Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2017, 19:27   #97
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Podwiązki… pończoszki… koronki… wstążeczki…
było to dość dziwne, że w tej kulturze bielizna, zwłaszcza ta okrywająca nogi, była wyrafinowanym dziełem sztuki. Coś co było wszak ukrywane pod ubraniem nie powinno być tak ozdobne… bardziej niż nawet same suknie.
A jednak… podwiązka, którą wybrał Jeździec była bogato zdobionym cacuszkiem.
Dziewczyna podziwiała wytypowanego ochotnika do ozdoby jej uda, po czym bez słowa podała prawą nogę, oczekując odzienia.

- Kamalo… ty wyraźnie przeceniasz moją siłę woli… - Westchnął mag klękając i zamiast założyć ową podwiązkę, pochwycił nogę ukochanej, wodząc po niej ustami i językiem. - Rozumiesz… czemu nie powinienem cię ubierać?
- Będę nieugięta w swym postanowieniu. - Tawaif nawet się nie zachwiała przy “ataku” Jarvisa, czerpiąc przyjemność z jego uwielbienia. Nie tylko tą cielesną, ale i emocjonalną.
Kobieta czuła się jak rozkwitający lotos, od którego została nazwana.
- Kocham cię… pragnę Kamalo… pragnę cię wielbić… - przypomniał jej magik, wodząc wargami od łydki do uda podtrzymywanej nogi tancerki. - ...tak samo mocno jak posiąść.
- Nie zdążyłeś jeszcze na mnie nic założyć, a już chcesz się poddać? - Brązowooka wyciągnęła dłoń, by pogłaskać jej wierzchem skroń kochanka. - Załóż mi przynajmniej jedną podwiązkę… - dodała weselej.
Nie wywierała presji na wyjściu z pokoju. Dla niej nie musieli z niego wychodzić jeśli nie chcieli. Jeśli ON tego nie chciał. Mogli się kochać całą noc. Mogli rozmawiać. Mogli nawet droczyć się tak jak teraz. Wszak operetki grały codziennie, a oni jeszcze długo będą mieszkać w tym pokoju i w tym mieście.
- Wiesz dobrze… że… jesteś smakołykiem, którym mogę się delektować godzinami - przypomniał jej lubieżnie, przesuwając językiem po gładkiej skórze, po czym zebrał się na tyle w sobie, by założyć powoli podwiązkę na przeznaczone miejsce.
- Janaam… nikt ci nie broni się mną delektować… możesz to zrobić tu i teraz… możesz zaraz po wyjściu z pokoju wziąć mnie tak jak masz ochotę… pod ścianą, w gondoli, w zaułku, na widowni… - Uśmiechnęła się drapieżnie z figlarnymi iskierkami w oczach, na samo wspomnienie ich szalonych ekscesów.
- Bądź pewna… że pewnie zechcę… nie raz - odpowiedział pomrukiem, tym razem przenosząc swe usta na jedyny skrawek ubrania jaki miała na sobie Chaaya.
Język Jarvisa wsunął się między perełki i musnął czule i delikatnie ukryty wśród nich skarb. - Pończoszki?

Przez ułamek sekundy mógł dostrzec na jej twarzy rozczarowanie i tęsknotę, gdy odsunął się od jej kobiecości.
Tancerka cofnęła się o cal, wyraźnie pokonana tą nieczystą zagrywką z jego strony.
- Tak… zapewne… tak… - przytaknęła cicho, chrząkając.
- Stolik? - zapytał Jarvis zauważając jednak te emocje na twarzy kochanki, bo wszak cały czas przyglądał się jej obliczu. - Będzie ci wygodnie.
Ta wyraźnie kalkulowała nad odpowiedzią, ale po chwili pokręciła przecząco głową, nie zdobywając się na słowną odpowiedź.
- Usiądź jednak… szeroko… - zaproponował mężczyzna, zabierając się za znalezienie pończoszek i drugiej podwiązki. - Mi również będzie wygodniej.
Bardka ściągnęła usta i z przestrachem zaczęła cofać się do stolika, o który najpierw się oparła. Dobrze wiedziała, że teraz to jej siła woli zostanie poddana testom i szczerze obawiała się, że… zawiedzie.
W końcu usiadła pół zadkiem na blacie, pociągając jedną nogę, wystawioną do ubrania.
Przywoływacz zabrał się z pietyzmem do nakładania drugiej podwiązki, a potem pończoszek. Ciemnofioletowych, siatkowanych cudeniek.
Podczas tego działania musnął wargami łydkę i udo umiłowanej… ale tylko przez chwilę. Potem jednak bez żadnego słowa, pochwycił dłońmi za biodra kochanki i tak unieruchomioną Kamalę, lizał delikatnie między perełkami, raz, drugi… powoli, niczym smakosz, i bez słowa wyjaśnienia. Rozkoszował się wodząc językiem po bramie kobiecości, zawadiacko przed nim rozchylonej, od czasu do czasu trącając w perły i wrażliwy punkcik kochanki. Najwyraźniej… nie podobał mu się wyraz rozczarowania na twarzy tawaif. I postanowił temu zaradzić.

Złapana jęknęła cicho przez zakrywającą, drżącą dłoń. Na chwilę ponownie straciła nad sobą panowanie, oddychając ciężko z pożądania jakie w niej rozpalał.
Gdy Jeździec zatapiał się w jej kwiecie coraz głębiej, mógł z zadowoleniem stwierdzić jak bardzo go teraz pragnęła, i podziwiać… jak dobrze potrafiła to ukrywać.
- Błagam cię… zaklinam cię… przestań - zakwiliła płaczliwie, ale jej rączka spoczęła na głowie wybranka, zatapiając się, nieco spazmatycznie, w jego włosach. Wciąż walczyła, choć nie miała nadziei na wygraną.
Jarvis jednak był nieustępliwy. Sięgając językiem głębiej i wodząc nim mocniej, choć pieszczota ta była leniwa i precyzyjna.
Wyraźnie delektował się tą sytuacją, nie zamierzając przerwać zabawy, aż… zapewne, dopóki nie usłyszy z ust bardki tego, do czego zmierzał ją doprowadzić owymi pieszczotami. Sznur pereł ocierał się o pulsującą i soczystą od pragnień kobiecość, dolewając tylko oliwy do ognia.
Niefortunna to była bielizna… działająca na korzyść kochanka niż samej Chaai.

- Prosze… ę… - Tawaif traciła dech, osuwając się coraz mocniej do tyłu na stoik. Nie tylko płuca odmówiły jej posłuszeństwa, bo i ciało zaczęło poruszać się własnym rytmem. Rytmem nadawanym przez usta mężczyzny. - ...tuj się - prosiła go coraz ciszej, gdy coraz głośniejsze westchnienia ulatywały z jej rozchylonych ust, a palce we włosach, trzymały kurczowo głowę czarownika w miejscu o którego opuszczenie go prosiła, jednocześnie mu na to nie pozwalając. Kobiece biodra falowały rytmicznie jak morska toń wzburzana ciepłym wiatrem, w tym wypadku oddechem partnera.
Kamala była blisko spełnienia, kiedy jej uda mimowolnie się napięły, a brzuch oprószony potem i gęsią skórką wciągnął się do środka. Z jakiegoś powodu nadal walczyła, ściskając konwulsywnie dłonie w piąstki, aż w końcu coś w niej pękło i wyginając plecy niczym lira zajęczała głośno, zarzucając jedną nogę magikowi na ramię.
- Myślisz… że powinienem kontynuować ubieranie… czy degustację? - Usłyszała z pomiędzy swoich ud. Jarvis nadal leniwymi ruchami języka muskał jej majteczki, wyraźnie oczekując jej decyzji.
- Możemy… możemy zrobić sobie chwile przerwy… - Dziewczyna w końcu się poddała, oddychając spokojniej. - Ale tylko na chwilę… - Czyżby nie traciła nadziei, że w końcu uda im się wydostać z pokoju?

- Przerwy od ubierania… czy degustacji? - drążył żartobliwie czarownik.
- Na bogów… sama cię nie dosiądę bo podrę pończochy - mruknęła z niekrytą frustracją, uderzając cicho głową o blat na którym leżała.
- Dobrze… bo mam na ciebie… ochotę. - Mężczyzna wstał i nadal trzymając uda kochanki, naparł biodrami. Jego wężyk powoli wsunął się do norki ukochanej… choć określenie to nie było idealne. Wszak to co czuła nie było giętkie, choć miękkie w dotyku, ale twarde w obecności.
Ruchy bioder przywoływacza nie były szybkie, bo delektował się widokiem leżącej na stoliku tancerki, która mruczała przeciągle - haaaiii… - jak posycająca się kotka.
Wiła się i przeciągała, rozsuwając szerzej nogi. - Uważaj… są deli...kathne… - mówiła przez uśmiechnięte w zadowoleniu usta, obserwując spod przymrużonych oczu swojego zdobywcę.
Było jej dobrze…. może nawet za dobrze. Na szczęście dla Jeźdźca jego partnerka umiała się odwdzięczać. Choćby w najdrobniejszych szczegółach. Tak jak teraz gdy splotła ich dłonie palcami, które przyłożyła do swych warg, które muskały jego opuszki z czułością i zaczepnością. Ssąc je i delikatnie podgryzając.
Jarvis nie spuszczał z niej łakomego spojrzenia, wodząc po jej szyi, piersiach i napiętym brzuchu.. Miarowymi ruchami zanurzał swą męskość w rozkosznej pułapce kobiecości… przyjemnie poruszając perełkami, które tej bramy strzegły.
Nie spieszył się… ale i nie był delikatny. Każdy sztych był mocny, głęboki i silny. Podkreślał, że kochanka należała do niego. Choć wcale nie musiał tego udowadniać, bo leżąca przed nim kobieta, poddająca się wszelkim jego kaprysom oraz pragnąca go z niegasnącym zapałem, była ewidentnym dowodem na to, że nie tylko był panem jej świata.

Chaaya wpatrywała się w oczy mężczyzny jak w lustro, poruszając się na blacie w takt jego równomiernych pchnięć.
Choć niedawno została zaspokojona, czarownik mógł rozpoznać oznaki zbliżającego się kolejnego spełnienia.
Spełnienia, które ponownie zawdzięczała jemu. Na chwilę przed nim, napięła się delikatnie, przymykając oczy i wtulając twarz w dłoń ukochanego. Mięśnie jej ciała drgały jak w tańcu, sprawiając w ten sposób przyjemność Jarvisowi w jej wnętrzu, który czuł jakoby jaka wewnętrzna dłoń zaciskała się na jego przyrodzeniu rozniecając jego doznania.
- Jesteś słodkim nektarem zapomnienia… ale teraz musisz zdecydować jaką część garderoby szukamy - odezwał się czule Jeździec, którego rozkosz przyszła chwilę po jej doznaniach.
- Bielizna… stanik i majtki? - spytała z lekką chrypką i rozleniwionym zmęczeniem. - Chyba, że mam jej nie nosić to od razu sukienka.
- Majtki w sumie masz… i mam wrażenie, że mogą przeszkadzać później - mruknął, przyglądając się dziewczynie. - Więc lepiej je zdejmij. W sumie stanik też nie… chcę mieć łatwy dostęp do twoich skarbów.
Tawaif usiadła z westchnieniem, przygładzając kosmyki splecione w warkocz i przeglądając się w lustrze.
- W takim razie… halka i sukienka ci zostały - odpowiedziała korzystając z okazji i poprawiając sobie makijaż ust.

Jarvis w odpowiedzi też… westchnął i przeszukując zakupione przez bardkę ubrania, wyjął z szafy komplecik… bordowej bielizny. Zarówno biustonosz jak i majteczki.
- Co powiesz na to? - spytał kładąc znaleziska na łóżku.
Zaintrygowana tancerka podeszła do łóżka, bawiąc się paskiem od koronkowych majtek, których jeszcze nie zdjęła.
- Miałeś mi chyba nic nie zakładać, by ci później nie przeszkadzały… - odezwała się w rozbawieniu, dotykając delikatnego materiału miseczki.
- Powiedz, że ci się nie podobają, że nie chcesz ich mieć na swoim ciele… to ci ich nie założę - odparł mag, wodząc spojrzeniem po ażurkach, które już dziewczyna miała na sobie.
Bardka obejrzała się na kochanka, ale nie pozwoliła zdradzić po sobie zaskoczenia tą dość dziwną sytuacją. Najpierw nie chciał bielizny, teraz chciał, później ona ma przed nim odgrywać swego rodzaju “bunt”...

- Nie mogę się skarżyć na kunszt wykonania, gdyż obraziłabym wtedy pracę artysty… ale… - Tancerka ścisnęła biustonosz w dłoni po czym rzuciła nim w Jeźdzca. - Ten dziwkarski przyodziewek uwłacza mojemu statusowi… jeśli tak bardzo lubujesz się w tego typu klimatach, proszę, sam to na siebie załóż.
- To biustonosz… kobiecy - stwierdził z rozbawieniem przywoływacz. - Nie wiem czy dziwkarski, bo napisane to na nim nie jest. Nie powinnaś się obrażać z tego powodu, wiedząc, że ja się nie znam na niuansach kobiecej mody.
Zerknął na trzymany przedmiot w dłoni. - Myślę, że wyglądałabyś w nim ślicznie, ale tobie ładnie niemal we wszystkim.
Kamala zgłupiała nie wiedząc co odpowiedzieć. Kilka Chaaj zaśmiało się wesoło, kilka coś pomarudziło. Jej maski chyba potrafiłyby odnaleźć się w odgrywanej scence, ale ich tworzycielka szczerze nie rozumiała w co się teraz uwikłała.
Zatknąwszy kciuki za pasek białej bielizny, zsunęła go delikatnie z bioder posuwistym ruchem połączonym z kołysaniem biodrami.
- Dosyć tego. Nie będę wchodzić z tobą w polemikę. Poprosiłam cię byś mnie ubrał tak jak uważasz za stosowne. To do ciebie należy decyzja czy będę w bieliźnie czy nie.
- Chcę jednak byś była zadowolona z tego jak cię ubiorę - wyjaśnił mężczyzna czułym tonem i podszedł do niej, po to by objąć ją i przytulić do siebie. - Jesteś dla mnie bardzo ważna Kamalo. I lubię twój uśmiech.

“Po prostu ją kurwa ubierz!” Laboni, tak jak i jej wnuczkę, cechowała wyjątkowa niecierpliwość do niezdecydowanych klientów. Była jak dynamit o krótkim loncie. “Czego ty nie rozumiesz w słowach “Ubierz mnie”!” gderała jak najęta, pochukując głośno, co tylko rozchichotało zastęp podartych dziewczyn.
- Jarvisie… sprawiasz, że moja wiara i pewność w ciebie zaczyna słabnąć. Co mam ci powiedzieć, byś uwierzył w siebie i wybrał to… co chcesz bym na sobie miała dzisiejszego wieczoru? Dlaczego uważasz, że twój wybór mnie nie zadowoli? Ja nawet nie wiem jak ludzie ubierają się do operetki… a ubrania, które przeglądasz przecież kupiłeś razem ze mną… byłam przy tym i je zatwierdziłam. Nie ma w tej szafie nic, czego nie chciałabym założyć.
- Dobrze... - Puścił ją cmokając delikatnie w ucho. Sięgnął zdecydowanym ruchem po bieliznę i powoli i z pietyzmem założył najpierw biustonosz, a potem majteczki.
Gdy była ubrana, znów poczuła pocałunek na swej szyi i szept - wyglądasz olśniewająco.

Tancerka poprawiła swoje piersi, tak by się ładnie układały w miseczkach, po czym zabrała się za podziwianie własnego ciała. Wypukły przód nawet jej podpasował, ale dla pewności stanęła na palcach i wypinając tyłeczek, przyjrzała się swoim jędrnym pośladkom w koronkach. Ten widok był zdecydowanie najmilszy jej oczom, bo z dumnym uśmiechem, pogładziła się po krągłościach.
- Moja śliczna duma… - zwróciła się do własnej pupy z czułością, po czym z udawanym zawstydzeniem spojrzała wyczekująco na czarownika, który to nie skończył na jeszcze swojej pracy…
chyba.
- Wygląda cudnie… aż chce się za nie złapać i rozkoszować - odparł z życzliwym uśmiechem przywoływacz i zaczął szukać halki.
W następnej chwili wyjął kolejny element garderoby z szafy, prezentując spódnicę z trenem oraz gorset..
- Pozostanie jeszcze suknia… nie wiem tylko czy nie sfatyguję ich, gdy będę je w końcu z ciebie ściągał - rzekł zamyślony.
- Najwyżej się podrą… nie będę na ciebie zła… po wszystkim - odparła zadziornie bardka, podchodząc do ukochanego i opierając się o jego ramię pomogła sobie i jemu w ubiorze. - Tylko… zanim wyjdziemy. Nie zapomnij założyć spodni. Głupio by wyszło, gdybym pojawiła się taka wystrojona z kochankiem niekompletnie ubranym.
- Jest jeszcze suknia… i… już mam ochotę rzucić się na ciebie i zedrzeć te śliczne mury broniące dostępu do ciebie - szepnął wprost do jej ucha, całując płatek uszny.
- Ach te dylematy… - zamruczała słodko, na chwilę obejmując partnera za szyją. - Tyle pokus czyha na mojego biednego czarusia… tyle przyzwoitek strzeże bram do jego rozkoszy.
- Ale ostatnia przyzwoitka będzie miała słabość… - rzekł triumfująco Jarvis, wyszukując sukienkę wyjątkowo… krótką.
- Nogi twe tancerko… są piękne… nie powinny być ukrywane. Klejnoty muszą świecić swym blaskiem - wyjaśnił.
- Nie założę tego. Mowy nie ma. Nie i nie. To niczego nie zakrywa… co innego tańczyć półnago na scenie, a co innego paradować tak po ulicy. - Zawstydzona tawaif machała przed sobą rękoma w geście niezgody.
- Masz rację… nie zakrywa twoich nóg. Ale tu paradowanie z odsłoniętymi łydkami nie jest obrazą. Sama powiedziałaś… że ja cię ubieram - przypomniał jej rozmówca. - I ja uważam, że powinnaś przynajmniej obejrzeć się w lustrze w takim stroju.
- A-ale to jest strój do łóżka! - zaperzyła się, rumieniąc jak piwonia. Najwyraźniej naprawdę myślała, że takie ubrania przeznaczone są do zacisza alkowy i teraz dopiero zaczynał docierać sens jej pomyłki. - Będą mnie oglądać mężczyźni… - wytoczyła swój ostateczny argument, mając nadzieję, że ten podziała.
- I tak na ciebie patrzą. Jesteś ślicznym kwiatem - stwierdził z uśmiechem Jarvis i spoglądając na sukienkę dodał - to nie jest strój do łóżka. Uwierz mi, tak właśnie chodzą elegantki. No i… musisz go założyć teraz. A potem obejrzeć się w lustrze. A potem… albo pójdziesz w wybranej przeze mnie sukience, albo sama wybierzesz sobie inną. Zgoda?

Kamala wygięła smutno usta, ale zebrała się w sobie… w końcu sama była pomysłodawczynią i dopieroby się wstydu najadła, gdyby nawiała z pietrem.
- Gdy jestem przy tobie… nie chce by inni na mnie patrzyli, to nieprzyjemne… - mruczała pod nosem, potulnie dając zamknąć swą kibić w delikatnym materiale sukienki. - Co innego gdy to zaplanuje i spojrzenie innych jest pożądane…
- Wyglądasz prześlicznie. - Mag poprowadził ją do lustra i stanął za nią. - Jak piękny kwiat lotosu. Nie chcesz tak wyjść?
Przez jedno uderzenie serca, tancerka faktycznie przyglądała się swemu obliczu, jednak szybko jej spojrzenie spoczęło na kochanku za nią.
Patrzyła mu prosto w oczy, jakby bojąc się własnego odbicia. Była skrępowana i trochę zawstydzona, ale w oczach tliły się jakieś iskierki, które mogły zwiastować zapłon do walki o większą pewność siebie.
- Nie zmarznę? Czy moje pogryzione przedramiona nie rzucają się w oczy? A te siniaki i zadrapania? Jesteś pewien, że nie powinnam się okryć? - Kobieta odwórciła się do zwierciadła plecami i wtuliwszy się w czarownika, szeptała cicho swoje obawy.
- Możemy wziąć płaszcz z kapturem jeśli chcesz. - Ten pogłaskał ją po głowie i zaczął cicho tłumaczyć. - La Rasquelle to miasto bezczelności. Mężczyźni całują swe kobiety na ulicy, by pokazać, że są ich, rzucając wyzwanie tym, którzy chcieliby je zdobyć dla siebie. Damy odsłaniają nogi i ramiona, by wyzywać inne, a zachwyt przechodniów traktują jako swe zwycięstwa. Tu się ceni piękno i chwali nim… i go nie ukrywa.

“Nie powinnam oceniać innych kultur… ale jeśliby się ktoś mnie pytał to… to takie barbarzyńskie.” Wiekowa tawaif powiedziała co wiedziała, twardo trzymając stronę swojej nacji, która w wielu kręgach również uznawana jest za barbarzyńską… i dziką w dodatku.
Jej wnuczka milczała jednak jak zaklęta, inhalując się znajomym zapachem mężczyzny i ocierając się policzkiem o jego pierś w której biło spokojnie jego serce.
Dłonie zjechały z jego pasa na nagą pupę. Były ciepłe, choć opuszki jakby nieco chłodniejsze.
- Musisz spodnie założyć… - odpowiedziała po pewnym czasie, gdy czepliwe palce z coraz większą werwą ugniatały to co pochwyciły.
- Założę… ale nie gwarantuję, że utrzymają się na mnie przez całą naszą wizytę w operetce - przypomniał jej czarownik. - Już ci lepiej?
- Trochę. Gdy mam zamknięte oczy… i słysze twoje serce… i och… masz wyjątkowo odstresowujące pośladki… - stwierdziła z roztargnieniem, wzdychając nieco.
- Możesz je macać ile tylko chcesz… Nie spieszy nam się - odparł jej, sam sięgając pod sukienkę i tren halki, by złapać zaborczo i ugniatać krągłe pośladki bardki.
Stali tak więc dobrych kilka chwil, aż dłonie kurtyzany na powrót nie stały się równomiernie ciepłe i ciężkie westchnienie nie oznajmiło końca ich przytulań.
- Jeśli jeszcze się nie spóźniliśmy… to chociaż wyjdźmy kilka metrów z pokoju… - zaproponowała ze skruchą.
- Nawet jeśli spóźniliśmy się na pierwszy akt, to są jeszcze kolejne. - Jarvis wpierw doprowadził swą garderobę do porządku, a potem podszedł do szafy, by dać odrobinę pewności ukochanej dziewczynie, w postaci dużego szerokiego płaszcza z szerokim kapturem.
Ta przyjęła go z wdzięcznością, choć widać było, że zmagała się z dużym poczuciem winy. Spoglądając od czasu do czasu na drzwi, czekała na kochanka, który był prowodyrem samego wyjścia

 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline