Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2017, 19:25   #94
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Tancerka wróciła po niecałych trzech kwadransach. Jeszcze zanim się pojawiła w pokoju, mag usłyszał ją jak szła po schodach, nucąc coś pod nosem. Przemieszczała się jednak bardzo, bardzo wolno… Gdy weszła do sypialni, od progu od razu wyczuć można było zapach pieczonego chleba, masła i… orzechów.
W jednej dłoni trzymała miseczkę, a w drugiej pokaźny kubas, a na ramieniu koszyk w którym zapewne schowała talerz ze śniadaniem dla Jarvisa. Kakao było jednak priorytetową dostawą i Kamala dopilnowała, by żadna kropelka drogocennego płynu nie spadła na podłogę.

- Przepraszam, że tak długo to trwało… ale musiałam ostudzić… by koteczek nie poparzył sobie języczka.
- Napracowałaś się - stwierdził równie zaskoczony, co zachwycony czarownik. Odłożył księgę i usiadł. Nadal goły. Wstał podchodząc do dziewczyny chcąc jej ulżyć w dźwiganiu.
- Powiadomić go by przybył? - zapytał, wywołując nikły uśmiech na jej wargach.
- Tak… możesz… nie! Wróć do łóżka, prosze cie - zwróciła się błagalnie, widząc jak ukochany “rujnuje” jej koncepcję przynoszenia strawy do leża. - Poradzę sobie… - Odstawiła miseczkę na stół.
- Dobrze, dobrze… - Jarvis wrócił grzecznie do łóżka, czekając, aż bardka do niego dołączy. - Gozreh zjawi się wkrótce.
Tawaif odstawiła na szafce kubek z naparem, po czym postawiła koszyk w nogach przywoływacza, wyciągając z niego ostrożnie talerz ze stosem różnorakich grzanek. Większość suchych, choć trafiły mu się też takie z sezamem i… chyba skarmelizowanym miodem.
Następnie dookoła niego, Chaaya, rozstawiła miseczki z krojonymi świeżymi owocami, masłem, miodem, dżemem, powidłami, bakaliami i nawet bitą śmietanką z… sądząc po zapachu, cynamonem.
- Nie wiedziałam co lubisz i… na co masz ochotę, więc wzięłam wszystkiego po trochu.
- Zamknę oczy, a ty będziesz mnie karmiła tym co uznasz za smaczne - zadecydował mężczyzna i po chwili dodał. - Ja przez wiele lat żywiłem się tym co udało mi się zdobyć. Nie jestem wybredny. Zdam się więc na twój gust.

- Ojej… - Dziewczyna złapała się, nieco zmartwiona, za policzki, przyglądając się miseczkom z niekrytym wahaniem i obawą. Nie do końca wiedziała od czego zacząć, choć na pewno chciała sprawić jak najwięcej przyjemności kompanowi.
Przycupnęła na brzegu łóżka i sięgnęła po suchą grzankę.
- Mam… kupiłam też czekoladę, może będziesz chciał spróbować? O i mam taki chlebek, słodki, bardzo, z mojego rodzinnego kraju, mówiłam ci o nim prawda? - Przy tak licznym wyborze, bardka miała wyjątkowy problem z podjęciem decyzji, ale… o dziwo przełamując się, zaczęła przygotowywać pierwszą porcję z bitą śmietaną i świeżymi owocami. - Zrobiłam też takie… coś, a’la sezamki, nie wiem czy znasz… ale w Dholstanie to dość popularna forma śniadania lub przekąski.
- Cokolwiek wybierzesz na pewno będzie smaczne. - Oczy Jarvisa były zamknięte, usta otworzyły się lekko, by tancerka mogła karmić swego kochanka, zmuszając ją w ten sposób do podejmowania samodzielnych decyzji.

Chaaya przez chwilę wpatrywała się w grzankę, jakby ta miała do niej przemówić. W końcu podsuneła ją pod usta przywoływacza, ale… coś jej mówiło, że może nie wybrała dobrze, więc szybko się cofnęła i ponownie przyjrzała tostowi.
Pachniał przyjemnie i korzennie z nutką soczystego orzeźwienia jakim był świeży owoc.
Ale czy owoc pasował do śmietany? Czy cynamon nie gryzł się z cytrusem? Czy chlebek nie rozmiękł się za bardzo od wilgoci? Czy tost był w ogóle jeszcze ciepły?
Bardka westchnęła odkładając kromkę na talerz, po czym wzięła nową i zaczęła ją przygotowywać na kolejny sposób. Trochę masła, miodu, truskawek i bakalii.
Wyglądało ładnie, pachniało ładnie, ale… czy truskawka z miodem się nie gryzła? Czy przez orzechy strawa nie będzie zbyt twarda? Czy od słodyczy nie zrobi się jedzącemu mdło?
Kolejne westchnienie zwiastowało kolejną przegraną batalię.
Kobieta zabrała się za robienie trzeciej grzanki, stawiając na prostotę.
Chleb. Masło. Dżem.
Ale… z czego był ten dżem? Czy był słodki czy kwaśny? Czy na pewno nie zepsuty? Dlaczego nie może rozpoznać w nim owoców? A jeśli przypadkiem go otruje?
- J-jesteś pewien, że nie chcesz sam jeść? - spytała lekko zdenerwowana, może bardziej zawstydzona, odkładając kolejną kromkę…

- Tak… sama wiesz, że lubię niespodzianki. W ten sposób najlepiej docenię twój wysiłek - stwierdził czarownik, ufnie czekając na podanie mu jedzenia. - Przecież wiesz dobrze, że jem ci z rączki… tym razem zaś dosłownie.
Odpowiedziało mu pociągnięcie nosem i jakiś smętny pomruk. Po czym tawaif zabrała się za robienie czwartej grzanki. Ze śmietanką, jagodami i samymi orzechami.
Ale czy…

“DO KURWY NĘDZY DAJ MU TO WRESZCIE BO CI ZEJDZIE Z GŁODU!”
Laboni nie wytrzymała, wzbijając swoje krakanie wysoko pod kopułę głowy jej nosicielki.
Kamala pisnęła przestraszona, przesuwając kanapkę pod usta mężczyzny, ale nie trafiła za pierwszym razem, dzióbiąc go w dolną wargę.
Zażenowana swoją wpadką, szybko się poprawiła, dając szansę Jarvisowi do wzięcia gryza.
Mag ugryzł powoli, smakując podaną mu grzankę. Uśmiechnął się i w końcu wydał wyrok.
- Pyszna.
- Na-naprawdę? - spytała z ulgą i zaskoczeniem, a przywoływacz niemal usłyszał jak jakiś niewyobrażalny ciężar, spadł właśnie z jej serca. - Zrobiłam jeszcze… trzy. Chcesz tą dokończyć, czy tamte spróbować?
- Dokończę… a potem zjem kolejne i następnie to ja pokarmię ciebie - zadecydował mężczyzna, pytając na koniec - może być?
Bardka była tak szczęśliwa, że aktualnie zgodziłaby się na wszystko. Przytaknęła skwapliwie, ale szybko się zreflektowała, że kochanek jej nie widzi.
- Może być… jeśli chcesz i nie sprawi ci to kłopotu - odparła z nieśmiałą czułością, karmiąc powoli swojego rozmówcę.
- Sprawi przyjemność. No to czas jedzenia? - spytał żartobliwie, poddając się jej opiece. - Możesz mi mówić z czym są te grzanki jak już je spróbuję. Nie mam tak wyrobionego smaku jak ty.
- Ta była z bitą śmietaną, cynamonem, jagodami i orzechami… - odparła zamyślona dziewczyna, biorąc do ręki kolejną. Przez chwilę się wahała, ale przełamała swoje obawy, podsuwając tosta z dżemem.
- Też smakowity. Masz talent - ocenił Jarvis po zjedzeniu kolejnego. - Oprócz tych już znałem… kolejny.
- Jesteś zdecydowanie za dobry dla mnie… - mruknęła zakłopotana, nie wiedząc jak przyjąć ten miły komplement. - Nie wiem tylko z jakiego owocu jest ten dżem… nie poznaje go po kawałkach… - Gdy dokończyli kolejną kromkę, przyszedł czas na miodową kreację.

Tymczasem do pokoju wkroczył Gozreh. Spory kocur rozglądnął się, by skupić swe spojrzenie na bardce i nagim czarowniku.
- Hmmm… nie chcę nawet zgadywać co planujecie. - Podrapał się macką za uchem. - To gdzie jest mój prezent?
- O! Och! - Kobieta zerwała się z łóżka i ruszyła do stolika, by zawrócić i odłożyć kanapkę na talerz. - Krótka przerwa… - obwieściła kochankowi w podekscytowaniu, pędząc szybko do blatu z miseczką, którą ceremonialnie wzięła w obie dłonie.
- Bądź grzecznym kotem i usiądź… - odezwała się zawadiacko, trzymając jak mszalny kielich naczynie z kakao.
- No dobrze… - stwierdził z wahaniem chowaniec, siadając posłusznie jak kot, choć wyraźnie tym zakłopotany.
- Ojej… nie musiałeś… ja tylko tak się przekomarzałam - mruknęła speszona tancerka, kucając przed czworonogiem, by postawić przed nim swoją “ofiarę” dla niego. - Nie wiedziałam jak mocne lubisz, więc dałam dwie łyżeczki i dwie kostki czekolady…
Macka zwinnie owinęła się wokół miseczki, gdy przyglądał się jej zawartości.
- Cóż... rzadko kiedy jem cokolwiek, więc… nie mam za bardzo możliwości… porównania - wymruczał zmieszany cieniostwór, po czym zaczął pić z miski... tak po ludzku, wykorzystując narośl na brodzie niczym dłoń.
- Dobre… - stwierdził, gdzieś w połowie delektowania się zawartością podarunku.
Tawaif wpatrywała się w zwierzaka, jak zaciekawione dziecko w wyjątkowo kolorowy okaz ślimaka lub żaby. Było w tym trochę fascynacji, bojaźni i zwykłej ciekawości.
- Dziękuję ci za pomoc przy Dartunie… i wczoraj na bagnach. - Po chwili zastanowienia Kamalasundari wyciągnęła obie dłonie ku uszom kocura, po czym szybko je potargała, mierzwiąc futerko.
Było to dziwne doznanie, gdyż ciało Gozreha nie wydawało się do końca materialne. Jakby te cienie, które go otulały, były częścią jego natury.
- Nie ma za co. Jestem częścią waszej małej drużynki. Mam więc swoje obowiązki - wyjaśnił uprzejmie, popijając.
- I tak ci dziękuję - odparła wstając i posyłając ciepły uśmiech. Zostawiła chowańca w spokoju, wracając na swoje miejsce koło Jarvisa, którego dokończyła karmić jeszcze kilkoma tostami.
Przybysz nie odzywał się, powoli pijąc zawartość miseczki, podczas gdy bardka wróciła do karmienia ukochanego grzankami, które sama uszykowała.

- Dziękuję - rzekł uprzejmie chowaniec, gdy skończył. Odstawił miskę na stolik i z gracją oraz kocią nonszalancją opuścił pokój zostawiając parkę samą. Chaaya pomachała mu z uśmiechem na dowidzenia.

- Najadłeś się, czy chcesz jeszcze? A może wolisz się napić? - spytała Dholianka, gdy już “pozbyła” się wszystkich nadrobionych kanapek. - Zostały sezamki jeszcze i halwa…
- Czegoś się napiję… a potem jeszcze coś mi dasz.... A potem… zmiana? - zaproponował z uśmiechem kompan, nie otwierając oczu.
- Przyniosłam ci ten wywar z czarnokrzewu… - Przysuwając się bliżej ukochanego, wzięła ostrożnie kubek, po czym nachyliwszy się, przyłożyła mu go do ust, pojąc go ostrożnie. Jarvis niemal czuł na swoim policzku jej ciepły oddech, lekko rozedrgany przez jakąś emocję. - Zostały nam jeszcze dwie rybki wędzone - odezwała się po chwili, ocierając kciukiem dolną wargę czarownikowi. - W sam raz do zbalansowania zasłodzenia - dodała ciszej, znajdując się bardzo blisko jego twarzy. Odsunęła się jednak, zabierając się do skomponowania kolejnej grzanki.
Tym razem podstawą była ta z sezamem i skarmelizowanym miodem na wierzchu. Na to ułożyła ukrojone cząstki pomarańczowego banana. Po czym wyjąwszy z koszyczka czekoladę, zaczęła skrobać ją nożykiem, oprószając owoce wiórkami.
Ukroiła też trochę cienkich plasterków dholiańskiego chlebka, na którym wysypała kilka owoców suszonej żurawiny i orzechów.

- Wiesz… powoli… myślę, że powoli znajduję swoje miejsce w tym mieście - szepnęła cichutko, w przerwie między karmieniem. - Poznaję ludzi i miejsca, które związują mnie z La Rasquelle, a przynajmniej… czuję się w nim pewniej… Targ nie za wiele się różni od bazarów na pustyni… łatwo mi znaleźć dobre okazje, a i sprzedawcy nie są tak „niebezpieczni” jak u mnie… Myślę, że Gulgram jest troszeczkę bardziej mnie i Nveremu przychylny… no i szukając Axamandra… trafiłam do prawdziwej mordowni, ale z „miłym” oberżystą, nie wspominając o tym, że gildia Purpurowych Strzał niedługo chyba okrzyknie mnie swoim stałym bywalcem… - Zaśmiała się cicho, wyraźnie szczęśliwa ze swoich drobnych „zwycięstw” na miejskim polu. Każde oczywiście, było tak nikłe, że niemal nic nie znaczące, ale bardka z jakiegoś powodu była z tego bardzo dumna i zadowolona.
- Cieszy mnie to… mam nadzieję, że nie znudzisz się szybko tym miejscem, bo chyba na trochę tu utkniemy - odparł z Jarvis, rozkoszując się posiłkiem i rozmową. - Na szczęście La Rasquelle jest w większości nadal nie odkryte, więc jak zaczniesz się nudzić możemy poszukać innego elfiego balu.
- Ale tym razem bez szlaku przez bagna… - mruknęła z lekką grozą, podając mu kanapkę. Uśmiechnęła się z czułością, patrząc jak czarownik się posila. - Jak myślisz… jak długo tu będziemy musieli zostać?
- Raczej długo… chyba, że Starzec podrzuci nam jakieś pomysły jak przyspieszyć pozyskanie jego nowego ciała - mruknął z przekąsem mag pomiędzy kęsami. - Ale chyba się do tego nie pali.
- A jakże… w większości czasu umie mi tylko umniejszać… trudno, poradzę sobie… poradzimy sobie jakoś. - Zebrała kilka okruszków czekolady, które spadły z grzanki i wtarła je w usta kochankowi.
- Taki z niego zły lokator? - spytał czule i zmartwionym głosem przywoływacz.
- Nie zna umiaru i mówi o jedno słowo za dużo. - Wzruszyła ramionami dystansując się w ten sposób od rozmowy. - Nie powiem, bym nie umiała się przed tym bronić… ale po kilku latach, zdążyłam się odzwyczaić… trochę, od takich klientów. - Podała mu finalny speciał śniadania w postaci halwy, wypatrując uważnie reakcji na twarzy partnera.
- Słodkie i smakowite… - wymruczał uśmiechając się szeroko i nadal mając zamknięte oczy. - Acz przyznaję, że nigdy czegoś takiego nie jadłem.

Chaaya oblizała palce, testując smak chlebka, ale za wiele nie poczuła, toteż zarzuciła ręce za szyje Jarvisa i ucałowała go w usta, wywracając kilka miseczek, co ją wyraźnie spłoszyło toteż i pocałunek był krótki.
- Przepraszam… narobiłam bałaganu - wyszeptała, zbierając kawałki owoców i orzechów po prześcieradle.
Mężczyzna otworzył oczy i pochwycił bardkę w pasie, następnie przybliżył usta i pocałował ją bez słowa, za to namiętnie i łapczywie, rozkoszując się dotykiem jej warg.
Napierał na bardkę całym ciałem, skłaniając ją do położenia się na plecach.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć i wyraźnie wzbraniała się przed zalegnięciem na materacu, ale ostatecznie uległa ukochanemu, pogrążając się w pieszczocie, obejmując maga pod ramionami.
Ten całował jej usta, potem szyję… namiętnie muskając skórę jak spragniony wędrowiec sadzawkę w oazie. Jego dłoń sięgnęła ku piersi bardki, jak ku dojrzałemu owocowi i gwałtownie pieścił ją przez ubranie.
- Wybacz… miałem cię pokarmić, ale… sama jesteś słodką przekąską - mruknął żartobliwie między pocałunkami.
- Tak też jest dobrze… nie przestawaj - stwierdziła z coraz cięższym oddechemi, przytulając się i poddając swojemu mężczyźnie.
Ta gwałtowność była, jak bojaźliwa delikatność, sygnaturą jej kochanka. Nie do podrobienia i zastąpienia niczym innym. Gdy wyładuje swoją żądze na jej ciele, przytuli ją jak porcelanową figurkę i będzie drżeć w obawie, żeby jej nie zniszczyć. Czekała na te chwile, karmiąc się nimi jak koliber spijający słodki nektar z kwiatów.

Silne dłonie sięgnęły do szat tawaif, próbując rozchylić tkaninę i odsłonić słodkie pączki jej piersi, gdy ich właściciel delektował się smakiem szyi, liżąc ją i całując równie gwałtownie co czule.
Dziewczyna zaśmiała się na jego daremne próby, przytulając go mocniej, by na chwilę zaprzestał szamotania się z tkaniną.
- Nic się nie nauczyłeś… ta tunika jest po to by zakrywać jak najszczelniej… - odsunęła się, zadzierając spód do góry w zapraszającym geście. - Nurkuj.
- Kamalo moja słodyczy… jesteś jak słoneczko. Oślepiasz mnie swym blaskiem i tracę głowę - mruknął potulnie czarownik, a bardka po chwili poczuła jego usta i dłonie na swych jędrnych półkulach.
Pieszczoty były namiętne i zachłanne… rozpalające zmysły i pozwalajace dać miarę jego pożądaniu… a pragnął jej bardzo.
Odpowiedzią na nie były głębokie westchnienia kochanki, gdy tańczył językiem na jej biuście i kreśląc miłosne szlaki pomiędzy nimi.
Drobne dłonie obłapiały go po karku i plecach, przyjemnie drapiąc barki, gdy sprawił jej czymś większą przyjemność, która wprawiała ją w pełne oczekiwania drżenie na całym ciele.
Czarownik z zadowoleniem mógł stwierdzić, że jej skóra zaczęła pokrywać się gęsią skórką, gdy łaskotał ją w twarde szczyty piersi, lub zapowietrzała się, wciagając brzuch, gdy brał je do ust lekko kąsając.
Nie przerywając ich wielbienia, Jarvis dłonią przesunął po brzuchu. Ta niczym wąż, sunęła po jej skórze, wsuwając się pod ubrania i sięgając między kobiece uda. Delikatnymi ruchami palców, badawczo pieścił jej zakątek, by, niczym muzyk strojący instrument, wyczuć jej ciało, a potem śmiało sięgnąć głębiej. Wtedy dotyk zrobił się władczy i stanowczy… choć nadal przyjemny.
Szybko poszło temu złodziejowi. Chaaya z przyjemnością mogła stwierdzić, że Jarvis wiedział jak rozbudzać jej ciało do rozkoszy. Był pilnym samoukiem przynajmniej w tej kwestii.
Niemniej kobieta chciała się bronić, dobrze wiedząc jak zdradliwe potrafiły być palce jej kochaka. Zaparła się rękoma, popiskując cicho we frustracji. Pacnęła raz i drugi bark partnera, a później zmiękła… opadając na poduszki z głośnym westchnieniem, gdy jej łotrzyk przedarł się przez wszystkie bramy ukrywające jej pragnienia.
Powoli zaczęła wić się w rytm ruchów jego dłoni, wyginając i prężąc się pod dotykiem, by móc ocierać się o nagi tors na sobie.
Nadal też czuła jego pocałunki i pieszczoty na, unoszących się w głośnym oddechu, piersiach.
Jej pan i władca, jej kochanek... wielbił jej ciało najwytrawniejszymi pieszczotami. Rozpalał w niej ognień, który przecież sam odczuwał… i który chciał ugasić, zaznawając ekstazy.
Nie był jednak samolubnym i dążył do tego aby i ona otrzymała rozkosz.
Może to był dar, może podziękowanie za posiłek?
Tak czy siak… palce maga w jej kwiatuszku prowadziły ku głośnemu spełnieniu, które wyrwało się głośno z jej krtani.

Chaaya dyszała głośno, widząc wirujące gwiazdy pod sufitem. Uniosła lekko głowę, by musnąć ustami czubek głowy, a w zasadzie, włosy ukochanego.
- Takie śniadanie to ja rozumiem… - Zaśmiała się cicho, głaszcząc przywoływacza po plecach. - Czy mogę liczyć na dokładkę?
- Oczywiście… - Mężczyzna uniósł głowę i spojrzał na bardkę, przysuwając twarz ku niej, by czule pocałować usta. - Jaką tylko sobie wymarzysz. Ale wpierw… musimy pozbawić cię przyodziewku. To nieuczciwe, że tylko ja jestem goły. Tym bardziej, że z dwojga nas, to ty jesteś śliczniejsza.
- Jaką sobie wymarzę? - Uśmiechnęła się czupurnie. - Pomysłów mam wiele, ale coś mi mówi, że znowu idziesz na łatwiznę, zwalając wszystko na moją inwencję twórczą. - Ukąsiła go delikatnie w policzek przy wystającej kości. - Zejdź ze mnie to się rozbiorę - wymruczała mu po chwili do ucha.
Czarownik zsunął się z dziewczyny i siadając na łóżku, przyglądał się tancerce proponując - no dobrze… wybierz więc mebel na którym będziesz mnie kusić.

Tawaif wstała i zsunęła spodnie na podłogę, które podniosła i rzuciła w kierunku obserwatora, dając sobie w ten sposób czas na zdjęcie tuniki, którą… też w niego rzuciła.
- Moooże szafa? Biedna taka samotna, stoi w kącie i tylko od czasu do czasu do niej zaglądamy… o albo kufer.
- Z szafą może być ciekawie… - mruknął do siebie mag, sięgając po barwny pas, którym obwiązane były jej spodnie i dłońmi sprawdzając jego wytrzymałość. - Jeśli się odważysz.
Kamala uskoczyła jak spłoszona łania, przyglądając się przez chwilę partnerowi.
- Jak tak pytasz… to czasem się boję… że wymyśliłeś coś wyjątkowo paskudnego, jesteś pewien, że będzie mi przyjemnie? - Swój lęk postanowiła przekuć w drobny żarcik, wystawiając na koniec język.
- Przerwiemy kiedy będzie ci nieprzyjemnie… zresztą skoro mamy wykorzystać szafę, to myślałem czy nie uwiesisz się na niej rękami oplecionymi pasem, by bujać w niej wygodnie, gdy… połączymy się… tak jak na huśtawce… prawie. - Wyłożył swą propozycję mężczyzna. - Jesteś dość drobniutka, więc drąg do wieszania ubrań winien wytrzymać twój ciężar.
- No… dobrze. - Kobieta pominęła fakt, że do tego nie musiała być wiązana. Podeszła do szafy, otwierając ją na oścież, robiąc miejsce wśród ubrań na wieszakach, a później na dnie. Przy czym podczas tej drugiej czynności, wyjątkowo sugestywnie wypięła się nagim tyłeczkiem do widza obok.
- Słodki widoczek… ale jak ja wytrzymam przy tobie w swoich postanowieniach skoro ciągle kusisz? - zażartował mężczyzna, uśmiechając czule. - Wolisz widzieć moją twarz czy czuć gorący oddech na karku?
Tawaif wyjrzała zza skrzydła, dmuchając w kosmyk włosów co jej opadł na buzię.
- Nie wiem jak i nie wiem czy… chodź tu do mnie, nie będziemy rozmawiali jakbyśmy dobijali jakiegoś targu.

Jarvis podszedł do Chaai i kucnął tuż za nią… a jego dłonie spoczęły na jej pośladkach. Zaczął pieścić wargami jej gładką pupę, językiem prześlizgując się między dwiema “bułeczkami”. Odezwał się po chwili cicho, lecz stanowczo.
- To nie targi. Nigdy tak nie myśl. To kaprysy, twoje kaprysy… które jestem gotów spełnić, by zobaczyć uśmiech radości na twym liczku. - Cmoknął czule podstawę kręgosłupa. - Ponoć… tam u was żyją dżiny… potraktuj mnie jak takiego, który czasem spełnia twe lubieżne kaprysy. A czasem ty bądź takim dżinem dla mnie.
- Wiesz, że jeśli mam spełniać twoje życzenia, musisz je najpierw wypowiedzieć… - mruknęła wesoło, sięgając ręką za plecy, by pogłaskać ukochanego, po czym zabrała się za robienie im dogodnego miejsca do igraszek.
- Spełniłaś jedno... jesteś golutka, a ja mam piękne widoki i dostęp do tych kuszących krągłości. - Po tych słowach delikatnie ukąsił jeden z pośladków, wyraźnie nie mając ochoty, by zrezygnować z pieszczot jej ciała.
Ona zachcichotała kręcąc pupą, jakby drażniła zwierza na uwięzi wyjątkowo smacznym kąskiem.
- Dobrze, dobrze… - wyprostowała się, biorąc pod boki. - Twarzą do ciebie… chciałabym… mogę?
- Oczywiście. - Mag wstał i musnął czubek nosa dziewczyny. - Tak by było ci wygodnie.
Oplótł prawą rękę kochanki jedwabnym pasem przy podstawie nadgarstka. Nie było to wiązanie mające jakoś skrępować bardkę, ale by ułatwić jej chwyt.
- Przerzucimy pas nad drągiem i będziesz mogła wygodnie się unosić bez wysilania dłoni… - wyjaśnił zerkając na podbrzusze ukochanej, kładąc na nim dłoń. - Najpierw będzie pieszczota języka, a potem… się połączymy, więc nie chcę byś się zmęczyła do tego czasu.
Tawaif chwilę sprawdzała uchwyty, po czym pokiwała głową na znak, że rozumie. Wpatrując się w milczeniu w Jarvisa, pochyliła się i skubnęła wargami jego, delikatnie, nieco zaczepnie i nieśmiało.
- Złap mnie, jeśli szafa się zawali… - Mruknęła nieco posępnie, wysuwając się bardziej do przodu, by móc ustami poiskać ucho przywoływacza.
- Złapię… i nie wypuszczę. - Jarvis tymczasem klęknął i pomógł partnerce usadowić się wygodnie na jego barkach, gdy już uwiązała się do drąga na którym powieszone były ubrania.
- Gotowa? - zapytał chwytając ją za pośladki.
- Będę jak skończysz gadać - dodała pod nosem, bujając się na ramionach mężczyzny. Cała ta otoczka z przygotowaniami, wybiła ją trochę z rytmu. Chaaya nie miałaby z tym problemu, ale Kamala nie do końca sobie radziła w takich sytuacjach.
- Tak moja pani… oczywiście moja pani. - Język mężczyzny zaczął zaczepnie muskać łono ukochanej, gdy to zbliżało się do jego twarzy. Mag przyciskał mocniej dłonie do pupy, by dziewczynie coraz trudniej było uciec od badawczych liźnięć.
- Czyżbym wyczuwała w twoim głosie fałsz? - spytała nieco podejrzliwie, ściskając udami głowę maga, jako przypomnienie, że nawet ze związanymi rękoma, mogła się łatwo obronić.
- Nie jestem takim dobrym… aktorem… ale moje pragnienia… są prawdziwe. - Po tych słowach zacisnął mocno dłonie na jej pośladkach i przyssawszy usta do jej ud, łapczywie zanurzył język w jej intymnym zakątku, z wyraźną żarliwością pieszcząc lubieżnie kochankę.

Zadrżała na ciele od tego nagłego ataku. Jej mokre dłonie ślizgały się na materiale, gdy próbowała poprawić uchwyt.
- Nie musisz nim być… - wydyszała cicho, rozsuwając nogi w zapraszającym geście. Powoli zaczynała czuć swe silne i rytmiczne bicie serca, które buzowało jej krew w żyłach, dodatkowo podgrzaną wilgotnymi wargami kochanka.
- Po prostu… traktuj pobłażliwie moje aktorskie starania. - Usłyszała, gdy na chwilę przerwał swe działania. Na chwilę… potem jego usta znów przylgnęły do jej podbrzusza, a język muskał jej wnętrze rozpalając ciało.
Jarvis jej pragnął, czuła to w każdym, rozniecającym ogień w jej wnętrzu dotyku języka. Pieścił ją zachłannie i z pewnością był bardzo pobudzony. Ta świadomość była dodatkowym bodźcem… czarownik nie miał ochoty skończyć na języku i jak tylko doprowadzi ją na szczyt… to natychmiast podejmie nowe działania, by powtórzyć ów sukces.

Liźnięcie za liźnięciem, bardka zapadała się powoli w błogi stan rozproszonej świadomości, coraz bardziej wisząc i bezwiednie kolebiąc się w dłoniach kochanka, jak w kołysce. Nadstawiając się tam gdzie chciała go najbardziej i gdzie najlepiej go czuła.
Zagaszony wcześniej żar ponownie udało się rozbuchać. Z początku tlił się niemrawo we wnętrzu podwieszonej kobiety, ale z każdym pocałunkiem rozgorzewał coraz bardziej.
Tancerka odchyliła głowę do tyłu, wzdychając wyjątkowo ciężko, gdy jej czas powoli dobiegał końca. Obraz przed oczami rozmywał się, a powietrze, które tak łapczywie wdychała stało się lepkie i gęste, niemal dławiące.
I wtedy… przez przypadek, jej dłonie na chwilę puściły jedwabie i Kamala oraz wszystkie Chaaye poczuły znajomy uścisk na nadgarstkach. Nadal delikatny, ale bezwarunkowo budzący najpodlejsze wspomnienia… głos zamarł w jej ściśniętym przez strach gardle, a mięśnie kręgosłupa napięły się, zmuszając całe ciało do tytanicznego wysiłku, jakim było “odbicie” się od barków i dłoni czarownika, by na powrót dłonie mogły pochwycić materiałowe okowy.
Tym gestem przypominała bardziej małą rybkę na haczyku, która przez przypadek została złapana, gdy wędkarz chciał sprawdzić przynętę.
- B-boje się… - pisnęła, czując, że traci pewny “grunt” pod nogami.
Jarvis przerwał pieszczotę i spojrzał w górę.
- Mamy przerwać? Możemy wykorzystać… inny mebel - zapytał cicho, głaszcząc ją po biodrze. - Co tak budzi twój strach Kamalo?

Na dźwięk swojego imienia, spojrzała w dół. W oczach ukrywał się lęk, lecz na widok ukochanej twarzy, wyraźnie się rozluźniła.
- Łańcuchy… one tam są prawda? - szepnęła z dziwną rezygnacją w głosie. - Nie zostawiaj mnie tu… proszę. Chodź do mnie.
Mag uśmiechnął się ciepło i rzekł po dłuższej chwili. - Są… ale nie krępują cię Kamalo. Nie więżą… możesz je zerwać w każdej chwili. Jesteś silna… jesteś zachwycająca.
Powoli wstał zsuwając nogi tancerki w dół i oplatając nimi się w pasie.
- I nie jesteś sama… ja tu jestem i nie dam cię skrzywdzić. To jak… pozwolisz się wielbić na kuferku moja słodka? - spytał patrząc jej prosto w oczy.
Chaaya przytuliła się do niego biodrami, po czym ukryła twarz w zagłębieniu szyi mężczyzny. Ciężko oddychała staczając walkę z lękiem, ale i pożądaniem, które nie chciało jej opuścić pomimo przeciwności.
- Bądź tu… a wytrzymam… tak jest dobrze.
- Dobrze… - Jarvis złapał bardkę za biodra i nakierował żądełko na kielich jej kwiatu.
Powoli połączył się z nią, by poczuła jego obecność. - Zacznę spokojnie.
Usta jego muskały jej ucho, gdy szeptał. - Jestem tu cały czas… pragnę cię Kamalo, pragnę twego uśmiechu, twych krągłości, pragnę wodzić językiem po całym twym ciele… pragnę cię widzieć radosną... pragnę cię nagą i ubraną… pragnę w każdej chwili.

- Jesteś tu… - powtórzyła po nim bezwiednie i to stwierdzenie wyraźnie ją ucieszyło, gdyż powtórzyła z większym zapałem - jesteś.
Unosząc nieco głowę i spoglądając na niego roziskrzonym, od sprzecznych emocji, spojrzeniem. Sapnęła ekstatycznie, gdy ich ciała stały się jednością, a usta mimowolnie rozsunęły się w uśmiechu.
- Z tobą jest dobrze… jest dobrze Jarvisie - wyszeptała przełamując się i delikatnie kołysząc biodrami, przylgnęła ustami do ust wybranka.
- Mi z tobą też… i dlatego… samolubnie nie wypuszczę cię z rąk. Zagarnę dla siebie - wymruczał mag i pocałował dziewczynę. Trzymając ją za pośladki, wprawiał jej ciało w powolne bujanie, przez co jego szturmy robiły się coraz intesywniejsze, przeszywając ciało kochanki dreszczem przyjemnych doznań.
Odpowiadały mu zduszone jęki, gdy kobiece wargi błądziły chaotycznie po jego twarzy, zatracając się w odczuciach. Zaczynała się na powrót rozluźniać. Gesty stały się płynne, a oddech gorący. Tawaif nie zamykała oczu, obserwując kochanka spod rzęs, nawet wtedy, gdy byli bardzo blisko siebie, że nie sposób było niczego dostrzec.
- Tak mi przykro… tak bardzo mi przykro, że cię zostawiłam wczoraj… dwa razy.
- Zawsze jesteś… blisko… mnie… w sercu… w myślach - szeptał, uśmiechając się czule i równie czule całując jej wargi i szyję. Ruchy bioder kołyszącej się bardki były jednak bezlitosne i Chaaya czuła bardzo wyraźnie przeszywającą obecność ukochanego, gdy ich ciała się zderzały.
Wkrótce głos ponownie zawiódł tancerkę.
Tym razem sprawcą nie był jednak lęk, a przyjemność. Coraz silniej wypierająca wszystko inne.
Kamala chciała Jarvisowi tyle opowiedzieć o swoich myślach jakie nurtowały ją za dnia i nocy, ale jedyne co potrafiła w tej chwili wyartykułować to jęki dojmującego pragnienia i rozkoszy.
Skupiwszy się na tym, ruszała z coraz większą werwą i entuzjazmem na spotkanie ich wzajemnego spełniania.

Coraz mocniej, coraz gwałtowniej, emocje i doznania promieniowały z ich bioder. Rozkosz przechodziła przez sylwetki kolejnymi falami, tym bardziej, że doznania były coraz intesywniejsze, gdy ich ciała zderzały się ze sobą. Jarvis czuł podobnie co jego wybranka. Może jego usta uśmiechały się ciepło, nawet po pocałunkach, ale oczy płonęły pożądaniem… wzbierającym żarem, odczuwalnym poniżej pasa.
Wkrótce Dholianka została zaskoczona nagłym spełnieniem, gdy skupiała się na tym, by się nie bać, a po prostu czerpać to co było jej dane w tej chwili. Orgazm był inny niż wszystkie wcześniej. Przyjemne i delikatne ciepło rozlało się po jej podbrzuszu, zamiast ekstatycznego żaru, który pogrążał ją w pożodze. Umysł pozostał jasny, choć pole widzenia zwężało się znajomo do jednego punktu, jakim był twarz kochanka. W uszach słyszała szum własnej krwi, bicie serca oraz dwa zmieszane ludzkie oddechy. Nie czuła zmęczenia, ni odrętwienia, a… ulgę i niepohamowany napływ uczuć do Jarvisa.
Pochyliła się, by nagrodzić swego wybranka czułym pocałunkiem, jednocześnie spinając mięśnie brzucha, zwiększając w ten sposób doznania ukochanego.
Dawanie przyjemności było równie satysfakcjonujące, co jej przyjmowanie. Odkryła to dopiero teraz, gdy przestała być tawaif a stała się kobietą, która to nie kochała się z klientem, a z… mężczyzną. Jej mężczyzną, który z oddaniem rozkoszował się jej pocałunkiem i doznaniami jakie mu sprawiała.
I bardka to czuła… i jego drżenie i rosnącą gotowość i wreszcie trybut jaki jej złożył wraz cichym jękiem.
Po nim to przytulił zachłannie kochankę i cicho zapytał - to… kufer, łóżko, czy… popluskamy się wannie i poprzytulamy?
- Może… wszystko po kolei? - mruknęła w przerwach, bawienia się językiem na jego uchu. Silne uda wciąż trzymały partnera w pasie, nie pozwalając mu na odejście, czy odsunięcie się choćby o kilka centymetrów. - Godiva poszła do pracy?
- Śpi jak zabita w swoim łóżku. Jest bardzo leniwa, gdy nie ma czegoś co mogłoby ją skusić do działania. Rutyna straży już ją nudzi - rzekł po dłuższej chwili milczenia czarownik, zapewne wykorzystując ten czas na mentalny kontakt ze smoczycą. Nie dawał jednak bardce ani chwili samotności, bo milcząc nadal błądził wargami po jej piersiach i obojczykach.
- W takim razie musimy uważać… nie chce zostać pogryziona przez smoka - stwierdziła z lekkim rozbawieniem, pamiętając o wczorajszej groźbie skrzydlatej.
Pogładziła nosem nachyloną ku niej głowę. - Nie będzie mieć przez to kłopotów?
- Może… ale nie takie, którymi by się przejęła. - Zaśmiał się cicho przywoływacz i zamyślił na chwilę. - Nie chcę sięgać do jej pamięci, bo mogłaby się obudzić. Przypuszczam jednak, że załatwiła sobie dziś wolne.
Chaaya oparła brodę o czarownika.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline