|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-10-2017, 11:06 | #331 | |
Reputacja: 1 | Brat Berwin porozmawiał z Ojcem Feodorem, przekazał listy adresowane sigmarytów w Pfeildorfie i nie niepokojony oraz, co najważniejsze żywy wyszedł z Świątyni. Wrócił bezpiecznie do domu gościnnego, gdzie już ulokowali się pozostali bohaterowie. Pokoje były małe, ale wygodne. Zaopatrzone we wszystko, czego kapłani podczas pobytu tutaj mogliby potrzebować. Było łóżko, szafka i stolik, na którym można było pisać; wieszak na ubrania i skrzynia z zamkiem, aby goście mogli bezpiecznie przechowywać swoje precjoza. Na korytarzu znajdowała się toaleta i niewielka łaźnia, a na parterze domu urządzono kuchnię i stołówkę, skąd przez cały dzień dolatywały apetyczne zapachy. Dom gościnny miał też niewielki, ale zadbany ogród otoczony murem, gdzie znajdowały się równo przystrzyżone klomby i ławeczki oraz przyjemnie szumiąca fontanna, przedstawiająca samą boginię. Drugiego dnia pobytu w przyświątynnym hostelu, do przechadzającego się po alejkach Wilhelma podszedł młody akolita. Pełnił on w gościńcu funkcję portiera i jako taki był znany szlachcicowi. W ręku trzymał zalakowany list. - Ojcze Wilhelmie - zwrócił się do przebranego maga, podając mu pismo. - Dostarczono mi ten list chwilę temu. Posłaniec prosił o pospieszne przekazanie go Świątobliwemu Ojcu. Pismo pochodziło od Ojca Humfrieda, który zgodnie z wcześniejszymi wytycznymi, w celu zapewnienia bezpieczeństwa tylko w ten sposób zgodził się na kontakt z awanturnikami.
| |
03-10-2017, 13:48 | #332 |
Administrator Reputacja: 1 | Wilhelm podziękował odźwiernemu, a gdy tylko ten odszedł, złamał pieczęć, otworzył pismo i je przeczytał. Nie dało się ukryć - światło Vereny zdecydowanie by im się przydało i to nie dlatego, że chmury zakryły słońce lub nastał wieczór, a nikt nie zapalił nawet marnej świeczki. Wiadomo było, że wpakowali się tarapaty, a problem na tym polegał, że nie było wiadomo, jak się z nich wydostać. Nieco światła, rzuconego na tę sprawę, dobrze by im zrobiło. - Spotkanie jest wieczorem - powiedział, po przekazaniu treści pisma pozostałym - a nie mamy pojęcia, jak się ono skończy. Proponowałbym, tak na wszelki wypadek, przygotować się do szybkiego opuszczenia miasta. |
04-10-2017, 08:40 | #333 |
Reputacja: 1 | Nie było zbyt gorąco, ale Berwin wychodząc od Sigmarytów spocił się pod białym habitem, jak mysz świątynna. Dopiero jednak, gdy znalazł się na kwaterze u Verenitów pozwolił sobie na westchnięcie ulgi i otarcie potu z czoła. Drżącą ręką wyciągnął fajkę i nabij ją. Ta prosta czynność uspokajała go. Przy okazji zdał kompanom relację ze spotkania z Feodorem. Stosując terminy ze snotballa zremisował ze wskazaniem na siebie. Nie powiedział Feodorowi nic po za to, co ewentualni kultyści mogli wiedzieć, ale też i nie dowiedział się niczego istotnego. W każdym razie przynajmniej oficjalnie mogli liczyć na wsparcie Sigmarytów, gdyby chcieli odszukać zabójców Mössbauera. Tymczasem spędził parę dni w przyświątynnym hostelu i nie da się ukryć, że podobało mu się tam. Spokój i uczciwość Verenitów zrobiła wrażenie na przepatrywaczu, a uporządkowane życie świątynne obudziło w nim uczucie nostalgii za stabilizacją i bezpieczeństwem rodzinnego domu. Szybko nawiązał kontakt z akolitami i udało mu się nawet poprosić paru, by mu opowiedzieli o swoim życiu. Ich zapał i uwielbienie dla Vereny obudziły w sercu Berwina uczucia, o które by się nie podejrzewał. Spytał nawet, czy nie mógłby się razem z nimi uczyć pisać i czytać, a także chodzić na wykłady z teologii. Zaprzyjaźniony akolita obiecał, że spyta swego przełożonego. Jakiś czas później Wilhelm otrzymał list podpisany przez Ojca Humfrieda i przekazął jego treść Berwinowi i pozostałym. - Cóż … może to spotkanie pchnie nasze sprawy do przodu. Ja idę, ale na wszelki wypadek zabiorę ze sobą mój szczęśliwy sztylet. – stwierdził Berwin. – No i spakuję się. Nie chciał opuszczać przyjaznych murów Vereny, ale skąd mógł wiedzieć dokąd doprowadzi ich droga, którą obrali? |
05-10-2017, 15:32 | #334 |
Reputacja: 1 | W odróżnieniu od niektórych "świeżo wyświęconych" braci zakonników Santiago niezbyt dobrze znosił pobyt w przytulnym, jednak trzeba przyznać, że dość nudnym miejscu. Aż nosiło go, żeby wydostać się poza mury domu gościnnego i otaczającego go ogrodu. To, że nigdzie w pobliżu nie było jego własnej Myrmydii także nie dawało mu wysiedzieć w miejscu. - Tak, tak, muchachos. - Rzekł po zasłyszeniu wieści o planowanym spotkaniu z Kroenertem. - "Hasta la vista Arnold Schwarzenegger baptista huevo duro conquista". - Dodał w rodzimym języku. - Po waszemu to będzie jakoś tak: - "Najprędzej stanie u celu ubogi, bo mu złodziej nie zastąpi drogi." A my przecie jako ubodzy zakonnicy pójdziem, to i szybciej do prawdy dotrzemy. Jako verenici, nie przymierzając. - Uśmiechnął się promiennie. - Niechaj nas Myrmydia ku zwycięstwu prowadzi... - Powiedział jeszcze, a nieco rozmarzony wzrok nie dawał pewności, o której bogini myśli...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
05-10-2017, 18:51 | #335 |
Reputacja: 1 | Elmer w wyniku ponagleń mnichów został zmuszony do wzięcia kąpieli i zrobienia prania. W sumie nie bardzo wiedział czemu ma robić te czynności oddzielnie, wszak było to istne marnotrawstwo wody i mydła. Nie kłócił się jednak z braciszkami, wszak słudzy bogini mądrości zapewne wiedzieli lepiej. Czysty i pachnący, aż skóra swędziała, wreszcie mógł zasiąść do obiadu. Wtedy to przyszła wiadomość od ojca Humfrieda. Elmer oprócz zwykłych obaw w stosunku do kultystów mrocznego kultu, miał też obawy czy wyschną mu gacie do wieczora. Jakoś nie swój się czuł w habicie, zwłaszcza gdy przyrodzenie dyndało się swobodnie. |
06-10-2017, 04:44 | #336 |
Northman Reputacja: 1 | Bodo czuł się wielce nieswojo w białym habicie, lecz powtarzał sobie, że wszak nie dla przyjemności, a z konieczności go na kark przyodział. Problem jednak był innej natury. Jako, że obecność zwierzęcia raczej nie pasowała do Domu Pielgrzyma, to już na pewno nie tego pieska. Był rozpoznawalny i mógł zdradzić wrogom ich prawdziwe oblicze. Wszak Szczeku był jedynym w swoim rodzaju małym, jazgotliwym sukisynkiem, jakże często podkurwiaczkującym. Zaradny szczurołap poradził sobie jednak z przeciwnościami losu, jak zawsze praktycznie zawierzając Sigmarowi czyny, a nie same akty strzeliste. Piesek na pysk dostał domowej roboty skórzany kaganiec, a kiedy pora przyszła, aby go za potrzebą wyprowadzić, Wanker czynił to wczesnym świtem i późnym wieczorem. Na głowę zarzucał obszerny kaptur, a Szczekusia upychał na piersi pod habitem. Stąpał lekko, jakoby kto mu w sandały nasrał, kręcił kościstą rzycią, a mijając Verenitów, jeśli piesek popiskiwał, to się Bodo klepał po rzekomym biuście kaszląc i chrząkając. W ogrodowych krzaczorach siadał w kucaka i pod osłoną szaty kazał na komendę Szczekusiowi robić swoje. Nawet gdyby kto go przyuważył, jaki wścipski lubieżnik verenicki, to dowody zostawione mówiły same za siebie... Wszak kobiałki robiom takie tyci bubki, a wiatrów przecie nie puszczajom wcale! ... dedukował sobie na chłopski rozum.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 06-10-2017 o 05:08. |
06-10-2017, 10:39 | #337 |
Reputacja: 1 | - Nazywam się Johannes Kroenert - przedstawił się mężczyzna, z którym spotkali się w sali posłuchań znajdującej się na bezpiecznym terenie - w domu gościnnym świątyni Vereny. - Skoro się spotykamy, znaczy że otrzymaliście list polecający od Ojca Humfrieda. Zarówno Wy, jak i ja mamy chyba sobie wiele do opowiedzenia, prawda? I mniemam, że to raczej ja będę pierwszym, który będzie mówił - zaśmiał się, odgadując intencje bohaterów. Musiał zdobyć ich zaufanie. To oni znajdowali się w gorszej sytuacji. - Od czego zacząć? - Znałem Lessinga i wraz z nim wielokrotnie prowadziłem pewne badania. Friede i ja nie zgadzamy się w pełni z wersją historii prezentowaną przez Świątynię Sigmara. I właśnie tego dotyczyły nasze ostatnie studia, podczas których Friede poniósł śmierć w Eppiswaldzkim Lesie. Muszę przyznać, że odwodziłem go od samodzielnej wyprawy, ale profesor był uparty i głuchy na moje argumenty. Wielokrotnie podczas naszych dociekań i badań trafialiśmy na dokumenty, głęboko zakopane w archiwach lub takie, które zostały usunięte w mrok, w których pojawiały się fakty, stawiające kościół w niekorzystnym świetle. Nie ma się co dziwić, że Sigmaryci nie chcieli, by zostały odnalezione, albo co gorsza udostępnione. Z tego co wiem, Świątynia nie posunęła się nigdy do nielegalnych bądź zbrodniczych czynów, ale pokrętnymi drogami starała się uniemożliwić badania lub zdyskredytować naukowców, takich jak my. W tym konkretnym przypadku, we współpracy z Verenitami, Sigmaryci zgodzili się na współpracę, biorąc na siebie poszukiwania w okolicach Ubersreik, ale nic nie zrobili. Udało mi się dowiedzieć, że nie została wysłana nawet grupa poszukiwawcza, mimo że Ojciec Feodor twierdził co innego. I dziwnym jest jego reakcja na poczynania Aldebrandta, Morrze czuwaj nad nim, który powiadomił go o sukcesie związanym z odnalezieniem przez Was zwłok Lessinga. Najwidoczniej doszło do czegoś nieoczekiwanego, na co wskazuje śmierć Mossbauera, bo jak wspomniałem Sigmaryci, jak do tej pory nie posuwali się do tego typu, drastycznych rozwiązań. Jak dla mnie, istnieje ścisły związek między odnalezieniem przez Was, wysłanników Mossbauera, Lessinga i pewnych, jak dotąd nieznanych faktów a śmiercią Aldebrandta. Liczę na to, że zechcecie mi opowiedzieć dokładnie, gdyż Ojciec Humfried nie wprowadził mnie w szczegóły, co takiego się dowiedzieliście w Zakazanym Lesie w Enklawie Lektorskiej. |
07-10-2017, 14:01 | #338 |
Administrator Reputacja: 1 | Człowiek ryzykuje już przychodząc na ten świat, a potem niejeden krok to kolejne ryzyko. I czasami warto było się zastanowić, czy nie cofnąć się, zamiast iść do przodu i pakować się w kolejne kłopoty, a szczere wyznanie nie tyle win, co odkrytych nie tak dawno temu faktów. - Szukając profesora trafiliśmy na ślad czegoś, lub kogoś, kto się nazywa się Ósmym Teogonistą - Wilhelm postanowił zaryzykować i podzielić się kawałeczkiem wspomnianych faktów. |
07-10-2017, 20:20 | #339 |
Northman Reputacja: 1 | Bodo zagryzał niepewnie wargę nerwowo drapiąc Szczekusia za uchem, który znosił to cierpliwie, acz poirytowany, aż w końcu piesek przybrał podejerzaną minę. W końcu szczurołap, kiedy słowa panicza Wilhelma zwisły w powietrzu, odważył się odezwać po raz pierwszy od czasu spotkania z naukowcem. - Szanowny Mości Profisiurze - rzekł Wanker uprzejmie i kiwnął głową chyląc czoła - Wiecie już jaki los spotkał i czeka tych, co wiedzą za dużo w tej sprawie kościoła sigmarowego... Wy człek majętny i wpływowy, ale my? Kto nas ochroni przed prześladowcami, kto spokój zapewni? My rzec mamy wam co wimy, a cóżcież wy nam uczynicie? Jak nam pomożecie, gdy żywotów naszych kres na dniach liczonym być może, tudzież godzinami niepewnymi, hem?
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
09-10-2017, 11:43 | #340 |
Reputacja: 1 | Drzewiej, jak dowiedział się Berwin od akolitów, Verena nakazywała swym kapłanom mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Obecnie interpretacja jej nauk nie nakazywała, aż tak radykalnej postawy, tym niemniej zalecano mówić prawdę i wystrzegać się kłamstwa. Zachęcony przykładem Wilhelma rozpoczął swą opowieść i dał się ponieść słowom. Opowiadając osobie podającej się za Kroenerta wszystko co tylko wiedział i o Ordo Scriptoris, i o Ósmym Teogoniście, i o jeźdźcu bez głowy, o Karelii, o wizycie u Feodora, o znalezieniu Mossbauera, ba nawet o otwieraniu listów sigmarytów i o pojmaniu Starka. Mówił niczym w uniesieniu, prosto, szczerze i nie ukrywając żadnych faktów. Sama prawda przepływała przez jego usta, aż … a niech to dunder świśnie, niemal wokół jego nieogolonego czerepa pojawił się świetlisty nimb. Berwin z każdym słowem czuł, jak strach go opuszcza, a w jego duszę spływa spokój i łaska Vereny. Na koniec uśmiechnął się do towarzyszy i powiedział mocnym, czystym głosem: - Nie lękajcie się przyjaciele. Prawda nas wyzwoli. |