|
Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-09-2017, 09:27 | #141 |
Reputacja: 1 |
|
29-09-2017, 13:38 | #142 |
Reputacja: 1 | Pili tęgo i bez wyjątku. Pili i jedli, jakby już na długo mieli zapomnieć o takich przyjemnościach. I tak też mogło być, w końcu jutro mieli wyruszyć w kierunku wrogiej armii. Może rzeczywiście była to dla nich ostatnia okazja, żeby sobie dogodzić? Wszystko szło przewidywalnie aż do czasu, kiedy okazało się, że zagraniczny cudak jest... babą. I to nie dlatego, że jak większość człeczyn był miętki niczym... elf, ale podobno naprawdę był babą. Podobno, bo niby nikt nie sprawdzał, ale któż inny ganiałby po mieście w sukience... Z drugiej strony to zagraniczny cudak i może tam takie rzeczy są na porządku dziennym? W każdym razie szeregowy Balista DeLasso czy jak mu tam było twierdzi, że jest babą i łazi w zakonnej sukience. Ciekawe, dlaczego ujawnił się dopiero teraz? Może spróbował szczać na stojąco i się wreszcie domyślił? Generalnie świeżo awansowany kapral zamierzał pozostawić ten problem sierżantowi. W końcu skromny kapral nie jest godzien dyskusji z kapłanami (ani takimi, którzy za takowych się podają twierdząc przy tym, że wcale nie są chłopami, tylko babami), a od uczonych dysput są oficerowie i prawie-oficerowie. W końcu nie wypada kazać duchownej kopać dołów na latryny, prawda? * * * Następnego dnia, po pokonaniu przejściowych trudności będących skutkiem upojnego wieczoru kapral stanął przed sporym problemem. Rzeka. Barki. Konie. Choć za nic nie przyznałby się do tego głośno na sam widok czegoś głębszego od kałuży dostawał choroby morskiej, a te kilka zbitych byle jak ze sobą desek unoszących się na wodzie zwanych tu szumnie barkami nie budziło w nim ani krzty zaufania, a na domiar złego miało toto być ciągnięte przez te wredne kopytne bydlaki, które nieustannie rżały szyderczo i szeptały między sobą knując przeciwko biednemu khazadowi. Dość powiedzieć, że wyłącznie dzięki silnej woli (wspartej ukradkiem przez kilka solidnych łyków samogonu z butelczyny, którą jakaś dobra dusza podrzuciła do jego plecaka) zdołał wejść na coś, co tutejsi nazywali pokładem i zająć miejsce jak najdalej od burt. Dobry nastrój z wczorajszego wieczora prysł niczym bąk z grobiego zadka, a wszyscy zbliżający się do brodacza słyszeli coś w stylu "Spierdalaj", czy "Jest pod pokładem", przy czym kapral doskonale zdawał sobie sprawę, że ta krypa pod pokładem ma wyłącznie wodę. * * * Powstrzymał się, gdy Baron polecił mu przywołać Frietza do porządku. Ze zbolałą miną ruszył dupsko i znalazł wspomnianego zlizującego resztki trunku z szyjki dopiero co opróżnionej butelki. - Frietz... - siadł przy nim, stawiając obok wiadro z wodą zabrane jakiemuś majtkowi. - Podpadliście sierżantowi, który mi teraz truje dupę, żeście pijani jak świnia i dyscyplinę psujecie. - Wyłuszczył sprawę. - A ostatnie co mam ochotę robić, to łazić za wami i pilnować, żebyście nie chlali więcej na służbie. Ale sierżant się wkurwi, jeśli znowu zobaczy was w tym stanie, zatem pozostaje mi tylko jedno... - mówiąc to chlusnął zawartością wiadra na Olega i poczekał, aż ten złapie oddech. - Następnym razem wylądujecie na sznurku za burtą i zaznacie dłuższej kąpieli. Ucztować skończyliśmy w nocy, teraz jesteście na służbie i musicie - zaakcentował słowo - być trzeźwi. - A tak już od siebie dodam - ściszył głos i spojrzał poważnie na Frietza. - Jeśli po pijaku przyczynicie się do tego, że ktoś z naszych zginie, to wiedzcie, że karcer będzie zdawał się wam przytulnym gniazdkiem, jak już z wami skończę. - Oznajmił. - No, ogarnijcie się, Frietz. Ostatni to nie w kij pierdział dziesiątka. Jesteśmy najlepsi nawet, jeśli nie wszyscy jeszcze o tym wiedzą. - Dodał już przyjaźniejszym tonem. Po wszystkim wrócił na swoją miejscówkę wśród skrzyń i paczek pośrodku pokładu dbając o to, żeby nie wypaść za burtę. Niech sobie wszyscy myślą, że to wczorajsza hulanka go trzyma. * * * Niedobre przeczucia kaprala co do sposobu podróży sprawdziły się późnym popołudniem. Zaczęło się od kwiku koni (knują zarazy jedne!), później szarpnięcie posłało Detlefa na deski i wokoło zaczął się chaos. Nad klnącym kapralem pojawiła się wyszczerzona gęba zagranicznego cudaka, ale ten rozeźlony okolicznościami w jakich się znalazł zignorował wyciągniętą dłoń i samodzielnie podniósł się do pionu. Krasnolud szybko rozejrzał się i zmartwiał. Pozbawiona napędu barka dryfowała z prądem wprost na spotkanie podążających za nią kryp. Wizja mało bohaterskiej śmierci przez utonięcie pojawiła się przed oczami Thorvaldssona, ale ten z właściwym swojej rasie uporem postanowił trochę przed tym powierzgać. Zauważył, że Baron zagonił część towarzystwa do tyczek. Kapral nie zamierzał zbliżać się do burty barki - w razie uderzenia to właśnie ci ludzie pierwsi wpadną do wody. Zauważył również, że barka płynąca za nimi postawiła żagiel, co mogło spowodować kolizję chyba, że... Chyba, że sami zrobią to samo! - Stawiaj żagiel! Stawiaj ten jebany żagiel, bo flaki wypruję! - Wydarł się na marynarza, którego złapał za ramię, gdy ten przebiegał obok. - Żagiel, kurwa! - Zaryczał niczym szarżujący minotaur prosto w twarz kolejnego. A trzeba przyznać, że dochodząca z ust khazada woń kiełbasy, czosnku, cebuli i piwa pomagała mu zwrócić na siebie uwagę. - Rusz się do żagla, obwiesiu! - Powtórzył polecenie, jednak przerażony furią brodacza młodzik przed nim coś mu próbował tłumaczyć. - Jak to, kurwa, nie ma! - Gdzieście żagiel zgubili, łajdaki!? - Plujący śliną na prawo i lewo krasnolud rozejrzał się wokoło. - A tutaj co jest, kurwa twoja mać!? - Zaryczał ponownie wskazując jakąś płachtę przykrywającą ładunek. - Stawiać żagiel, hultaje! - Darł się, jednak drugi z marynarzy również ośmielił się zaoponować. - Cooo?! - Dolna szczęka khazada zjechała w dół grożąc walnięciem o pokład. - Maszt też zgubiliście?! Gdzie macie ten cholerny maszt! - Kapral darł się aż ochrypł, a świadkowie zdarzenia byli pewni, że dwójka marynarzy ogłuchła. Krasnolud zrozpaczony faktem, że człeczyny nawet maszt i żagiel potrafią zepsuć powrócił tam, gdzie w jego opinii było najbezpieczniej i trzymając się sieci oplatającej stertę skrzynek znajdujących się pośrodku pokładu czekał na zderzenie. - Krasnoludy nie powinny pływać... krasnoludy nie powinny, kurwa, pływać... - mamrotał.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 29-09-2017 o 20:18. Powód: Woda + konie / kraś = nieszczęście ;) |
01-10-2017, 11:30 | #143 |
Reputacja: 1 |
|
02-10-2017, 13:49 | #144 |
Reputacja: 1 |
|
03-10-2017, 19:45 | #145 |
Reputacja: 1 | Uczeń Czarodzieja zadowolony z siebie zabezpieczył ekwipunek. Chwilę przed uderzeniem chwycił się burty i zaparł nogami. Uderzenie po raz kolejny jednak posłało go na deski. Mężczyzna stęknął głośno, ale w ogólnym hałasie i tak nikt tego nie usłyszał. Ręka bolała, ale ty chyba tylko stłuczenie, albo efekt rany którą otrzymał w pierwszej akcji "ostatnich". Loftus pozbierał się z pokładu i nie bardzo wiedział co ma robić. Flisacy byli zajęci, Gustaw wydawał rozkazy, ale zdaję się, że pominął maga, lub słusznie uznał, że nie na wiele się on przyda. Mężczyzna uznał, że przynajmniej pomoże rannemu, doskoczył do nieprzytomnego flisaka i odciągnął go na bok. W spokojniejsze miejsce, gdzie ranny by nie przeszkadzał krzątającej się załodze.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
04-10-2017, 08:11 | #146 |
Reputacja: 1 | Frietz wyczłapał na brzeg i otrząsnął się, jak mokry pies. Kiedy doszło do kolizji, aż podskoczył wystraszony trzaskiem, załapał się za głowę i krzyknął z przerażeniem, jakby barka była całym dobytkiem jego i jego rodziny. Gdy trzymana przez niego lina zaczęła się naprężać biegiem ruszył w dół rzeki. Gnał długimi susami szaleńczo chlaszczącz stopami po wilgotnej ziemi. Pochylił głowę i spiął się do kolejnego przyspieszenia kiedy zrównał się z barką. Gdy lina znów się naprężyła zawadził dłonią o strzelisty olszowy pień, aż pęd wystrzelił jego nogi w powietrze owijając go wokół drzewa i rzucając na ziemię. Ślizgając się na czarnej wilgotnej glebie owinął linę wokół pnia na wysokości stopy od ziemi, opasając go trzykrotnie i kończąc węzłem. - Lina umocowana kamraci! - Krzyknął osuwając się dupskiem na ziemię i z grymasem rozmasował piekące zimnym dreszczem mięśnie nóg nadwyrężone szaleńczym biegiem. |
04-10-2017, 21:30 | #147 |
Reputacja: 1 |
__________________ by dru' |
04-10-2017, 21:36 | #148 |
Reputacja: 1 | Chaos. Zamieszanie. Bałagan. Tymi słowami Walter najlepiej określiłby sytuację na barce. Ludzie wpadali na siebie, starając się wykonać polecenia Barona. Cyrkowcu przypadło najgorsze z możliwych zadań- dopłynięcie do brzegu i przywiązanie liny. Nie zdążył do końca wyrazić swoich obaw i wątpliwości, kiedy wpadł na niego Oleg. Wyrwał mu z ręki linę i wskoczył do wody. Jak jakaś ryba. Akrobata stał przez chwilę zdziwiony z otwartymi ustami. Ze zdziwienia zbudził go wstrząs, spowodowany zderzeniem z drugą łajbą. Tylko dzięki swoim umiejętnościom i zręczności zdołał uniknąć upadku. Wziął się w garść i krzyknął: -Już biegnę!. Dopadł do tyk. Razem z pozostałymi członkami załogi próbował nimi operować i dobić do brzegu. Nie należał do silnych ludzi, ale starał się jak mógł, by tylko opanować sytuację. |
05-10-2017, 14:21 | #149 |
Reputacja: 1 | Ponownie szarpnęło pokładem, ale krasnolud i tak opierał się się o stertę pak trzymających się razem dzięki oplatającej je sieci, więc nie przewrócił się, jak chwilę wcześniej. Wyglądało na to, że dwie barki uderzyły o siebie, poszycie wykonane przez człeczyny nie wytrzymało i woda zaczęła wdzierać się do środka. Sierżant zaczął nadzierać ryja, a część jego wrzasków skierowana była do biednego kaprala. Równolegle krasnolud zdał sobie sprawę, że trzyma w łapsku kawał sznura, którego drugi koniec znikał gdzieś za burtą. Sierżant kazał łapać za jakieś pierdolone patyki, więc puścił sznurek i ruszył w poszukiwaniu rzeczonych tyczek. Po drodze zgarnął swój plecak, żeby być gotowym do szybkiej ewakuacji z tej tonącej sterty desek, która udawała prawdziwy statek. I tak nie wiedział, co z tymi kijkami robić, więc starał się przynajmniej za bardzo nie przeszkadzać innym i trochę ich naśladować. Cały czas zastanawiał się przy tym po kiego grzyba mieszać kijami w wodzie? Człeczyny były dziwne...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |
05-10-2017, 17:22 | #150 |
Reputacja: 1 | Loftus Ritter dostrzegł pogłębiający się chaos i zamieszanie. Kapral wypuścił linę, która miała przecież czemuś służyć. Uczeń czarodzieja dzięki nauce w kolegium potrafił zachować skupienie i koncentrację nawet w trudnych sytuacjach. Dlatego, gdy tylko odciągnął rannego to rzucił się do upuszczonej liny z zamiarem przywiązania jej do najbliższego stałego elementu barki.
__________________ Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych! |
| |