Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 11:59   #82
Nami
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Dalsza część biesiadowania

W czasie kiedy najemnicy między sobą rozmawiali, do stołu dokładano potrawy i uzupełniano alkohol w dzbanach. Po pewnym czasie Jarl Vidar zwrócił się do swojej córki.
- A więc Lexo… Rad jestem, że do mnie wróciłyście. To sygnał od bogów, że otoczyli naszą wyprawę szczególną opieką - powiedział, po czym chwycił kielich i wzniósł go w stronę jednego z jarlów, który siedział przy osobnym stole. Ten widząc ten gest uczynił podobnie i obaj jednocześnie osuszyli swoje naczynia.
- Ach… No, ale czas pomówić o istotnych rzeczach - powiedział i wymownie przeniósł spojrzenie na siedzącego obok Erwina, który szybko zrozumiał aluzję i wstał od stołu.
- Słyszałem, że sprowadzają cię tu kłopoty. Opowiedz mi o nich… - Zwrócił się do Lexy.
- W żadnym wypadku nie nazwalabym tego kłopotami.
- Ale jednak jest to coś poważnego, skoro zdecydowałaś się zwrócić z tym do swojego ojca…
- Zdecydowałyśmy
- poprawiła go. - I niekoniecznie ojca, przybyłyśmy tu do jarla po posiłki. Żadna z nas nie wiedziała, że cię tu spotka, choć miałam wizję… od Valdina. I nadzieję z tym związaną.
Wąs jarla lekko drgnął, a był to Lexie dobrze znany odruch, który zwykł oznaczać irytację.
- Rozstaliśmy się w niezbyt dobrej atmosferze, ale nie obawiaj się, nie mam zamiaru do tego wracać. Cieszę się, że tu jesteście, niezależnie od okoliczności. W czym więc, córy moje, może pomóc wam wasz ojciec?

Lexa zacisnęła szczękę. Na tyle mocno, że poczuła napór w stawach skroniowo-żuchwowych. Ściągnęła brwi, zdenerwowała się. Wyprostowała plecy i oparła się nimi, zadzierając dumny, aczkolwiek wielokrotnie przetrącony, nosek. Chwyciła za wypełniony alkoholem kufel.
- Chciałyśmy zawrzeć sojusz z Norsmenami z tej osady. W zamian dając więcej łupów, pewnie i nawet statek. Przypłynęliśmy do Lustrii holkiem Thory oraz galeonem, aktualnie, zdrajcy. Nasz zleceniodawca został zdradzony, wszystko nam skradziono, a teraz idziemy wziąć odwet. Niestety, w międzyczasie nas ubyło, a zdrajca ma pod sobą prawie setkę ludzi. Krasnoludy tam będące są jedynie po naszej stronie. - Lexa przerwała na chwilę - Czemu mnie pytasz a nie Thory, ojcze? - zbłądziła na chwilę ze ścieżki rozmowy.
- Wspomniałaś o tym już wcześniej, więc dopytuję - odparł krótko.
- A kimże jest ten kundel, co moje córki na śmierć skazuje? - Zapytał, tym razem spoglądając w stronę Thory, która niedawno podeszła do stołu.
- To marienburski szczur napalony na skarby Lustrii. I nie skazuje na śmierć a próbuje ograbić. Obiecałam jego flaki i łeb Malorowi, gdy odzyskam swój statek - Thora stanęła po prawej stronie Lexy - Jaką wyprawę ojcze? Matka pozostała w domu? Nie rezyduje tu z Tobą? - dziewczyna zmrużyła lekko oczy.

Jego wąs ponownie lekko zadrżał i po chwili namysłu jarl odpowiedział:
- Tak, została w domu. Opiekuje się waszym młodszym bratem… - po tych słowach przeniósł wzrok na stół, przy którym ucztowali wodzowie innych klanów.
- Powiadają, że przyjaciół winniśmy trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Organizujemy wyprawę łupieżczą w głąb zdradliwej dżungli jakiej jeszcze ten kontynent nie widział. Jeszcze jednak nie doszliśmy do porozumienia, ale z każdym osuszonym kuflem powinniśmy być coraz bliżej konsensusu - Vidar Bølleiskyer wskazał palcem sędziwego jarla, który obwieszony był wieloma klejnotami.
- Jarl Ulfric i jego stronnictwo jest za tym by uderzyć na Hexoatl, gniazdo jaszczuroludzi, póki jeszcze w sile jesteśmy, ale stanowczo się temu sprzeciwiam. Całe armie mrocznych elfów próbowały wedrzeć się do Lustrii wąskim pasem ziemi na północy, którego strzeże twierdza Hexoatl i jak dotąd żadnej się to nie udało. Ci ich Mago-kapłani... zdolni są niszczyć całe regimenty samym tylko spojrzeniem. Jeśli Skeggi rzuci im wyzwanie, to szybko przestanie istnieć - powiedział z wyraźnie słyszalną w głosie niechęcią do wspomnianego jarla.
- Jestem w trudnej sytuacji, córy moje. Muszę znaleźć pewnym swego norsmenom jakiś w miarę łatwy cel, który nie rozgniewa jaszczuroludzi, a jednocześnie wystarczająco opłacalny, aby nie szukali kolejnych zawad. Mimo, że jestem tak daleko od domu, czuję, że tak naprawdę niewiele się zmieniło i dalej muszę lawirować na politycznej scenie, aby osiągnąć dostateczne korzyści…

- Mamy łatwy cel i nawet pokrywa się z naszym celem. Do wygrania statek - no, może dwa statki. Plus oczywiście łupy, które pewnie już będą pozbierane, powinno się coś znaleźć. Tydzień temu Cassini wraz z ludźmi ruszyli w głąb dżungli, pewnie wróciła ich tylko połowa, więc mniej do lania. Ewentualnie jeśli nie wrócili, to przeczyścili szlak do ruin miasta jaszczuroludzi i skarb będzie łatwy do odebrania. Poza tym, to jakieś nietęgie chuje, dla norsmenów na jeden strzał w ryj. I my i wy wyjdziemy na swoje… W sumie jedyne czego chcemy to odzyskać własność Thory, zabrać co nasze czyli przenieść drobne graty z aktualnego statku na statek Thory i tyle. Reszta do uzgodnienia. Nie, siostra?
- Lexa spojrzała na młodszą blondynkę uśmiechając się półgębkiem.
Thora rzuciła Lexie zaniepokojone spojrzenie. Wewnętrzny niepokój narastał.

- Hmm.. - Jarl głośno zamyślił się, przez chwilę nic nie mówiąc. - To mogłoby zadziałać na ich wyobraźnie - mówiąc to wskazał siedzących przy stole wodzów. - Muszę tylko wiedzieć dokąd się udali. Macie jakieś mapy? Zaplanowaną trasę?

- Mam mapę, trasę wytyczoną również. Zabity baron ją wytyczał. Nie wiem na ile Cassini nią podążał. Poza tym znam Lustrię. Jeśli to coś pomoże
- Thora bacznie obserwowała ojca. Zastanawiała się ile prawdy było w plotkach o szaleństwie.

- Dobrze, więc… Przedstawię wasz plan, kiedy przyjdzie na to pora - odezwał się jarl po krótkim namyśle. - Czy jest jeszcze coś o co zechciałybyście mnie spytać lub prosić?

- Co z pozostałymi siostrami? Jak się mają?
- Thora spojrzała w twarz ojca - Co wiedzieć nam trzeba? Kto twym sojusznikiem tu a kto przeciwny? W jakiej sile? Jeśli by mówić z nami chcieli wiedzieć to nam trzeba.
W głowie się jej nie mogło pomieścić, że po tylu latach niewidzenia Lexy, ojciec przeszedł tak szybko do porządku z jej pojawieniem się.

- Kwatery dla nas i naszych ludzi wyznaczyć raczysz, ojcze? Kiedy na osobności pomówim? - dopytywała się młódka.
- Jarlowie to mój osobisty problem. Wątpię też, aby zechcieli z wami rozmawiać… Chyba, że będą chcieli, abyście nalały im piwa - odparł Vidar a Thora zacisnęła zęby i zbladła na te słowa. Jej starsza siostra natomiast puściła to mimo uszu, jakby zupełnie się jej nie tyczyło usługiwanie chłopom - Wy i wasi ludzie zostaniecie stosownie ugoszczeni, bez obaw.
- Najstarsza córa wyszła za wodza klanu, który nie jest tu obecny i nigdy nie będzie mieć tu wstępu, albowiem oddali hołd mrocznym bogom. Nie wiem ile w tym było woli Lory, ale gdyby była temu przeciwna, to już dawno by go zostawiła
- twarz jarla nawet nie drgnęła, kiedy wypowiadał się o swojej zagubionej córce.
- Nie jest już częścią naszej rodziny. Wyparłem się jej… Reszta waszych sióstr pomaga matce, zajmuje się waszym młodszym bratem, który pewnie kiedyś pójdzie w moje ślady. Wolałem jednak zostawić go w Norsce, bo tam mi się wydawał bezpieczniejszy.

Dziewczyna wyprostowała się choć słowa ojca wbijały się w jej duszę niczym żelazne ćwieki. Mimo, że była na wyciągnięcie ręki od ojca, nie mogła być od niego bardziej oddalona. Zdała sobie sprawę, że powrót do domu pozostanie na zawsze marzeniem. Zatęskniła przeokrutnie za otwartymi wodami i skrzypieniem olinowania. Zatęskniła za statkiem i wolnością. A tymczasem była w tłumnej halli, zakopconej od dymu palenisk i dusznej od oparów alkoholu. Zamrugała i skupiła wzrok na jarlu:
- Czekam zatem rozkazów do zakwaterowania. - rzekła obojętnie jak do obcego.

Lexa nie bardzo wiedziała co ma powiedzieć. Wiadomość o siostrze była martwiąca, choć po części potrafiła ją zrozumieć. Siły chaosu potrafiły kusić, a ich dary sprawiały wrażenie jakby były od samych bogów. Wojowniczka nie raz miała styczność z tym plugastwem i musiała przyznać, że daleko mu było do przeciętnego przeciwnika, te istoty były w posiadaniu wielkiej mocy.
- Lora wybrała, jak każda z nas. Miejmy nadzieję, że pozostała trójka uchowa się z dala od plugastwa. - Lexa kiwnęła głową i przeniosła spojrzenie na Aureolusa, którego powrót dotychczas uszedł jej uwadze, gdyż skupiła się na ojcu. Mimowolnie uśmiechnęła się słabo, acz życzliwie.
- Mamy w załodze znamienitych ludzi - podjęła z wolna temat, przenosząc wzrok na ojca - Wśród krasnoludów dojrzysz kowala run, który mając czas i odpowiedni materiał, potrafi zdziałać cuda z orężem i pancerzem. Osoba, z którą do niedawna rozmawiałam jest inżynierem, którego wymyślna broń rani dotkliwie wielu wrogów na raz, okaleczając ich na tyle silnie, że często eliminuje z dalszej potyczki. - Lexa wskazała otwartą dłonią na Aureolusa i ruchem wskazującego palca poprosiła go, aby do nich podszedł - A to jest najlepszy medyk w Starym, a teraz i Nowym, Świecie. Odratował mnie od śmierci dwa razy. Gdyby nie on, nie widzielibyśmy się już nigdy i nie byłoby mnie teraz tutaj - blondynka spojrzała na doktora i kiwnęła porozumiewawczo głową, jakby pozwalając mu się odezwać i przedstawić.

Wspomniany Inżynier tylko skłonił się gdy wzrok Jarla spoczął na nim i gdy się wyprostował spojrzał na Aureolusa, tak wychwalanego przez Lexę. Podniósł lekko lewą brew, ale nic nie powiedział stojąc i dumnie wyglądając.
- Jarlu - medyk podszedł i lekko się ukłonił, przyglądając się uważnie ojcu Lexy i Thory. Wiedział, że jest oceniany. A choć Lexa niekoniecznie musiała się zgodzić z oceną rodzica, wiedział, że będzie dla niej ważna. Czekał, co powie Jarl. Ten jednak, ku zdziwieniu wszystkich, nic nie odpowiedział, a jedynie skinął głową, dając znać, że zrozumiał słowa Lexy i towarzyszących jej ludzi.
- Co planujecie dalej zrobić? - Odezwał się po chwili, opierając brodę na zaciśniętej pięści. - Kiedy już odbijecie wasze okręty?
~No właśnie, co - zastanawiał się medyk. Nie rozmawiał jeszcze o tym z Lexą, ale w końcu będzie trzeba to zrobić. Wyprawa w każdej chwili może się skończyć… - przerwał skupiać się na myślach, gdyż Lexa zaczęła mówić.

- Pewnie trzeba by każdego z osobna spytać, co zamierza. Skarbów mamy wystarczająco, możemy wracać… Z Thorą do Norski planowałyśmy, ale… ty tu jesteś… Teraz nie mamy już wspólnego celu, chyba. - Lexa wzruszyła ramionami zastanawiając się, co może powiedzieć więcej. Po chwili wstała więc ze swojego siedzenia i wyprostowała się.
- Ojcze… Ty co zamierzasz? Mam tylko nadzieję, że nie będziesz znowu szukał mi męża - skrzyżowała ręce na piersiach i zrobiła gniewny grymas, patrząc na tatka jakby była już obrażona.

- Twoja przygoda z ostatnim mężem nauczyła mnie, że to zły pomysł - odparł całkiem niepocieszonym głosem. - Wystarczająco mnie upokorzyłaś, abym tego nie próbował nigdy więcej. Mną się jednak nie przejmuj i baw się dziś dobrze. Cieszę się, że po tylu latach wróciłyście do mnie… Co dalej planuję? - Zamyślił się na chwilę. - Największe dzieło mojego życia... podbój Lustrii.

Lexa zmarszczyła nos i ściągnęła brwi z niezadowolenia. Nie podobała jej się odpowiedź ojca. Nie, nie to żeby ta odnosząca się do ożenku, ale ta druga, ważniejsza w tej chwili. Spojrzała na Liusa, który odwzajemnił spojrzenie - wiedziała, że jemu ten pomysł podoba się jeszcze mniej i zamyśliła się. Ten nic nie mówił i wcale mu się nie dziwiła, ale cieszyła się, że przynajmniej stoi blisko i jeszcze nie spieprzył lub nie zemdlał. Może pochlał i nie ogarnia sytuacji - pomyślała.

Niestety ogarniał. Nie odzywał się nieproszony, zgodnie z sugestią Thory, ale prędzej czy później ujawni to co myśli o tym pomyśle. Pamiętał swoje spotkanie ze Slannem. Najzabawniejsze było to, że wszyscy pomyślą, że Aureolus chce uratować jaszczury z wdzięczności, gdy tymczasem prawda była taka, że Slann go przekonał, że to nie miejsce dla ludzi. Na wybrzeżu mogli być tolerowani. Jak dokuczliwe muchy na parapecie. Ale jeśli zwrócą na siebie uwagę Slannów… Nawet te osady nie przetrwają. Tyle że nie zamierzał mówić tego przy tych wszystkich wojach.
- Daj temu spokój, ojcze. Po prostu wróćmy razem do Norski, do rodziny. Nie potrzebujemy tych wszystkich ziem, a Jaszczuroludzie są niebezpieczni. O wiele prościej demony chaosu wytępić. A wiem co mówię, bo próbowałam i to z pozytywnym skutkiem - Lexa wpatrywała się w Vidara z powagą.

Jarl poruszył się niespokojnie i chciał coś powiedzieć, ale jego pierwsze słowa zagłuszył głośny okrzyk z wnętrza sali.
- Cześć i chwała Bølleiskyerom! - Powstał z siedzenia jeden z wodzów, a wraz z nim następni. Zrobiła się głośna wrzawa, kiedy wszyscy goście zaczęli tłuc pięściami o blat stołu, wykrzywiać pijańskie okrzyki i jednocześnie sięgać po kufle spienionego piwa.
- Chodźże do nas! Napij się z nami - dało się usłyszeć wśród chóru pijackich głosów. Jarl Vidar uśmiechnął się nieznacznie w odpowiedzi, po czym przeniósł przepraszające spojrzenie na swoją córkę.
- Teraz jest ten moment, abym przedstawił wasz plan. Ufam mądrości twych słów, Lexo, ale raz wprawioną machinę wojenną nie da się już zatrzymać - po tych słowach ucałował ją w czoło, po czym udał się do sąsiedniego stolika.
Blondynka nadęła gniewnie policzki i odprowadziła ojca spojrzeniem, a następnie zawiesiła wzrok na medyku. Ten zauważył to i podszedł do niej a i Lexa stanęła blisko jego boku.

Erwin gdy ojciec norsmenek odszedł usiadł wreszcie i sięgnął po róg z miodem.
- Jak Cassani przetrzepie tyłki tych zuchwałych Jarli to Wasz ojciec przystanie na Twoje zdanie Lexo. Nie będzie sił na walkę z jaszczurami - Przełknął wlany trunek. Lexa nie zrozumiawszy początkowo jego słów, miała ochotę strzelić go w twarz. Ledwo się powstrzymała, próbując przeanalizować słowa, Erwin kontynuował.
- A nie rozjuszy się tubylców i ludzie będą mogli żyć jak do tej pory. No chyba, że wyspę Harkona im wystawić? - Popatrzył po zebranych.

- Wyspa Harkona nie jest jego wyspą. Myślałam, że z naszej trójki to ja jestem najgłupsza… - skrzyżowała obrażalsko ręce pod piersiami i zadarła zarozumiały nos - ...Albo jednak jestem, popraw mnie Lius, jeśli się mylę… - Aureolus taktownie milczał - Czy ta wyspa to nie jest przypadkiem Jaszczurów? Wąpierze chyba ją im zajęły? - mówiła pytająco marszcząc przy tym nos i patrząc na medyka. Długo skupiła na nim spojrzenie dzikich, zielonych tęczówek, aż w końcu zerknęła na Erwina przelotem.
- Jednym z tych “zuchwałych” Jarli jest zapewne mój ojciec, więc to co mówisz… - Lexa urwała. W końcu machnęła ręką na odczepne. Wkurzyła się, co było widać po wydętych ustach i zapowietrzonych policzkach. Chwyciła cały dzban z alkoholem i zaczęła z niego żłopać, aż trunek lał jej się po brodzie i skapywał z wolna po ściśniętych skórznią piersiach. Opróżniwszy co najmniej pół, wcisnęła Aureolusowi dzban, wbijając mu go niemal siłą w brzuch i zmuszając by go chwycił.
- Pij, przyda ci się dziś. - przeczesała dłonią gęste, jasne włosy, tworząc na głowie kuszący nieład.
Medyk wypił. Raz jeszcze umiejętności nabyte na uczelni okazały się niezbędne w przyszłym życiu. Miód był nawet niezły.
Opróżnienie dzbana do dna zajęło jednak chwilę i ktoś inny wykorzystał okazję, by przemówić pierwszy.

Erwin patrzył na upijającą się dziewczynę i na stojącego obok Aureolusa.
- Moim zdaniem lepiej zająć tą wyspę przez norsów. Dobre miejsce na przyszłe wyprawy. Co do jaszczuroludzi to to na razie neutralne miejsce. Konflikt między jaszczurkami a norsami by miał znaczenie miejscowe. Skąd niby mogli wiedzieć, że Harkora już nie ma? Z resztą szykowana inwazja na pewno była zauważona przez Slanów. Może da się jaszczurki przekonać, że na cel tej misji była ta wyspa.- Zaproponował swój pomysł. Już był lekko wstawiony po ilości wypitego miodu do którego nie był zbyt przyzwyczajony.

- Nie mylisz się Lexo. - odparł medyk - Wyspa rzeczywiście należy do jaszczuroludzi. Chociaż dokładniej to należy do pewnego przedwiecznego Slanna, który oszczędził naszą małą wyprawę, ale może nie chcieć by mu na wyspie wyrosła kolejna baza łupieżców. Z Harkonem - wampirem i magiem o wielkiej mocy mógł sobie nie poradzić, ale założę się, że ludziom życie uprzykrzyć potrafi. A pełnowymiarowa inwazja na pewno przyciągnie uwagę Slannów, nieważne gdzie by się udała. Ech, będę musiał z Tobą porozmawiać. Jestem Ci winien wyjaśnienia. Zresztą, innym też. Jak już wytrzeźwiejemy.

Erwin patrzył na zgromadzonych i dąsy Lexy i wzruszył ramionami. - Róbcie co chcecie. Ja się zwijam na statek bo tu tylko zawadzam.- Zwrócił się do wszystkich, ale spojrzał wymownie na Lexę.
- Niby komu? - spytała obserwowana porywając kolejny dzban i wepchnęła go siłą w łapy Erwina - Nie pierdol, chlaj. Co wy tacy rozmemłani jacyś ostatnio?
Inżynier już prawie był na nogach gdy dzbanek go usadowił z powrotem. Miód znajdujący się wewnątrz chlusnął ochlapując napierśnik i spodnie w miejscu gdzie kończyła się zbroja.
- No pięknie.- Prychnął szlachcic stawiając dzban na stole i wstając zaczął otrzepywać płyn który jeszcze nie wsiąkł w gacie.

Lexa przewróciła oczami. Miała ochotę zedrzeć z niego te spodnie, żeby sobie darował i zajął się czymś ciekawszym.
- Weź daj spokój - skrzyżowała ręce i zmrużyła oczy przyglądając się mężczyźnie - W pokoju sobie strzepiesz… Na osobności - uśmiechnęła się półgębkiem na swoje myśli i parsknęła krótko.

Erwin znieruchomiał na wzmiankę o strzepaniu. Podniósł powoli wzrok na Lexę.
- Przynajmniej nadal potrafię roześmiać Ciebie.- Usiadł ciężko za stołem i wziął kawałek pieczystego i róg miodu.
- Lexa… Dajże spokój Erwinowi - Aureolus i tak czuł się wystarczająco paskudnie.
- Pierdol się, niech siedzi a nie smęci - rzuciła w odpowiedzi blondynka, obcinając medyka spojrzeniem. - Nie podoba się, że kolega dobrze się bawi? - spytała na wpół rozbawiona.
- Właśnie widzę jak dobrze. - medyk nie podzielał tego rozbawienia. Wyszeptał - To mój przyjaciel. Jeśli dalej będzie chciał mnie tak nazywać. Nie bądź dla niego okrutna.
Lexa przewróciła oczami a następnie poczochrała po koleżeńsku łeb Erwina. Ten tylko odsunął głowę lekko się zataczając i spojrzał spode łba, myślącym wzrokiem na dwójkę stojącą przy nim.
- Dobra, chcesz to idź, nikt cię tu nie trzyma. - powiedziała z rezygnacją w głosie i obeszła medyka stając za jego plecami. - Też masz ochotę iść? - mruknęła uwodzicielsko.
- Nie wygląda na to, by ktoś potrzebował teraz usług medyka. Przynajmniej do rana - Aureolus uśmiechnął się cierpko na myśl o zwykłych efektach pijaństwa podczas uczt wszelakich. Od kaca przez sraczki po złamania i liczne obrażenia wewnętrzne, jeśli bawiono się naprawdę dobrze...
- Ja potrzebuję. Pilnie - wtrąciła blondynka niemalże niewinnie nie zwracając uwagi na inżyniera.
- Skoro tak… - uśmiechnął się do norsmenki - Prowadź. - Lexa zagryzła dolną wargę z zadowolenia i już miała pociągnąć siłą mężczyznę, gdy ten jeszcze zwrócił się do Erwina.
- Erwin… Nie kłamałem wtedy. I nie planowałem tego co się stało.

Erwin słuchał Aureolusa i Lexy. Coś mu nie pasowało w słowach medyka o kłamaniu i planowaniu.
- Z czym nie kłamałeś? - Spytał po dłuższej chwili gdy para się już wybierała na zewnątrz.
- Pytałeś czy coś mnie łączy z Lexą… Wtedy nie łączyło. A przynajmniej tak myślałem - Aureolus wypowiadał słowa powoli a Erwin prychnął w róg z miodem i się zakrztusił. Norsmenka zaś słuchała, z zainteresowaniem wbijając wzrok w mówiącego, a wielkie oczy zrobiła dopiero na reakcję inżyniera. Aureolus jednak kontynuował - Ale gdy Tobie się nie udało… Nie potrafiłem się sam dłużej okłamywać. I gdy ku mojemu radosnemu zdumieniu okazało się, że i Ona coś do mnie czuje… - poszukał wzrokiem Lexy. - Resztę pewnie widać.
W końcu szlachcic się opanował i wyprostował się po tej chwili gdzie zgięty w pół kaszlał. Ten podniósł wzrok na Aureolusa i wpatrywał się w niego. Oczy były zaczerwienione jak i jego cała twarz. Czy to wina kaszlu czy złości medyk nie mógł odgadnąć.
- Gdybyś nie był moim przyjacielem stawalibyśmy już na udeptanej ziemi.- Powiedział z lekko zmienionym głosem z powodu zakrztuszenia. Erwin spojrzał na Lexę i widząc, że nie reaguje siłą na słowa medyka opuścił wzrok wstając od stołu i nic nie mówiąc ruszył ku drzwiom.

- Łoł~ - Lexie jakby zabrakło słów, być może po raz pierwszy i ostatni - Co to miało znaczyć? - rzuciła przed siebie słowa, nie wiedząc nawet do kogo je kierować. Nie bardzo rozumiała, co tu się właśnie odjebało.

Erwin tylko spojrzał na norsmenkę i złapał za dzban stojący na stole obok którego przechodził. Nie interesowało go komu go sprzed nosa zabrał i szedł dalej.
Aureolus lekko ścisnął dłoń Lexy - Jeśli pytanie do mnie było… To głównie to, że Cię kocham. - nie dodał, że stracił też przyjaźń wspaniałego człowieka. O to mógł winić tylko siebie. Powinien zapytać Erwina wcześniej. Tymczasem jednak miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Dwie właściwie.
- Lexa, jako córka wodza, poślij kogoś za nim, tak by dotarł bezpiecznie do kajuty, proszę. - poprosił najpierw, a jeśli nie zadziałałoby, miał też drugą część. Bardziej z przekonywaniem niż z proszeniem związaną.
- Inni myślą o nim jak o Twojej własności. Ktoś może chcieć wysłać wiadomość nam lub Twojemu ojcu atakując go, skoro jest okazja.
Norsmenka poczuła się, jakby znów miała mniej niż dwadzieścia lat i musiała się opiekować młodszym rodzeństwem. Jeśli miałaby tak każdego pilnować,to chyba musiałaby się rozmnożyć i to w dość szybkim tempie.
- Genialny pomysł. Wysłać kogoś, kogo nie znam, już go będzie bronił - skrzyżowała ręce nie po raz pierwszy i prychnęła wrogo. Patrzyła to na medyka, to za idącym chwiejnym krokiem Erwinem. Zafrasowała się marszcząc słodko nos. Jak zawsze, gdy się nad czymś zastanawiała. Obydwoje w końcu usłyszeli huk zamykanych drzwi z wielkim impetem. Erwin już był na zewnątrz.
- Dobra. Sama pójdę. - chwyciła medyka za koszulę i przyciągnęła go siłą do siebie, brutalnie wpijając się w jego usta. Kiedy gwałtownie oderwała się od wilgotnych warg, obdarzyła go swoim dzikim spojrzeniem i cwanym uśmieszkiem.
- Ojca mi pilnuj. - rozkazała krótko i wybiegła za inżynierem.
~ Uważaj o co prosisz, bo możesz to dostać - medyk przypomniał sobie stare przysłowie.

Po ponad kwadransie Lexa wróciła na salę. Większość gości była już mocno wstawiona i bełkotali, zdecydowanie niezdolni do zdrady czy choćby myślenia o atakowaniu. Norsmenka dumnym krokiem szła przez salę, nie zwracając na siebie większej niż zazwyczaj uwagi. Obeszła krzesło na którym siedział Aureolus i stając za nim nachyliła się do ucha.
- Zajęłam się tym, na czym ci zależało. Dostanę teraz swoją zapłatę? - mruknęła chrapliwie i ukąsiła płatek jego ucha.
- Pytasz jakbym miał jakikolwiek wybór. Ale gdybym miał, byłby taki sam. - medyk wstał, podzielił się jeszcze tym co zaobserwował podczas “pilnowania ojca” i był już całkowicie do jej dyspozycji.
- Dziękuję. Zasłużyłaś sobie na dowolną nagrodę.
- No kurwa
- stwierdziła elokwentnie, wyraźnie z siebie dumna i zadowolona. Wyrzutu sumienia, o ile jakiekolwiek się pojawiły, właśnie zniknęły w tej krótkiej chwili. Rozejrzała się dyskretnie po zebranych i poddając ocenie ich zachowania, chwyciła Liusa za dłoń - No to chodź. Rozruszasz trochę kości - uśmiechnęła się półgębkiem wyciągając go ukradkiem z sali. Wymknęli się z niej po cichu. Aureolus nic już nie mówił. Wolał nic już nie zepsuć.
W ostateczności obydwoje udali się do kwater.


 
__________________
Discord podany w profilu

Ostatnio edytowane przez Nami : 03-10-2017 o 15:15.
Nami jest offline