Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 08:24   #72
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Po intensywnym powrocie i chwilach namiętności… z prysznicem niestety, Carmen mogła odpocząć i zabrać się za pakowanie. Nadchodziło południe i czas obiadu. Dobra okazja do oznajmienia pozostałej dwójce co do następnych ich działań, bo spotykali się przy wspólnym stole. Tyle że jak oboje przyjmą pojawienie się kolejnej pasażerki, tym bardziej że nie skonsultowała tego z nimi. Gabi… podlegała Carmen więc nie mogła protestować. Natomiast Orłow to już inna bajka.
- Spotkałam się z moją wtyką od Yue - powiedziała nad posiłkiem - Ta cała impreza bankierska w Singapurze jest dopiero za 2 tygodnie, więc warto, byśmy teraz polecieli do Szwajcarii. Co więcej, moja wtyczka - Huai, też się tam wybiera, więc zaproponowałam jej wspólny lot. - zwróciła się do Orłowa - Sam będziesz mógł ją wtedy poznać i podpytać. Pytanie tylko kiedy wylatujemy?
- Czy to dobry pomysł? - zamyślił się Rosjanin przyglądając się Carmen.- To twoja wtyczka, więc może nie być rozmowna przy większym gronie. I po co ona wyrusza do Szwajcarii?
- Do wstydliwych raczej nie należy, a w Szwajcarii nam się przyda, bo ma tam załatwić kilka spraw dla Chinki i... poszperać głębiej odnośnie naszej sprawy. Swoją drogą co nieco się dowiedziałam o strukturze sekty, która zaczęła na nas polować. Moja znajoma asystentka z wykopalisk jest tam niezłą szychą... No ale też z tego względu, że zaczęli na mnie polować, a może i na was, warto byśmy dziś w nocy lub jutro wylecieli.
- Szpieg Yue… A jeśli ona nie jest z tobą całkiem szczera? Kto wie, co naprawdę ta Chinka robiła na tamtej akcji.- zamyślił się Orłow pocierając podbródek.
- Możemy jutro rano wyruszyć.- dodała Gabi i zamyśliła się dodając.- Moglibyśmy i dziś w nocy, ale lepiej startować i lądować za dnia. Tak bezpieczniej.
Carmen skinęła głową Gabrieli.
- Jutro rano brzmi dobrze. A co do szpiegostwa... myślisz, że sama nie śledziłam Yue? Wiem, po co tu przybyła i wiem, ze to nie ma związku z nami. Tyle powinno ci wystarczyć. A jeśli bardzo nie chcesz, mogę powiedzieć Huai, że jednak nie zabierzemy jej. Myślałam po prostu, że skoro i tak lecimy w tym samym kierunku, przyda się nam nieco czasu na poznanie się i pogadanie... czasem taka luźna gadka więcej mówi właśnie o nastawieniu człowieka czy jego przełożonych, niż czytanie konkretnych raportów. - dodała zniecierpliwiona.
- Tego nie mówię, jednak powinnaś być ostrożna w ocenie sytuacji. - odparł spokojnie Jan Wasilijewicz. - I brać zawsze pod uwagę ukryte intencje Chinki.
Potarł podbródek dodając.- Trochę mi to… psuje plany, ale niech ci będzie. Zawsze lepiej mieć na oku… nawet sojuszników.
- Ach... - wymknęło się Carmen. Dopiero teraz przypomniała sobie o obietnicy Rosjanina, że weźmie ją w toalecie aeroplanu. Uśmiechnęła się do niego z udanym politowaniem.
- Przede wszystkim praca. Ja dziś wieczorem będę musiała wyskoczyć, pozałatwiać kilka spraw przed wyjazdem. Jeśli macie jakieś swoje biznesy, to też proponuję dzisiaj je zamknąć. Jutro może nie być już czasu.
- To samo z basenem. Korzystajcie póki możecie. Aeroplan go chyba nie ma?- zapytał ironicznie Orłow znając odpowiedź.
- Taki malutki tylko, dla wiewiórek.- odparła żartobliwie Gabi.
Carmen parsknęła śmiechem. Atmosfera nieco się rozluźniła.


Nadchodził wieczór. Carmen w przeciwieństwie do Orłowa mogła się relaksować w jego pałacyku, bowiem niezastąpiona Gabriela załatwiała za nia wszelkie formalności w biurze gubernatora. Doprawdy… jak ona sobie radziła bez takiej pomocnicy? Posiadanie Gabi miało wiele zalet. Ale teraz Brytyjka nie myślała o żadnej z nich. W tej chwili myśli koncentrowały się na bladolicej Chince. Nadchodził wieczór… a wraz z nim plany do realizacji. Nieco się jednak uspokoiła, a szybki i gorący seks z Orłowem w porze podwieczorku w jej komnacie znacznie ostudził apetyt na nowe eksperymenty. Musiała jednak przyznać, że wciąż była ciekawa Huai jako osoby. A że i tak nie miała nic ciekawego do roboty, zanim Rosjanin nie upora się ze swoją papierkologią, postanowiła odwiedzić panią kapitan w jej hotelu.
Dotarłszy na miejsce rozejrzała się po znajomym holu zastanawiając się co zrobić dalej. Zaanonsować przez recepcję czy skierować się bezpośrednio do pokoju, który ostatnio zajmowała Yue? Ach te wybory.
Wybrała drugą opcję, nie chcąc zanadto zwracać na siebie uwagi personelu. Dotarła na miejsce bez większego problemu.. o dziwo natrafiając na rzecz wielce intrygującą. Żadnych strażników tym razem przed drzwiami nie było.
Zapukała więc do nich.
I nie otrzymała odpowiedzi.
Zapukała raz jeszcze, głośniej.
- To ja, Carmen. - powiedziała wyraźnie.
- Wejdź i czekaj! - zza drzwi rozległ się głośny i nie znoszący sprzeciwu krzyk.
Czyżby ją na czymś przyłapała, że Chinka zareagowała tak żywiołowo? Może właśnie dręczyła jakąś swoją ofiarę? W głowie Carmen kiełkowały coraz to śmielsze wizje. I poczuła, że... chce wiedzieć. Otworzyła więc drzwi, lecz już do drugiego polecenia się nie zastosowała. Ruszyła w głąb mieszkania.
Niestety dość szybko śmiałe wyuzdane wizje musiały ustąpić twardej rzeczywistości. Odgłos prysznica z łazienki świadczył o tym, że Chinka bierze prysznic. Nago… oczywiście. Co przypomniało Carmen, że Huai widziała jej zadek… ale Carmen nie mogła się pochwalić tym samym. Przywiodło też wspomnienie jej własnego prysznica po tym, jak spacerując dzisiejszego rana z Chinką u boku, bardzo się zgrzała.
Przełknęła ślinę, jednak nie znajdowała w głowie wymówki, by spełnić kolejną zachciankę i wejść do środka. Usiadła więc w fotelu i postanowiła zaczekać na kobietę.
Siedziała w fotelu cicho, słysząc wyraźnie prysznic i widząc lekko uchylone drzwi do łazienki, dzięki czemu Huai usłyszała pukanie Brytyjki do drzwi. Ale teraz… sprawiały, że Carmen miała wrażenie, iż siedzi na krześle elektrycznym czekając na wyrok. Zmieniła więc siedzenie, by znaleźć się możliwie w jak najlepszej pozycji, by widzieć przez szparę w drzwiach, co dzieje się w łazience.
Zazwyczaj nie dostrzegała co prawda zbyt wiele, ale czasem myjąc się Chinka ustawiała się tak, że Brytyjka mogła przyglądać się jej nagiemu gibkiemu ciału… blademu i kuszącemu swą egzotyką. Dłonie Huai obmywały zgrabne piersi z pietyzmem i delikatnością, podobnie jak krągłe pośladki. Widok ten jednak często ustępował zielonkawym kafelkom prysznica, gdy Huai zbliżała się zapewne do niego. A mimo to Brytyjka miała wrażenie, że to jest spektakl dla niej. Siedziała więc na kanapie, rozkładając ramiona na jej oparciu, jakby bała się, że jeśli dotknie swojego ciała teraz, to nie będzie umiała już przestać.
Było tak łatwo sobie wyobrazić własne dłonie wędrujące po tych piersiach.. było łatwo sobie wyobrazić, że gdy Huai nie jest dla niej widoczna, to dotyka się między udami rozkoszując świadomością jak działa na siedzącą Brytyjkę. Zbyt łatwo.
- Dlugo jeszcze? - warknęła ostrzej niż by chciała. Czuła jednak, że musi jakoś zmącić te zmysłowe fantazje, by im nie ulec.
- Jakbyś podała konkretną godzinę… to byłoby mi łatwiej się przygotować. Spieszy ci się gdzieś? - usłyszała w odpowiedzi.
- Sama nie wiedziałam, że będę w okolicy - skłamała, po czym rozejrzała się - Masz tu coś do picia czy iść zamówić?
- Barek jest pełen.- odparła Huai, a Carmen posłyszała odgłos zakręcanego prysznica.
Nie chcąc się zdradzić z tym ile widziała, Carmen podniosła się ze swojego miejsca i nalała im do dwóch szklaneczek jakiegoś wina. Po chwili namysłu, przechyliła zawartość jednej z nich i znów dolała. Teraz postawiła szklaneczki na stole, czekając na swoją gospodynię znów na fotelu.
- Szlafroki w tym hotelu są…ugh... a może to Yue zostawiła swój? To by było w jej stylu. Bałaganiara. - usłyszała za sobą odgłos Huai, okrytej łososiowej barwy szlafrokiem, który pokazywał kobiecą stronę jej natury przylegając do niej dość mocno. Włosy Chinki sklejone w mokre pukle przypominały wężowe sploty… wyglądała niczym meduza… z tych bardziej kuszących wcieleń tego potwora.
Sama Huai po wyjściu z łazienki uśmiechnęła się taksując spojrzeniem strój Brytyjki najwyraźniej wielce nim zainteresowana… a może tym co okrywał?
Po prawdzie Angielka zdecydowała się na nieco bardziej wykrojoną sukienkę w swoim ulubionym, czarnym kolorze, tak kontrastującym ze śnieżnobiałą skórą Chinki.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/originals/65/4e/3b/654e3ba6e6bfe30ee9d3d62899078d39.jpg [/MEDIA]

- To raczej Yue. - przyznała z uśmiechem Carmen - Ale muszę jej podziękować. Zobaczyć cię w kobiecym ciuszku, to pewnie rarytas.
- Mam trochę sukni… ale nie mam okazji, ani powodów by je zakładać.- Huai usiadł w fotelu naprzeciw Brytyjki zakładając nogę na nogę i spoglądała w dekolt jej sukienki. Jakby chciała go rozerwać. - Więc… jakie nowiny przynosisz?
- Może kiedyś zagramy na przebieranki? Chętnie zobaczę jak się rumienisz - zaśmiała się Carmen, popijając łyk wina, po czym jednak przeszła do drugiej części wypowiedzi - Jutro rano wylatujemy, bądź więc gotowa około... 10, powiedzmy. Podjedziemy pod hotel po ciebie.
- To zbyteczne. Mogę sama przybyć na lotnisko.- zamyśliła się Huai z początku ignorując pierwszą propozycję. W końcu jednak sięgając pod wino dodała. - Nie bawię się w przebieranki, chyba że w łóżku, więc... raczej nie zobaczysz jak się rumienię.
Na pewno zobaczyła większy dekolt, gdy Huai się pochylała.
- Znów jesteś opryskliwa. - zauważyła na to Carmen, po czym zapytała - Co zamierzasz robić w Zurychu?
- No… przykro mi że mam niewyparzony pyszczek.- zaśmiała się głośno Chinka upijając trunku.- Yue też mi to wytykała, ale nie zajmuję się dyplomacją więc nie widzę problemu.
- Są jednak obszary, gdzie taki ruchliwy języczek to tylko zaleta - rzekła w przypływie odwagi Carmen. Prawdą było wszak, że już trochę wypiła przy obiedzie i teraz wypite duszkiem wino zaczęło dość szybko na nią działać.
- A gdzie niby?- zapytała zaciekawiona Huai popijając wino i zamyślając się.- Hmm... nic ciekawego nie czeka mnie w Zurychu.
- Wiec po co tam lecisz? - Carmen umiejętnie zbyła pierwsze pytanie, by obudzić w kobiecie uczucie niedosytu.
- Cóóóż… nie leciałabym, tylko wysłałabym telegramy. - stwierdził Huai zadumana. Upiła nieco wina.- Ale może i lepiej że lecę. Wiesz… to ja będę odpowiadała za bezpieczeństwo klientów ze Szwajcarii, więc warto by dowiedzieć się jakie wymagania mają względem bezpieczeństwa.
Brytyjka również się napiła, opróżniając drugą szklankę.
- Mam do ciebie prośbę. Możesz przy okazji po prostu rozejrzeć się czy jakiś Szwajcar o inicjałach AC albo prawnik Hercel nie wpadną ci w oczy. A jeśli tak, podesłać mi cynk na ten temat? Oczywiście, wiem, że to wykracza poza twoje zadanie, dlatego chciałabym się umówić z tobą niezależnie. I dowiedzieć czego byś chciała w zamian.
- A czego niby miałabym chcieć w zamian? Obiecałam Yue, że ci pomogę w potrzebie.- stwierdziła zdziwiona Huai i westchnęła dodając.- Zresztą… niech pomyślę… AC? To będzie… osiem osób jeśli liczyć tylko mężczyzn. Dziesięć jeśli wliczyć kobiety.
- Potrzebna mi pełna lista. - Carmen aż się zdziwiła jak łatwo poszło - Chyba że już teraz wiesz kto finansował tutaj wykopaliska.
- Lista? Nie teraz.- westchnęła wyraźnie rozleniwiona Huai i wzruszyła ramionami dodając.- To bankierzy i przedstawiciele finansjery. Biznesmeni… a nie fundatorzy wykopalisk. Nie wydaje mi się bym słyszała o takim przypadku.
- Chciałabym ich jednak sprawdzić. Możesz to dla mnie przygotować na dniach? Będę zobowiązana. - powiedziała Carmen, przyglądając jej się.
- Jutro… albo pojutrze. I to… ta lista ogranicza się tylko do tych ważniejszych osób. Mniej ważnych gości nie zaszczycę… nie znam ilu z nich to AC. - spojrzała w kierunku barku, wyginając ciało i napinając mięśnie tak że wydawało się że szlafrok nie wytrzyma na jej ciele pękając niczym wylinka węża.
Wstała dodając.- Chyba mam coś mocniejszego w barku.
- Spoko, ten mój, to na pewno gruba ryba. Jakbyś tez namierzyła tego prawnika, może się kręcić przy większej ilości forsiatych... - zawiesiła głos, po czym spojrzała na szlafrok z wyrzutem, jakby mając do niego pretensję, że został tak dobrze uszyty - Ja już podziękuję. Za dużo dziś wypiłam. - odparła.
- Dobrze…- ruszyła ku barkowi i zerkając za siebie od czasu do czasu za siebie na Carmen. - Pamiętaj tylko, że to będą tylko imiona i nazwiska. Nie wiem o nich nic poza tym.
- Jasne, mój wywiad ruszy resztę. - opowiedziała Brytyjka, po czym czując się w obowiązku, by... nie chlapnąć niczego, wstała powoli z fotela - No to czas na mnie. Widzimy się jutro na lotnisku. - powiedziała.
- Ooooo… tak… szkoda.- wymruczała sięgając po butelkę i popijając z gwinta. - Tyle strojenia z twej strony i trafiłaś na kogoś… kto nie potrafi tego docenić.
Zachichotała stawiając butelkę na stoliku i podeszła do Carmen chwytając ją za pośladki i przyciągając do siebie. - Ale… no… nie myśl że nie doceniam wysiłku,
I pocałowała namiętnie usta Brytyjki.
- No to… teraz możesz… wyjść obrażona na mnie. I zwalić to na alkohol.- zaśmiała się głośno Huai.- Jutro ci przejdzie.
Puściła zaskoczoną arystokratkę i zaczęła ją popychać w kierunku drzwi. - A teraz wyjdź zanim zaczniesz się dąsać z powodu głupiego cału...
Nie dokończyła, bo w jej ustach wylądowały dwa paluszki Carmen, które przed chwilą, gdy Chinka zaczęła swój popis niezależności wsunęła sobie pod majtki i zanurzyła w wilgotnej szparce. Teraz więc jej soczki trafiły bez pytania czy jakiejkolwiek zapowiedzi do ust pani kapitan.
- Skoro już zwalamy na alkohol to obie. - szepnęła, patrząc jej w oczy. Cofnęła paluszki, gdy wiedziała już, że język Huai rozpoznał smak.
- Dobranoc. - dodała nonszalancko i... ruszyła do wyjścia.
- Zdejmij je.. i możesz zostać parę godzin. Majtki. Nie myśl że pogonię za tobą do drzwi.- usłyszała za sobą Carmen, gdy już była przy samych drzwiach. Usłyszała jak Huai nalewa sobie alkohol.- Albo wyjdź… w sumie tak będzie lepiej i bezpieczniej.
Chinka nie wiedziała, że w takich sytuacjach Carmen lubiła zawsze znaleźć trzecie, własne rozwiązanie. Zdjęła pod drzwiami wilgotne majteczki, po czym otworzyła je.
- Masz tu prezent. Na udany wieczór. - rzuciła jeszcze, po czym wyszła z mieszkania.
Choć czuła się niespełniona, na jej twarzy jednak pojawił się uśmiech. Wiedziała już, że ta noc będzie dla Chinki słodką udręką. I to za jej sprawą.


Brytyjka spakowała się, żegnając z wygodnym życiem w posiadłości i szaleństwami jakie w niej zażywała wraz ze swym rosyjskim kochankiem. Jak i bez niego. Żegnała się też z Kairem… miastem kryjącym wiele tajemnic, miastem które przyniosło jej nowe doświadczenia, jak i traumy.
Wracała wraz Gabi i Orłowem. Huai… bladolica i dominująca kapitan straży miała już czekać przy Skylordzie. I czekała… ubrana w tradycyjny strój ze swoim wielkim mieczem i kilkoma bagażami. Niewzruszona, jakby wczorajszy wieczór w ogóle nie zrobił na niej wrażenia.
Carmen przedstawiła sobie wzajemnie całe towarzystwo, które opanowała nagła sztywność, wskazała Huai luk bagażowy, po czym poszła spotkać się z kapitanem.
Huai niewątpliwie zrobiła wrażenie na Gabrieli, ale i na Orłowie też… w końcu kobieta, nawet jeśli zignorować jej narodowość, wyglądała jak orientalna wampirzyca. A i wzrost robił swoje. McCree siedział już w kabinie pilotów sprawdzając wskaźniki i dokonując ostatniego przeglądu maszyny.
- Witam. - mruknął bardziej zainteresowany swoją robotą niż pojawieniem się agentki.
- Pewnie się wynudziłeś - zagadnęła Carmen, po czym zapytała - Wszystko w porządku? Damy radę od razu dolecieć do Szwajcarii czy konieczne będą postoje?
- Nigdy się nie nudzę. Zawsze jest co robić przy Skylordzie. Dolecimy do Zurychu w siedem -dziewięć godzin. Lotnisko zostało już uprzedzone, że to lot z przesyłkami dyplomatycznymi, ale i tak czeka nas kontrola paszportowa.- przypomniał McCree zerkając na Brytyjkę. - Ale poza kolejnością.
- Dobrze. Miło cię widzieć. - poklepała mężczyznę po ramieniu i ruszyła do przedziału dla pasażerów.
Gabi i Huai już weszły do aeroplanu, Orłow jeszcze pilnował załadunku bagaży. Chinka rozsiewała wokół siebie delikatną atmosferę grozy i dominacji, którą Gabriela również poczuła. Podobnie jak Carmen… gdy poczuła na sobie wzrok Chinki wędrujący po jej ciele jakby zastanawiała się iloma cięciami miecza rozerwałaby ubranie na ciele brytyjki. A lubieżny uśmieszek wydawał się zdradzać co by zrobiła z Carmen po tym popisie fechtunku.
Udawała, że tego nie widzi.
- Siadaj gdzie masz ochotę. - rzekła, starając się jednak nie patrzeć Huai w oczy - Gabriela pewnie będzie przy kokpicie jako drugi pilot, my z Orłowem rozsiadamy się zazwyczaj w części pasażerskiej. Jest też mała kuchnia, gdybyś zgłodniała.
- Nie musicie się mną przejmować.- odparła obojętnym tonem Chinka siadając z boku i pieszczotliwie wodząc dłonią po swym mieczu, co wywoływało dreszcz na plecach Carmen. Przyjemny dreszcz… Brytyjka poczuła, że sama chciała być mieczem w dłoniach Huai i poczuć te palce na swoim ciele. Tymczasem Gabriela pognała do kokpitu, a Orłow pojawił się części pasażerskiej.
- Chyba możemy startować.- zakomunikował przyglądając się bacznie i nieufnie Huai, na co ta odpowiedziała drapieżnym uśmiechem.
- No to zapinamy pasy. - Carmen umiejscowiła się na swojej sofie i uśmiechnęła lekko do Jana Wasilijewicza,jakby chciała mu tym wynagrodzić zmianę planów.
Start nastąpił chwilę potem… trzęsło gdy maszyna wzbijała się do lotu i przez okna Brytyjka mogła widzieć coraz bardziej malejącą ziemię, ale Skylord mimo że potężny, nie był zwinną maszyną w której Carmen poczuła rozkosz. Był na to za ciężki i nie osiągał takich przyspieszeń. Wkrótce aeroplan wyrównał lot i Gabi poinformowała, że można rozpiąć pasy.
Huai siedziała w milczeniu, także i Rosjanin był zamyślony przyglądając bacznie bladolicej Chince… jakby był jej strażnikiem więziennym.
- Zagramy w coś czy chcecie tak siedzieć na sztywniaka? - zapytała Carmen.
- W co dokładnie? - zapytał zaskoczony Orłow, bo nie spodziewał się takiego obrotu sytuacji. Huai zresztą też nie.
- Prawda lub wyzwanie? - zaproponowała Carmen tonem niewiniątka - Oczywiście w ramach etyki zawodowej.
- Trochę dziecinne… ale ile mamy… czasu? Dziesięć godzin bodajże do zabicia.- ocenił Orłow. -Więc czemu nie.
- Ty zacznij więc… skoro zaproponowałaś?- stwierdziła obojętnym tonem Huai.
Carmen wstała i poszła do kuchni, by po chwili przynieść z niej pustą butelkę... oraz dwie pełne. Po drodze zajrzała do kokpitu.
- Jakbyś się nudziła, będziemy grać sobie - powiedziała do Gabrieli, po czym skierowała się do strefy pasażerskiej.
- Zasady są proste, ten kto kręci butelką wymyśla pytanie lub wyzwanie w zależności od tego, co wybrała osoba, na którą padło. Po wykonaniu misji, ta osoba kręci też butelką. W sytuacjach spornych większość ma rację. Raz można poprosić o zmianę zadania lub pytania. Zrozumiałe?
- Tak… tak…- Orłow ułożył pustą butelkę na stoliku. - Ty kręcisz… - zadecydował patrząc na Carmen. Huai skinęła głową zgadzając się z nim. A gdy Carmen zakręciła butelką pomiędzy nimi… szyjka wypadła na Rosjanina.
- Zadanie… pytania są nudne.- stwierdził.
Carmen zachichotała.
- Zaczniemy od czegoś łatwego. Obsłuż nas, podając wino. Ale tak wiesz, jak sługa pełną gębą, z ukłonem i tytuowaniem. - poleciła.
Rosjanin westchnął z irytacją. Ale wstał robiąc miejsce Carmen. Otworzył jedną butelkę i usłużnie nalał wina do kieliszków obu kobiet.
- Czy to wystarczy madame?- zapytał usłużnie.
Carmen spojrzała pytająco na Chinkę.
- Może być.- wzruszyła ramionami Huai.
Brytyjka skinęła łaskawie głową.
- Zatem twoja kolejka.
Orłow zakręcił butelką, która wirując gwałtownie zatrzymała się… Brytyjce. Huai musiała być chroniona przez jakichś chińskich bogów.
- Więc ty moja droga rozerwiesz nas… pokazując całe swe zgrabne nóżki.- stwierdził z bezczelnym uśmieszkiem Orłow zapominając zupełnie o możliwości zapytania.
- Em, ale... - Carmen była zbita z tropu, lecz tylko przez chwilę. - A proszę cię bardzo, można je i tak oglądać na każdej akcji, czyż nie?
Nie powiedziała, że po prawdzie chce się zaprezentować. I przed nim. I przed Chinką.
- Proszę tylko pamiętać, że o dotykaniu mowy nie było, ani o rozbieraniu. - to rzekłszy, zdjęła buty, po czym weszła na stolik obok butelki i zmysłowym ruchem podciągnęła spódnicę. Najpierw odsłaniając lewe udo, potem prawe tak, aby było widać jej podwiązki i... noże za nimi. Carmen obróciła się wokół własnej osi, po czym spytała.
- Chyba wystarczy, prawda?
- Całe… podciągnij wyżej…- zadecydował Orłow spoglądając ze szczerym pożądaniem na zgrabne nogi agentki. A Huai udając obojętność pokiwała głową zgadzając się z nim. Niemniej i w jej oczach widziała lubieżne błyski.
Prychnęła.
- To od razu trzeba było powiedzieć, że mam pokazać majtki.
Usiadła na brzegu stołu i tak, jak tylko akrobatka by to potrafiła, uniosła jedną nogę wysoko, zakładając ją sobie na ramię prawie. Spódnica podwinęła się więc całkiem, ukazując jedwabne majteczki agentki w kolorze różu - podobnym temu ze szlafroka Huai.
Czuła ich wzrok wędrujący po jej zgrabnych nogach i schodzący na bieliznę… czuła ich pożądanie. Zwłaszcza Jana Wasilijewicza. Jego powstrzymywała tylko obecność bladolicej Chinki, która swoje pragnienia ukrywała pod maską stoicyzmu. Była żywym dziełem sztuki dla ich oczu… i dłoni i ust.
- Dobrze… teraz twoja kolej?- stwierdził w końcu Orłow, a Carmen wstała i zakręciła butelką. Tym razem wypadło na Huai.
Uśmiechnęła się szeroko.
- No to wybieraj... bo wyjdzie, że gramy tylko na wyzwania.
- Na to wygląda… bo nie chcę odpowiadać.- wzruszyła ramionami Huai.
Carmen zamyśliła się. Po prawdzie chciała podpytać kobietę o jej przeszłość, ale nie dało się tego robić bez pretekstu.
- Hmmm... w takim razie wskaż najpiękniejszą rzecz w tym pomieszczeniu. I ma być to rzecz, nie osoba, nie kwiatek nawet.
- To…- Huai wysunęła z pochwy swój długi duży miecz odsłaniając jego lekko zakrzywione ostrze. - Czyż może być coś piękniejszego?
- Piękno to pojęcie względne, ale byłam ciekawa twojego zdania. - odparła Carmen - Kręcisz.
- Nie… naprawdę uważam ten miecz za najpiękniejszy przedmiot w tym miejscu.- wzruszyła ramionami Huai przyglądając się ostrzu.
Rozbawiona Brytyjka spojrzała na Orłowa. Bez słowa czekała aż Chinka się napatrzy.
Rosjanin nie był jednak szczególnie zainteresowany, ani pytaniem Brytyjki, ani odpowiedzią. Ani mieczem… wszak lubił broń palną. Czekał aż Huai zamieni się miejscami z Carmen.
Chinka zakręciła butelką i czekała aż pojawi się nowy cel dla jej szyjki. Wypadło na Rosjanina i zadumała się zastanawiając wyraźnie.
- Co by tu…- rzekła zadumana.
- Wyzwanie… żadnych pytań.- stwierdził Rosjanin.
- No dobrze… rozbierz się do pasa… pokaż te muskuły.- uśmiechnęła się drapieżnie Huai, co pozwoliło zauważyć Carmen jeden drobny detal. Chinka miała słabość do cudzoziemców obu płci.
- Trochę… za daleko posunięta sugestia, nie uważasz?- spytał Jan Wasilijewicz Chinkę.
- Chyba się nie wstydzisz, co? - rzuciła mu wyzwanie Huai.
- Nie w tym rzecz… otwierasz furtkę do niebezpiecznych sytuacji. Jeśli ja będę musiał rozebrać… to kto wie czy nie rzucę tobie takiego samego wyzwania.- zagroził.
- Cóż... nie boję się pokazać cycków.- stwierdziła z ironią Chinka.
- Nie powiem też kto pierwszy kazał mi odsłaniać nogi. Aż do majtek. - zgodziła się z nią Carmen, po czym dodała - Wiedziałam, że zabawa z wami nie będzie grzeczna. Dajesz, przystojniaku!
- Otwieracie puszkę Pandory.- odparł Orłow wstając i zrzucając marynarkę dodał.- Owszem kazałem ci pokazać nogi aż do majtek. Ale nadal masz je na sobie prawda?
Odsunął się od krzesła, by Chinka usiadła i obok marynarki wylądowała kamizelka wraz uprzężą w której trzymał ciężkie rewolwery, a potem koszula. A Huai oglądała ten pokaz łakomym spojrzeniem. Podobnie zresztą jak Brytyjka, która z dumą wskazała kilka jaśniejszych blizn na ciele Rosjanina.
- To po mnie. - oświadczyła.
- Ciekawe macie łóżkowe zabawy. - zażartowała ironicznie Huai.
- Nie zazdrość. To tylko praca... może jak się pokłócę kiedy z Yue, to też takie będziesz miała. - Carmen przypomniała sobie o skutkach ubocznych działania antidotum na jad węża i... aż spąsowiała, patrząc na Orłowa.
- No dobrze, gramy dalej. Tylko się nie ubieraj. - mrugnęła do niego zadziornie.
Orłow zatoczył butelką, ta obracała się gwałtownie. Aż zatrzymała na Huai.
Rosjanin zaś się zafrapował nie bardzo wiedząc co zrobić. Widać miał plany dla Carmen… ale nie miał pomysłu na bladolicą Chinkę.
- Może jednak pytanie? - podpowiedziała Brytyjka.
- Nie bardzo wiem… o co… zapyt…- zastanowił się Rosjanin.- Mógłbym w kwestii misji, acz…-
- Nie odpowiem na żadne… wybieram wyzwanie. Chcesz zobaczyć moje cycki, to się krępuj. Nie cofam się przed niczym i nikim.- odparła ironicznie Huai.
- Pocałuj Carmen.- zdecydował Orłow uśmiechając się. - Choć tak wywiąże się z pewnych obietnic.
- To niemożliwe. - stwierdziła krótko wojowniczka.- Polecenie było dla mnie… a ty naruszasz reguły. Butelka może wskazywać jedną osobę.
- Chyba, że ta druga osoba się zgodzi... - powiedziała Carmen, po czym z lisim wyrazem twarzy dodała - Ale ja się nie zgadzam.
- Ponieważ jestem dżentelmenem wystarczy że je odsłonisz przez chwilę…- wzruszył ramionami Orłow.
- Zgoda.- stwierdziła Huai wstając i stanowczymi ruchami rozchylając płaszcz , rozpinając kościane zapięcia, na jej szacie i odchylając ją. Koronkowy biustonosz w kolorze czerni kontrastował z jej bladą skórą. Zsunęła stanik z biustu, odsłaniając obie krągłe półkule tak by oboje mogli się im przyjrzeć.
Carmen zmrużyła oczy i przyjrzała się jej niedużym, kształtnym piersiom, o których wczoraj tyle myślała.
- Muszę powiedzieć, że oboje zachowujecie się nieprzyzwoicie. - zachichotała, grabiąc sobie o jednego i drugiego drapieżnika.
- Jesteśmy… duzi… butelka zaś nie jest dla grzecznych dzieci.- rzekł Orłow siadając na miejscu Huai, gdy ta ukrywała swe skarby.
Carmen do końca przyglądała się jej poczynaniom z enigmatycznym uśmiechem na ustach.
Butelka zatoczyła się pod ruchem dłoni i tym razem wypadła na Carmen.
- Więc? Co wybierasz? - spytała Huai.
- Dobrze wiem jaki rodzaj wyzwania może mnie czekać, więc na razie nie dam wam tej satysfakcji. Pytanie.
- Hmmm…- Huai zamyśliła stukając palcem w podbródek. - Niech ci będzie. Opowiedz więc o największym wyzwaniu jakie pokonałaś.
Carmen zastanowiła się. Los cały czas rzucał jej wyzwania, często ponad jej siły, choć jakoś sobie z nimi radziła i... przywykła do tego.
- Trudno mi zastosować jakąś skalę. Teraz... teraz żyję inaczej, z dnia na dzień. Wyzwania przestały mnie przerażać. Więc chyba tym największym... tym od którego wszystko się zaczęło był skok z 20-metrowego podestu na huśtająca się drabinkę. Nie wychodziło mi i żeby mnie zmotywować mój trener zdjął siatkę. Miałam więc wybór, albo skoczę, albo mnie wywalą, albo mi sie uda, albo skończę w szpitalu lub w kostnicy. - odpowiedziała szczerze, dolewając jeszcze wina sobie i wszystkim w pomieszczeniu.
Huai skinęła głową i zajęła miejsce zwolnione przez Carmen. Teraz w jej rękach była butelka, był rzut i… wypadło na Orłowa. Całe towarzystwo łyknęło wina i Orłow zadumał się. - Hmmm… jak chcesz to pytaj.
Brytyjka odgarnęła pukiel włosów z czoła, przyglądając się jego umięśnionemu torsowi i ramionom. Wiedziała, że Chinka też na nie czasem zerka.
- A widzisz, a ja mam wyzwanie, więc skoro mam wybór... - spojrzała głęboko w oczy kochankowi - Pocałuj mnie tak, żeby naszej królowej śniegu zrobiło się gorąco na ten widok. - powiedziała wesoło, ale i zmysłowo.
- Zgoda... siadaj mi na kolanach.- odparł Orłow z ciepłym uśmiechem.
- No wiesz? Sam podejdź, to twoje zadanie. - odpowiedziała na to Carmen.
Orłow wstał i pochwycił Brytyjkę za rękę. Przycisnął usta do jej warg całując namiętnie i zachłannie. Rozkoszując się tą pieszczotą, chwycił za pośladek akrobatki, i podciągnął sukienkę by chwycić za pośladek dziewczyny na oczach Huai. Ta przyglądała się temu z pewnym pożądliwym błyskiem w oczach, ale upiwszy nieco wina skomentowała.
- Obawiam się, że pocałunki nie robią na mnie wrażenia. Musicie się bardziej postarać.
Brytyjka wpatrywała się w oczy kochanka, jednak nie dała się wciągnąć w dalszą zabawę.
- Wszystko w swoim czasie - powiedziała, odciągając dłoń Orłowa ze swojej pupy.
- Wyszło słodko… uroczo… ale mało podniecająco.- odparła z bezczelnym uśmieszkiem Huai. Wzruszyła ramionami. - Ale nie musicie się przy mnie hamować, a jeśli wam przeszkadzam… to aeroplan wygląda na duży. Znajdę sobie miejsce.-
Carmen nie skomentowała tego jednak, planując kolejne wyzwanie dla Chinki. Teraz jednak była kolei Orłowa. Miała szczęście… bo jej kochanek zakręcił butelką i ta wskazała Brytyjkę.
- Wyzwanie czy wyznanie? - zapytał.
- Nie będę jedyną gadającą. Wyzwanie. - powiedziała dzielnie.
- Ostatni pocałunek jej nie zaimponował… więc unieś sukienkę i daj się pocałować na majteczkach.- zadecydował Rosjanin.
Carmen wiedziała, że kochanek coś wymyśli, ale i tak przygryzła wargę, skrępowana. Zerknęła na reakcję Chinki. Ta zaś wzruszyła ramionami.
- Pilnowałam Yue… widziałam orgie. Ale mogę się odwrócić jeśli się krępujesz.- stwierdziła popijając wino.
W odpowiedzi Brytyjka tylko prychnęła.
- Zobaczymy, czy to też cię nie ruszy. - spojrzała wyzywająco na Jana Wasilijewicza i scenicznym krokiem podeszła do stolika. Tam usiadła przed nim. Zmysłowym ruchem ramion podsunęła spódnicę do góry, by odsłonić dolną bieliznę. Potem podparła się na rękach i odchyliła tułów w tył, czekając na kochanka z lekko rozłożonymi nogami.
Orłow klęknął pomiędzy nimi i nachylił się. Jego usta przylgnęły do jej łona i muskały jej kwiatuszek przez materiał. Zadrżała czując, że oddaje się mężczyźnie na oczach kobiety. A język pocierający jej punkcik pożądania nie dawał jej zapomnieć o tym fakcie. Huai zaś przyglądała się temu spod półprzymkniętych oczu. Siedziała stoicko udając obojętność. Ale dłoń jej drżała lekko trzymając kieliszek z winem.
- Dość... - powiedziała prosząco, po czym przygryzła swoją dłoń, by stłumić jęk. Orłow za dobrze znał już jej ciało. Zdecydowanie zbyt łatwo się przy nim rozpalała. A może to obecność Huai tak na nią działała?
Rosjanin jednak nie zaprzestawał pieszczoty, choć trzymał się zasad i język jego dodatkowo moczył majteczki Brytyjki, wodząc raz leniwie raz energicznie po jej intymnym zakątku. Mężczyzna zdecydowanie napierał na jej wrażliwy punkcik dążąc do krzyku spełnienia z ust Brytyjki. A Huai spoglądało na to leniwie, sącząc wino z kieliszka jak koneser przyglądający się dziełu sztuki.
- Pp...przestań... - Carmen słabo protestowała, próbując w przypływie silnej woli, odepchnąć od siebie głowę kochanka - To nie...nie w porządku…
Widok ten nieco rozbawił Huai, a może i podniecił też. Miała uśmiech na obliczu i zaróżowione policzki, choć nie można było wykluczyć wpływu alkoholu. A Orłow odepchnąć się nie dał, mocniej dociskając twarz do jej podbrzusza i bezlitośnie sprawiając jej rozkosz… byleby uzyskać to co chciał od niej usłyszeć. Brytyjka jęknęła głośniej, tracąc nad sobą panowanie, lecz nie poddawała się. Spróbowała uciec w bok, byleby tylko uniknąć ust kochanka na swoim łonie, które paliło niby rozgrzane żelazo.
Udało jej się.. choć prawie ześlizgnęła się ze stolika.
- To nie jest zaliczone wyzwanie.- zaprotestował Orłowo oderwany od słodkiego niczym plaster miodu ciała kochanki.
- A taaam… później ją zaliczysz do końca. - stwierdziła żartobliwie Huai i dodała przeciągając się leniwie.- Jak dla mnie zaliczone… i stwierdzam że poszło wam lepiej niż poprzednio.
Carmen zaś nic nie powiedziała, tylko oddychając ciężko, wgramoliła się na swój fotel. Trudno było okiełznać ogień, który trawił jej ciało, a widok zarówno Rosjanina, jak i Chinki był niby dołożenie do tego pieca. Orłow podał butelkę i usiadł.
- Twoja kolej. - stwierdził, a Carmen zakręciła. I widziała jak los się do niej uśmiecha.Całe to poświęcenie i żar który trawił jej ciało… opłaciły się. Wypadło na zblazowaną Huai.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline