Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2017, 08:33   #222
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
MOSTEK


8 rakiet zbliżało się coraz bardziej i bardziej do Fenixa, pokonując odległość w zawrotnym tempie. Systematyczne, i coraz szybsze “pikanie” radaru doprowadziło już u co niektórych do pojawienia się potu…
- Przygotować się na ostre zwroty - Nadała Leena przez komunikatory statku.
- Becky! Teraz albo nigdy, korkociąg! - Krzyknęła pani kapitan, po czym odpaliła flary, by zmylić nadlatujące rakiety.

WTF? Korkociąg? Fenixem?? Becky posłuchała, no i zaczęła się wirówka… żadna z rakiet nie trafiła celu. Ani jedna. 7 z nich zmyliły flary i zwariowany manewr statku, a 1 zestrzelił automatyczny system obronny.

Wywirowało wszystkich, mniej lub bardziej, i oprócz powykręcanych żołądków, mieli chwilę spokoju.
- Becky, mam inny pomysł - Leena sama przeglądała mapę sektora - Kurs 34-22-7… mam coś lepszego niż asteroidy. Co powiecie na skupisko czarnych dziur? Może którego z tych oszołomów za nami wciągnie? Niszczyciele nie są takie zwrotne jak corvetta.

Night wziął parę głębszych wdechów, gdy już parokrotne "g" przestało szarpać i wciskać go w fotel. Ludzie nie doceniają możliwości swobodnego oddychania, ot taki nic nie znaczący proces, gdzieś w dalekim tle, na który nikt nie zwraca większej uwagi. Powietrze smakowało wybornie.
- Istnieją teorie, że czarne dziury są bramami w czasie i przestrzeni - pirat skomentował. - Nie mam nic przeciw. Może nawet trafi się jakaś planetka za starożytnych czasów. Nas obwołają bogami. Dobre nie? Każemy im budować pojebane konstrukcje i umieszczać podobizny na ściennych malowidłach - zadrwił.

To nie były ostre zwroty, to co oni za sterami wyprawiali to był korkociąg, i Fennowi nawet się przez chwilę podobało, zupełnie jak w jakimś pieprzonym parku rozrywki. Tyle że przy okazji okazało się że jednak mają automatyczne systemy obronne, co powodowało że wcześniejsze przygotowanie się “chłopaków” było niepotrzebne.
- Dajcie znać kiedy naprawdę będę miał w co postrzelać. - powiedział do reszty na mostku, po czym zajął się głęboką kontemplacją na temat natury wszechrzeczy, a dokładniej co by właśnie miał ochotę zjeść. A przynajmniej próbował.

- Łokurwajegomaaaaaaać!!! - darł się Młot w komunikator - Ja pierdole jak wywiiija...nie rzygnę! Kurwa nie rzygnę!

- Skupisko(!) czarnych dziur? Lepiej się trzymać z daleka, ale jeśli nie mamy wyboru - Becky odpowiedziała pani kapitan. - Ufam tobie i twoim wyliczeniom. Może oni się wystraszą - dodała od razu, wprowadzając podany przez kapitan kurs: 34-22-7. Pilotka gotowa była przelecieć tak blisko tych kosmicznych fenomenów jak tylko będzie trzeba.

Goniące Fenixa niszczyciele zostały nieco w tyle. Piracka łajba była jednak szybsza niż one, co po kilku minutach wyraźnie się już odznaczało… jednak pogoń nie dawała za wygraną. Wystrzelono kolejną salwę, i znów 8 rakiet pomknęło za corvettą. Becky miała jednak chyba wyjątkowo cudaczny dzień. Po kolejnych, karkołomnych manewrach, flarach i automatycznym systemie obronnym, po raz kolejny wyszli cało z salwy…

I wtedy, zza pobliskiej planety, którą właśnie mijali na pełnym gazie, wyskoczyła eskadra 5 pieprzonych myśliwców, biorąc ich oczywiście od razu na cel.
- No i się zaczęło! - Krzyknęła Leena - Fenn! Night! Ogień zaporowy!

- Wykrakałeś - rzuciła Becky w stronę Fenna. Chciał mieć do czego strzelać, to dostał.
- Dawać mi ich tu! - Fenn od razu się ożywił i zerwał do działania, w końcu mógł się czymś zająć. Z uśmiechem na ustach walił z działka podlegającego pod jego konsolę. Walił ze wszystkiego co miał, i nie patrzył gdzie walił, byle w stronę wroga, w końcu Kapitan chciała ogień zaporowy.

Pilotka tymczasem kontynuowała manewry unikowe, oddalając się jednocześnie od planety. Wykorzystali już jej grawitację aby nabrać szybkości, a teraz nie była im ona potrzeba. Zresztą Becky sądziła, że te myśliwce skądś się wzięły - w najlepszym przypadku z jakiejś stacji kosmicznej, ale prędzej z kolejnego niszczyciela, więc najlepiej się oddalić. I nawet wiedziała dokąd - w kierunku skupiska czarnych dziur.

- Piloci myśliwców ssą. Dobre z nazwy, panienki lecą na takie "wiesz mała, latam fighterem, pokazać ci parę ewolucji"? A naprawdę jedna dziura i to próżnia ciebie dyma. Tylko cioty idą do floty - Night podzielił się starą wojskową mądrością. Zaporowy był dobry na takie rozpędzone puszki, pirat przestawił kilka opcji i wyzwalając spust zamienił trasę przelotu wrogich obiektów w śmiertelny tor przeszkód, testując zarówno szybkostrzelność działa pokładowego jak i umiejętności członków eskadry.





~


Vis i Bullita nieźle rzuciło, gdy statek wykonał korkociąg, a silnik jonowy łajby okropnie zajazgotał. Oj, Darakanka musiała się nim zająć, już pojawiały się pierwsze ostrzeżenia w postaci alarmów i całej gamy błyskających lampek. Powinna sobie z pomocą Doca poradzić… powinna i sama sobie poradzić, Doc był potrzebny gdzie indziej, już mieli pierwszą ranną osobę, a nic nawet jeszcze Fenixa nie drasnęło.

Darakanka powitała te wszystkie atrakcje wiązanką, którą kiedyś usłyszała przechodząc obok grupki dziwek, które zaczepiał jakiś podpity facet. Wiązanka ta całkiem dobrze pasowała jej do sytuacji. Zaraz po tym zabrała się do roboty, wyganiając przy okazji doktorka, który jej do pomocy potrzebny nie był, a wedle komunikatu od Młoteczka, potrzeba go było gdzie indziej. Nie mówiąc już o tym że musiała się w pełni skupić na robocie, a to zwykle było wcale niełatwe gdy Doc znajdował się w pobliżu. Bez względu na okoliczności.

Niestety, tym razem zniknięcie doktorka niewiele pomogło. Vis skupić się na robocie nie mogła, stale odbiegając myślami do Doc’a i tego czy przy tych akrobacjach statku on sam nie znajdzie się w sytuacji, w której będzie mu potrzebna pomoc medyczna. Skutki bujania w obłokach dość szybko dały o sobie znać gdy musiała odskoczyć by nie zaliczyć ze strumienia pary, która wydostała się z pękniętej rury. Oczywistym było że jak tak dalej pójdzie to Vis stanie się dla Fenixa większym zagrożeniem niż Unia.
Machając gniewnie ogonem zabrała się za naprawianie usterki którą spowodowała i tych, którymi mogłaby się zajmować w tej chwili, gdyby tylko skupiła się odpowiednio.

Nie pomagały jej w tym kolejne ewolucje statku, ani komunikaty, jakich słuchała. Ledwie niszczyciele zostały w tyle, pojawiło się pięć myśliwców, atakujących Fenixa. Przynajmniej załatała na szybko instalację, i skończyły się te nieprzyjemne syki… w ostatniej chwili złapała się na tyle mocno, by nie obijać się o ściany maszynowni, gdy statek po raz kolejny wirował wśród dzikich piruetów.

Gdy się na chwilę sytuacja uspokoiła, przyszedł w końcu czas, by zająć się tymi wszystkimi cholernymi alarmami i “uspokojeniem” silnika…

Darakanka rozumiała że takie manewry były konieczne by wyjść cało z opałów, w które się wpakowali, ale cholera wolałaby zostać wcześniej ostrzeżona. Przynajmniej miałaby czas się przygotować, a nie liczyć na farta i refleks oraz siłę ogona. Na narzekanie nie mogła sobie jednak pozwolić bo za dużo było do zrobienia. Jeżeli statek miał wytrzymać jeszcze kilka takich akrobacji czy co tam też planowała dla niego pani kapitan i Becky, to lepiej żeby silnik był na pełnych obrotach i sprawny. I nie tylko silnik ale i wszystkie instalacje odpowiedzialne za poprawne jego działanie. Te zaś wyły jej w uszach alarmami i biły po oczach lampkami alarmowymi. Trza się było za to zabrać na poważnie i do tego szybko. Zaciskając zęby i żałując że nie wymęczyła od doktorka porządnej dawki przeciwbólowych środków, podjęła się tej syzyfowej pracy mrucząc pod nosem nader obrazowe epitety kierowane w stronę Unii, jej pilotów, myśliwców, alarmów, lampek, korkociągów… Trochę się tego nazbierało.

~


W tym czasie w ładowni, doszło jednak do małego wypadku. Bix może i wszystko pomocował i podopinał, jednak taki numer, jakiego dokonał statek, nadwyrężył to i owo, efektem czego poluzowało się kilka niewielkich skrzynek latając teraz po całej ładowni. I jedna z takich cholernych skrzynek przywaliła Rose w prawe kolano. Dziewczyna krzyknęła z bólu, polało się nieco krwi, a potem zaczęła najzwyczajniej w świecie szlochać.
“Młotek” oczywiście o wszystkim szybko zameldował, na Doca czekała więc już pierwsza robota…

Doc zaś ruszył z podręcznym zestawem medycznym pod pachą w kierunku ładowni klnąc pod nosem na czym świat stoi. Wszak poważne kłopoty przed nimi, a on już był zajęty. Szlag… Gdy dotarł na miejsce rozejrzał się po ładowni szukając spojrzeniem poszkodowanych.
I zobaczył bajzel… oraz rozpaczającą Rose. Wokół nadskakiwał Bix próbując jakoś uspokoić.
-Ty! Na miejsce. Dość już wystarczy wypadków na dziś! - krzyknął do Bixa Doc i podszedł do lamentującej Rose. I zwrócił się do niej. - No… dość już tego płaczu. Wiem że boli, ale zaraz walnie się znieczulenie i będzie po sprawie.
- Moja noga, moja noga, moja noga... - Zawodziła dziewczyna, roztrzęsionymi dłońmi, to próbując jakoś dotknąć uszkodzonej kończyny, ale nie miała chyba na tyle odwagi. A już na pierwszy widok, poza rozbitym kolanem i odrobiną krwi, Bullit mógł zauważyć, iż poniżej owego kolana było gorzej. Tam wyraźnie odznaczała się pod skórą wybrzuszona kość. A więc otwarte złamanie…
Kwestia na później. Teraz Doc wstrzyknął końską dawkę środków przeciwbólowych powyżej kolana, by uspokoić ją.
- Jeszcze będziesz fikać jak kózka. Nie takie rany się łatało. - mruknął Doc zajmując się prowizorycznym nastawianiem kości i unieruchomieniem kończyny. Reszta musiała poczekać na koniec bitwy… która jeszcze się nie zaczęła.
- Dlaczego do nas strzelają, co tu się dzieje, kto strzela, o co tu chodziiiiiii... - Rose zaczęła paplać jak najęta, ale podane jej środki zaczęły szybko działać, przez co się w końcu uspokoiła i przymknęła…
- No i załatwione. - przynajmniej na razie. Potem trzeba będzie jakoś wyjaśnić Rose sytuację.

- Kurna pierdolę i lecę po narzędzia i łaty poszycia, bo zaraz będą jebane przestrzeliny do łatania- Bix wolał najwyraźniej wyjaśnienia zostawić komuś bieglejszemu. Doświadczenie go nauczyło, że przestrzeliny im szybciej się łata tym lepiej, bo kurestwa mnożą się jak jebane pantofelki.

A statek walnął znów piruet, Doc złapał się jednak uchwytu przy fotelu Rose w ostatniej chwili, przez co nie obijał się tak o ściany jak Bix… w sumie nawet komicznie to wyglądało, gdy ten kloc latał po ładowni od ściany do ściany, przez sufit i podłogę, i dało się co chwilę słyszeć “Fuck!” i po chwili “Łup”, gdy się tak obijał… a Rose miała wszystko w poważaniu, zemdlała sobie najzwyczajniej w świecie, pewnie od tych przeciążeń.*

- ...i rzygnąłem. Pierdolę to. - Bix wbił się w swój skafander, po czym uruchomił magnetyczne ubuwie. Tylko wizjer hełmu zostawił otwarty, ale to może i dobrze, bo jakby rzygnął w środku...

- Cholera…- było najłagodniejszą frazą z długiej wiązanki jaką Dave wypluł ze swoich ust próbując się utrzymać w jednym miejscu. Na razie musiał martwić, ale potem przyjdzie znów mu się martwić o Bixa.

~


Nadlatujące myśliwce wystrzeliły rakiety, a następnie spotkały się z ogniem zaporowym Fenixa… stadko rozproszyło się we wszystkie możliwe strony, by kąsać i jednocześnie unikać ataków swej ofiary.

“Ping, ping, ping!” 5 rakiet mknęło prosto na statek piratów. I znów uniki, flary, automatyczne działka… 3 rakiety dosięgnęły celu. Całą łajbą solidnie trzepnęło, drugi raz, i w końcu i trzeci - najmocniejszy, a na mostku wydarły się jakieś nowe alarmy. Chyba raz oberwali nieco poważniej.

Fenn wypuścił serię z działka w jeden z myśliwców, skurczybyk był jednak zwinny i umknął na czas. Night miał nieco więcej szczęścia, po pierwszej, niecelnej salwie, w końcu trafił jednego z cwaniaków Unijnych, jednak to było ledwie draśnięcie, nie robiące na wrogiej maszynie zbytniego wrażenia.

Leena wypuściła dwie rakiety, z czego 1 z nich dopadła celu… a gówno, z eksplozji jaka powstała w mroku kosmosu, wyskoczył myśliwiec, “jedynie” nadszarpnięty. Kapitan zgrzytnęła zębami, po czym zaczęła sprawdzać pochodzenie nowych alarmów…
- Szlag by to trafił! Uszkodzili nam łączność międzygwiezdną! - Oznajmiła wśród zgiełku - Becky, dawaj, dawaj, dawaj!

Pilotka zaś leciała, leciała niemal po mistrzowsku, w bezpiecznej odległości od czarnych dziur, jednocześnie unikając licznych ataków… Niszczyciele, myśliwce, rakiety, serie z działek, oj działo się, działo. Kobieta manewrowała ciągle zmieniając kurs i prędkość. Silniki podświetlne dawały pełną parą gwarantując odpowiednią szybkość, zaś manewrowe dodawały elementy uników i kierowały ich tam gdzie trzeba. Dzięki wieloletniemu doświadczeniu i instyktowi pilotki, Feniks śmigał z równą gracją jak myśliwiec.

Fennowi nie pozostało nic innego jak dalej strzelać. Trafieniami się nie przejmował, ciężko by z takich bitew wyjść bez szwanku kiedy jest się samotną corvetą przeciwko kilku myśliwcom, szybkim myśliwcom.

Gdy ostatnim razem uzupełniali amunicję, handlarz musiał zrobić ich w wała i wcisnął im ćwiczebną. Night zmarszczył czoło niezadowolony z efektów swojej pracy, a skoro poprzednia taktyka się nie sprawdziła, zostało wypróbować drugą opcję. Pirat zamiast zarzucać sieci i czekać aż ktoś w nie wpadnie, postanowił spróbować polowania precyzyjnego, by tor lotu pocisków nie zdradzał tamtym zawczasu położenia działa i nie podpowiadał jak najlepiej się ustawić. Rozluźnił mięśnie karku, zamrugał i rozgrzał palce.
- No chodźcie - obserwował z wyczekiwaniem czerwone obiekty na wyświetlaczu, czekając na dogodną okazję, by posłać je w diabły.

Wrogie myśliwce wystrzeliły kolejną salwę rakiet w Fenixa.. .i tym razem łajba oberwała aż 4 z nich, w tym raz znowu nią zatrzęsło mocniej niż przy pozostałych trafieniach. Leena odpowiedziała tymi samymi argumentami, i znowu jeden z małych natrętów oberwał jedną rakietą, ale sukinkot nie chciał zdechnąć.

Dokładnie w tego samego przywalił Fenn serią z działka, a poprawił Night i już miał drania wykończyć, gdy na jego ekranie strzelniczym wyskoczyły jakieś cholerne błędy… mocno uszkodzony myśliwiec wycofał się więc z walki.

Fenix bezpiecznie przeleciał przez gromadkę czarnych dziur, walcząc z myśliwcami. Gorzej poszło goniącym go niszczycielom… jeden z nich znalazł się zbyt blisko i został wciągnięty, a co i za tym szło, zniszczony. Około 100 załogantów Uni zginęło, a wszystko pewnie będzie na rachunek piratów, powiększając pulę przewinień.

Niespodziewanie myśliwce odstąpiły od dalszych ataków, wracając do pozostałych 2 niszczycieli, a piracka łajba pognała hen przed siebie. Uciekli więc chwilowo, byli bezpieczni...

~


Nieprzytomna Rose siedziała przypięta pasami do fotela w ładowni… chwilowo nic więcej zrobić się nie dało. Bix obijał się o co tylko mógł, aż w końcu Fenix uspokoił lot. Mięśniak to złorzeczył, to gadał głupoty - efekty zaaplikowanych wcześniej leków - ogólnie nie był jednak w złym stanie… no może, powinien przynajmniej w końcu usadzić zadek gdzieś na miejscu, i zapiąć pasy.

Dla Doca chyba w tej chwili nie było tu już nic do zrobienia, powinien więc wrócić do Vis? I wtedy, wyczuwalnie dla wszystkich, Fenix oberwał 3 razy. Jedna z eksplozji była nieco mocniejsza niż pozostałe...

Bullit dołożył trochę maści rozluśniającej mięśnie i przeciwbólowej na największe siniaki mięśniaka, po czym skontaktował się z Vis. I po krótkiej rozmowie zajął się na początek poważnniejszym zbadaniem Rose, by ocenić czy wymaga hospitalizacji.
Dał więc jej coś na sen i załadował na plecy, by zanieść do ambulatorium.



~


Vis ledwo poradziła sobie z jednym problemem, już pojawił się drugi i trzeci. Statkiem zarzuciło aż 3 razy, po czym włączyły się nowe alarmy… jej robota wydawała się nie mieć końca. To i to i to, i tamto naprawić, a już zepsuło się 5 innych rzeczy, a w tym jej głowa, żeby statek tą bitwę przetrwał, a co i za tym szło, oni również. Niewdzięczna robota…
- Vis wszystko u ciebie w porządku? Jak przetrwałaś wirówkę?- odezwał się Doc w unicomie.
Darakanka zaś była w swoim żywiole. Mrucząc pod nosem, które to mruczenie było na zmianę czułym przemawianiem do maszynerii i znacznie mniej czułym rzucaniem mięska w tych, którzy są odpowiedzialni za cierpienia mechanizmu napędowego statku, na pytanie Doc’a odpowiedziała dopiero po chwili.
- Lepiej niż Fenix - poinformowała zgodnie z prawdą, kierując się do kolejnego, wymagającego jej natychmiastowej uwagi alarmu. - Noga mnie boli - poskarżyła się jeszcze krzywiąc przy tym, bo akurat na owej nodze oparła cały ciężar. Zaraz jednak chlasnęła gniewnie ogonem i wróciła do roboty. Nie było czasu na jęki.
- To po łataniu Feniksa… widzimy się w laboratorium. Ja na razie muszę posprzątać tu.- odparł czule doktorek.
Vis pokiwała zgodnie głową, a że Doc tego widzieć nie mógł to już nie był jej problem. Jej problemem były wnętrzności Fenixa, które usilnie domagały się jej uwagi, więc im ją poświęciła, zrzucając wszystko inne na dalszy plan.

***


Nightfall spoglądał na artefakty, które zaśmiecały obraz wyświetlacza.
- Serio? A tak o ciebie dbałem - wygarnął rozczarowany. - Wrzucę usterkę w listę obsługową z priorytetem pilne - ogłosił wszem i wobec. Rozpiął pasy, zdjął hełm i pociągnął ostatni łyk energizera. Zgniótł puszkę.
- Ciekawe jak się z tego wytłumaczą, śmierć masy cywilów, utrata niszczyciela. Za chuja się nie wyłgają, za dużo żywych świadków, a nie trudno ustalić kto prowadził ogień z orbity, aż muszę obejrzeć wiadomości, to będzie mistrzostwo propagandy.
Mężczyzna podniósł się z fotela.
- Proponuję przenieść się na tereny Independent Coalition of Planets, tam Unia jest zdrowo tępiona. Dla nas jak magiczna kraina.
- A ja proponuję wbijać się w skafandry i mi pomóc, bo te dwie małe szpary już zaspawałem, ale ta ostatnia jest taka, że cały bym przez nią przelazł. Tu łata nie wystarczy, trza kurwa jebana mać się zatrzymać na dłuższą dłubaninę - zatrzeszczał w komunikatorze głos Młotka. Mięśniak był już na chodzie i jako że w burzy mózgów był najsłabszym ogniwem to zajął się łataniem Feniksa.

- Nadal czekamy na koordynaty z komputera pokładowego. Osiem minut do skoku w nadprzestrzeń - zameldowała Becky. - Jeśli mamy w kadłubie dziurę wielkości Bixa, to przed skokiem lepiej ją załatać, przynajmniej prowizorycznie - dodała od razu, spoglądając na Leenę. Nie miała pewności, czy to bezpieczne, czy też niepotrzebnie panikuje, ale wolała dmuchać na zimne.
- I po sprawie. To pole wcale nie jest nie do przebycia dla niszczycieli, tylko potrzeba im czasu, a myśliwcom jeszcze mniej. Nie wiem czy się wyrobimy z łataniem. Z drugiej strony czy to bezpieczne skakać przy dziurze w poszyciu? - powiedział Fenn odwracając się do reszty.

- To gdzie my w końcu lecimy? - Zagadała zebranych na mostku Leena - I powie mi ktoś, czemu Isabell leży w ambulatorium?

Czekając na odpowiedź na oba pytania, kapitan zaczęła szybko sprawdzać systemy statku, przeprowadzając mocno okrojoną diagnozę Fenixa.
- Bix, coś Ci się porąbało w makówce, szpary może i są, ale co najwyżej w kadłubie wewnętrznym, zewnętrzy według systemu jest cały, możemy więc skakać...

- Tamtej lasce wyparowało serce, ciało źle znosi kontakt z plazmą. A tej trochę latało u Craza w bazie. - Fenn odpowiedział na jedno z pytań, na drugie nie znając odpowiedzi.

- Jak Fenn powiedział, Iss to kobieta bez serca - Night poczuł się wywołany do tablicy. - Dobra wiadomość jest taka, że psychofan Becky podarował nam wersję cyber. Zła, że zawsze, gdy nagrywamy naprawy, pojawia się Unia i psuje atmosferę z zacięciem żula proszącego o kredyt na niedzielnych zakupach. Lekarz nie dotarł. A ty Leena, gdzie byłaś? Doc mówił, że z ciałem wszystko w porządku. W desperacji już szukał psionika, czy innego artystę. Dobrze, że wstałaś zanim całkiem osiwiał, ostatnie dni nie były łaskawe dla jego bujnej czupryny.

- Dziura jest dziura, kapitanie, nie mnie oceniać co z nią zrobić. Ale łatać trza. Jak nie ma musu, to mogę potem. Dobra, idę do was - zagadał Bixu do koma, i gdzieś w tle było słychać jakieś kurwowanie o jebanych dziurach i jebanym systemie skanującym oraz jego matce...

- Bix, spokojnie - odpowiedziała mu Becky, po czym spojrzała na odzianą w prześcieradło Leenę. - Tłumacząc bełkot chłopaków, to Iss oberwała gdy walczyliśmy w tamtej bazie i obie byłyście nieprzytomne, tak ze dwa dni. Przylecieliśmy pod koordynaty które nam dałaś i załatwialiśmy sprawy, gdy nagle zaatakowała Unia i wszystko przerwała w połowie - wyjaśniła pilotka, pomijając co dokładnie ten atak przerwał jej w połowie. - A gdzie lecimy, to Vis wklepała koordynaty, tam gdzie Bullit zadecydował... Aha i nie było żadnego “psychofana”, tylko zwykły-bogaty fan - dodała od razu.

- Hmm… dobra - Powiedziała Leena, zerkając na konsole - Przestali nas gonić, za chwilę dokonamy skoku… widzę, że tylko Becky jest w stanie sensownie mi wytłumaczyć, co się ostatnio działo, a do tego nie wygląda na ranną. Jak więc skoczymy, to idę się w końcu ubrać, a ona mi opowie o tym i owym, a z tych co muszą, najpierw na wizytę do Doca, a potem mamy nieco spokoju, trzeba się więc zająć Fenixem, oraz kilkoma innymi, sensownymi rzeczami.

Przez kilka minut odrobinę nerwowego wyczekiwania, nic więcej się nie wydarzyło. Statek w końcu wszedł w nadprzestrzeń, towarzystwo więc w końcu się rozlazło…

- Skoro nie chcesz o tym mówić, to nie - Nightfall rozejrzał się wokół czy niczego nie zostawił. - Ani podzielić informacją w jakiż to cudowny sposób siłą woli zakrzywiasz strumienie energii. Okej, rozumiem, tajemnica. Mam tylko nadzieję, że nie jesteś Crazeassem w skórze Leeny, on był podobnie drętwy, a starą kapitan pamiętam jakoś tak... bardziej wyluzowaną. Nara mordeczki, muszę zrobić sobie przerwę.
Strzelec opuścił mostek i udał się do swojej kajuty. Zatrzasnął za sobą drzwi i nie zapalając światła walnął na kojo. Cisza, spokój, tylko ciche buczenie wentylacji i pogłos pracy napędu niesiony korytarzem, a co najlepsze brak obecności innych organicznych, którzy przez ostatnie godziny tak inwazyjnie wypełniali przestrzeń. Oka przez noc nie szło zmrużyć. Mężczyzna zasnął w parę minut od kontaktu głowy z poduszką. Śniły mu się węże, latające demony wosku.

Jak to tylko Becky? Przecież Night go zrozumiał, czyli nie mówił w jakimś obcym języku czy nieznanym dialekcie. Nie wiedział o co się kapitan rozchodziło. No ale mniejsza, skoczyli więc trzeba doprowadzić się do ładu.
- Idę się połatać. - wstał od stanowiska i ruszył do swojej kajuty.
Fenn nie rozumiał też o co chodzi Nightowi z tą całą psioniką, bajki dla dzieci. Leena ma pewnie telekinetic shield w nadgarstku i tyle. To nie problem zamontować takie coś jeśli ma się cyber rękę, no, Suzh sobie tego nie zrobił, jakoś w wojsku nie było mu to poza misjami potrzebne, a potem ta całą ucieczka, ograniczone środki, no nie było za bardzo jak. “A Crazz?” Pewnie ktoś powie, według vyr Keetara to też musiał mieć jakieś radio w głowię, czy inne naukowe wyjaśnienie, a naukowcem Fenn nie był.
Doszedł w końcu do kajuty pogrążony w myślach, starał się zająć głowę wszystkim poza tym co się działo w przeciągu kilku ostatnich godzin. Wyszedł z pancerza odstawiając go do skrzyni, nawet nie chciało mu się jej zamykać z powrotem. I udał się do ambulatorium, niech go Doc jakoś poskłada.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline