Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2017, 19:26   #96
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Mag wyszedł do miasta po południu. Obiecał, że wróci jak najszybciej i bardka była pewna szczerości jego obietnicy. W końcu czekała na niego… będąc żywą pokusą, inspirującą go do jak najszybszego powrotu. Niemniej wyprawa ta i tak zajęła mu sporo czasu. Był wszak częścią tego miasta, synem marnotrawnym, który powrócił. Nic więc dziwnego, że La Rasquelle zagarniało go, a wraz z nim i Chaayę. Miasto choć nadal dziwaczne, nie było już obce. Z każdym dniem coraz lepiej wyczuwała jego tętno i nastroje. Z każdym dniem przyzwyczajała się do jego odmienności od rodzinnych stron. Z każdym dniem… kroki.
Jarvis… czuła jego obecność coraz bliżej. Był już w karczmie. Wracał do niej.
Serce Kamali zabiło szybciej. Choć nie zdążyła jeszcze zatęsknić za przywoływaczem, to i tak cieszyła się z jego powrotu. Oznaczało to… że był bezpieczny. Żaden Grande, ani inny przydupas, go nie dorwał.
Kobieta powinna spróbować namierzyć owego pyszałka i dać mu porządną lekcję pokory, żadne tam kradzieże i podpalanie domostwa, tylko od razu urżnąć łeb przy samym karku, jak to robiono zdrajcom na pustyni. To była najlepsza nauczka i przestroga dla innych, by nie próbowali bawić się w dwulicowców. Tawaif jako strażniczka tradycji, podzielała te i inne zwyczaje, jakie panowały na Rozgrzanych Piaskach.
Podpierając głowę na dłoni, sięgnęła po kolejnego cukierka. O kruchej konsystencji i mlecznym, karmelowym smaku, przewracając kartkę ze swoimi notatkami i rysunkami na drugą stronę.
Usłyszała odgłos otwieranych drzwi i niemal natychmiast poczuła na sobie spojrzenie kochanka, wędrujące po jej ciele. Czarownik nie odzywał się, patrząc niewątpliwie na nią. Potem posłyszała jego kroki, powolne i ciche.
Podchodził coraz bliżej.

- Długo cię nie było… jeszcze trochę i zapaliłabym kaganek w oknie - mruknęła z cichym cmoknięciem, oblizując ubrudzony kajmakiem kciuk. Przekręciła głowę, jakby się chciała do niego odwrócić, ale jej wzrok aktualnie przykuły starannie zapakowane pralinki, które mieniły się kolorowymi papierkami.
Zaczęła cicho w nich wyliczać, pomagając sobie paluszkiem.
- Mhmm… - Dość mało elokwentna odpowiedź ze strony mężczyzny, towarzyszyła jego wdrapywaniu się na łóżko. Po chwili jednak bardka poczuła czemu w tej chwili jest taki mało rozmowny.
Nacisk między pośladkami, miękki, delikatny i wilgotny… Jarvis musnął ją powoli językiem. - Załatwiałem sprawy.
Brązowooka wybrała w końcu ofiarę, którą odwinęła z czerwonego, cienkiego pergaminu. Czekoladowa kuleczka, zniknęła za kobiecymi ustami o karminowym odcieniu. Chrupnęło.
- Ooo z alkoholem i… wiśnią, chyba? - Podzieliła się swoim odkryciem, po czym przekręciła delikatnie na bok, przodem do rozmówcy. - I jak? Załatwiłeś wszystko? Nie miałeś żadnych problemów? - spytała beztrosko, rolując w palcach bibułkę.
- Żadnych. Mamy robotę przy pilnowaniu, jeśli się zjawimy… mało płatna, ale bezpieczna. Udało mi się zyskać też informacje co do portalu do miejsca o którym ci mówiłem… i… mam niespodziankę… - Palce przywoływacza bezczelnie wsunęły się między perełki dziewczęcych majteczek, zanurzając w płatki jej kwiatu, poruszając w nim leniwie. Jego spojrzenie pełne pożądania, wędrowało od twarzy do piersi kochanki i z powrotem.
Tancerka przekręciła się na plecy, rzucając papierkiem w uchylone okno. Trafiła idealnie w szczelinę, jakby ten ruch miała wyćwiczony.
Rozsunęła lekko uda, gładząc się opuszkami po lewej piersi. Uśmiechała się delikatnie i w rozleniwieniu, przyglądając się ukochanemu.

- Wyjątkowo sugestywna i przyjemna ta niespodzianka - odparła, biorąc za nią jego pieszczoty.
- Mam jeszcze parę innych… ale ta… o której mówiłem, to operetka - wyjaśnił z ciepłym uśmiechem, nie zaprzestając zabawy palcami i przyglądając z się z zachwytem i pożądaniem leżącej bardce. Nachylił się ku jej brzuchowi i musnął językiem skórę mrucząc cicho. - Stęskniłem się.
- Mogłeś mnie ze sobą zabrać głuptasie - przyznała ciepło, gładząc kochanka po głowie. - W przerwach między załatwianiem spraw, dopilnowałabym, byś był w dobrym humorze i za mną nie tęsknił - mruknęła czule, czując przyjemność jaka pulsowała od opuszków wybranka, jak i samych koralików, które wpijały się i masowały jej ciepły i wilgotny pączek tulipana.
- Następnym razem zabiorę cię i będziemy… znów kochać się na stole Dartuna? - zapytał, poruszając mocniej palcami i wzmagając doznania przepływające przez ciało rozleniwionej partnerki. - No i jeszcze jest operetka… a także powrót z niej. - Całował jej brzuch żarliwie.
- Na, pod, obok… gdzie tylko zechcesz - wyszeptała w przerwach między coraz szybszymi oddechami. Nie powstrzymywała się i nie broniła, gdy przez jej ciało przeszła gorąca rozkosz. Westchnęła z ulgą i wdzięcznością. - Operetka… tak… ciesze się na samą myśl co mnie czeka przed, w trakcie i po niej. Dziękuję. - Pogłaskała lubego po policzku. - A teraz zdejmuj spodnie, zgłodniałam.
Jarvisowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wstał i stanął obok łóżka nerwowo sięgając do pasa i uwalniając się od spodni, a potem od bielizny i wkrótce przed obliczem kurtyzany prężyła się dumnie jego męskość.
Dziewczyna przyglądała się łakomie mężczyźnie, rozciągając umalowane usta w drapieżnym uśmieszku. Opierała się na łokciach, prezentując swój jędrny biust, który zawadiacko rozlał się na boki.
- Opowiesz mi coś więcej o tej operetce? - spytała, maszerując palcami prawej stopy po nodze towarzysza, aż dotarła ona do jego przyrodzenia, które delikatnie przesunęła na jedną stronę, dociskając do biodra. Czarownik widział ile satysfakcji sprawia jej widok i dotyk, jego atrybutów.

Chaaya po chwili usiadła na rozchylonych kolanach, wyciągając ręce przed siebie i przytulając w pasie partnera, wodziła nosem po jego skórze, przyprawiając go o ciarki oraz gęsią skórkę.
Powoli stopniowała napięcie i natężenie ich intymnego spotkania. Tak, jak podczas wystawnej uczty najpierw serwowało się przystawki na zimno i na ciepło, następnie bulion, by w końcu wytoczyć danie główne i… deser.
Smoczy Jeździec wiedział w której części biesiady byli.
Aperitifem na zimno, był sam wygląd tancerki. Starannie spleciona fryzura ze świeżo umytych i naoliwionych włosów. Koronkowe majteczki z figlarnie wpinającymi się perłami w jej soczystą kobiecość. Nienagannie umalowana, dziewczęca twarz, uśmiechająca się do niego z czułością.
Przystawką na ciepło, był smak jej skóry, ciężki i upajający zapach perfum i pieszczota, którą ją obdarzył i przesycony tęsknotą oraz słodyczą orgazm, który wprawił jej piersi w drżenie.
Teraz na stół wstawiono głębokie talerze z wazami wypełnionymi parującymi wywarami.
Tawaif wodziła palcami po biodrach maga, muskając ustami nasadę jego włóczni. Gdy patrzył na nią z góry, mógł widzieć drobne ślady po wypomadowanych ustach, jarzące się czerwienią na jego bladej skórze.
- To tak jak opera… tylko mniej pompatyczna i wystawna… bo dla gminu. Bardziej frywolna… - Zaczął opowiadać drżącym głosem, wodząc łakomym wzrokiem po jej ciele. Niewątpliwie wszystkie przygotowania na jego powrót, okazały się skuteczne. Była dla niego smakowitym kąskiem, czego dowodem był i jego drżący głos i jego rozpalone spojrzenie i owa smakowita “kiełbaska”.

Słuchała go uważnie, chwytając zgrabnie za jego rodowość dumnie wiszącą pod miłosnym działem, którego główkę delikatnie masowała przez osłaniająca ją skórę. Delikatnie naciskając tam, gdzie czuł najmocniej, najintensywniej… całując go po całej długości, jakby wpijała się w jego usta, choć nie chciała na razie zdominować jego doznań, skupiając się na jego klejnotach i pośladkach, między które mimowolnie jej wolne palce się wsuwały.
Ostrożnie grała na jego instrumencie, jakim były zakończenia nerwów w jego ciele, dawkując mu feerię smaków uczty jaką mu przygotowała.
Spojrzała na niego z dołu, spod przyciemnianych rzęs i pokrytych kohlem obwódek oczu. Nos i policzek pokrywał delikatny rumieniec i… choć sam czarownik pokryty był na swoim ciele drobnymi odciskami czerwonych ust, to sama bardka nie była ani rozmazana, ani ubrudzona pomadką.
Uśmiechała się drapieżnie, ciężko oddychając i żłobiąc swoimi twardymi sutkami uda stojącego przed nią.
Zsuwając palce z grotu jego ostrza, zaciskała się szczelnie na grubości trzonu, powoli naciągając rozpaloną skórę i odsłaniając jego broń w całej swojej okazałości. Zbliżali się do dania głównego.
Tymczasem, koniuszek języka tancerki, nacisnął tam gdzie jeszcze niedawno jej opuszki.

- …bardziej… zabawna… komediowa… pełna żartów niskich lotów, ale i barwnych kostiumów… może nie ma tam wielkiej iluzji i efektów… ale muzyka… - Niełatwo mu było mówić, gdy usta dziewczyny muskały jego męskość. Jarvis głaskał ją po włosach, z trudem panując nad własnymi słowami i żarem. Wszak pamiętała, że czasami tracił kontrolę nad sobą, psując jej przedstawienie, ale i dostarczając przyjemności. - ...muzyka i piosnki, są łatwe i wpadające w ucho… zazwyczaj.
Kamala przesuwała rączką w górę i w dół, gdy jej figlarny język tańczył na koronie przyrodzenia kochanka, doprowadzając go do wrzenia. Mężczyzna mógł mieć wrażenie, że oddychał i stał prosty tylko dlatego, że ona go trzymała w swoich dłoniach. Zupełnie jakby jej pieszczoty podtrzymywały jego funkcje życiowe, jakby został zredukowany do najmniejszego, najczulszego i najdelikatniejszego organu swojego ciała. To uczucie nie zdawało się być złe czy niedorzeczne, póki czuł gorącą rozkosz rozlewającą się po ciele.

Grzała go swym oddechem… grzała swym spojrzeniem.
Rozpalała własnym pożądaniem, wsączając w niego swoje pragnienia i uczucia, zachłannie biorąc całe jego istnienie w usta, pożerając go bez skrupułów, spychając na granicę człowieczych sił witalnych.
- Powiedz mi… jak życzysz sobie skończyć? - zapytała cicho, gdy na podniebieniu spróbowała jego limitu możliwości.
Deser w końcu przybył.
- Jak? - To pytanie zawisło w powietrzu, bo czarownik najwyraźniej rozmyślał nad różnymi opcjami. - Pewnie... na piersiach. Żebym potem ja… miał okazję do popisywa...nia… się.
Dziwny wymysł, ale skoro jej kochanek tego chciał…
Bardka wróciła do pieszczot i tym razem jej dążenia były jawne i zwiastujące rychły finisz. Tancerka pozwoliła wzbić się jej mężczyźnie w niebiosa, zraszając swój dekolt wyrazami uczuć, jakie do siebie darzyli, po czym opadła z psotliwym chichotem na poduszki, przyglądając się swojemu dziełu.

- Teraz… moja kolej by po sobie posprzątać - wymruczał przywoływacz, uśmiechając się łobuzersko i zaczął wodzić językiem i ustami po piersiach tancerki. Używając własnego dowodu miłości jako pretekstu do pieszczot kobiecego ciała, choć przecież nie potrzebował pretekstu… cała była jego.
Gdy tak wodził wargami po jej biuście, sięgnął palcami do pereł, by trącając twarde kamyczki, sprawiać dodatkową przyjemność Chaai.
- A tańczą? - spytała raptem, zwilżając opuszki w lepkim nasieniu, które rozsmarowywała sobie wokół sutka, jakby zachęcając maga do, nie tylko szerszej eksploatacji jej piersi, ale i bardziej drapieżnej zabawy. - Czy tylko stoją lub chodzą?
- Tańczą, skaczą… pokazują majtki… - szeptał Jarvis i objął ustami sutek, przyssając się do niego z lubością.
- Och! Brzmi zabawnie… - stwierdziła wzdychając cicho i przeciągając pod ciałem wielbiciela. Zostawiła sobie jeszcze pare mokrych cętek na szyi, gdzie mężczyzna mógł złożyć równie mokry pocałunek.
Przymknąwszy oczy, rozkoszowała się doznaniami, delikatnie drapiąc po łopatce swojego partnera.

- Bo jest… zabawne… operetki takie są… mniej blasku, więcej zabawy… - Łagodnie całując i kąsając skórę dziewczyny, podążał szlakiem przez nią wyznaczonym. - ...bardziej figlarne. Większość z nich… - Delikatna pieszczota pereł robiła się coraz bardziej stanowcza. Palce kochanka pieściły intensywnymi ruchami ukrytą między udami kobiecość, używając owych pereł jako przekaźnika doznań. - ...większość z nich… obraca się wokół perypetii dwojga kochanków i głupiego małżonka… rogacza.
Dziewczyna przygryzła wargę napinając się pod dotykiem, ale potrzebowała więcej czasu lub wytoczenia cięższych środków, by jej szala przechyliła się ku spełnieniu.
- Tooo… was… bawi? - wyjęczała, wijąc się delikatnie na materacu. - Zdrada… kobiety… zmaza na h-h-honorze…
- To nie jest wyrafinowany humor…. a mąż owej niewiernej żonki... zwykle jest wysoko postawio… ny… - Jarvis rozkoszował się nie tylko jędrnymi piersiami pod swoim językiem, nie tylko ciepłem jej szyi pod wargami je całującymi, ale też, każdym napięciem jej ciała, wywołanym ruchem pereł w intymnym zakątku ukochanej.
Budował żar… ale z pewnością chciał go też ugasić bardziej tradycyjnie.

- Straszne… - wydyszała ciężko tawaif, ale nie wiadomo, czy wciąż nie mogła “przeboleć” tematu operetki, czy może cierpiała uwięziona pod palcami czułego kochanka.
- To… jest… katharis... widzieć jak wielcy… cierpią... przez figle maluczkich. Widzieć, że bogacze... też są ludźmi. Że miłość… nie jest na sprzedaż… - szeptał z lubością, zafascynowany reakcjami jej ciała. - Pragnę… cię teraz.
Pochwycił jej dłoń drugą dłonią i naprowadził na swą męskość, by poczuła jak bardzo jej teraz potrzebował…
jak mocno…
jak twardo.
Kobieta otworzyła oczy, czując pod palcami swoje wybawienie. Klucz, który uwolni ją z tej klatki drżenia w oczekiwaniu.
Przywoływacz widział, że choć niemo przytakiwała, jak gorliwa uczennica na lekcjach, to nie rozumiała o czym jej belfer prawił. Dzielił ich pokaźny szmat kulturowy.

- Chodź… chcę cię teraz. Bardzo - zakwiliła, zamykając rączkę na swoim przeznaczeniu.
- Jak… mnie potrzebujesz? Spełniłaś mój kaprys. Teraz pora byś wyraziła swój - mruczał Jarvis, starając się zachować spokój, choć sam był równie rozpalony pożądaniem co ona.
- Szalenie, dziko… w twoich ramionach, z zębami na swojej szyi… - poprosiła cichutko pierwsze co przyszło jej do głowy, drgając jak w konwulsjach. Jeśli tego nie dostanie, mężczyzna był pewien, że zaraz sama to sobie weźmie.
- Dobrze... moja śliczna… - Odsunął jej dłoń od swej włóczni i klęknął, by władczo rozchylić jej uda. Gdy tak leżała bezbronna wobec swego kochanka, widziała jak powoli ustawia się i kalkuje, by posiąść ją tak jak prosiła… szybko, gwałtownie i dziko. Przyciskając całym ciężarem swego ciała do łóżka.
Głośne westchnienie, przetykane rzewnymi jękami, wydarło się z piersi zdobytej dziewczyny, która oplotła ramionami przywoływacza w pasie. Mocno i pewnie, tak, by między nimi nie było choćby cala przerwy. Prawe udo uniesione bezwiednie, ocierało się o jego biodro. Jakby nie mogąc się zdecydować, czy i tu nie objąć swojego wybranka.
Sznur z pereł w jej bieliźnie, rezonował przy każdym sztychu, dając obojgu dodatkową nutę pikanteri u ich i tak ostrego spotkania.
Dłonie Kamali zaczęły żłobić na jego plecach czerwone szlaczki po paznokciach.

- Nie przestawaj, nie przestawaj… - dyszała mu w ucho, delikatnie biorąc jego płatek w zęby. - Właśnie tak. Tak!
Nie przestawał.
Przytulony do jej ciała, kąsający czule jej szyję. Przyciskający ją do łóżka i raz po raz zdobywający jej rozchyloną bramę.
Bez litości i bez wytchnienia wypełniał swą twardą obecnością dojmującą pustkę między jej nogami. Nie był delikatny, a w samolubny w zaspokajaniu swych potrzeb, ale tancerka właśnie takiego go pragnęła. Swego pana i władcy, któremu służyła ciałem, czerpiąc pełnię rozkoszy, aż w końcu napięła się pod nim, wydobywając ze swych ust najsłodszy dowód spełnia, jaki jej sprawił.
Przyszpilona, nie miała jak wygiąć się jak kotka, gdy elektryzujący dreszczyk przeszywał jej ciało raz za razem, aż mięśnie jej łona zaciskały się spazmatycznie na ukochanym intruzie, który torował sobie w niej drogę do serca tancerki.
- Jak… jak ja sobie radziłam... przez te wszystkie lata… nie wyobrażam sobie… żyć teraz bez ciebie - szeptała w czułym amoku. - Najsłodszy… najjaśniejszy… najdroższy… jedyny.
Cichy jęk wyrwał się z ust czarownika, gdy i jemu ciało bardki sprawiło ostateczną rozkosz.
- Kocham cię… - Na moment Jarvis nie był Jarvisem, a tym pięknym, jasnowłosym elfem. Na moment… Kamala nie czuła się tawaif, a złotowłosą alchemiczką o lekko krzaczastych brwiach i zadartym nosku. Moment…
zanim usłyszała słowo - ...Kamalo.

Dziewczyna wygięła usta w podkówkę, walcząc ze łzami. Nie chciała płakać, choć była tak szczęśliwa, że nie potrafiła powstrzymać napływającej fali.
- Ja ciebie też. Kocham cię Jarvisie - wyszeptała, muskając jego policzek w delikatnym pocałunku.
- Cóż… - Ten objął ją w pasie dłońmi i przewrócił się na plecy, pociągając bardkę za sobą. Tak, że po drobnych perypetiach ona tuliła się leżąc na nim. - …cóż… wolę cię jednak nie przygniatać, kiedy nie ma ku temu powodu.
Głaskał ją leniwie po pośladku mrucząc cicho, choć żartobliwie - jesteś słodkim kąskiem. Jak ja zdołam dojść z tobą do tego przedstawienia operetkowego?
- Wybierzemy się w podróż do niej odpowiednio wcześnie, by po wszystkich zawirowaniach, nie spóźnić się na występ - zaproponowała spolegliwie, układając się wygodnie na swoim nowym materacu, przytulając policzek do piersi i wsłuchując się w jarvisowe bicie serca.
- A co proponujesz robić do tej pory moja słodka? Chcesz się na mnie wylegiwać, a ja będę cię karmił czekoladkami? - zapytał żartobliwie czarownik, głaszcząc kochankę po włosach.
- Jeśli chcesz… - Tawaif zaśmiała się bezgłośnie, drżąc na torsie maga. - Kiedy w ogóle jest to przedstawienie? Jutro? Pojutrze? Nvery prosił mnie o kilka dodatkowych treningów, nie chciałabym go wystawić. - Mówiąc to wędrowała dłońmi po jego ramionach i barkach z których szybko zsunęła się na szyję i podstawę głowy, pieszcząc go delikatnie opuszkami.
- Dziś… jutro, pojutrze. Każdego wieczora. To biedni aktorzy, więc nie przepuszczają każdej okazji do zarobku - wyjaśnił melancholijnie czarownik. - Swego czasu ja i Gozreh byliśmy aktorami, acz bez partii solowych.
- Oooch. - Chaaya poruszyła się niespokojnie i podniosła głowę, wpatrując się, świecącymi od ciekawości, oczami w mężczyznę. Usta miała rozchylone i lekko wygięte w łódeczkę łagodnego uśmiechu.
- Nic dziwnego w sumie… - dodała psotliwym tonem po chwili namysłu, wzdychając w rozmarzeniu. Jej wzrok powędrował leniwie po ścianie i utknął gdzieś w ciemnościach za szybą.
Z profilu, kobieta wyglądała na zamyśloną. Może wspominała… a może wyobrażała sobie maga na deskach teatru. Cokolwiek zaprzątało jej umysł, musiało być przyjemne, bo wargi o pełnym kształcie, drgały delikatnie do góry.

Jarvis chyba nie miał ochoty wyrywać jej z tego zamyślenia, ale pokusa… jaka leżała na nim była zbyt duża. Jego dłonie złapały za pośladki, powoli pieszcząc je i masując muśnięciami opuszków palców.
- Jadłeś coś dzisiaj oprócz śniadania? - Dziewczyna spytała cicho, powoli wracając do ich wspólnego pokoju. - Zostawiłam ci jedną wędzoną rybę z wczoraj, białą. - Mruknęła całując kochanka ponad mostkiem.
- Coś tam skubnąłem… po drodze. Ale chętnie kogoś skonsumuję… coś… - rzekł z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Ach tak..? - Chaaya zsunęła nogi po bokach bioder Jarvisa, po czym podpierając się rękoma o jego piersi usiadła. - Masz już coś konkretnego na myśli? - Zapytała z przyjemną nutką ironii w głosie. Wycierając paluszkami obwódkę dolnej wargi, jakby się obawiała, że jej makijaż się rozmazał.
- Może zacznę od stópki i pójdę wzdłuż niej… co? A może zostawisz mi szlak… roztopiły sie te czekoladki co ich nie skonsumowałaś. Sama możesz napisać na sobie trasę… - mruczał leniwie stymulując pupęi dziewczyny.
Ta drgnęła, jakby ktoś ukłuł ją szpilką w siedzenie. Spojrzała spłoszona na swoje przedramiona, które faktycznie ubrudzone były słodyczami. Dojmujący smutek i żal rozlał się po jej uśmiechniętym licku, gdy dotarło do niej ile czekoladek nie wylądowało i nie wyląduje już na jej języku.

- Wstawaj! Już… sio! - Zawołała, unosząc się, by sięgnąć po jedną z “konających” pralinek, która szybko skryła za zagrodą białych zębów. Bardka poczęła ratować niedobitków, zjadając ich jak kapryśna bogini swoich wyznawców.
- Zostałem zdradzony… i to dla kilku czekoladowych kochanków. - Przywoływacz westchnął żartobliwym tonem, usuwając się z łóżka, by tawaif mogła w spokoju zaspokoić swój apetyt… wiedząc, że wzrok mężczyzny śledził każdy jej ruch i delektował się jej gibką sylwetką.
- Wiesz jakie one były drogie? - Zwróciła się do niego płaczliwym tonem.
Oczywiście, że wiedział, bo sam za nie zapłacił sto procent ceny, gdy próby targowania się spełzły na niczym.
- Wzięłam każdego smaku tylko po trochu… nawet nie zdążyłam ich wszystkich spróbować, a one już się wgryzyły w prześcieradło. - Tancerka była wyraźnie niepocieszona, biorąc kawałek materiału do ust, którego ssała ze zbolałą miną, jak zagłodzona dziecinka.
- Chaayu… - Jarvis pogłaskał dziewczyne po głowie. - Jeszcze będzie okazja spróbować smakołyków. Niejedna… zapewniam cię.
- Tej dziwki tutaj nie ma! - Burknęła gniewnie kobieta, zrzucając z siebie jego rękę, ale robiła to wyraźnie na pokaz. Żałoba i niepowetowana strata po czekoladowych precjozach, wciąż była silna.
Szatynka chwilę siedziała w skotłowanych pieleszach wzdychając cicho i cierpiętniczo, po czym nagle spojrzała ostrym jak brzytwa spojrzeniem na czarownika. - To… twoja wina. Zabiłeś ich wszystkich. - Zrzuciła niedbale kilka papiurków na podłogę, owijając się pledem jak chustą, po czym odwróciła się do rozmówcy plecami.
- Możliwe, że tak… zazdrosny jestem o ciebie. Zachłanny. - Słyszała jak siada tuż za nią. Słyszała jak szepcze. Widziała jak obejmuje ją ramionami, zaborczo tuląc do siebie. - Spragniony twej uwagi, twych pieszczot, twych pocałunków, twych słów, oczu, uśmiechu… Zazdrosny o wszystko co mi twą uwagę odbiera.

“Sama jesteś dziwka.” Zakrakała urażona Laboni, jak zwykle niebezpiecznie blisko pradawnego. Zupełnie jakby ta stara baba zagnieździła się tam już na stałę. Jeśli nie obok… to centralnie pod samym gadem, jakby chciała mu się weżreć w umysł tak jak on wżarł się w Kamali.
Kilka Chaaj zachichotało, gdy ich nosicielka z zażenowaniem musiała przyznać matronie racje.
Starzec coś tam pomamrotał pod nosem i “poprawił” siedzącą blisko niego tawaif, dodając jej przesadnie duży biust w ramach złośliwości za to krakanie mu nad uchem. Tak mu się wygodnie spa... medytowało. W przeciwieństwie do Sundari, umysł Starca był twierdzą z wyjątkowo zrzędliwym nadzorcą.
“Jaja se powiększ stary dziadu.” Warknęła gniewnie tancerka, po kilku skupionych chwilach wracając swą maskę na pierwotną modłę. W końcu byli w umyśle… gdzie ograniczała ich tylko i wyłącznie własna wyobraźnia.
~ I tak byś nie potrafiła skorzystać z tego gdybym sobie powiększył. Jesteś tylko myślą. Ja… umysłem ~ stwierdził arogancko Pradawny. ~ I mam lepszy gust.
“Poczekaj… będziesz inaczej śpiewać gdy jutro obudzisz się traszką.” Odszczekała naburmuszona kobieta, informując łopotem szat, że się oddala.
~ Jesteś tylko maską, cieniem, jedną z myśli Kamali. Ja jestem całą istotą… moja potęga do kształtowania świata dookoła, jest więc większa. A ty… ~ Prychnął gniewnie Czerwony, skracając jej szatki do połowy zadka. ~ Mogłabyś się odmłodzić w mojej obecności. Może i nie mam zbytnich pragnień, ale nadal mam poczucie piękna.

- Całkiem niezły z ciebie aktorzyna… ale i tak ci nie wierzę. - Bardka była nie do ubłagania, choć gdy mężczyzna przyciągał ją do siebie, ona w naturalny sposób mu uległa, dopasowując się do jego objęć. - Gdybyś faktycznie taki był na jakiego się kreujesz… wylądowałabym z obrożą i łańcuchem na szyi. Wpadałbyś w gniew, gdybym od ciebie uciekała lub patrzyła w przeciwnym do ciebie kierunku… tymczasem jedyną emocję, której możesz być ty i ja pewni to twa żądza w sypialni - odparła dobitnie.
- Nad jakąś obrożą możemy pomyśleć… choć pewnie inną od tej, o której ty myślisz - wymruczał cicho Jarvis, rozkoszując się bliskością towarzyszki. - Mógłbym… i łańcuch zdobyć i obrożę. Ale czy wtedy choć raz zobaczyłbym jeszcze twój uśmiech? Czy tylko strach w spojrzeniu?
- Nie wiem jakie masz mniemanie o kobietach, ale te z pustyni to nie jakieś wątłe osiki, co drżą na widok swojego pana - odparła już bardziej spolegliwie, wyraźnie się zamyślając.
- Nie obchodzą mnie one. Obchodzisz mnie ty… - mruczał jej do ucha czarownik, cmokając je delikatnie. Sięgnął palcami między uda dziewczyny, wodząc nimi po podbrzuszu. - ...i twoje zdanie. Pragnienia. Łańcuch i obroża… co by dla ciebie znaczyły?
- Nie wiem… chyba bym przywykła. - Tancerka pokręciła głową ni przytakując ni zaprzeczając, by w końcu wzruszyć ramionami. - Jeśli to byłby ten sam Jarvis, którego pokochałam… jeśli to byłby Jarvis który inaczej nie umie, nie chce, lub nie potrafi hmmm… okazywać? Nie, prosperować…. to bym to przyjęła i zaakceptowała.
- A ja tego nie chcę… byś musiala coś zaakceptować. - Pieścił delikatnie wargami jej ucho. - Wolę gdy coś sama polubisz, gdy widzę ten blask radości opromieniający twoje oblicze. Wtedy jesteś piękna i zachwycająca bardziej niż zazwyczaj. Wtedy… lśnisz.
- Ale czy miłość nie polega na tym, by akceptować swoje wady i zalety? By pomimo trudów i przepaści jaka dzieli obu kochanków liczył się wspólny cel? Czyli bycie razem? - Łaskotana ciepłym oddechem, skryła ucho w ramieniu, nieznacznie odwracając twarz w kierunku partnera. Wzrok nadal jednak uciekał jej gdzieś daleko, figlarnie przeskakując z jednego punktu na drugie.
- Tak... ale do moich wad z pewnością nie należy chęć zakuwania tej ślicznej szyi w kajdany. Może w naszyjnik, albo wstążkę… ale nie w kajdany - odparł czule przywoływacz. - I lubię słyszeć twój śmiech… a osoby w kajdanach rzadko się śmieją.
- To była przenośnia jaanam - zamruczała nieco zawstydzona, w końcu ustawiając się do maga przodem. - Wczoraj byłam na łańcuchu Nverego… musiałeś widzieć jak ją na mnie założył, zaciskając swoje łapsko na moim nadgarstku. Uśmiechałam się i akceptowałam. Tak samo jak wtedy, gdy przenosił mnie jak manekina z miejsca na miejsce w pierwszych dniach pobytu w La Rasquelle. Na pewno jest we mnie coś co się tobie nie podoba, ale to akceptujesz, zastępując mi słońce od wielu, wielu dni. - Uśmiechnęła się z uczuciem, składając delikatny pocałunek na jego wargach, jak dziecko czujące się w obowiązku ucałować rodzica, gdy tymczasem rówieśnicy właśnie biegną bez niego na plac zabaw.
- Upajam się tobą jak najsłodszym winem Kamalo. Upajam każdym muśnięciem twej skóry, każdym słowem i oddechem, acz… za długo tak już siedzimy w pokoju. Jeśli mamy dziś zobaczyć ów występ operetkowy, to musimy się ubrać. Ty musisz moja śliczna - szeptał cicho czarownik, trącając nosem czubek nosa kochanki.

Tawaif pokiwała głową, obdarowując ukochanego jeszcze kilkoma ciepłymi pieszczotami ust.
- Ubierzesz mnie? - spytała, gładząc językiem linię jego szczęki, niczym ostrzem lepkiego i gorącego sztyleciku. - Wybierzesz odpowiedni strój, bo ja nigdy nie byłam w takim miejscu i nie wiem nawet od czego zacząć… od podwiązek? bielizny? biżuterii?
- Doprawdy chcesz żebym cię... ubrał? Przecież widzisz jak sam się ubieram. Pokładasz wiele wiary w moje gusta. - Zaśmiał się chrapliwie Jarvis, przyglądając się twarzy bardki.
- Co jest złego w tym jak się ubierasz? - Ona popatrzyła na niego, jakby nie rozumiała, lub nie widziała, podstaw “problemu”. - Jeśli chcesz byśmy dziś wyszli, powinieneś już stać przy szafie…
- Bo ubieram się… bo nie bardzo… - Poddał się dość szybko i ruszył w kierunku szafy. - Może zaczniemy od pończoszek i podwiązek.
Chaaya siedziała chwilę, mrugając zawzięcie, jakby coś ją zlasowało. W końcu zrzuciła z siebie koc i wycierając widoczne ślady po czekoladzie, podeszła do prawego skrzydła.
- To rozsądny wybór - potwierdziła grzecznie, chowając ręce za sobą.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline