Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-10-2017, 08:24   #28
Kenshi
Konto usunięte
 
Kenshi's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputacjęKenshi ma wspaniałą reputację
każdym kolejnym miłym słowem od przyjaciół, twarz Toby'ego rozpogadzała się, jaby chłopak całym sobą zaczął wierzyć, że nie ma czego się bać, gdy są blisko siebie. Że potęga przyjaźni pozwoli stawić czoła nawet największym koszmarom. Tym bardziej ochoczo zabrał się za ładowanie warzyw na rower swój i przyjaciół. Elliot wpadła na naprawdę dobry pomysł z przewiezieniem niewielkich skrzynek na ramach bmx-ów i po dłuższej chwili byli już gotowi do drogi. O dziwo, pogoda bardzo szybko się psuła - wiał zimny, przejmujący wiatr, niebo przyjęło ponure, ciemne barwy a grafitowe chmury wisiały nad okolicą tak nisko, jakby za chwilę miały spaść na Hollow Creek, pochłaniając je w całości.

Nie ociągając się, ruszyli w stronę ścieżki prowadzącej na farmę Winstona i... stanęli jak wryci. Jak okiem sięgnąć, mieli przed sobą gęsty, mroczny las, a ścieżki, którą tu dotarli nie było w miejscu, w którym powinna się znajdować! Jakby ktoś wytarł ją niewidzialną gumką i narysował kilkanaście metrów dalej. Tyle tylko, że ta ścieżka nawet nie przypominała tamtej. Porośnięta chwastami, wiodła wprost w mrok lasu.
- Nie wiem, co tu się dzieje, ale chyba powinniśmy jak najszybciej wrócić do mnie do domu - powiedział ze ściśniętym gardłem Toby i powoli, niepewnie, wszedł na ścieżkę wiodącą w las.

Pozostali ruszyli za nim, bo po pierwsze nie chcieli zostawić przyjaciela samego, a po drugie, to była jedyna droga, którą udało im się wypatrzyć. Wchodząc między drzewa zerknęli jeszcze raz w stronę Jacka - strach na wróble na szczęście wciąż pozostawał zatknięty na swoim krzyżu.


Szybko przekonali się, iż w lesie było dużo posępniej, niż na polu. Wiatr szeleścił ostatnimi liśćmi na drzewach, ponure gałęzie pochylały się w stronę dzieciaków, poruszając rytmicznie, niczym wysuszone ręce stworów pragnących pochwycić swe ofiary. Co chwilę słyszeli dźwięk łamanych gałązek, którego tak naprawdę nie potrafili dobrze zlokalizować. Jakby był wszędzie i nigdzie zarazem. Niepokojąca atmosfera udzielała się piątce przyjaciół a najbardziej chyba Toby'emu, nerwowo rozglądającego się wokół.

Wtem między drzewami po prawej stronie ujrzeli jakiś duży, ciemny, przemykający kształt i z mroku lasu wyskoczył na ścieżkę wysoki, zgarbiony mężczyzna w płaszczu i kapturze. Palce jego dłoni zakończone były pazurami, a w jednej z nich trzymał spory, brązowy worek. Uśmiechnął się paskudnie, obnażając klawiaturę ostrych, żółtych zębisk. Dzieciaki krzyknęły.


Nieznajomy chwycił szybko Toby'ego za ramię i zaczął odciągać wrzeszczącego chłopca w stronę lasu.
- Elliot!!! Jimmy!!! - Gardner walczył w uścisku tamtego, krzycząc imiona przyjaciół. Sęk w tym, że w pierwszym momencie dzieciaki nie były w stanie się ruszyć - nawet odważne Elliot i April przez chwilę stały, jakby nie mogły uwierzyć własnym oczom. Ponury mężczyzna (lub czymkolwiek ta istota była) energicznym ruchem otworzył worek, a ten - ku zdziwieniu piątki przyjaciół - zaczął zwiększać swój rozmiar, tak, że mógł zmieścić kogoś wzrostu Gardnera.
- El... rodzice... powiedzcie moim... - Porywacz zasłonił Toby'emu usta, ale chłopakowi udało się jeszcze wyrwać i krzyknąć. - Rodzice... dziadek! Pomocy!

Po chwili został wrzucony do wora, a ten znów przyjął poprzedni rozmiar, dając zarzucić się na plecy. Złowieszczy napastnik z bulgoczącym śmiechem ruszył w stronę drzew, najwyraźniej niezbyt zainteresowany pozostałymi dziećmi. Elliot i April jako pierwsze otrząsnęły się z szoku, jednak Jimmy i Emily wciąż stali w miejscu, niczym woskowe figury nie wiedząc, czy to, co zdarzyło się przed chwilą miało naprawdę miejsce. I jeśli którekolwiek z nich uważało, że straszydła nie istnieją, że to wszystko legendy, mity i bajki, właśnie przekonali się na własnej skórze o nieprawdziwości tych słów. Porywacz znikał już w mroku lasu, wchodząc głęboko między drzewa. Musieli szybko podjąć jakieś decyzje.

 
__________________
[i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i]
Kenshi jest offline