Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-10-2017, 19:32   #100
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

- Czekałam… - burknęła, ściskając usta w pofalowaną linijkę. - Tam zawsze cię chcę… myślałam, że gdzieś jeszcze, więc… czekałam - mówiła tak cicho, że prawie nie poruszała ustami, wyraźnie zawstydzona “naganą”.
- I gdzie jeszcze chcesz? …Hmm… mamy czas i wiele okazji później do sprawdzenia…
Po tych jednak słowach Jarvis sięgnął głębiej między bramę umiłowanej i zabrał się za bardziej władcze i intensywne pieszczoty. Język wił się jak żmijka w jej tętniącym pragnieniami zakątku… a przecież “prawdziwa” żmijka wszak czekała na swą kolej, by odwiedzić przytulną norkę kochanki.
- W środku też… - wyjęczała, wyraźnie rozbrojona jego poczynaniami, opadając lekko do tyłu. - Nie tylko z zewnątrz… nie tylko język.
- Chcesz bym już cię posiadł moja słodka Kamalo? - zapytał, na razie zanurzając palce między płatki jej kwiatu, stanowczymi ruchami rozpalając jej ciało doznaniami.
- Czy tooo… pytanie pułapka? - spytała, starając się skupić swoje myśli na odpowiedzi.
- To pytanie... wymaga odpowiedzi… - wymruczał czarownik, muskając językiem łono kochanki i palcami poczynając sobie odważniej w kobiecości Chaai. - Zdradź mi swe pragnienie Kamalo.

Zadyszała w cichej frustracji pomieszanej z dziewczęcym zawstydzeniem. Chyba nikt nigdy nie wymagał od niej takich wyznań. Rumieńce podniecenia i tej kruchej bezradności, rozlewały się po jej policzkach niczym kropla atramentu w szklance wody.
- C-chcę… jaaa… ty… - próbowała się zebrać na odwagę - ...leżeć z rozchylonymi nogami, gdy mnie bierzesz, powoli i z rozmysłem, trzymając jedną rękę na moim biodrze, a drugą bawiąc się na… - zacięła się, więcej nie miała już siły mówić, choć i tak zdołała wiele wyjawić.
- Widzisz… masz pragnienia… - szepnął ukochany, wstając i całując usta tancerki. - Połóż się wygodnie.
Chaaya nie była pewna, czy wizja w jej głowie była faktycznie pragnieniem, ale nie potrafiła się jej pozbyć i naciskana w końcu o niej powiedziała. Co jednak mocno ją wstrząsnęło, bo wyglądała jak zasapana, mała dziewczynka, która ostatkiem sił próbuje wytłumaczyć, że to nie ona stłukła wazon.
Bez słowa położyła się na stole, bezwiednie rozchylając uda na boki. Jej palce od jakiegoś czasu wyżywały się na piersiach, ściskając i wykręcając nieco stukami, chcąc rozładować napięcie.
- To jest głupie, nie każ mi więcej tego robić… - burknęła pod nosem, spoglądając z wyrzutem na swojego przyszłego zdobywce.
- Ciii… - Palce maga, przylgnęły do ust w żartobliwej manierze. Dłoń spoczęła na biodrze kochanki, a męskość powoli zagłębiła się w jej intymnej bramce.
Leniwy, ale stanowczy ruch.

Pochylając się niżej, Jarvis naparł mocniej ciałem na partnerkę, choć nie przyspieszał tempa. Złapał jedną z piersi tawaif, ściskając i miętosząc ją drapieżnie. - Kocham cię Kamalo… i pragnę bardzo mocno.
Prychnęła, nadal gniewna i nadąsana, ale kąciki ust drgały w coraz bardziej pobłażliwym uśmiechu, aż w końcu przełamały marsową minkę. Przyjemność na chwilę zaparła jej dech w biuście, który w końcu pozostawiła w spokoju, wyciągając ręce ku ukochanemu.
Jego ręka nie miała być być aktualnie tam gdzie była, ale nie chciała odmawiać magowi przyjemności bawienia się jej sutkiem.
- Chcesz… przyśpieszyć? - spytała, wodząc palcami po jego napiętych mięśniach kręgosłupa.
- Nie... jeszcze… nie. Delektuję się… - wyszeptał, powolnymi ruchami wprawiając jej, i własne, ciało w drżenie, dodatkowo rozkoszując się widokami.
Puścił powoli pierś i przesuwając palcami po brzuchu kobiety, dotarł kciukiem do wrażliwego punkciku kochanki i z łobuzerskimi błyskami, zaczął miarowo go masować. - Ale jeśli… chcesz… to przyspieszę.
Znowu pozbawił ją tchu, wstrząsając jej ciałem dreszczem przyjemności.
- Tak jest dobrze… nawet bardzo, dobrze - mówiła przyciszonym głosem, jakby chciała ukryć faktyczną rozkosz jaką jej sprawiał. Nie robiła tego jednak złośliwie, było w tym bardziej jakieś dziwne poczucie wstydu, którego on nie do końca mógł zrozumieć.
I tak, nie przerywając z nim kontaktu wzrokowego, wyzbywając się nawet chęci mrugania, patrzyła w oczy przywoływacza jak w zaczarowane zwierciadło, gładząc go po ramionach i policzkach i wypowiadając bezgłośne wyznania miłości.
- To dobrze… że ci... dobrze. Nie byłbym w pełni… zadowolony… gdyby nie było ci... dobrze… - Dyszał cicho czarownik, trzymając powolne tempo ruchów i, dzięki nachyleniu, głęboką obecność przy każdym sztychu. Uśmiechał się ciepło, choć w jego oczach płonęłą żądza… co jednak nie zmieniało dotyku kciuka, spokojnie i z rozmysłem masującego bardkę tam gdzie odczuwała w tej chwili najmocniej.

Kamala zaśmiała się, odnajdując w słowach mężczyzny coś zabawnego. Gdy spojrzała na niego ponownie, w źrenicach tliły się zadziorne iskierki. Przygryzła charakterystycznie usta, jakby uknuła jakiś wyjątkowo lubieżny plan ich dalszych schadzek, łapiąc twarz kochanka w dłonie.
- Mocniej mój jaamun… szybciej. Dostałam już dość… chcę zobaczyć jak płoniesz. - Otuliła go jedną nogą w pasie, przyciągając do siebie silnym uderzeniem.
Nie musiała dwa razy powtarzać. Jarvis oparł się dłońmi o stolik, chwycił za jego krawędzie całując zachłannie usta leżącej partnerki i zaczął silnymi i bezlitosnymi ruchami bioder, wbijać swój taran w, otwarte przecież, wrota miłości kurtyzany.
Mocniej, szybciej i silniej… wpadł w gorączkowe tempo ruchów nie przerywając pocałunku.
Tancerka objęła go za plecami, niemal w geście obronnym, jakby chciała go podtrzymać i pomóc mu w tym wysiłku. Każdy jej jęk, tłumiły jego wargi, których pomimo impetu sztychów nie gubiła. Instynktownie podciągając nogi do góry, trzymała maga jak w szynach, ocierając się o jego rozgorączkowane biodra, dociskające je do sękatego blaciku stolika.
Wodospad niesprecyzowanych głosów zalewał umysł pogrążonego w pożądaniu kochanka, które go dopingowały, które wyznawały mu miłość, aprobatę, wierność. Dziesiątki Chaaj jak w górskim potoku, szemrały radosne i rozemocjonowane, jak echo, wciąż powtarzając miłosne mantry.
Do tego chórku dołączała też i męska mentalna modła Jarvisa, tak samolubna i rozkoszna zarazem.
“Moja… moja… moja… moja...”
Ciało tawaif poruszało się popychane i drżące na stoliku, które cicho skrzypiało. Piersi ocierały się o tors brutalnego zdobywcy, a podbrzusze płonęło rozkosznymi doznaniami.
Mocniej, szybciej, intensywniej… spleceni razem w jedną istotę dotarli na szczyt.

Tego krzyku nie dało się w żaden sposób uciszyć. Kamala napięła się, kwiląc głośno, jakby została przeszyta mieczem. Nie cierpiała jednak, ni nie została raniona, a jej głos nie był wołaniem o pomoc…
Bardka zafalowała pod sylwetką czarownika, gdy jej zmysły eksplodowały roznosząc po jej łonie serię ładunków, które wprawiły ją całą w chybotanie. Dholianka pogrążyła się w przyjemnej pożodze, która huczała w umyśle kochanka, jakby cały cały harem, jakiego szejka, doszedł właśnie w tym samym momencie.
Tuląc go do siebie, zatopiła się w znakowaniu męskiej twarzy pocałunkami, bardziej instynktownie niż w zamierzeniu.
- I tak ci nie dam wypocząć w łóżku Kamalo - mruknął jej po chwili milczącego tulenia, drżąc od niedawnej eksplozji jaką bardka poczuła w sobie. - Jestem strasznie łakomy.
Ona zaśmiała się ze zmęczeniem, drapiąc delikatnie Jarvisa po łopatce.
- Chhiichaj… nie zdążyłam jeszcze ostygnąć, a ty mnie już straszysz… - Chrząknęła pozbywając się chrypki i jeszcze chwilę oddychała z wyraźnym wysiłkiem, muskając wargami ucho i policzek ukochanego.
- Bo słodka jesteś… nawet wtedy gdy zrzucasz ciuszki przed snem. - Położył głowę na piersiach dziewczyny. - Jutro wieczorem przyjdzie nam wykonać misję Dartuna. Niemniej przed południem możemy poszukać skarbów na półplanie. Trzeba by ściągnąć Godivę i Nveryiotha… choć możemy sami.

- Możemy... - Przez chwilę głaskała przywoływacza po włosach, zgarniając mu kosmyki ze spoconego czoła, by mógł się trochę ochłodzić.
- Rano chciałabym odwiedzić kilka miejsc… planuję zapisać się do koła historycznego, ale musze się dowiedzieć w jakich dniach i o jakiej porze obradują i później możemy iść szukać skarbu… choć jeden już mamy i czeka on na spieniężenie. Poszłabym do Vittorio i spytałabym się czy on nie chce troche wina. To właściciel tej “strasznej” karczmy, tylko, że… nie wiem czy znajdą się jacyś koneserzy tego trunku wśród stałych bywalców przybytku.
- Koneserzy znajdą się wszędzie - mruczał mag, leżąc na brzuchu ulubienicy. Nagle zamyślił się i zachichotał. - Godiva radzi bym nie leżał jak połeć mięsa na tobie, tylko zaniósł cię do łóżka i przytulił. Wróciła właśnie… wściekła nieco i rozczarowana. Bo więcej walczyła z pożarami niż wrogiem. Ale ma trzy topory wojenne, które przyniosła ze sobą.
- Pfff… tak jest przyjemnie - obruszyła się na żarty tancerka, splatając nogi na biodrach partnera. - To miłe czuć twój ciężar… i ciepło twego ciała… w łóżku będziemy się przytulać, kiedy pójdziemy spać. - Teraz to ona się zamyśliła, po czym ściągnęła nieco brwi. - Nie ma go w pokoju… nie było go też podczas walki… dziwne, mam wrażenie jakby się trzymał na granicy naszych zmysłów. Oby nie kombinował czegoś durnego, bo przysięgam, że zacznę go tłuc po tym łuskowatym pysku… - Chaaya nastroszyła się jak gniewna kuropatwa, ale zaraz wypogodniała. - Niezły łup, może odsprzeda jeden Nveremu?
- Ponoć… chodzi… z Godivą. Może do randki się szykuje? - zapytał żartobliwie mężczyzna, bawiąc się palcami na złotej skórze.

- Aćhaaaa… na peeewno. - Zaśmiała się dziewczyna, zapatrując w sufit. - Może łapie pijawki dla Jasrin, ta mała diablica daje mu nieźle popalić.
- Widzisz… nie było się czym martwić na targu, kiedy ją kupowaliśmy… - Jarvis wykorzystał ten fakt i mając wyeksponowaną szyję bardki, zabrał się za lizanie tego obszaru niczym kocur. Może rzeczywiście miał coś wspólnego z Gozrehem?
- Zobaczymy… póki co, jeszcze nie nawiązali więzi, ale chyba jeszcze trochę czasu musi upłynąć. - Drapała bezwiednie ukochanego za uchem, nadstawiając się pod język jak usłużna ofiarniczka. - Bardzo bym chciała, by miał kogoś jeszcze oprócz mnie… jest taki samotny, taki… niepasujący do otoczenia. - Zupełnie jak ona, ale tego nie powiedziała na głos.
- Znajdzie… nie martw się. Jest młody… ma czas by znaleźć - szepnął czule rozmówca, rozkoszując się gładkością szyi tancerki, czasami lekko ją kąsając.
- Oby - Ta mruknęła, wracając w pełni do czarownika. Uniosła głowę, by pocałowac go w czubek głowy, ale był za nisko, więc opadła ponownie na blat. - Nie daje mi spokoju ta wstążka. Fioletowa… nie pokazałeś mi jeszcze co można z nią zrobić, a trochę mi głupio wiązać ją sobie na szyi w kokardkę.
- Zawiązuje się ją też na oczach, by odciąć zmysły, jako koradkę, czasem na kostce lub nadgarstku lub zaplata na przedramieniu. - Zadumał się Jeździec, przerywając pieszczoty szyi i sięgając ustami do jej warg, w celu ich pocałowania.
- Och. - Chaaya nadstawiła się, ukontentowana z nadarzającej się okazji do pieszczoty, z wyraźnym zamysłem, poświęcając uwagę dolnej wardze przywoływacza. - Muszę zacząć ją nosić jako ozdobę w takim razie. - Uznając, że owa tasiemka, nie ma większego znaczenia czy podtekstu.
- Mhmm… może jeszcze kupimy razem dla ciebie jakieś… stroje… może… - Uśmiechnął się łobuzersko czarujący. - Pofiglujemy za parawanem u krawca?
- Kusząca wizja. - Nie określiła się jednak która, tradycyjnie drażniąc się z kochankiem. - Chodźmy do okna… - poprosiła go cicho, składając na jego brodzie kilka całusów.
- Zgoda... - Jarvis odsunął się od stolika, wyswobadzając Chaayę od swego ciężaru.

Kobieta usiadła spuszczając nogi na podłogę, po czym, niczym zwinne nimfiątko, przedreptała do okna, które otworzyła na oścież i wyjrzała na zewnątrz, by zaczerpnąć wilgotnego i chłodnego powietrza, w którym nadal czuć było zapach dymu.
- Macie tu fajną mgłę w nocy… zawsze gdy czytałam różne opisy wypraw, nigdy nie wierzyłam, że opary wodne mogą faktycznie tworzyć takie bajeczne kształty, nadając okolicy nutki tajemnicy, ale faktycznie… kronikarze nie kłamali. - Oparła się łokciami na parapecie, wypinając się subtelnie.
- To prawda… otula miasto… rozpościera się nad bagnami. Są magowie, którzy nią władają i kulty, które wierzą, że we mgle są uwięzione dusze dawnych mieszkańców miasta. - Mężczyzna podszedł do niej i oparł dłonie na wyeksponowanej pupie. Kamala poczuła muśnięcia języka pomiędzy pośladkami.
Powolne, leniwe, czułe… lubieżne.
Nie odpowiedziała, przyglądając się pierwszym mackom wodnej pary, które sunęły kanałem, powoli obłapiając fundamenty budynków.
- Bądź tam… delikatny. Dałeś mi nieźle popalić w operetce. - Mruknęła nie kryjąc z tego powodu zadowolenia. - U nas na pustyni krążą mity na temat piasku. Podobno każde ziarenko to tak naprawdę cząstka zmarłego mieszkańca… - Wzruszyła ramionami. - Jak widać kulty zmarłych łapią się tego, co akurat cechuje daną krainę - dodała zgryźliwie.
- W tym przypadku dochodzi jeszcze noc i alkohol i nadmierna wyobraźnia. Niektórzy naprawdę widzieli pochód duchów na wodzie. - Zaśmiał się cicho czarownik, po chwili wstając i tancerka poczuła przyjemny nacisk między pośladkami i twardą obecność ukochanego. Delikatnie ją zdobywającą.
- Ty podstępny… - Jak zwykle dała się zaskoczyć. Zaśmiała się cicho, prostując i napierając biodrami na maga. - Zagadałeś mnie, po to by wykorzystać… - poskarżyła się cicho, opierając dłonie na lędźwiach partnera. - Oddychała z wysiłkiem, starając dostosować się do nieustępliwego intruza.
- Straszny… samolubny… złodziejski… - mruczał jej, powoli się poruszając i rozkoszując doznaniami jakie sprawiało mu ciało partnerki.
- …i… ciągle ciebie spragniony - wyszeptał wprost do ucha, nachylając się ku niej.
- Delikatnie… prosze, delikatnie… - Kurtyzana bujała się na palcach, odwracając twarz w kierunku jego głosu. Usta szukały zaspokojenia w postaci warg umiłowanego. Kobiecy brzuch delikatnie drgał od przerywanego westchnieniami oddechu, gdy poczuła go dosadniej. Potrzebowała czasu by się rozluźnić, ale Jarvis nie mógł narzekać, bo jego odczucia były wyraźniejsze. Niczym garść ostrych przypraw w potrawie.
Przywoływacz jednak był delikatny, jego ruchy były powolne i leniwe. Obejmował dłońmi pośladki, by utrzymać spokojne tempo figli.
Za to całował żarliwie i namiętnie wargi, jakby rzeczywiście był spragniony.

W końcu poczuł jak przestaje być nieproszonym gościem. Zatapiał się w nią swobodniej, podczas gdy ona muskała jego usta drobnymi pieszczotami. Jeśli można było tancerkę do czegoś porównać, to jawiła się w jego ramionach jak łania, pochwycona przez drapieżnika. Nie walczyła, choć i nie poddała się ze swym losem, każdy bolesny sztych przekuwając w łagodny masaż dolnych pleców czarownika. Każdy łapczywy pocałunek w czułe odwzajemnienie. Jej biodra zaczęły zataczać powolne kółeczka, wychodząc na przeciw miłosnego ostrza, nieznacznie intensyfikując ich doznania.
Jeździec zaś wydawał się zadowolony pochwyconą zdobyczą, rozkoszując się miękkością jej ust i miękkością odczuwaną przy każdym powolnym zdobyciu. Spokojnie poruszając biodrami, drżał od doznań, ale nie zwiększał ich.
- Jesteś… słodziutka Kamalo. Mam ochotę konsumować… cię całą noc - wymruczał.
- Niech stracę… - odpowiedziała zmysłowo niskim głosem. - ...dziś jest twa szczęśliwa noc. - Noc jak każda inna w ich wypadku.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline