Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-10-2017, 19:56   #64
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Joris do jadalni nie wpadł jako ostatni, ale nie zdążył nawet unieść łuku gdy strzelcy leżeli już bez tchu ziemi. Nie zamierzał tu jednak dyskutować bo już kierował się do wyjścia z pomieszczenia. Poświęcił jednak trupom jedno spojrzenie, bo iście nie wyglądali mu zwyczajnie jak to zbóje i zatrzymał się.
- Idziemy do baszty na wprost - ozwał się - Szybko przez każde pomieszczenie. Potem będzie czas na przeszukania Rika. Shavri poślij Kirę w niebo. Usłyszymy jeśli kogoś zobaczy.
Po czym ruszył pośpiesznie przez gruz do zachodniego pomieszczenia.
Melune wstała i ruszyła za myśliwym bez słowa, dobywając swojego sejmitara i tarczy.
Co jak co, ale na taktyce jego nowi towarzysze znali się tak sobie, skoro nie chcieli, aby najbardziej ciężkozbrojny szedł przodem. Marv jednakże nie dyskutował z poleceniem myśliwego i ruszył za nim sprawnie, gotów sprawdzać każde przejście w poszukiwaniu kolejnych wrogów.
Shavri, który właśnie chciał zaproponować, że jedno z nich może się przebrać w mniej uszkodzony strój i zapuścić tu i tam w miarę bezpiecznego żurawia albo wabik w pułapkę, zamarł, usłyszawszy polecenie Jorisa. Bardzo chciałby je wykonać - Kira była wszak w lesie okalającym zamek i z powodzeniem usłyszałaby jego przywołujące gwizdnięcie. Ale na co zda im się Kira na zewnątrz, jeśli wrogowie są w środku. Tych, których mogła, już zoczyła. Sam Shavri nie miał zaś czasu ze strzałą na cięciwie tłumaczyć jej od nowa, czego od niej chce.
- To się nie uda z Kirą! - zawołał bezradnie, zrywając się również do biegu za pozostałymi, ochraniać tyły. W tych ponurych murach tropiciel pewnie i tak nie usłyszałby jastrzębia nawet jeśli jakimś cudem zdołałby mu wydać polecenie.

Drużyna przeszła gęsiego przez częściowo zawaloną ścianę między jadalnią a dawną sypialnią goblinów nie zachowując zbytnio ciszy. W baszcie nikogo nie było, a stare spleśniałe posłania zepchnięto pod ścianę. Podobnie jak w przypadku sali bankietowej ktokolwiek teraz tutaj mieszkał nie zadał sobie trudu by sprzątnąć pozostałości po zielonoskórych.
Drzwi do głównego holu były uchylone (do wewnątrz). W holu panował półmrok i trzeba było solidnie się wysunąć by objąć wzrokiem całe pomieszczenie.
- Hej, tam! Straż przednia! Potrzebujecie specjalnego zaproszenia? - syknęła Turmalina.
Joris zatrzymał się w półmroku i wyciągnął z plecaka coś co zdawało się płonąć. Pamiątka jeszcze z Kopalni Cudów. Zamocował puklerz na ramieniu i przezbroiwszy się w broń ręczną powiódł drużynę na północ. Nie uszedł trzech kroków gdy po drugiej stronie korytarza ujrzał wpatrzone w siebie smocze oczy. Gad leżał zwinięty naprzeciw drzwi, z których wychodziła drużyna. Joris zatrzymał się na ten widok wbijając spojrzenie w zwężone ślepia. Smok nie wyglądał jakby zamierzał uciekać. Więc to tutaj zamierzał bronić skóry.
- Jest… - tylko tyle zdążył powiedzieć drużynie nim smok zionął na niego toksyczną chmurą. Tropiciel zatchnął się trującym oparem i bez czucia padł na ziemię.
Marv odruchowo zaczerpnął w ostatniej chwili powietrza i wstrzymał oddech. W pierwszym momencie chciał zaatakować, ale dosłyszał słowa tej rąbniętej krasnoludzicy i zamiast tego zanurkował w opar i chwycił Jorisa za fraki, ciągnąc go w tył.

- Padnij, drużyno! Braaaaaaaach! - krzyknęła Turmalina i wyczarowała swój popisowy taran nad głowami. Droga do smoka była zablokowana, ale geomantka nie celowała w gadzinę. Bazaltowy pocisk z głuchym łoskotem grzmotnął w sufit nad smokiem, zostawiając wcześniej długą rysę na kamieniach sklepienia.
Głuche "Łup" rozniosło się po zamku, a chmura kurzu i kamieni dołączyła do opadającej na posadzkę trucizny.

A potem rozpętało się małe piekło.

Marv tyle co zdążył przeciągnąć Jorisa za drzwi gdy uszkodzone sklepienie holu runęło z hukiem, grzebiąc w tumanie pyłu, drewna i gruzu wszystko w polu widzenia. Zresztą widzieli niewiele, stłoczeni w na wpół zrujnowanej baszcie, przyduszeni kurzem i resztkami smoczego zionięcia, które wdarły się przez otwarte drzwi. Zewsząd było słychać trzask pękającego drewna i echo turlających się kamieni; wyglądało jakby cały zamek miał zaraz się zawalić.
- Chuchnij to, durny jaszczurze khe khe… - próbowała przekrzyczeć walące się kamienie geomantka, krztusząc się pod koniec od gazu i pyłu.
Shavri, który stał w ogonku całego zamieszania ze zdumieniem zasłonił nos rękawem i próbował coś przepatrzeć przez pył. Po chwili już nic nie widział, niewiele też słyszał ponad łoskot i stukot kamieni.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline