Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 22:17   #191
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Wcześniej...

Eloiza miała niewiele czasu, aby nauczyć się właściwie walczyć. Richard sądził jednak, że przyda jej się jakikolwiek trening, nawet w tak małym zakresie. Na początku robiła podstawowe błędy, nie umiejąc nawet wyprowadzić prostego wypadu. Była jednak pojętnym uczniem i już wkrótce zaskoczyła go całkiem zręcznym przeciw-tempem oraz kilkoma innymi trikami, o które by jej nie posądzał. Próbowali się z różnym orężem, niemniej Eloizie szło najlepiej kiedy walczyła krótkim ostrzem oraz bronią miotaną.
Po kolejnym starciu z siostrą, szlachcic odwiedził byłych więźniów. Ci wreszcie zaczęli się powoli zadomawiać. Już wcześniej zaczął ich widywać na kładkach oraz górnym pokładzie. Uznał, że to dobry czas, aby poruszyć temat Shagreena. Beatrice wydawała się najbardziej rozgarnięta, więc to ją bezpośrednio zagadał o Walkera Barnesa. Tamta właśnie wróciła z wiadrem deszczówki, którą zbierano przy górnej części balonu. Myła włosy, kiedy La Croix wszedł przez próg. Zaczęli od spraw trywialnych, aby jednak szybko przejść do meritum.
- Dlaczego za nim podążacie? O co walczycie? Co wami kieruje? - zapytał ją, kiedy poprosiła o leżący nieopodal ręcznik.
Kiedy rozczesała mokre kudły, wyglądała znacznie lepiej. Właściwie, jak tylko doszła do siebie, okazała się być o wiele urodziwszą kobieta, niż dotychczas sądził.
Na jej twarzy wykwitł smutny uśmiech.
- Nie dziwi mnie, że nasze powody mogą być dla ciebie mgliste. Jakby nie było, stajemy przeciw rodzinie, które ma bezpośrednie konotacje z Delegaturą. Osobiście sądzę, że na tym świecie każdy ma za uszami, a Wolne Miasta są takimi już tylko z nazwy. Wszyscy tutaj straciliśmy kogoś z bliskich osób, ponieważ za dużo wiedziały, bądź były niewygodne.
Jej towarzysze pokiwali głowami. Gregory wyszedł do przodu
- Shagreen stosuje bezpośrednie metody, lecz lepsze to niż wieczne mydlenie oczu i odległa wizja sprawiedliwości. Miałem przyjaciół, których zesłano na Andromedę, bo wiedzieli o nielegalnym przepływie pieniędzy na szczytach Betelgezy. Próbowałem zgłosić to Delegaturze i wiesz co usłyszałem? Że wyrażają “ubolewanie”. Ubolewanie! Czasem nie dziwię się, że ludzie wolą stanąć po stronie Hanzy. Może i trzyma społeczeństwo za mordę, ale jest już bardziej konsekwentna.
Wreszcie zabrał głos także trzeci z grupy, mężczyzna o imieniu Steven.
- Prawda jest taka, że nie wiemy na ile sprawa Shagreena jest słuszna. Tylko najbliżsi mu wiedzą jakie ma faktyczne zaszłości z rodziną. Widzisz, po ucieczce na Southand on nie wypuścił jakichś tam, przypadkowych zarażonych. To miejsce jest istnym więzieniem politycznym, po prostu ubranym w inne szaty. Wielu osadzonych w azylach przybywa na miejsce kompletnie zdrowa, jeśli wiesz do czego dążę. Shagreen zwrócił wolność przynajmniej części. Przebywali jednakże w zamknięciu zbyt długo. Poza tym, że każdy ich ściga za sam wygląd, nie pamiętają już zewnętrznego świata. Potrzebują nas.
Richard wysłuchał wszystkich, lecz ich nie oceniał, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Po wszystkim niby zwyczajnie ruszył na dalszy obchód. Z pewnością miał o czym myśleć.


Jak tylko historyk zakończył swoje notatki, odnalazł Richarda. Wciąż nie dawała mu spokoju nieobecność piratów, natomiast wiedział, że szlachcic współpracował ze korsarzami. Ci z kolei mieli na koncie przynajmniej kilka szemranych interesów w zakresie piractwa.
Szlachcic był właśnie u Beatrice i jej towarzyszy, natomiast dołączył do Coopera już na korytarzu. Zgodnie z oczekiwaniami Starra, istotnie posiadał pewną wtyczkę. Szybka wizyta przy radiostacji wykazała jednak, że nie uda się ów człowieka zawezwać na odległość. Osoba ta była poza zasięgiem tego typu technologii, aczkolwiek Richard wiedział gdzie można ją odnaleźć. Niewiele im to teraz dawało, z drugiej strony zawsze dostawali jednego asa w rękawie więcej.

Rozdzieli się i teraz to Cooper ruszył do Eloizy. Ku zdziwieniu zastał ją, kiedy ćwiczyła cięcia oraz niezgrabne piruety. Widział już co potrafiła zrobić w dżungli i że jest z niej jakikolwiek pożytek podczas walki. Nadal jednak tkwiło w niej wiele z dawnej delikatności, a to było dla jej umiejętności bojowych zbyteczne.
Nie przyszedł doń jednak, aby prawić morały o sztuce wojny. Wręczył dziewczynie “prezent”, na która spoglądała niczym sroka w gnat. Jako wprawny amant dobrze wiedział, że kobiety lubiły niespodzianki. Jeśli im coś dać i powiedzieć, aby tego nie sprawdzały, to było równe proszeniu wręcz, aby stało się inaczej. Mimo dziewczęcej naiwności, Eloiza nie była jednak w ciemię bita. Wysłuchała historyka, cały czas kiwając głową. Raczej zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji.
Kiedy dla niepoznaki postanowił zostać u niej chwilę dłużej, ta zarumieniła się i zrobiła mu miejsce na łóżku.
- Richard nie pała do ciebie specjalną sympatią - zwierzyła mu się - Ale ci ufa i chyba ma na myśli, że jesteś potrzebny. Skoro on tak twierdzi, to pewnie ma rację. Zrobię jak zechcesz - wskazała na notes.



Tym razem wszyscy zgromadzili się wokół aparatury, dzięki której można było porozumieć się z nurkiem. Przypominała radiostację, niemniej była znacznie prostsza i posiadała tylko jeden głośnik. Malfoy czasem przekręcał gałkę obok, kiedy “tracili” Denisa, obecnie znajdującego się już na terenie ruin Myth. Urządzenie było jedynym sposobem, aby komunikować się z lurkerem. W międzyczasie Malfoy tłumaczył Richardowi sposób działania sprzętu Arcona. Uwadze La Croixa nie uszło, że inżynier jest czemuś zdenerwowany. Zbyt dobrze go znał i wyraźnie zauważał dziwnie błądzący wzrok w kierunku Coopera. Sam Jacob zaś, stał bezpośrednio przy nadajniku. Przypominał za jego pomocą poławiaczowi, aby nie ominął w swojej relacji żadnego szczegółu. Lurker był teraz oczami całej załogi, która za obraz ruin miała tylko jego własne słowa.

Zazwyczaj nie robiło to różnicy, kiedy Denis odwiedzał morskie dno w dzień czy nocą. Ogromne warstwy wody i tak nie przepuszczały tu wiele światła. W tym momencie jednak Arcon miał wrażenie, że wokół niego jest ciemniej, niż przy którejkolwiek z jego wypraw. Lampa odsłaniała kształty na kilka metrów przed nim, a już dalej obserwował tylko ciemność. Czasem odnosił wrażenie, jakby mijane budynki były zastygłymi w dziwnych pozach postaciami o gigantycznym rozmiarach. Umysł jak zwykle płatał mu figle, jednak przyzwyczaił się do tego podczas zejść. Ponadto, wreszcie za wczasu przypomniał sobie o presurach. Dzięki nim czuł się choć trochę lepiej. Kto wie, może gdyby roztargniony lurker pamiętał o nich poprzednim razem, wyprawa do świątyni wyglądałaby trochę inaczej…
Szedł prawie że po omacku. Cienie górowały nad nim, równocześnie zdawały podążać jego tropem. Słyszał tylko odległy, przytłumiony bulgot. Próbował sobie przypomnieć jak było tu ostatnim razem. Co wtedy robił i którędy podążał. [Test Nawigacji]
Znalezienie podziemnego przejścia nie przysporzyło mu większych trudności. Tunel przecież nigdzie się nie przemieścił, choć mógł co do jakiejś części zawalić. Tak na szczęście nie było. Wkroczył doń, natychmiast czując nieprzyjemną bliskość chropowatych ścian. Korytarz prowadził znajomą drogą. Denis podążał dalej.
Cała ta wyprawa nie przypominała wcześniejszej wizytacji na Myth. Wtedy wiązała się ona z większą dozą ekscytującej przygody. Teraz przypominała wejście do krainy ciemności, gdzie złe byty mogły czaić się na każdym kroku. Arcon tym razem zauważał również nowe rzeczy. Jak choćby fakt, że zniszczona odnoga, za którą niegdyś widział unoszący się kształt [1], była zdewastowana w wymyślny sposób. Podczas wykonywania swojego zawodu niejednokrotnie widział zawalone ruiny, które zmurszały pod wpływem lat oraz wilgoci. Ta część piwnicy wyglądała jakby została pchnięta za pomocą dużej mocy. Nie widział jednak śladów eksplozji. Do głowy przychodziła mu tylko broń sejsmiczna.
Powoli podszedł do znajomego miejsca. Między przewróconymi płytami nadal dało się spojrzeć wgłąb przejścia. Snop światła omiótł je... to coś nadal tam było.
- Denis, jesteś tam? - przypomniał się w imieniu wszystkich Malfoy - Melduj co widzisz!
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 04-10-2017 o 10:09.
Caleb jest offline