przeciwieństwie do ciebie lubię inne kobiety, także. A ty jesteś ładniutka i masz przyjemny w dotyku biust.- odparła bezczelnie Huai i spojrzała dookoła tłumacząc się równie nieskładnie i niespójnie.- A ja nie wstydzę się swoich… pragnień. Gdy ktoś mi się podoba, to nie udaję że jest inaczej. Ale gdybym miała ochotę zaciągnąć kogoś do łóżka… to… cóż…poza tym… tylko rozbieram cię wzrokiem. Ale jakby się trafiła jakaś inna ładna osóbka, płci dowolnej… to jego lub ją traktowałabym podobnie.
- Czyli ja jestem tylko “ładniutka” - szepnęła Carmen, nie patrząc na nią. Z jakiegoś powodu czuła...zawód?
- Noo… bardzo ładniutka. - wymruczała po chwili Huai dosyć cicho. - Zresztą czym się przejmujesz? Ty nie lubisz kobiet. Co cię obchodzi jeśli któraś rozbiera cię wzrokiem? I tak nie byłabyś gotowa na to, co czekałoby cię w moim łóżku, więc ciesz się, że tam nie trafisz. Nie jestem taka delikatna jak Yue.

Chwilę szły w milczeniu.
- Nie znasz mnie. - szepnęła Carmen ledwo słyszalnie pomiędzy ich krokami.
- Znam gusta Yue.- stwierdziła stanowczo Huai.- I wiem jaka jest w łóżku… delikatna, czuła i bardzo zmysłowa. Ja nie jestem.
- A ja nie jestem z porcelany. Nie muszę być drapieżnikiem żeby lubić dzikie polowania. I jeśli nawet jestem zwierzyną, mało kto potrafi mnie usidlić. - odparła Brytyjka, po czym ugryzła się w język. Po co w ogóle o tym mówiła tej kobiecie? Było jednak już za późno.
Huai nachyliła się ku Carmen, jej usta musnęły jej ucho,gdy szeptała.
- Czułaś na swej szyi skórzaną obrożę… klęczałaś przed swą panią wielbiąc językiem jej stopę? Oczywiście że nie. To ciebie wielbiono w łóżku… jeśli dawałaś komuś rozkosz, to dlatego że chciałaś, a nie dlatego że twoja pani… lub pan ci kazał. Mówię ci Carmen, istnieją zabawy nie dla takich panienek z dobrych domów jak ty. I tu nawet nie chodzi o polowania.- wymruczała wyjątkowo cicho Huai wyraźnie się wstydząc swoich… niecodziennych preferencji łóżkowych.
Brytyjka czuła jak przez jej ciało przechodzą dreszcze. Zupełnie jak wtedy, gdy leciała z Brianem, czując, że zaraz mogą się rozbić. Co się z nią działo? Napięcie w okolicy podbrzusza wywoływału niemal ból, tak bardzo chciała, aby Huai jej tam dotknęła. Tak bardzo chciała zobaczyć jak delikatny mężczyzna, który przy niej idzie, przemienia się we władczą kobietę...
Od kolejnej fali aż przystanęłą i zgięła się nieco.
- Nawet jeśli urodziłam się w “dobrym domu”, los sprawił, że wybrałam inną ścieżkę. Bez przymusu, to prawda, ale często na granicy tego, by złamać kark. Nie boję się ciebie - powoli wyprostowała się i spojrzała w oczy wysokiej kapitan - Pytanie więc czy twoje zabawy opierają się na tym, że ktoś cię wielbi, bo jest takim frajerem, czy potrafisz go zmusić... zmotywować, by chciał być pod twoim butem. To jednak powrót do tematu polowania, a z tego co mówisz, chyba wolisz grzeczniejsze ofiary. - rzuciła na koniec prowokacyjnie.
- Na twoje szczęście… nie mam czasu by cię wytresować.- odparła z drapieżnym uśmiechem Huai. I skinęła głową. - Tym bardziej że Yue mogłaby być zła, gdybym molestowała jej kochankę wbrew jej woli. Swoją drogą… trzeba to w sobie mieć już od początku. Tę chęć dominacji i chęć bycia zdominowaną. Nieważne jaką sobie ścieżkę wybrałaś… natury swojej zmienić nie możesz.
Carmen początkowo zamilkła. To by wiele tłumaczyło... jej natura. Zawsze wstydziła się tego pędu ku uległości, bowiem w życiu starała sobie radzić sama, być samowystarczalną, a jednak poczuła się spełniona gdy Orłow, a potem Aisha odkryli w niej tę stronę natury i... zabawiali się z nią. Nawet Yue, Yue też się domyślała, choć Brytyjka zawsze starała się wychodzić naprzeciw jej inicjatywom i samej inicjować własne. Czy Huai zatem domyślała się jaka jest jej prawdziwa natura? Chyba nie, inaczej nie powiedziałaby tego... prawda?
- Nie dałabyś rady mnie wytresować, a reszta to to jak sama się tłumaczysz. - odparła bezczelnie.
- Nie mam ochoty cię tresować… - burknęła obrażona tymi słowami Huai. I dodała bezczelnie.- No chyba że z ciebie kłamczuszek i wcale nie jest tak, że nie lubisz kobiet. Wprost przeciwnie… lubisz i to bardzo. I pewnie chciałabyś bym sięgnęła dłonią do twoich piersi… a może niżej? W końcu jaki inny byłby powód tak kusego twego stroju, co?
Broniła się odwracaniem kota ogonem, nawet nie zdając sobie sprawy jak blisko jest prawdy.
Carmen jednak miała doświadczenie w tego rodzaju zagrywkach, toteż postanowiła użyć tej samej karty.
- Dokładnie tak. O niczym innym teraz nie marzę, a w majtkach mam po prostu kisiel - mówiła prawdę, lecz ton sarkazmu sprawiał, że ciężko było w to wierzyć - Niestety, jak sama powiedziałaś, nie masz ochoty mnie tresować, więc... co z tego? Nie zaprzątaj tym sobie swojej ślicznej, czarnowłosej główki.
- No widzisz…- Huai uwierzyła. Jak mogła nie uwierzyć zresztą w te słowa… w ich ton a nie treść. Choć Carmen gdzieś głęboko w sobie czuła tę drobną iskierkę nadziei, że Chinka uwierzy w słowa i sprawdzi ich prawdziwość.
- A ty powinnaś coś wziąć. Drżysz nieco i wyraźnie źle się przez chwilę czułaś.- dodała już ugodowo mylnie biorąc oznaki podniecenia i orgazmu Brytyjki za efekt złego samopoczucia.
Carmen prychnęła, bardziej zawiedziona niż rozsierdzona.
- Tak mamo. - odpowiedziała tylko.
- No… to chodźmy…- zbliżały się coraz bardziej do ulicy z której już było widać posiadłość Orłowa, a Carmen odruchowo zacisnęła się wokół ramienia Chinki rozkoszując się tym jak ocierało się o jej biust. Problem w tym, że apetyt miała na znacznie więcej, a czasu coraz mniej.
Postanowiła się jednak opanować... choć jednocześnie znalazła pewną furtkę.
- No to czekaj na informację o wylocie i się spakuj. - poleciła wysokiej Azjatce - A teraz, chyba mogę iść już sama, co mamusiu?
- Tak… tak.. możesz.- stwierdziła Huai odpowiadając nieco roztargnionym tonem głosu.- Będę w hotelu… niespecjalnie lubię tutejsze upały i słońce. Tam mnie powinnaś zastać, ale… nie będę czekała wiczenie. Za dwa dni wyruszam sterowcem.
- Jasne. To do zobaczenia. - rzuciła z lekkim sercem, puszczając kobietę. Nie powiedziała jej nic o swoim planie odwiedzenia jej wieczorem. Celem poinformowania o odlocie oczywiście, bo sama przed sobą by nie przyznała, że ma ochotę po prostu lepiej poznać tę dziwną, silną osobowość.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline