Wilhelm podziękował odźwiernemu, a gdy tylko ten odszedł, złamał pieczęć, otworzył pismo i je przeczytał.
Nie dało się ukryć - światło Vereny zdecydowanie by im się przydało i to nie dlatego, że chmury zakryły słońce lub nastał wieczór, a nikt nie zapalił nawet marnej świeczki.
Wiadomo było, że wpakowali się tarapaty, a problem na tym polegał, że nie było wiadomo, jak się z nich wydostać. Nieco światła, rzuconego na tę sprawę, dobrze by im zrobiło.
- Spotkanie jest wieczorem - powiedział, po przekazaniu treści pisma pozostałym - a nie mamy pojęcia, jak się ono skończy. Proponowałbym, tak na wszelki wypadek, przygotować się do szybkiego opuszczenia miasta. |