Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2017, 19:23   #92
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Chaaya z Nveryiothem płynęła w dziobie gondoli, żywo nad czymś dyskutując. Przynajmniej… tak można było sądzić po ich energicznych gestykulacjach i zmieniających się jak w kalejdoskopie minach. Słowem się jednak nie odezwali. Ani werbalnym, ani tym telepatycznym.
Starzec jeśli się trochę wysilił, a robił to przecież rzadko i bez większego entuzjazmu, oraz przyjrzał dokładniej układom dłoni zielonoskrzydłego, poznałby, iż ten próbuje skomplementować wygląd tancerki, która ustawicznie go poprawiała.
Najwidoczniej młodzik starał się opanować nad wyraz rozbudowany układ „tajnego” języka, który nie był wszak taki tajny, skoro wszyscy na pustyni go dobrze znali i się nim posługiwali.
Na takich to „rozrywkach” upłynęła im podróż z tawerny do terenów zielonych…

W lesie tawaif wyraźnie nosiło. Skakała od kwiatka do kwiatka i, z dokładnością zegarmistrza i cierpliwością szachisty, podziwiała wszelkiego typu krzaczki. Od tych najzwyklejszych, po najdziwniejsze.
Smok tymczasem wzdychał i wizgał, odganiając się od robactwa, które lgnęło do niego jak muchy do miodu. Opóźniająca ich marsz bardka, doprowadzała go tylko do szewskiej pasji, toteż bardzo szybko… wolność dziewczęcia została ukrócona w wyniku założenia na jej nadgarstek obroży ze smyczą w postaci zaciśniętej dłoni białowłosego mężczyzny.
- To są zwykłe jagody! - krzyczał , ciągnąc ją jak niesforne zwierzątko za sobą, a Chaaa usłyszała w głowie szept Jarvisa “To nie są zwykłe jagody”. - To tylko bez! - pieklił się na swoją partnerkę, szarpiąc nią na lewo i prawo. - To jakiś uschły badyl!
Jego krzyki, prośby i karania w żaden sposób nie pomagały. Kobieta jakby się tylko podwójnie zapaliła do sprawdzania wszystkiego co było kolorowe lub ciekawe kształtem, doprowadzając w ten sposób swojego „kata” do apopleksji, a postronnych obserwatorów do napadu śmiechu.

Wkrótce tereny stawały się coraz bardziej bagniste i drobnej Dholiance trudniej było pląsać dookoła swojej kuli u nogi. Szła więc jak na ścięcie za swoim długokrokim towarzyszem posapując cicho, gdyż zwodnicze błocko z każdym krokiem mocniej chwytało ją za stopy.
- Nveryyy… nie pędź tak… nie nadążam. - Chaaya poskarżyła się cicho w tym samym momencie, kiedy prawie nie zgubiła buta, który nie chciał się odessać od podłoża.
Pogryziony przez komary i inne larwy chłopak nie chciał jej słuchać.
- N-Nveeeeryyyy… Nveeery… no Nvery, nooo…
- Oj zamknij się! - Gad nie wytrzymał. - Najpierw ci się przyrody zachciało oglądać, a teraz na nią narzekasz?! - Zmienił jednak szybko ton gdy dostrzegł smutną i ubłoconą twarz Jeźdźczyni. - Może faktycznie szedłem za szybko…
Tawaif tylko na to czekała.
- Nie chce was opóźniać. Ponieś mnie! - Odparła nazbyt radośnie, zupełnie jakby miała to wszystko zaplanowane.
- NIEDOCZEKANIE TWOJE! - Zapieklił się na nowo gad, wiedząc, że padł ofiarą przekrętu.
- Ja mogę ponieść… mnie to nie przeszkadza - zaproponowała z lubieżnym uśmieszkiem Godiva.
A Jarvis tylko spojrzał na nią znacząco. Najwyraźniej nie spodobało mu się, że wtrąca się między “przekomarzania” Chaai i jej smoka.
- Wiedziałam, że zawsz… - Bardka uśmiechnęła się do smoczycy, ale nie dane jej było dokończyć bo wylądowała pod pachą albinosa.
- Zmieniłem jednak zdanie… lekka jesteś i mała - odparł z przekąsem, wpatrując się w niebieskoskrzydłą z wyraźną niechęcią.
- Nie do końca jestem pewna czy o takie noszenie mi chodziło… - Tawaif zadarła głowę i posłała czarownikowi zawadiacki uśmieszek, by z piskiem złapać się pasa swojego nosiciela, który postanowił rzucić nią w błoto.
- Wejdziesz mi na plecy, tylko przysięgam, że jak przyśniesz utopię cię w tym szlamie.
Dziewczyna przystała na taką propozycję i ukontentowana wtuliła się w plecy drakona.

Ruszyli ponownie przez bagna, które coraz bardziej przypominały te z opowieści o nawiedzonych moczarach. Gdzieniegdzie mgła formowała się w dziwaczne kształty, tylko potęgując upiorny krajobraz.
Nveryiothomi to nawet pasowało. Rozglądał się z ciekawością, choć trzeba było przyznać, że marsz z dodatkowym balastem przez, i tak trudny obszar, dawał mu mocno w kość. Wkrótce był przepocony, przemoknięty i ubłocony po sam pas, ale dzielnie trwał w nieprzeniknionej ciszy.
Za to tancerka nie odrywając spojrzenia od swojego kochanka, postanowiła wypytać go na temat jagód.
~ Co to były za owoce? Jadalne? Trujące? Może wracając uzbieram trochę i sprzedam? Albo zrobię z nich coś smacznego?
~ Zapewne znane ci jest opium i jego efekty, prawda? Te jagody są jak opium… tyle, że dla desperatów i biedaków. Efekt jagód jest krótszy, a potem są nieprzyjemne wrażenia po ustaniu pierwotnych doznań. Biegunka i wymioty jednocześnie. Ci którzy używają jagód budzą się często w kałuży własnych odchodów i wymiocin ~ wyjaśnił uprzejmie Jarvis i wspomniał jeszcze ~ sraczkowe jagody. Tak je nazywaliśmy… nie wiem jaka jest właściwa nazwa.
~ Hmmm… ~ Chaaya wyraźnie się zadumała, pocierając policzkiem o łopatkę niosącego ją chłopaka. ~ Czemu byłeś taki nie miły dla Godivy? ~ spytała nagle, całkowicie pomijając temat felernych owoców, choć przez chwilę wyglądało na to, że wpadła na jakiś pomysł ich wykorzystania.
~ Bo trzeba ją nieco utemperować. Nie może tak wtykać nosa w sprawy innych, bo ktoś może spróbować jej ten nos kiedyś uciąć ~ odparł po dłuższej chwili milczenia czarownik. ~ A i nie martw się o nią. Moja krytyka spływa po niej jak woda po kaczce.
~ W tym sęk… ~ skwitowała ze szczerością, ale nie zagłębiała się dyskusję na ten temat. ~ Tooo… kiedy pierwszy raz widziałeś bal? I kto ci o nim opowiedział?
~ Carhito… a on dowiedział się od Geleazara starego kulawego złodzieja. Mój pierwszy bal był… jak miałem trzynaście lat. Mój gang oglądał go odkąd Carhito się o nim dowiedział i odnalazł twierdzę ~ wytłumaczył mężczyzna. ~ To był taki sekret mojego gangu. Mojej rodziny.
~ Czy tooo… są miłe dla ciebie wspomnienia? ~ Dziewczyna spytała po chwili, mrużąc delikatnie oczy, jakby raziło ją światło
~ Które? Bal czy Carhito? ~ zapytał Jarvis zamyślony.
“Skoro się pyta, to jest w tym ukryty haczyk…” Laboni usłużnie wtrąciła się swoim pokrakiwaniem i to w dodatku wyjątkowo blisko uszu czerwonołuskiego. Nawet będąc bez “ciała” nie mogła obejść się bez dokuczania skrzydlatemu.
Sama tawaif długo nie odpowiadała, otwierając szerzej oczy wbrew ich woli i po prostu obserwowała maszerującego kompana z cieniem uśmiechu na ustach.
~ Może… to pomiędzy? Czyli jak razem oglądacie bal?
~ To miłe wspomnienia ~ odparł ciepło przywoływacz, podczas gdy Starzec groził Laboni, że jeśli dalej mu będzie truła za uchem, to wychędoży jej kościsty zadek… bo przecież obiecał nie czynić krzywdy maskom Chaai. A to nie będzie krzywda… hue, hue, hue.
Prawdziwie wznosił się na “wyżyny intrygi”, albo też bagienny krajobraz budził w nim niemiłe skojarzenia, tępiąc przy okazji inwencję. Nawet bardka wiedziała, że czarne smoki kochają bagna.
Nvery potknął się o coś w błocie i mało nie wyrżnął twarzą w ziemię. Stał przez chwilę ciężko dysząc i opanowując nerwy, po czym podrzucając ciałem tancerki jak plecakiem, wznowił swoją wędrówkę.
~ Ciesze się, że mnie tam… prowadzisz. ~ Kamala rzuciła krótkimi podziękowaniami, czując się wyjątkowo zmęczona gęstniejącą atmosferą w jej okolicy… zupełnie jakby powietrze zamieniło się w rozmiękłą glebę, wciągając do siebie każdego, go oddycha.

Na ratunek przybył jej dziwny stwór, którego można było pokarmić… tylko czym?
- Myślicie, że on gada? - Zielony może i odezwał się do liczby mnogiej, ale twarz zwróconą miał w kierunku tylko jednej osoby i był nią mężczyzna w okularach.
- Nie. On nie gada. Rozumne stworzenia w La Rasquelle i okolicy pochodzą zwykle z różnych pęknięć planarnych. Dlatego flumfy gadały. Miejscowa flora i fauna ma zwierzęcy intelekt - wyjaśnił Jarvis przyglądając się stworowi.
Albinos pokiwał głową i wyciągnął zza pasa sztylet z zamiarem poucinania kilku co smaczniejszych liści tataraku. Chaaya automatycznie zadarła głowę i oglądała “korony” drzew.
- Jakbyś mnie posadził na ramionach to może jakieś pączki zerwe… - zaproponowała nieśmiało.
- Zaraz… zobaczymy czy to mu podpasuje… - Chłopak zebrał kilka ostrych trzcin, ale nie wiedział jak podejść do stwora i mu je dać.
- Podsuń mu od strony pyska, zauważy i sam chwyci. One są łakome i leniwe zarazem - poradził mag, podczas gdy Godiva wyraźnie się nudziła. Jeśli bowiem fauna nie była w bojowym nastroju, to nie była godna uwagi smoczycy.
Skrzydlaty zrobił tak jak mu polecono, starał się nie robić zbyt wiele plusku wokół siebie. Ruchy też miał raczej spokojne, choć spojrzenie typowo niecierpliwe i pełne zafascynowania. Sama tancerka również była ciekawa. Wyglądała zza jego pleców jak młoda sówka, która nie jest jednak do końca pewna czy się radować, czy bać.
Potwór zbliżył się powoli, obwąchał… otworzył szeroko paszczę i... capnął zebrane trzciny razem z dłonią, która je trzymała. A choć Nvery poczuł tępe pieńki trzonowców potwora na swej skórze, to gad nie ugryzł jego łapy, tylko, pochłaniając zieleninę obficie obślinił, uwalniając kończynę białowłosego od swej paszczy.
Bardka zapowietrzyła się z przerażenia, a sam młodzik gibnął do tyłu w nagłym szoku, mało nie lądując zadkiem w wodzie i wywołując zduszony chichot Godivy. Oddech od razu mu przyspieszył od adrenaliny, a oczy zapłonęły typowym u smoków pożądaniem.
“CHCĘ TO!” mówiły jego jasne tęczówki, gdy usta wygięły się w szerokim uśmiechu.
- J-jeśli chcesz… daj mu drugą porcję, ale musimy zaraz iść… - Dziewczyna szepnęła mu na ucho, ale gad pokręcił tylko głową i zaczął się wycofywać.
~ Byłoby mi smutno… gdyby nie wziął… no i ta głupia ptica miałaby tylko używanie ~ skwitował kwaśno, pojawiając się w jej umyśle w swojej tradycyjnej miniaturce, która ciekawsko rozglądała się po wspomnieniach tancerki.
Jarvis i Godiva zaś czekali, aż Nvery skończy karmienie zwierzęcia. Także Gozreh czekał chrząkając znacząco. Niczym nauczyciel kaligrafii zerkający na niesforne uczennice.

Wkrótce znowu ruszyli. Zielonołuski jak zwykle milczący, zmagał się z każdym krokiem, delikatnie chybocząc swoim ciałem na boki, gdy próbował odessać swój but od podłoża. Jego partnerka była… również wyjątkowo milcząca, a to dlatego, że zamknęła po jakimś czasie oczy i chyba przysypiała.
Ku jej szczęściu nie mieli już daleko, toteż gdy smok zorientował się, iż tawaif drzemie... błoto nie było już takie głębokie i gęste, gdy wylądowała w nim z pluskiem i cichym piskiem zaskoczenia.
Rozwścieczona bardka nie zdążyła nawet kopnąć w goleń swojego oprawcy, gdy jej wzrok przykuł budynek i w tym momencie zapomniała o całym świecie. Wstając na równe nogi, popląsała bez większego trudu, zostawiając resztę za sobą.
- Iii… tyle jej było… - stwierdził cierpko łuskowaty, ruszając powoli w ślad za dziewczyną, która przez chwilę wyprzedziła idącego na czele Gozreha. Kocur jednak dość szybko zrównał się z nią kroku. A Jarvis i Godiva ruszyli tuż za nią.
Chaai zdecydowanie wystarczyła sama architektura, by popaść w pełnego podziwu zwiedzanie wnętrza. Jej krok był pewny i lekki, gdy przemieszczała się z kąta w kąt.
Nvery zatrzymał się gdzieś pod ścianą, skrzyżował ręce na piersiach i ziewnął przeciągle, czekając jak na stracenie.
Gdy tawaif spostrzegła, że nie jest tutaj sama… speszona zaraz potruchtała pod ramię czarownikowi i łapiąc go za rękę, już nie puszczała.

Wtedy też świat wokoło zaczął się zmieniać… tak jak wtedy na wyprawie na gobliny. Kobieta będąc przygotowaną nie wpadała już w panikę i ciekawsko rozglądała się na boki, wyłapując kolejne kształtujące się widoki elfiego świata.
Serce biło jej jak szalone, a źrenice rozszerzały się i zmniejszały, wychwytując najdrobniejsze szczególiki strojów, kolorów, biżuterii, gestów, tików mimiki, czy ruchów tańca.
Wizje tak piękne, że nawet naburmuszony ropuch, nie mógł jej zniszczyć swoim burczeniem.
~ Zupełnie nie rozumiem dlaczego tak ich nie lubisz… starcom zazwyczaj przyjemnie wspomina się dzieciństwo… ~ syknęła Czerwonemu, ale nie była na niego zła, a jej ton daleki był od sarkazmu.
Ciągnąc kochanka pod jedną z kolumienek, skryła się w zaciszu, obserwując kolejne figury dziesiątek par na parkiecie.
~ Nie ciągnie mnie do błyskotek, które nie tworzą mojego błyszczącego leża. Noszenie kamieni szlachetnych, które nie są nasączone magią to jakichś… dziwaczny obyczaj dwunogów ~ burknął Starzec, podczas gdy Godiva niczym mała dziewczynka ciągle szarpała Jarvisa za rękaw drugiej ręki i pełnym entuzjazmu głosem szeptała.
- Popatrz, popatrz...
Na niej ten bal robił takie samo wrażenie jak na bardce.
~ A próbowałeś kiedyś jakieś nosić? Może by ci się spodobało… ~ drążyła dalej temat, wypatrując różne sylwetki w tłumie. W końcu nie wytrzymała i widząc, że Jarvis aktualnie “toczy” bój z jedną kobietą, powoli puściła jego rękę z zamiarem oddalenia się pod kolejną z kolumienek, gdzie stał długowłosy blondyn w srebrzystozielonym płaszczu i koronie z liści.
Czarownik dostrzegł to, że go puściła… i odprowadzał dziewczynę spojrzeniem, pomiędzy chwilami gdy zmagał się z entuzjastycznymi szeptami smoczycy.
~ Tylko się nie zgub. Albo nie oczaruj zbyt wielu z nich… ciężko będzie potem przegonić tylu twych wielbicieli spod okna naszego pokoju ~ zażartował.
~ Przestań… ~ odparła speszona, oglądając się na ukochanego, przez chwilę obdarzając go ciepłym uśmiechem.
Powinna przy nim stać i szeptać mu do ucha to, co szeptała smoczyca, ale...
Chaaya odwróciła się prędko, by nie było widać grymasu na jej twarzy, po czym dała nura w tłum i znajdując dogodne i osamotnione miejsce z którego widać było większość sali balowej, przycupnęła pod ścianą i kucnęła, opierając twarz na dłoniach.

~ O kant dupy ta cała zabawa… kiedy wracamy? ~ Nvery zamarudził smętnie, tracąc zainteresowanie całym wydarzeniem, zanim się jeszcze w pełni nie rozpoczęło.
Zanim jednak Chaaya zdążyła mu odpowiedzieć, serce zabiło jej mocniej. Dostrzegła ją. Jasnowłosą elfkę, nieśmiałą i nie pasującą. Tą której rozmowy była świadkiem.
~ O Starcze, Starcze! Widzisz ją? ~ zawołała podekscytowana, wstając na równe nogi i wyciągając szyję zza tłumu, by móc się przyglądać znajomej twarzy. ~ Taka piękna…
~ Jak wszystkie te długouche elfki. Tak samo piękna jak każda z nich. Tak samo... jak trzy poprzednie elfki, którymi się zachwycałaś ~ stwierdził sarkastycznym tonem Pradawny. ~ Tak samo idealna i pewnie tak samo nudna.
~ Założę się, że po prostu jej zazdrościsz… ty jako elf wyglądałbyś jak ta pokraka Neron! ~ warknęła obrażona tancerka, tupiąc nogą w zdenerwowaniu.
~ Ja wyglądam i jestem majestatyczny w każdej postaci. Ten twój gadatliwy babiniec potwierdzi to, bo łaskawie objawiłem im się jako człowiek ~ przypomniał Starzec dumnie.
Te jednak milczały jak zaklęte, uznając najwyraźniej, że tak będzie zabawniej…
~ Zapewne… ja pewnie musiałam wtedy spać snem niestrudzonego ~ odparła wodząc spojrzeniem po pięknej sukni i misternie wyplecionej fryzurze blondynki.
~ Pewnie gdybyś tyle nie zachwycała się ich pięknem, to zauważyłabyś oczywiste rysy ~ stwierdził ironicznie gad tonem: “Ja coś wiem, a ty nie.”
~ Heee? Kya? ~ Tawaif wzięła się pod boki, tupiąc stópką o podłogę. Była wyraźnie bojowo nastawiona i skora do potyczek nie tylko słownych. ~ Nie mają żadnych rys bo są nieskazitelni. Przestań im umniejszać.
~ Nie widzisz przy niej jego kochanka? Niech cię to nie dziwi. Nie może do niej podejść, nie może się odezwać. Elfy poszczególnych kast, ras i klanów nie mogą się mieszać. Widzisz je tańczące, ale nie zobaczysz jak jedna grupa miesza się z drugą. Każdy musi się trzymać swoich i obyczaj każe nie oddalać się od pobratymców. Może to wyglądać jak jeden bal, ale jest to kilkanaście bali odbywających się jednocześnie. Takie są starożytne elfy. ~ Prychnął ironicznie smok.
Kamala już się szykowała do kontrataku, ale została zauważona. Obie kobiety przez kilka chwil mierzyły się zaskoczonymi spojrzeniami, zupełnie jakby przeglądały się w lustrze, a później… bardka usłyszała w swojej głowie pieśń. Piękną i… niezrozumiałą.
Dlaczego nieznajoma ją “pocieszała”?
A może źle odbierała jej przekaz?
Zmieszana tancerka cofnęła się w cień i zwróciła do rozmówcy.
~ A na pustyni to może nie jest podobnie? ~ Jej przekaz był jednak bez wyrazu.
~ Nie wiem… Nie byłem na pustyni ~ stwierdził krótko Starzec. Po czym jego myśli zrobiły się złowrogie i jadowite. ~ One też tu są.
~ Co? Kto?! ~ bardka rozejrzała się spłoszona, gubiąc na chwilę “swoją” elfkę z widoku.

Skrzydlaty przejął na moment kontrolę nad ciałem Dholianki, kierując jej spojrzenie na grupę panien w powłóczystych, czarnych szatach, kontrastującą z ich białą skórą i jasnymi włosami.
Przewodziła im…

[media]https://i.pinimg.com/236x/02/68/bd/0268bd985b1edbfd51704eee3d4e7bad.jpg[/media]
...o wyrazistych niebieskich oczach i jedwabistych, śnieżnobiałych włosach, związanych w koński ogon.
~ Arcykapłanka Alvissamara i jej popleczniczki. Oddane sojuszniczki czarnej gadziny i swego plugawego bóstwa ~ wyjaśnił z pogardą Pradawny.
Wola bardki jakby osłabła i kobieta zaczynała popadać w melancholię oraz ogólną nostalgię, wpatrując się w kapłanki w milczeniu. Zielonołuski owinął się wokół szyi posklejanej afirmacji jej umysłu, gładząc pocięty bliznami policzek rozdwojonym i mięciutkim języczkiem.
Chaaya na powrót poczuła się szarą eminencją, tym razem jednak wykraczającą poza granice jej jaźni, bo… również jej ciało pozostawało niezauważone.
~ Są… były. Już nie żyją ~ oznajmiła po chwili, czując wyraźne zmęczenie.
Chciała powiedzieć czerwonoskrzydłemu, by przestał przejmować się przeszłością, ale nie zrobiła tego, gdyż sama nie była lepsza. Z jakiegoś powodu bal przypomniał jej o Ranveerze i o niej, kiedy to oboje na spotkaniach dyplomatycznych mogli tylko na siebie spoglądać ukradkiem, zupełnie jak alchemiczka z medalionem ze swoim czarodziejem.
~ W co smoki wierzą… w jakie życie po śmierci?
~ Jest smoczy panteon… ale tylko nieliczne z nas czczą aktywnie bóstwa ~ wyjaśnił Starzec. ~ Potężne istoty nie dbają o wsparcie pozaplanarnych potęg.
~ To jest TEN moment, kiedy powinieneś udawać miłego, a nie wyrażać swoją opinię… ~ stwierdził młody gad, rozglądając się po umyśle swojej partnerki, nie do końca wiedząc gdzie znajduje się antyczny.
Faktycznie, odpowiedź drakonicznego, jakby jeszcze bardziej dobiła i tak ledwo trzymającą się dziewczynę.
~ Nie jestem tu od pocieszania. Od tego ma swojego samca ~ warknął gniewnie Czerwony, zwijając się bardziej w mentalny kłębek. ~ Potrzyma ją w ramionach i poprzytula… i jej przejdzie.
Tymczasem elfia alchemiczka uśmiechnęła się ciepło patrząc wprost na Chaayę i bawiąc się między palcami medalionem trzymanym w dłoni. Tym samym, który był w posiadaniu tawaif.

“Jesteś stary a głupi!” Laboni ponownie nie wytrzymała i wypowiedziała swoją opinię prosto w ucho Starca.
~ Zgadzam się… ~ przytaknął skwapliwie Nvery, fizycznie ruszając powoli w kierunku tancerki.
“Czyny to nie to samo co słowa… rany zadane mieczem można zagoić, ale ran zadanych słowem nigdy nie cofniesz! Powinieneś dbać o swoje ciało, czyli JEJ ciało. Jesteście jednością. Przestań robić sobie dobrze jej kosztem ty egocentryczny dupku!” Fukała gniewnie wiekowa kobieta, gdy tymczasem jej wnuczka, uśmiechnęła się blado do szpiczastouchej i wyciągnęła spod warstw materiału głowę jednorożca na łańcuszku. Pokazując “towarzyszce”, że go ma przy sobie.
~ Nie jestem z nikim jednością! Jestem jedyny i unikalny i ran zadanych przez moje szpony z pewnością nie wygoisz ~ burknął Starzec gniewnie i prychnął. ~ Jej samiec ją pocieszy, słowami też… po to go brała.

Tancerka zaś nie mogła skupić się całkowicie na kłótni w jej głowie. Blondwłosa piękność przycisnęła bowiem medalion do serca i bardka odruchowo zrobiła to samo… czując radość, miłość do tego jedynego, nadzieję i obawy elfki. Wiedziała, że alchemiczka boi się nadchodzącego konfliktu, który może rozerwać jej świat. Ale widziała też światełko w tunelu, wspólną ucieczkę z ukochanym, gdy ich gildie będą zajęte walką. Oraz nadzieję, że Chaaya jest szczęśliwa.
“Ty ślepy i głupi kaczy zadzie! Ona nie chce pocieszenia od niego tylko od ciebie! Myślisz, że po co z tobą rozmawia? By cię zabawić?!” Kobiecy krzyk brzmiał już bardziej jak krakanie wrony. Kilka masek szeptało coś na przemian, chcąc załagodzić sytuację.
Sama dziewczyna westchnęła ciężko, ściskając wisiorek w dłoni, aż pobielały jej palce. Historia miksturomistrzyni w pewien sposób przypominała jej jej własną, z czasów świetności gdy była tawaif. Ze zgrozą stwierdziła, że nie czeka tej pary szczęśliwy koniec i wygięła usta w smutną podkówkę. Spuściła wzrok na podłogę, cofając się jeszcze bardziej pod ścianę.

~ To co niby chcecie usłyszeć, że jest życie po życiu? To chyba oczywiste, że jest, przecież obecnie chce ono wkroczyć do tego świata. Jest plan piekielny, jest plan demoniczny, a ten jej samiec chce ją zaprowadzić do planów niebiańskich. Są zaświaty. Zadowolona? Nie wiem czym wy się przejmujecie ~ odparł w odpowiedzi Starzec, po czym dodał władczo. ~ A ja tu jestem by odzyskać nowe, potężne ciało, a nie po to, by zabawiać gadkami ludzkie smarkule i ich babski harem pyskatych ptaszków dowodzonych przez zgorzkniałą ropuchę!
Elfka zaś zadrżała, ale posłała tancerce uśmiech i emocję, ciepłą i żarliwą. Emocję, która dała się przetłumaczyć w myśl… “Każda chwila była warta przeżycia.”
Zresztą serce alchemiczki zabiło mocniej, bo zobaczyła swego ukochanego.
A on zobaczył ją.

“Przysięgam! Zabije go! Zabije jak mi Sulejman miły, oby żył wiecznie! Znajde ten zakuty i zniewolony przez demona łeb i zabije!” Laboni była wyraźnie wściekła, zwłaszcza, że słowa Pradawnego wyraźnie zasmuciły Kamalę. Jej umysł pociemniał i zobojętniał, a ona sama się od niego oddaliła, jakby na powrót odgradzając się murem.
Bardka przegoniła łzy w oczach i skupiła się na tej jednej, jedynej pozytywnej myśli “Było warto”. Było warto każdego cierpienia i gdyby mogła cofnąć czas… zrobiłaby to samo.
Zostawiając parę kochanków ich stęsknionym spojrzeniom, potruchtała w cieniu kolumn do Jarvisa, przytulając się do niego znienacka od tyłu.
~ Kutwa gdzie ty jesteś? ~ Nvery zgubił się w jakimś zaułku, gdzie aktualnie były stoły z przekąskami i o w dodatku… słodkimi. Szkoda, że mógł je tylko zobaczyć i powąchać, bo zjeść się nie dało.
Zaś sam czarownik sięgnął dłonią do tyłu i głaszcząc na oślep ciało ukochanej, spytał czule.
- Coś się stało? Wszystko w porządku?
- Stęskniłam się - mruknęła mu między łopatki, po czym chwyciła za dłoń, muskając delikatnie ustami jego zabłocone palce. - Znalazłam naszą parę od medalionu… chcecie zobaczyć?
- Czemu nie… - Uśmiechnął się ciepło mężczyzna, a Godiva zareagowała bardziej entuzjastycznie.
- Chcę ich zobaczyć własnymi oczami.
- Są przy czwartej kolumnie. Chodźcie. - Chaaya trzymając dłoń przywoływacza, pociągnęła go za sobą, gdy tymczasem zielonołuski znalazł się w prawdziwym piekle, śliniąc się do złotych rozetek z bezy, nadziewanych jakimś dziwnym, żółtym kremem.


- Śliiiczniii - zawołała Godiva z podziwem, przyglądając się wskazywanym przez czarownika i bardkę postaciom czarodzieja i alchemiczki, po czym spojrzała na swoich kompanów. - I trochę do was podobni. Może dlatego… coś was łączy z nimi.
Uśmiechnęła się dodając żartobliwym tonem. - Więęęc, widzicie ich w lustrze. Są goli jak wy jesteście nadzy?
- Skąd to pytanie? - zdziwiła się tawaif, dodając z lekkim speszeniem, na samo wspomnienie jej felernego utknięcia w pokoju smoczycy - przecież sama widziałaś.
- Po to żebyś się tak uroczo zarumieniła. Jarvis jest na to za grzeczny… ja nie muszę - odparła wesoło wojowniczka, szczerząc zęby.
- Podoba wam się bal? - spytał ciepło Jarvis.

Dziewczyna prychnęła obruszona, tupiąc nogą i skrywając się za ramieniem ukochanego. Przez chwilę mierzyła skrzydlatą złowrogim spojrzeniem, knującego coś, zwierzątka, być może planując swoją zemstę.
- Niesamowity… przypomina mi trochę te na których sama bywałam… no z wyjątkiem paru… szczegółów - odezwała się w końcu, wpatrując z powrotem w mężczyznę.
- Moglibyście zatańczyć… gdzieś z boku. Szkoda marnować takiej muzyki - stwierdziła entuzjastycznie Niebieska.

- Chcesz zatańczyć, moja śliczna? - zapytał cicho przywoływacz.
Ta zarumieniła się, uciekając spojrzeniem gdzieś na drugi kraniec sali i szepnęła cichutko, że nie za bardzo umie tańczyć tańce towarzyskie, a już z pewnością takie jak te tutaj.
- Ale jesteś zwinna jak wiewióreczka, na pewno bardziej niż ja - skwitowała z uśmiechem i upartością skrzydlata. - Poradzisz sobie lepiej niż moja skromna osóbka.
Jarvis przytulił bardkę do siebie. - Jeśli nie masz ochoty, to przycupniemy gdzieś w kącie i skorzystamy z zapasów, które Godiva zabrała w tajemnicy przed wszystkimi.
- Nie w tajemnicy. Tylko nie rozgłaszałam tego, bo mogły być zjedzone podczas przeprawy przez bagna. - Prychnęła.
Kamala pociągnęła kochanka na parkiet. Jak mogłaby nie skorzystać z propozycji zatańczenia z nim? Gdy jednak stali się bardziej odsłonięci, tawaif jeszcze bardziej się zawstydziła. Co innego zaciszna alkowa, co innego taniec z inną kobietą, czy choćby nauka u Janusa, a co innego bal… nawet jeśli nikt z bawiących się, nie jest w stanie ich dostrzec… no prawie każdy.
Spuszczając wzrok, kobieta dygnęła grzecznie.
Co spotkało się z głębokim skłonem mężczyzny. Następnie mag podał dziewczynie dłonie.
~ Tylko bądź dla mnie wyrozumiała. ~ Rzekł telepatycznie.
~ A ty dla mnie ~ odpowiedziała z pełnym uczucia spojrzeniem, przyjmując jego zaproszenie.

Zaczęli tańczyć, może nie z taką gracją jak otaczające ich elfy w kolorowych strojach, ale radzili sobie. Oczywiście bardka była pod tym względem w o wiele lepszej sytuacji niż sam czarownik. Poruszała się ze znacznie większą gracją i lepiej wyczuwała rytm. Niemniej Jarvis radził sobie lepiej niż Godiva. A poza tym… byli razem, czy liczyło się coś więcej?
~ O… znalazłem cie… ~ Nveryioth brzmiał jakby przegrał całe swoje życie na loterii. Stał kilka metrów od skrzydlatej, która obserwowała parę kochanków. Wyglądał… jakby faktycznie przegrał owe życie, trzymając się ze zbolałą miną za brzuch.
Chaaya jednak nie zwracała na niego uwagi, zbyt mocno pochłonięta tą wspaniałą chwilą. Nawet jeśli wprawne oko mogło uznać ich podrygi za spazmy konającej ryby na mieliźnie, to ona i tak chciałaby móc tak przetańczyć swoje życie z przywoływaczem. Trzymać jego dłonie w swoich, oraz zatapiać się we wzajemnych spojrzeniach. Nic więcej nie potrzebowała do szczęścia.
Jarvis spoglądając na Kamalęsundari uśmiechał się ciepło i z miłością. Jakby miał podobne do niej myśli.

- Jak tak na nich patrze… to czuje, że się starzeje… - stwierdził zgryźliwie zielonołuski.
- Taaa… raczej kwaśniejesz. Jeszcze trochę a będzie z ciebie można zrobić ocet - wtrąciła się Godiva, obserwując tańczącą parkę, jak i elfy dookoła nich. - A i ów bal się powtarza co roku, więc się przyzwyczajaj.
- Nie będziemy tu za rok… jak se chcesz to se tu siedź… my będziemy zwiedzać świat - odparł wyjątkowo pewnie, krzyżując ręce na piersi. - To miasto jest nudne… - Nudne… bo nie było pełne łażącej zgnilizny.
- Zobaczymy… za rok - odparła z wesołym uśmiechem samica. - Gdzie będziesz ty, gdzie ona… -
Splotła ramiona razem. - Zresztą, jak tam się spełnią te mroczne przepowiednie, to za rok nie będzie świata do zwiedzania.
- Pf… mówisz tak jakbyś znała Chaayę lepiej odemnie - obruszył się, ale był nawet tym stwierdzeniem rozbawiony. - Ale tak… przyjemnie by było zobaczyć twoją zawiedzioną minę, niestety będziemy daleko… pewnie na pustyni. - Na temat kwestii końca świata, gad nie potrafił się wypowiedzieć, bo i nie zgłębiał jakoś dokładniej tego tematu.
- Marzenie ściętej głowy. Na razie to ja mam okazję oglądać jak kwasisz się niczym ogórek. - Smoczyca wyszczerzyła w uśmiechu zęby.
- Bardzo dobrze… zajmuj się mną - uciął dyskusję ukontentowany czymś gad.
- Niestety nie jesteś dość ciekawy. - Wzruszyła ramionami Godiva.

Łuskowaty pozwolił, by para zatańczyła jeszcze dwa utwory, po czym niecierpliwie klasnął w dłonie i zawołał.
- Ej… papużki nierozłączki… zaraz nas druga noc zastanie!
~ Bal i tak niedługo się skończy ~ stwierdził telepatycznie czarownik, powiadamiając bardkę.
~ To może… wracamy? ~ Spytała zwalniając trochę tempa.
~ Możemy już wrócić ~ zgodził się z nią.
Chaaya z ciężkim sercem zatrzymała się i dygnęła partnerowi dziękując mu za taniec.
- Było mi bardzo miło - odparła nieco zamyślona i chyba zmęczona, po czym wyciągnęła dłoń z zamiarem pochwycenia ręki przywoływacza.
- Cała przyjemność po mej stronie madame. - Odparł Jarvis, kłaniając się sztywno, niczym bocian i całując dłoń kochanki, po czym złapał ją i ruszyli ku smokom przyczajonym w cieniu kolumny.
- No i jak wam się podobał bal? - zapytał w końcu mężczyzna przyglądając się całej trójce.
Tawaif nie wiedziała jak się zachować, więc tylko spłonęła rumieńcem uciekając wzrokiem gdzieś na neutralne tereny. Dłoń partnera trzymała jednak pewnie, sądząc po uścisku, lub może… po prostu mocno się denerwowała.
- Nuda. - Nvery wywrócił cierpiętniczo oczami. - I Starzec też twierdzi, że gorzej być nie mogło…
Bardka nie odpowiedziała błądząc wzrokiem po ścianie.
- Po prostu nie potrafisz docenić piękna, nawet jeśli wciśnie ci się przed pysk - mruknęła ironicznie Godiva.
- Ty się lepiej przymknij bo dość już popsułaś dzisiejszy wieczór swoim ględzeniem. - Odparował butnie gad.
- Nawet nie wiesz jak to słodko brzmi w moich uszach. - Uśmiechnęła się sadystycznie Niebieska.
- Tak zdecydowanie… czas na nas. - Wykrzywił się ironicznie Jarvis i rzekł z wyczekiwaniem - Gozreh…
- Tak, tak… już się rozejrzałem. Możemy wracać - stwierdził kocur, wyłaniając się z cieni. - Za mną.

Zielonołuski uśmiechnął się lisio jakby tylko czekał na taką odpowiedź, po czym czekając, aż para Smoczych Jeźdźców go wyminie, mruknął do swojej “wygadanej” kompanki. - To nie mnie popsułaś wieczór. - Po czym przyspieszył kroku, trajkocząc tancerce nad uchem. - Na kolejną, darmową przejażdżkę na moich plecach nie licz… Znowu zaśniesz i tylko będe ci zazdrościć.
- I tak na nią nie liczyłam… - burknęła w zrezygnowaniu bardka, wzruszając ramionami, a chłopak ukontentowany splótł ręce za głową.
- Ja się nie zmęczyłam - stwierdziła z uśmiechem Godiva, nie przejmując się słowami Nveryiotha. Być może nawet w nie nie wierząc.
- Pójdę sama - odparła dziewczyna, korzystając z ostatnich chwil na podziwianie elfiego splendoru.

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline