Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 06:51   #65
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Alexander, jak się okazało był dobrą ,pracowitą żoną, nawet jak nie do końca sprawną. Konie ze stoickim spokojem stały uwiązane do palików, a w ich zasięgu był jeden z cebrów pełen wody. Że zwierzaki nie zwracały się ku niemu, a kubeł był pełen, oznaczało to, że były napojone i cebrzyk stanowił jedynie niejako ‘zaplecze’ w razie gdyby chwyciło je pragnienie.
Ognisko płonęło, choć słabo, a ich legowisko w płytkiej pieczarze wyglądało na uporządkowane. Nawet resztki po posiłkach, w tym kości kaczek były zmiecione poniżej skalnej półki.
Sam bękart drzemał półsiedząc na kocach i nie zauważył tym samym wracającej żony. Dziewczyna odrzuciła zająca koło ogniska i nie bacząc na to, że Alexander śpi, rzuciła mu się na szyję, uściskając gorąco. Ta pobudka zszokowała go lekko, ale widać drzemka była płytka, bo nie znać było po nim stanu przejściowej nieprzytomności po wybudzeniu z głębszego snu.
- Aila… - powiedział z ulgą, obejmując ją.
W odpowiedzi uścisnęła go tylko mocniej, za mocno jak na zwykłą tęsknotę.
- Coś spotkałam w lesie... - mówiła nie odrywając się od jego szyi. - Coś... jakby człek, lecz bardziej trup niż żyw. Tylko... chodził na czterech kończynach i... usta... jego usta były dziwne, zasznurowane jakby. Kto mógł to zrobić?
Alex zmarszczył brwi i pogładził ją po plecach.
- Trup… usta? Ale jak to? - Był lekko skonsternowany. - Widział cię?
- Nie, ale... chyba wyczuł. Szukał mnie... ukryłam się. Potem uciekłam.
- Może… - bękart wyglądał jakby się zastanawiał - może to Pieterzoon? Nie zapominaj gdzie jesteśmy. Oni łupili ludzi. Z dziewkami zabawiali się, a wziętych żywcem mężów... - Wzdrygnął się. - Może to nieszczęśnik, którego tak urządzili i błąka się po okolicy pijąc jeno wodę i jedząc to co przejdzie mu przez zasznurowane usta…?
- O Boże... - Aila oderwała się od niego i odruchowo przyłożyła dłonie do ust - A ja go wzięłam za... za potwora. I zamiast pomóc... nie wiem, wydawało mi się, że on... może mnie skrzywdzić... Ale może to ty masz rację. Mój Boże, jaka ja jestem zła...
- Nie - odpowiedział. - Jeżeli jest jak mówię, to dobrze zrobiłaś. Ileż minęło czasu? Czy on jeszcze myśli jak człowiek żyjąc tak tygodniami. - Zgrzytnął zębami. - Powinienem iść z tobą. Przepraszam. - Objął ją mocniej.

Przytuliła się do niego, a kiedy w końcu ją puścił, zapytała:
- Myślisz, że powinniśmy go odnaleźć?
- Po wszystkim? To byłoby… właściwe. Ale mamy ważniejsze rzeczy do uczynienia, czyż nie? - Poczuła dłoń na policzku.
Lewym.
Westchnęła smutno. Dopiero po chwili zorientowała się, że dotyka jej uszkodzoną ręką.
- Ty... - spojrzała na niego roziskrzonym wzrokiem. - Ćwiczyłeś?
- Piłem z niej. Użyłem krwi. Ćwiczyłem… Ma ręka słaba, miecza w nią jeszcze nie uchwycę, ani swobodnie poruszać… ale. - Poczuła jak przeczesuje jej włosy niesprawną do tej pory dłonią. - Ale jest lepiej. - Uśmiechnął się rozradowany.
Wplotła swoje palce w jego i na moment przytuliła dłoń do policzka. Po chwili jednak uśmiechnęła się szelmowsko.
- Akurat żebyś mi pokazał jak przygotować zająca na kolację.
- Ja go oprawię. Ty ugotujesz. Brzmi uczciwie?
Aila spojrzała na niego tymi swoimi pięknymi, niebieskimi oczyma i zatrzepotała na dodatek rzęsami.
Westchnął.
- Odpocznij. Naniosłem wody. - Zaczął zbierać się do wstanie. - Ale nie miej nadziei, że będzie taki jak z zamkowej kuchni.
- Przy mnie mógłby nawet surowy być lepszy, więc będę się pilnie uczyć - zarzekała się z uroczym uśmiechem.
- A wiesz że chciałbym kiedyś zobaczyć jak gotujesz? - Przykucnął przy króliku i nieporadnie przytrzymując truchełko na wpół sprawną ręką zaczął odcinać łepek. Zgrzytnęło gdy nóż trafił na kręgosłup. - Obiecuję, że zjem ze smakiem.
- Myślisz, że lubię być okłamywana? - odpowiedziała, starając się nie odwrócić głowy. Jednak i tak skrzywiła się, gdy zgrzytnęło.
- No dobrze. Nawet jak będzie tragicznie, to zjem. - Uśmiechnął się do siebie. - Wiesz… ja pewnie wróciłbym z niczym, bałem się byś szła sama, ale jestem dumny z Ciebie. - Rozciął brzuch. Królicze flaki rozlały się jeszcze bardziej zjawiskowo niż u Armanda.

Tym razem dziewczyna nie wytrzymała i odwróciła na chwilę wzrok.
- No dobrze, widzę, że się uczysz. Zresztą nie musisz mi tego mówić. Wystarczy że mi to pokażesz jak będziemy do snu się kładli - rzuciła zadziornie.
- Do snu…? - Zaczął obdzierać królika ze skóry. Mimo iż nie miał pełnej władzy w prawej dłoni, to jakże miło było czuć nią, móc w ogóle poruszać. - Mamy kociołek… Możemy zrobić potrawkę zamiast smażyć… To nie mniej niż dwie świece gdy będzie gotować się nad ogniem…
Parsknęła wesoło.
- Chodziło mi o to, że uczysz się mnie chwalić... po naszej rozmowie ostatnio. - zawstydziła się chyba nieco. - Nie musisz mnie chwalić za każdym razem, żebym czuła się ważna. Starcza, że nie hamujesz się w okazywaniu mi tego.
Spojrzał na nią przerywając na chwilę oprawianie królika.
- Nie mam zamiaru komplementować cię za nawet najmniejszą rzecz jaką uczynisz… - Westchnął i wrócił do zdzierania futerka z martwego zwierzaka. - Alem rzeczywiście nieprędki do pochwał… nie dziwie się, żeś zła było i przykrość ci to sprawiło. Po prawdzie… - Odrzucił skórę i zaczął oddzielać mięso od kości. - Nie okazałem nawet dziesiątej części jakem był pod wrażeniem jak przygotowałaś ślub i wesele. A dziś? Jako rzekłem, ja pewnie wróciłbym z niczym. I naprawdę z ciebiem dumny. Nie tylko za dziś i królika. Za ostatnie dni. I nie rzeczę tego tylko dlatego, żeś wczoraj… - urwał skupiając się na króliku.

Aila podeszła i bez słowa po prostu wtuliła się w jego szerokie plecy, zaglądając czasem przez ramię, co czyni. Tym razem nie zareagował poza lekkim przekręceniem głowy i muśnięciem ustami jej ramienia. Szło mu tak sobie, ale półsprawną ręką przytrzymując królika, odkrajał mięso lewą i jakoś to szło… Jakoś.
W końcu zostały tylko kości, ale przy jego sprawności i odkrajaniu mięsa niewprawiona dłonią zostało na kościach tyle, że biedna rodzina jak tych gospodarzy z Wilczych Dołów miałaby z tych resztek polewkę na wieczerzę dla całej czwórki.
- Wybieraj tedy małżonko. Smażyć, czy do kociołka wrzucić na gotowane? - odwrócił ku niej wzrok z iskierkami wesołości w oczach.
- Gotuj, drogi mężu... gotuj mi dziś wieczór, a potem gouj się. - Zachichotała. Przelotnie pomyślała o tym, by zasugerować wygotowanie słabo okrojonych kości, ale nie chciała urągać dumie Alexandra.
Ten zaś wstał i wlał wody do kociołka, po czym wrzucił doń kawałki mięsa… i po prostu włożył żeliwne naczynie do ognia.
Odwrócił się ku żonie.
- Dwie świece nie mniej buzować będzie. - rzekł zbliżając się powoli.
- A jakichś ziół nie spróbujemy dodać, by do smaku było? - zapytała dziewczyna.
- Babka mówiła, że na zdrowie dobrze czynią, a noc może być chłodna. My zaś… - spojrzał obok. - Jeno dwa liche koce.
- Ach, myślisz o tych... - spąsowiała. - W sumie... czemu nie... skoro i tak...

Wstała i wróciła po chwili z woreczkiem ziółek od wieśniaczki. Podając je jednak Alexandrowi, odwróciła nieco głowę.
Speszył się odbierając woreczek.
- Myślałem, że to tobie o nie chodzi… innych nie mamy. - Zerknął na kociołek i na woreczek. Mina jaką zrobił przypominała chochlika. - Hmmm? - Uśmiechnął się unosząc brew i wystawiając woreczek nad kociołek.
Zatkała usta dłońmi w geście zdumienia.
- Chyba nie wrzucisz wszystkiego! - powiedziała głucho, ale... czy nie dostrzegł w jej oczach wyzwania?
- Waham się. Starczy jedno “słowo”.
Aila patrzyła na niego, wciąż trzymając usta zakryte. W końcu pokręciła lekko głową. Nie zamierzała używać “słowa” na razie.
Powoli, ale jakby posłusznie wedle braku ich ustalonego sygnału cofnął rękę… Ale po chwili wyprostował ją z powrotem i przechylił. Jeno na tyle by do zaczynajacego buzować kociołka wpadły ze dwa listki, nie więcej.
- Chroń zatem - Rzucił jej woreczek z lekkim uśmiechem. - Strażniczko ziół.
Odpowiedziała także uśmiechem.
- Myślisz, że kiedyś będziemy potrzebować?
- Myślę… - Zbliżył się do niej. - Że chcę cię bardzo teraz, bez żadnych ziół.
- Bardziej niż zająca? - zapytała, patrząc na niego znacząco, po czym jakby straciła pewność siebie. - Lepiej nie odpowiadaj. Dla dobra naszego małżeństwa.
Nie odpowiedział.
Przynajmniej słowami.


- Jak cię nie było… - Alex rzekł przełykając jeden z ostatnich kęsów zająca - to piłem z niej. Widziałaś zresztą poprawę. Ale krwi w niej już niewiele. - Przejechał dłonią po jej włosach rozrzuconych na kocu. Leżała obok syta. W obu wariantach ‘sytości’. - Jeżeli mamy ruszać dziś przed świtem… Mamy trzy konie, potrzebujemy dwa.
- Ja... bałam się, że to zaproponujesz - powiedziała po chwili. Twarz miała poważną, wpatrując się w księżyc, zawieszony wysoko ponad nimi.
- Dobrze. - zgodziła się - Zrobimy to... rankiem. Potem dzień cały będziesz ćwiczył... i zobaczymy.
Objął ją.
- Odsuwanie tego… - Urwał patrząc w ogień. - Odsuwanie tego nic nie zmieni. Możemy zrobić to teraz i jeżeli Vitae pomoże… ruszyć przed świtem. - Przesunął uspokajająco dłonią po jej ramieniu.
Westchnęła i podniosła się ciężko.
- Masz rację. Chodźmy zatem.

Alexander też wstał i podniósł miecz. Powoli wyciągnął go z pochwy… stal zalśniła w świetle księżyca.
- Weź oba kubły - powiedział cicho. - To duże zwierzę.
- Tylko... zrób to szybko i... może wpierw tamte odprowadzę kawałek? - zatroskała się młoda szlachcianka, która wciąż nie mogła przywyknąć do brutalnej rzeczywistości, jaka dotyczyła zwierząt w otoczeniu.
- Szybko… - Zgodził się. - Odprowadzimy tylko jego. Za sąg drewna. I tam dopiero… Nie martw się nie poczuje bólu.
Skinęła tylko głową. Poruszała się sztywno, nerwowo, lecz bez paniki. Widać, że panowała nad emocjami, choć ta chwila wiele ją kosztowała - chyba więcej niż wytoczenie krwi z Armanda, bo zwierzę w przeciwieństwie do opata było niewinne. Alex też o tym myślał idąc ku koniom i biorąc półsprawną dłonią za uzdę ufnego wierzchowca.

[MEDIA]https://images.fineartamerica.com/images-medium-large-5/white-horse-in-autumn-brian-jannsen.jpg[/MEDIA]

Odprowadzili go za sąg i Alex spojrzał na małżonkę.
- Postaw cebry pod jego głową i… - zawahał się. Nogi musi mieć szeroko, by nie padł na bok. Przynajmniej przednie.
- Niby jak mam... - to było nieco zbyt wiele dla żyjącej na zamku kasztelanki. - Ja nie wiem... jak...
- To koń tresowany pod wierzch - powiedział cicho Alex . - Unieś mu nogę, to nie zaprotestuje. postaw szerzej… - Uniósł miecz w obie dłonie, zwykle posługiwał się jedną tym mieczem. Aila widziała, że prawica lekko drży. A może obie? - Wystarczy że na chwile postawi nogę tam, gdzie ją skierujesz, nim dostawi drugą… będzie po wszystkim.
Tym samym Alexander uczynił ją odpowiedzialną za wybór momentu, w którym umrze zwierze. Dziewczyna przełknęła ślinę i pogładziła konia po pysku delikatnie. Następnie zrobiła tak, jak mówił jej mąż - uniosła nogę konia i spróbowała odciągnąć nieco ku sobie.
Koń zarżał cicho, ale nie protestował zbytnio. Odciągnęła jego uniesioną nogę w bok stawiając na ziemi i nawet chyba w mroku zobaczyła spięcie mięśni drugiej z przednich nóg, którą chciał odruchowo dostawić.
Nie zdążył.
Rozległ się krótki świst powietrza i chlapnęło. Łeb potoczył się po ziemi a ciało wierzchowca załamało się dopiero po krótkiej chwili. W tej pozycji po prostu opadł na brzuch, a Alex doskoczył i dostawił kubeł pod przerąbaną szyję, z której krew ciekła nawet nie strumieniem. Falą.

Oboje byli ubrudzeni krwią zwierzęcia, czego nie dało się uniknąć. Dziewczyna stała chwilę, jakby ją zamurowało, po czym jednak przytomnie podeszła bliżej z drugim wiadrem, by podmienić szybko to, które już prawie się napełniło.
Krew ciekła już wolniej i przy trupie zwierzęcia ułożonym w tej pozycji pewnym było, że nie cała skapnie do wiadra. Ale płynęła wciąż.
Alex wbił miecz w ziemię i zbliżył się do Aili.
- Mi też żal - powiedział obejmując ją.
- Po prostu nie możemy dopuścić, by to... poszło na marne - odparła, tuląc się do męża i starając z całych sił powstrzymać łzy.
- Jakkolwiek mi żal… - Pocałował ją w policzek. - To wolę czynić coś dla żywych, niż martwych. Potrzebują nas na Kocich Łbach Ailo - rzekł miękko. - To jeno zając. Nawet jak boli. - Uścisnął ją i ujął w dłoń ciężkie od krwi wiadro.
Spojrzała na trupa a potem na męża.
- To drugie... niech jeszcze do niego pokapie, przyniosę je później. A teraz może ci pomogę? - doskoczyła do niego.
- Pójdźmy zatem.

Donieśli wiadro do groty mało co nie wylewając. Alexander stanął przed wiszącym głową w dół ciałem nieumarłej.
- Teraz Ty przytrzymaj jej głowę, ja poleję.
- Jesteś pewien? Nie musisz ćwiczyć w każdym momencie, a jednak moje ręce pewniejsze... - delikatnie zaprotestowała, nie chcąc, by znów poczuł się kaleką.
Lecz on po chwili zastanowienia kiwnął jedynie głową i odstawił kubeł. Stanął bokiem do Theresy i ranną nogę wsunął między skałę a jej plecy. Odchylił ją bardzo delikatnie, być może aby sznur na występ skalny zarzucony i uwiązany do palika nie ześlizgnął się. Ujął jej głowę w obie dłonie i odchylił wprzód, przez co jej twarz była skierowana ku górze. Mniej sprawną dłonią sięgnął ku ustom wampirzycy i palcami rozchylił je. Czy Aili się zdawało, czy przez tą delikatność rzeczywiście przebrzmiewała czułość?
Przełknęła ślinę, lecz nic nie powiedziała, obserwując poczynania męża, który mając wplecione dłonie we włosy wampirzycy powoli oderwał od niej wzrok i spojrzał na żonę.
- Ailo? - spytał spoglądając to na nią to na kubeł pełen krwi.
Zacisnęła usta, po czym sięgnęła po wiadro i zaczęła znów powoli, ciurkiem wlewać krew do gardła wampirzycy. Może ze zdenerwowania, ale rozlała trochę… końska jucha rozlała się po boku twarzy Theresy szpecąc oblicze zaciekami.
Alex spojrzał na Ailę i uniósł stojący na ziemi puchar.
- Ty, czy ja? - spytał cicho. Nie patrzył już na wampirzycę.
- Zacznij, skoro jesteś przy niej. Jak w ogóle się czujesz? - zapytała ostrożnie.
- Czuję…? Dobrze - Uśmiechnął się lekko i zerknął ku blademu, nagiemu wiszącemu ciału. Tym razem puchar trzymał w rannej dłoni. Nie dał też się dwa razy zapraszać i stanął przed Theresą sięgając ustami w miejsce, które uprzedniego dnia nakłuł by mieć lepszy dostęp stojąc, nie sięgając ku szyi. Zdrową ręką docisnął blade udo do ust, być może by mocniej wessać się w ciało nieumarłej.

Aila przyglądała mu się, lecz nic nie mówiła. Po prostu obserwowała aż do nadejścia jej kolejki. Alexander oddał jej wtedy puchar i odsunął się bardzo nieznacznie.
Obserwował żonę.
Szlachcianka wyjęła nóż z zamiarem zrobienia nowego nacięcia po drugiej stronie ciała Theresy, przy okazji zerkając jak zareaguje na to Alexander. Lecz on jeno stał, patrzył, czekał…
To ja nieco uspokoiło. Nacięła drugie udo i stamtąd zaczęła sączyć wampirzą krew, wypluwając ją do kielicha, co było słodką rozkoszą dla niej. Znów obiecała sobie jeden łyk nektaru.
Tymczasem Alexander zbliżył się i stanął tuż obok.
- Myślałem - zaczął spoglądając na żonę wpitą ustami w białą zimną skórę - co będzie, gdy przyjdzie nam ją obudzić… - Jego dłoń spoczęła na kołku widocznym doskonale, gdy wampirzyca wisiała głową w dół a ręce zwisały do ziemi.
Pchnął leciutko.
Drewno minimalnie poruszyło się w ciele nieumarłej na pół cala wychodząc bardziej z prawego boku.
Aila błyskawicznie odrzuciła puchar i wycelowała w niego kuszę.
- Ani się waż - powiedziała z groźbą w głosie.
Zamarł odruchowo, w jego oczach pojawił się… strach? Czy może jedynie niezrozumienie tego co Aila czyni.
- A...ale, czemu…? Ailo? Cóż ty czynisz? - Spojrzał spanikowany na wampirzycę.
- Nie dotykaj kołka. - powiedziała ostro, po czym dodała - Dziś ją zabijemy, więc lepiej żebyś się nasycił. Resztę sam możesz wyssać. - Wstała, wciąż celując w niego z kuszy.
- Nie pozwolę ci jej zabić gdy mówisz to w gniewie, nie wiedząc co czynić chcesz. - Mimo wszystko Alex odsunął się wciąż patrząc na żonę.
- Więc udowodnij mi, że nie masz do niej słabości, że jej krew nie uczyniła z ciebie niewolnika... bo jak mogłeś w ogóle pomyśleć o jej uwolnieniu? To przecież bestia. I to wściekła na nas.
- Wściekła - Alexander nie ruszał się nawet o cal. - Ale łańcuchy mogą ją utrzymać, gdy zostawić ją prawie bez krwi. Ailo… - Spojrzał na nię smutno. - Sama żeś chciała… potęgi. Wyzwolenia ze śmiertelności. - Sięgnął powoli ku Theresie i tknął jej biodro.
Zakołysała się.
- Elijahę musimy zniszczyć. Jeżeli chcesz być nieśmiertelną, to ona drogą. Chędożyć mą rękę. Pomyśl sama czego chcesz. - Uczynił jeden krok ku żonie. - A jeśliś w podejrzeniu, żem w jej więzach… Jam przezwyciężył te Elijahy, tyle lat… z miłości. Rzeknij cóż mam uczynić, by cię przekonać. - Stał spokojnie zrozumiawszy chyba w czym ma podejrzenie.
- Zgódź się. Powiedz, że mogę ją teraz zabić, jeśli tylko chcę - odparła, wciąż trzymając kuszę, choć już nie celowała w niego, lecz w wampirzycę.
Skrzywił się z jakimś dziwnym zacięciem.
- Elijahę zniszczę - rzekł twardym jak stal głosem. - Albo zginę. Ona… - Spojrzał na wiszącą Theresę, ale zaraz znów przeniósł spojrzenie na Ailę. - Ona źródłem nieśmiertelności - rzekł cicho. - Czy jako śmiertelni oszukiwać czas pijąc jej krew? Czy też jak rzekłaś… że chcesz być jak ona. - Cofnął się. - Jest twoja. - Zaczął wspinać się w górę, ku pieczarze. - Rób co uważasz, ale nie pod wpływem emocji. - Jego głos był cichszy. - Idę legnąć. Masz całą noc, ja zaakceptuję cokolwiek uczynisz.

Nie zatrzymywała go. Kiedy upewniła się, że faktycznie poszedł się położyć, ruszyła po ostatnie wiadro krwi i niezdarnie, bo w pojedynkę, napoiła nią wampirzycę. Sprawdziła kołek, czy na pewno tkwi w jej sercu, dociskając jeszcze bardziej, po czym sama udała się na spoczynek.
Alexander nie spał, patrzył tylko w ogień.
- Po niej? - spytał bez emocji.
- Nie. - odparła, zdejmując buty a potem kubrak. Bardziej się jednak nie rozebrała. - Napoiłam ją resztą posoki - dodała, obracając się do męża plecami. Zamknęła oczy.
Przekręcił się przyklejając się do jej pleców.
- Kocham Cię - rzekł składając głowę obok jej głowy i obejmując. Nie rzekł ni więcej.
- Jest jedna obietnica, której chcę od ciebie... - odezwała się w ciemności. - Przyrzeknij, że jej nie uwolnisz bez mojej zgody.

Zawahał się?

Milczał przez chwilę.
Nie bacząc na jej reakcję obrócił ją ku sobie i pocałował w usta bardzo lekko, przelotnie.
- Jest Twoja. Całkowicie. - Przeczesał jej włosy. - Obiecuję na mój ho… - urwał. - Obiecuję na siebie, nie uwolnię poza jednym przypadkiem.
- Jakim? - zapytała i dodała: - Jeśli chcesz na coś przyrzekać, to przyrzeknij na tę miłość, którą mi właśnie wyznałeś. - Spojrzała na niego w ciemności.
- Obiecuję na tę miłość - W ciemności przygasającego ogniska poczuła jego wargi na czole. - A ten przypadek jej przebudzenia… to gdybyś umierała. Zmuszę ją wtedy by cię obdarowała… - urwał. Co tu było więcej mówić. Pocałowała go, uspokojona. I tylko gdzieś na dnie jej umysłu ostrzegawczy dzwoneczek jeszcze nie ucichł.
Mimo iż buzowało w nim podniecenie, być może wzbudzone ‘przyprawą’ do zająca, to uniósł ją lekko i złożył jej głowę na swojej piersi i gładząc po plecach przymknął oczy by usnąć.
Aila czekała, aż jego oddech wyrówna się, wtedy też sama zasnęła, wtulona w niego.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline