Ponownie szarpnęło pokładem, ale krasnolud i tak opierał się się o stertę pak trzymających się razem dzięki oplatającej je sieci, więc nie przewrócił się, jak chwilę wcześniej. Wyglądało na to, że dwie barki uderzyły o siebie, poszycie wykonane przez człeczyny nie wytrzymało i woda zaczęła wdzierać się do środka.
Sierżant zaczął nadzierać ryja, a część jego wrzasków skierowana była do biednego kaprala. Równolegle krasnolud zdał sobie sprawę, że trzyma w łapsku kawał sznura, którego drugi koniec znikał gdzieś za burtą. Sierżant kazał łapać za jakieś pierdolone patyki, więc puścił sznurek i ruszył w poszukiwaniu rzeczonych tyczek. Po drodze zgarnął swój plecak, żeby być gotowym do szybkiej ewakuacji z tej tonącej sterty desek, która udawała prawdziwy statek.
I tak nie wiedział, co z tymi kijkami robić, więc starał się przynajmniej za bardzo nie przeszkadzać innym i trochę ich naśladować. Cały czas zastanawiał się przy tym po kiego grzyba mieszać kijami w wodzie?
Człeczyny były dziwne...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |