Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2017, 22:28   #66
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Te pieprzone zioła…

Był delikatny.
Nawet gdy śpiącą pod wpływem ziół podmacywał w nocy gładząc i ściskając gdzieniegdzie, to oby jej nie obudzić. Chyba raz czy drugi przebudziła się na to, ale jeno z lekkim uśmiechem, zaspana usnęła z powrotem.
Tym większym zaskoczeniem było, gdy obudził ją już specjalnie, gdy niebo wciąż skrywała czerń nocy.
- Alex? - zapytała, starając się otworzyć szerzej oczy i popatrzeć na niego.
- Ze dwie godziny do świtu. W Coiville możemy być konno i za godzinę. - Zobaczyła jak podaje jej rękę by pomóc wstać. Prawą.
- Jesteś pewien, że... dasz radę? - zapytała, lecz po prawdzie przetarła twarz rękami i sięgnęła jego dłoni, by się podnieść.
Ręka, która jeszcze dwa dni temu zwisała jeno wzdłuż jego ramienia, uniosła ją.
- Nie. Być może zginiemy. - Poczuła jak ściska jej dłoń. - Ale trzeba nam spróbować. - Puścił jej rękę i schylił się. W prawicę złapał miecz leżący obok legowiska. Widziała, że trzyma go pewnie. Ale widziała też, że dłoń drży.
- Chodźmy po nasze przeznaczenie - rzekł mocnym głosem.

Dziewczyna zaczęła się pospiesznie ubierać, a Alex patrzył na to zachłannym wzrokiem..
- Mój wuj zwykł mówić, że jeśli nie ma się za co umierać, nie ma po co żyć. Lepszej śmierci nie mogłabym sobie życzyć niż ta po walce u twojego boku mężu - rzekła mu, przypasając swój miecz, po czym stanęła wyprostowana naprzeciwko byłego skryby.
- Złożyłem ją w skrzynce. Konie osiodłane. - W oczach miał jakiś błysk, nie mogła wiedzieć że ten sam miał gdy w szyku cwałował z pochyloną kopią szarżując w bitwie. - Chodźmy skopać… jedną wampirzą dupę.
Aila skinęła głową i ruszyła za nim, nie zapominając o swojej nowej ulubionej broni - kuszy.


Na wschodzie jaśniało gdy dotarli do Coiville. Ulice miasteczka były puste, jedynie w niektórych miejscach zaczynało tętnić powoli życie, gdy rytm dnia zaczynał się tam przed świtem.

[MEDIA]http://www.fabiandittmann.de/images/slider/matte-painting-medieval-town-3.jpg[/MEDIA]

Między innymi u miejskiego piekarza.
Tylko jedna rzecz była dostarczana na zamek codziennie i spożywana przez wszystkich na Kocich Łbach. Świeży chleb wypiekany przez Gasparda Everetta.
Alexander wstrzymał konia przed piekarnią skąd dochodziły już odgłosy krzątaniny. Uniósł paczuszkę, którą otrzymał od staruszki z Wilczych Dołów.
- Przekonasz piekarza? - spytał. - Lepiej prośbą niż groźbą, a któż mógłby Ci czego odmówić jak poprosisz… - Uśmiechnął się lekko.
Aila ziewnęła i odruchowo chwyciła woreczek.
- Ja? Ale... to trzeba było mi powiedzieć... nie mam na sobie sukni, tylko ten męski kostium, no i moje włosy... przecież ich nawet nie uczesałam, tylko spięłam, nie mówiąc o brudzie... - znów była typową szlachcianką.
- Dasz sobie radę. - Zsiadł z konia. - Zresztą będę obok, Gaspard przecież wie kim jesteśmy, a trochę brudu i brak sukni to za mało aby ukryć Twój urok. - Podał jej dłoń do pomocy. - Hm… bez sukni wyglądasz nawet piękniej .- Uśmiech mu się poszerzył, ale chyba nie chodziło tu o męski strój.
Zmrużyła oczy, ale nie skomentowała tej uwagi.
- Życz mi powodzenia. - rzekła i skierowała się do piekarni.
- Powodzenia - mruknął przejmując wodze jej wierzchowca.

Gdy weszła do środka niedużego budynku uderzył ja zapach świeżego pieczywa w nozdrza. Aż zaburczało jej w brzuchu.
W dodatku w pomieszczeniu unosił się specyficzny, białawy pył mączny, który pokrywał warstwą niemal wszystkie sprzęty w środku.
Na dźwięk otwieranych drzwi dwie osoby, znajdujące się w środku podniosły głowy - Gaspard i jego żona spojrzeli ze zdziwieniem ,a potem ze strachem na gościa.
- Pani!
- Pani tutaj? To niemożliwe!
- Witajcie - przywitała ich nieśmiało. - Czy znajdzie się nieco pieczywa dla mnie i mego małżonka na małą wycieczkę?
- Echm… oczywiście pani! - Żona piekarza zareagowała pierwsza, bo Gaspard wciąż był w lekkim szoku. Dwóch pomagających mu piekarczyków wyglądających z części gdzie stał piec, też zresztą zachowywało się jakby zobaczyli ducha.
- Będę miała też do was prośbę... czy mogę prosić was o dyskrecję? - Spojrzała na piekarza i uczyniła znaczący gest głową w stronę jego pomagierów.
Gaspard wyglądał jakby przebudził się.
- Ehm… tak Pani. - Zbliżył się do szlachcianki. - W czym rzecz? - spytał ciszej.
- Rzecz to delikatna, nie chcemy paniki, ale... z wodą są problemy na zamku. Coś w studni było... pan rozumie?
Gdy mężczyzna niepewnie skinął głową, podała mu woreczek.
- To zioła, by się mieszkańcy nie pochorowali. Dlatego nas tyle nie było... nim objawy wszyscy zobaczą i panika wybuchnie.
Wskazała woreczek.
- Starczy je dodać do pieczywa, które dziś ma trafić na zamek. Oczywiście za fatygę i... dyskrecje zapłacimy dodatkowo. - Wyjęła mieszek z monetami i wcisnęła w dłoń piekarza srebrnika.
Gaspard przez chwilę zastanawiał się nad czymś.
- To zaraza Pani? - W jego oczach wykwitł strach.
- Lepiej byś nie wiedział, dobry człowieku - powiedziała takim tonem, że mógł to odebrać za potwierdzenie. - Starczy, by każdy zjadł bułkę z tym ziołem, a wszystko będzie dobrze, toteż proszę, byście nie tylko dodali ziół, ale przeszli samych siebie. By każdy chciał jeść ten chleb.
- Będzie jak zechcesz Pani. - Skinął głową przejmując zawiniątko.
- Dziękuję. - Posłałą mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Po chwili wróciła też gospodyni z koszyczkiem pełnym świeżutkich wypieków, przykrytych ściereczką - pewnie najlepszą jaką tu mieli.

Aila podziękowała, wręczając gospodyni kolejnego srebrnika i szybko wróciła do męża, który wyglądał na zdziwionego jej tak szybkim powrotem.
- Już? - spytał unosząc brwi.
- A czego się spodziewałeś? - Podała mu koszyczek z pieczywem i sama wsiadła na swojego konia, udając, że wcale nie jest dumna z tego jak zgrabnie sobie ze wszystkim poradziła.
Stał tak patrząc przez chwilę to na koszyczek, to na nią to na wejście do piekarni.
- Ehm… - Jakby nie wiedział co powiedzieć. Oddał jej kosz aby móc samemu wsiąść na konia. - Powiedziałaś im, aby nie puścili pary z gęby, że jesteśmy w miasteczku? - spytał dosiadając wierzchowca.
- Powiedziałam, że to wszystko to tajemnica. A my w podróż ruszamy. Więc nawet jeśli... to powiedzą, żeśmy wyjechali.
Kiwnął głową, choć nie wydawał się uspokojony.
- Powinniśmy poczekać do południa… - Byłaś kiedyś w miejskiej karczmie?
- Nie, ale... myślałam, że to zjemy. - Wskazała koszyczek.
- Tedy… śniadanie w lesie?
- A co, strach cię obleciał? - Uśmiechnęła się do niego zawadiacko, po czym dodała. - No chyba że w tej karczmie można jaki pokój wynająć, ale czy to nie nazbyt ryzykujemy, że nas zauważą i wieść pójdzie dalej?
- Do południa nikogo tam nie będzie zapewne. Zamknięta jeszcze… alem tam - odwrócił wzrok - często bywał. Karczmarz zna mnie, zbudzić go możem to nam otworzy i w głównej izbie czas spędzić pozwoli. Coś do tego chleba się znajdzie i do picia, a może i kąpiel będziesz mogła zażyć? Zawszeć to lepsze niż skrywanie się w lesie nim nam na zamek będzie pora. A on nie rzeknie nic. Ma praktykę w tajemnic trzymaniu. Wszak to jeden z kilku, co wiedzą nawet o sire.

Na te ostatnie zdanie Aila aż wstrzymała powietrze w płucach i dopiero po chwili wypuściła.
- On wie... - chyba ta myśl zajęła teraz całkiem jej umysł, przez co dziewczyna zapomniała, że Alexander czeka też na jej decyzję.
- Wie. Kilka osób w miasteczku wie. Akceptują. - Wzruszył ramionami. - Wybieraj tedy piękna małżonko. Karczma, czy las.
- Jeśli jest choćby cień szansy na kąpiel to oczywiście, że karczma. Dawno nie czułam się... jak dama - wyznała.
Kiwnął głową.
- Kaptur wzuj, lepiej by nas nie rozpoznano. Świt budzi miasto.
Aila posłuchała nie komentując.


Karczma “Lorelei” spora była, ale o tej porze zawarta. Na piętrze było kilka pokoi dla gości, najczęściej kupców płynących Mozelą, ale sam karczmarz, Niemiec Johann, własne izby miał na parterze. Przy głównej sali i kuchniach.
Gdy zsiedli z koni Alexander nie skierował się do głównego wejścia, lecz do bocznego wejścia, do części mieszkalnej właściciela karczmy.
Po dłuższym waleniu w drzwi te w końcu otworzyły się.
Pokazał się w nich mężczyzna spory, w sile wieku, rozczochrany, zaspany i jak widać było po minie - srogo wkurwiony budzenim go o świcie.
- Czeego? - Potoczył po przybyszach gniewnym spojrzeniem. Zarówno Aila jak i Alexander skryci pod opończami i w kapturach jawić się mogli jako przybłędy spoza miasta. - Zamknięte jeszcze, czemu uczciwego człeka o świcie budzicie nędzni okurwieńcy?!
Aila aż się cofnęła. Nikt tak do niej nie mówił. Młoda szlachcianka była dosłownie zdruzgotana i aż nie potrafiła się odezwać
- Powtórz to, a pałkę okutą co ją za szynkwasem trzymasz w rzyć ci wsadzę na ile tylko wejdzie. - Bękart zdjął kaptur, na jego twarzy nie było widać gniewu, tylko lekki uśmiech.

Kasztelanka słysząc to, zatkała usta, by nie krzyknąć ze zgrozy i tylko siłą woli i... ostatnimi doświadczeniami nauczona nie uciekła stamtąd. Karczmarz za to przyjrzał się znajomej mordzie dawnego skryby, a potem drugiej, wciąż ukrytej w cieniu kaptura i... aż z wrażenia szczęka mu opadła. Stał tak chwilę, skołatany zupełnie. Pamiętał wszak co nieraz Alexander o szlachciance z Kocich Łbów mówił i o jej podejściu do niego. A teraz oboje tu stali... to było zbyt wiele dla zwykłego człeka.
- Johann, do cholery, nikt nas tu widzieć nie może. - Alexander skrzywił się.
To oprzytomniło mężczyznę. Uchylił szerzej drzwi i odsunął się, by wpuścić niespodziewanych gości.
- Wchodźcie...em...znaczy... jaśnie pani... zapraszam... w skromne progi... - zaczął giąć się w ukłonach, a Aila patrzyła na niego wciąż ze zdumieniem.
- Chleb mamy, jakby znalazło się co do niego i coś do picia… - Alexander ujął żonę za dłoń i pociągnął by weszła - Kąpiel przygotować i byśmy do południa nieodkryci tu byli. Odwdzięczymy się, jak tylko będziemy potrafili.
- Och, ale... jaśnie pani... tylko ja i małżonka... nie jesteśmy w stanie jak służba na zamku... nawet syna nie ma... - karczmarz biadolił, ale wystarczyło jedno spojrzenie w oczy Alexandra, by nieco się pozbierał. Aila też pospieszyła z tłumaczeniem:
- Nie trzeba nam wiele. Jeśli kąpiel to duży problem, to możemy zrezygnować. Kawałek stołu i schronienie nam starczą, a jeśli się co więcej uda... będziemy wdzięczni niezmiernie.
Teraz to Johann spojrzał na nią jakby mówiła w zupełnie obcym języku. No tak, nie tego się spodziewał po opowieściach stałego bywalca.
- Sam naniosę wody by ją zagrzać jak będzie trzeba. A ty Johann się nie strofuj, nie trzeba nam wiele. - Weź jeno poleć po burmistrza i tych członków rady miejskiej, co wiedzą kto naprawdę panem na zamku. Ważne to, trzeba nam co uradzić.
- Jasne, jeno Cristie obudzę, ona najlepiej się orientuje co tam w kuchni na szybko można przyrządzić. Zaraz co wam... państwu zorganizuje. - i poleciał.

Tymczasem Aila popatrzyła na swego małżonka w zadumie.
- Mieliśmy być tu incognito a ty burmistrza wołasz? Co planujesz?
- Stare wojenne porzekadło mówi - odrzekł prowadząc ją ku głównej izbie stanowiącą salę gdzie mieszczanie i przyjezdni zwykli jeść, pić i czas wspólnie spędzać - że jednym z najważniejszych na polu bitwy jest przewaga liczebna i sojusznicy. Wiesz przez co Anglicy weszli do Francji gromiąc i zdobywając królestwo? - spytał.
- Przypuszczam, że nie jest to kolejny żart o Francuzach, a zatem nie wiem. - odparła z uśmiechem, siadając na długiej ławie. Po szczeku naczyń z pomieszczenia kuchennego dało się uchwycić, że karczmarka wzięła się już do roboty.
- Przez jedną dziurę w głowie. - Bękart usiadł naprzeciw i zdjął opończę. - Uczynioną toporem na moście w Pouilly, roku dziewiętnastego. Gdy stronnicy Orleańczyka zamordowali w obecności króla, księcia Jana Bez Trwogi, który wielkie wpływy miał w królestwie i spotkać się miał, aby sojusz Burgundii z Francją przypieczętować, przeciw Anglikom. Rozrąbali mu łeb, a jego syn Filip, miłościwie wciąż panujący, sprzymierzył się tedy z królem Henrykiem i dopełnił losu Francuzów. - Urwał i zamyślił się nad czymś. Dopiero po chwili kontynuował: - Ci co wiedzą o Elijasze, akceptują go. Wszak dzięki jego machlojkom Coiville wolne jest od poborców i werbowników, aleć życie obok wampira to nie jest to co by chcieli… Możemy ich przeciągnąć na swą stronę. Nie jeno we dwójkę wejść na Kocie Łby.
- Wiesz, że dla wielu to nowa wiedza? I uznają to za czarostwo... złego w to wplątać mogą. - zmartwiona Aila podparła policzek dłonią. Wciąż miała na sobie podróżną opończę, jedynie kaptur odrzuciła.
- A po co zdradzać tym co nie wiedzą? - Alex wzruszył ramionami. - Johann, Burmistrz, kilku innych wiedzieć będą w czym rzecz. A pozostali? Rzeknie się, że podczas naszej nieobecności zbiegły Pieterzoon z nową bandą zamek opanował. Wszak tam jest, czyż nie? Niewiedzący o Elijasze iść będą na banitę, wciąż nie poznający przeciw komu stajemy.
Szlachcianka chwilę siedziała w milczeniu.
- Nie mówiłeś mi o tym... to wspaniały pomysł.. chyba. - nie rzekła nic więcej, bo Criestie - typowa, rumiana mieszczka weszła do sali, wnosząc na wielkiej tacy dwa kufle grzanego piwa, talerze, gdzie na jednym leżało kilka zrobionych na zimno nóżek z kurczaka oraz półmisek z serami.
- Czym chata bogata - rzekła, rozstawiając pospiesznie jadło. - Wybaczcie, że jeno tyle, ale nie spodziewaliśmy się o tej porze... no i w ogóle tak wspaniałych gości.

Jakże wszystko się zmieniało…
Bywało, że Crestie ganiała pijanego skrybę ze ścierą od moczymord wyzywając, a ninie: wspaniały gość. Jakże Aila wszystko wokół siebie zmieniała.
- Dzięki ci, ja zaraz wody naniosę co by zagrzać.
- Nie trza, jedzcie, ja naniosę. - Karczmarka machnęła ręką i lekko ociężałym krokiem przez jej sporą tuszę, poszła ku kuchni.
- Po prawdzie, to wpadłem na to dopiero gdyś tak szybko przekonała piekarza. - Alexander rozłamał świeży, ciepły chleb. - Wtedy mnie natchło, że może nie musimy walczyć z nim sami. Gdyby wcześniej mieszczanie wampira chcieli się pozbyć, musieliby nas przemóc. Ale jak Elijah stracił w nas obrońców, można ich podpuścić…
- Tylko jak im wytłumaczysz, że ich uspaliśmy? Starczy, że ja już piekarzowi wcisnęłam bajkę o jakiej chorobie, co to po zamku się niesie i że to odtrutka, by po cichu wszystkich uleczyć. - Westchnęła, sięgając dość łapczywie po jedzenie.
- Pieterzoon mógł wszak zatruć studnię, aby łacniej zamek przejąć, gdy wszyscy niemocą złożeni.
Aila uśmiechnęła się.
- Widzę, że masz odpowiedź na wszystko. Nie będziesz miał nic przeciwko jeśli tobie zostawię rozmowy z nimi, a sama się kąpielą porozkoszuję?
- Chciałbym byś mnie w tym wsparła. Masz w sobie urok, który działa jak młot uderzający w łeb. - Uśmiechnął się ujmując jej dłoń w swoją. - Oboje powinniśmy pokazać, że stoimy razem za sobą w tej kwestii.
Szlachcianka zrobiła strapiona minę. Widać bardzo chyba nie chciała, by ją wszyscy liczący się mieszkańcy widzieli w takim stanie. Ot babska próżność.
- No dobrze... - rzekła z ociąganiem.
Chyba zauważył jej opory. Uścisnął mocniej dłoń.
- Jak wszystko się uda, to wspomnienie ostatnich dni w spokoju żyjąc będziem przywoływać jako przygodę.
Zmarszczyła brwi.
- Chcę się wykąpać. - rzekła tonem rozkapryszonej panny.
- Tak pani! - Skłonił się z udawanym entuzjazmem niczym sługa. - Pójdę pomóc Crestie w przygotowaniu kąpieli. - Wstał z uśmiechem i skierował się na zaplecze.
Aila nie powstrzymywała go. Widać to dla niej było ważne. Pochodzili z różnych światów, mieli różne priorytety, a jednak ostatnimi czasy jakoś się dogadywali. Rzec by można nawet, że bardzo dobrze, choć wciąż nie było wiadomo jak szlachcianka zareaguje, gdy przyjdzie do bezpośredniego starcia z ich dawnym panem.


Z pomocą Alexandra karczmarka przygotowała gorącą kąpiel akurat, gdy Aila skończyła jeść. Dziewczyna radośnie podniosła się ze swego miejsca, ale nim ruszyła na górę, popatrzyła na małżonka.
- Ty nie idziesz? Może się zmieścimy... - powiedziała z uśmiechem.
- Chętnie - odpowiedział kierując się za nią - ale szans na zmieszczenie się razem nie ma. Nie mają tu tak dużej balii z tego co wiem.

Skoro nie wierzył w możliwość wspólnej kąpieli, to czemu chciał jej towarzyszyć? Nie kłopotała tym jednak swojej złotowłosej główki. Zabrała tylko suknię ze swoich juków, by się przebrać i wesoło pomknęła do pokoju, gdzie czekała balia. Poczekała chwilę aż Alexander wejdzie za nią i jużci zaczęła zrzucać szybko odzienie. Mężczyzna zauważył jakaż to różnica, gdy jeszcze niedawno przy czymś takim rumieniła się i zerkała na niego niepewnie a teraz ot bez krępacji, radośnie wskoczyła do kąpieli, prezentując przed nim swoje kształty i nawet tym sobie głowy nie zawracając.
Zbliżył się i przyklęknął przy niewielkiej, o wiele mniejszej niż mieli na zamku, balii. Musiała siedzieć z podkurczonymi nogami by się w niej zmieścić.
Ujął jedną ze szmatek leżących obok, a które przygotowała karczmarka i najzwyczajniej w świecie… zaczął Ailę myć. Ona zaś przymknęła oczy i z lubością poddała się jego zabiegom, rozkoszując dotykiem.
- Myślisz... - szepnęła nie otwierając oczu - Że zasłużyliśmy na to, by kto kiedy opowiedział nasze losy i zakończył je słowami “i żyli długo i szczęśliwie”?
- Jeżeli ktoś kiedy opowie, to kończyć je będzie słowami: “i żyli póki nie przybyła inkwizycja i spaliła ich na stosie za konszachty z nieumarłym diablestwem” - odparł z trzeźwym humorem, obmywając jej ramię i bark.
Aila prychnęła.
- Zdecydowanie to ja będę opowiadać bajki naszym dzieciom - odparła.

Zapadło kłopotliwe milczenie.

- Chciałabyś…? - spytał w końcu przerywając niezręczną ciszę i zmywając pot i brud z drugiego barku.
- Ja... nie wiem... - poczuł jak jej barki napinają się, jakby zaraz miała stoczyć jakąś walkę - To wydaje się takie... odległe. - odpowiedziała, po czym spytała ciszej - A Ty?
- Gdybym pewny był, że godne życie im zapewnić mogę… - odparł nie patrząc na nią i obmywając piersi dziewczyny. - Z niewiastą, którą chciałbym życie spędzić… Tak. Ale to nie cel mój, ani marzenie.
Pokiwała głową, trochę tylko zasmucona, że nie nazwał ją tą niewiastą, lecz nie ciągnęła tematu. Zadarła głowę, by na niego spojrzeć.
- Pomóż mi przy włosach i może jak będziesz grzeczny, to cię tu wpuszczę.
- Grzeczny? A nie jestem? - Udał urażoną minę, ale posłusznie zmoczył jej włosy. - Jeżeli nam się uda… - powiedział cicho polewając jej głowę wodą z cynowego dzbana. - Jeżeli spokój osiągniemy i zechcemy oszukiwać czas wampirzą krwią jako wolni… - Przejechał dłonią po jej mokrych włosach. - Ja od pięciu lat tak na krwi, z radością oddam czasowi com mu zabrał byśmy mogli...
- Zobaczymy. Jeśli się uda... będzie jeszcze wiele takich rozmów. - złapała go mokrą ręką i przyciągnęła, by pocałować.
Ich wargi złączyły się, a Alex nie odsuwał się. Przedłużał pocałunek, ale czynił to raczej delikatnie. Czule.
- Teraz to jak dzielenie skóry na niedźwiedziu - mruknął z lekkim uśmiechem pryskając jej wodą po twarzy.
Opowiedziała mu tym samym, po czym podniosła się gwałtownie, aż woda chlusnęła na posadzkę.
- Rozbieraj się, trzeba nam się wyrobić zanim radni przyjdą z burmistrzem. Starczy że go już raz w łożnicy mieliśmy.
Roześmiał się i zaczął zdejmować koszulę wodząc przy tym wzrokiem po ciele małżonki. Ruchy jego prawej ręki zdradzały, iż nie jest jeszcze w pełni sprawna, ale posługiwał się nią, poruszał…
- Będą lada chwila, o ile już nie czekają - rzekł zdejmując spodnie i bieliznę. - Hm… Johann wie o wszystkim co dzieje się w miasteczku, zawsze zastanawiałem się, czy podgląda co dzieje się w jego izbach by mieć pod pieczą gości - zakpił wchodząc do balii.
Na te słowa Aila szybciutko zaczęła się wycierać, a na jej policzkach pojawił się rumieniec. Chyba nie wiedziała, że to żart.

Alex nie wyprowadzał jej z błędu. Uśmiechając się szerzej zaczął obmywać się spłukując pot i brud. Nie zajęło mu to długo, wkrótce sam wyszedł z balii by się wytrzeć i ubrać.
Jego małżonka, której przyodziewek zawsze trwał znacznie dłużej, akurat kończyła zaplatać włosy w warkocz.
- I jak? - zapytała, po czym dodała: - Tu nie ma lustra, więc bądź krytyczny.
- Jak ozdoba królewskiego dworu. - Jego krytyka delikatnie mówiąc nie należała do ciężkich do przełknięcia.
A w podzięce za to został obdarzony ślicznym uśmiechem.
Teraz to Aila przypatrywała się małżonkowi, gdy ten kończył się ubierać i z jakimś kocim wyrazem zadowolenia na twarzy oblizała wargi w zamyśleniu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline