Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2017, 04:35   #202
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Zuzeł i Czitboy

Nie mogło być za pięknie, no ni chuja. Nie mieściłoby się w żadnych znanych Diaz schematach. Ich Orzeły co prawda wylądowały na glebie, ale zrobiły to bardzo awaryjnie, dodatkowo oblepione przez zgraje latających kurew do odstrzału.
- Normalnie jak ustawka na dzielni - piromanka mruknęła, patrząc przez osmolone okno co dzieje się na poziomie gruntu. Chciała dodać coś o szybkim zawijaniu kiecy, ale ledwo się obróciła, chęć jej jakoś przeszła. - Zegarki się nam nie zatrzymają, si? Mamy punkt do odjebania, żeby nas nie odjebali - przypomniała pozostałej parze familii tak tylko żeby przypomnieć i zaznaczyć, że jeszcze mieli coś do roboty.

Zgrzytanie zębów tonęło w odgłosach kanonady i pracy silników, ale po poruszających się szczękach Nash łatwo szło domyślenie się co właśnie robi. Rzucała nerwowymi spojrzeniami ku polu bitwy, przemieszczając się pod otwierana irytująco powoli rampę. Falcon 1 oberwał, a w raz z nim przydupas Hollyarda i jego dupa. Byli tam, na pokładzie, a ona coś pieprzonemu psu obiecała.
- Trzeba tu ogarnąć - wystukała, a lektor przełożył tekst na dźwięki.

- Mieeeeeeerda… Laterenka. A przypadkiem ogarniasz, że jeszcze trzy jebane kwadranse i będzie nam można srać bezpośrednio do szyi, nie? - Latynoska westchnęła cierpiętniczo, zezując na rudego pokraka z wyraźną niechęcią. No wiedziała, po prostu wiedziała że to się tak skończy! - Mało ci kurwa rozrywek? Chcesz coś odjebać to odjebiesz. Po tym jak się zameldujemy. - wyświetliła mapę, pokazując paluchem miejsce w dżungli z napisem Blackpoint 3 - Widzisz to kurwa, czy na gały też ci padło? Mamy kilometr do popierdalania po przerośniętym trawniku! Por tu puta madre! I jeszcze zgraję kurew na okrętkę!

Ósemka zmrużyła oczy i chwilę przyglądała się drugiej kobiecie, aż finalnie pokręciła głową. Trepy im pomogły, zawinęły do latadła. Przeniosły szpej Młodej na lotnisko. Ryzykowali żeby wrócić.
- Zdążymy nie dygaj - lektor beznamiętnie wygłosił to co siedziało saper w głowie i końcu popalonego języka - Chciałaś coś rozjebać, masz okazję. Nie musieli tu przylatywać. - zagryzła wargi i dostukała po linii prywatnej do Dwójki i Siódemki:
“Tam jest Sara”.

- Ja pierdolę… - Diaz przeczytała smsa i tylko pokręciła głową - Ty chyba kurwa też siedzisz za zajebanie lizaka dzieciakowi, que… - pokręciła głową i splunęła pod nogi, wracając do jazgoczącego sposobu komunikacji - Dobra pollas! Jedziemy kurwy, wyciągamy lambadziarzy i wypierdalamy w miasto! Wujaszek, przeładuj giwerę! Lecim razem na robotę!

Maszyna poczęła się zniżać. Najpierw zniżył się dziób potem maszyna wyrównała i zaczęła otwierać się tylna rampa. Pod sam koniec latadełko lekko zaczęło schodzić na rufę więc dziób lekko uniósł sie w górę. Rampa otworzyła się w pełni gdy właśnie mijali linię czubków dżunglowych drzew. Lądowali w specyficznej niecce jaką tworzyło oczko wodne, jedyny w okolicy kawałek nie dżunglowionego terenu nadającego się na jakiekolwiek lądowisko.

Lądowali jakieś 20 - 30 m od wraku Falcon 1. Ten był przechylony na jedną burtę, zmasakrowany odłamkami, lekko dymił i szpecił dziurami i rozbitymi szybami. No i nie byli tu sami. Już nawet z podchodzącej do lądowania maszyny widać było jak różnorakie bestie trzepoczą nad rozbitym wrakiem. Jak obłażą go i włażą do środka. Jak z wnętrza widać było błyski wystrzałów bo słychać przez strzelającego loadmastera i szturmowego Hawka niezbyt było słychać. Ci strzelali do tych dalszych gnid jakie pruły przez wodę by dostać się do pogrążonego w niej wraku. Rampę zasypywały gorące łuski staczające się z niej i znikające na zewnątrz gdy działko Rileya pruło ciągłym ogniem do kolejnych widocznych celów. Woda kotłowała się tam gdzie trafiała ją ciężka broń wsparcia z latających maszyn. Kotłowały się trafione xenos. Ale działka i rakiety choć nieźle stopowały dostęp do miejsca kraksy nie nadawały się do oczyszczenia samego wraku. Tak silna broń przepruła by taki wrak na wylot tak samo jak żywą zawartość, czy ludzkiego czy xenosowego pochodzenia.

- Ruch! - krzyknął oficer dowodzący ocalałym z dotychczasowej walki desantem. I Parchy, i żołnierze, i policjanci, kontraktorzy i marines wysypali się z tylnej rampy od razu wskakując w wodę bajora. Ta okazała się dość głęboka. Większości sięgała do połowy uda. Ale byli dość blisko brzegu. Jedynie Black 7 ze względu na swoje rozmiary miał ją poniżej kolan.

- Czerwoni na lewą flankę, niebiescy na prawą! Zabezpieczyć lądowisko. Reszta za mną! - krzyczał już z wody i wskazując odpowiednie kierunki. Grupa jakichś dwóch tuzinów uzbrojonych mężczyzn i kobiet podzieliła się na trzy grupy zgodnie z tym poleceniem. Szybko jednak odkryli, że xenos mają przewagę prędkości. Gdy tylko ludzie znaleźli się w wodzie Falcon 2 wzniósł się ponownie i wsparcie z działka kpr. Rileya ustało. Hawk zaś mógł ostrzeliwać jedynie obrzeża dżungli by nie trafić swoich. Bajoro więc uspokoiło się wypełnione jedynie płynącymi xenos które płynęły o wiele szybciej niż ludzie pełzli przez wodę.
- Granatniki odciąć ich! - rozkazał oficer chcąc spowolnić napływ obcych do wraku. Kilku mundurowych z granatnikami zatrzymało się i uniosło swoją broń. Zaraz potem rozległy się ciche pyknięcia gdy srebrne puszki poszybowały łukiem obramowując okolicę wraku eksplozjami.

Nagle jakichś żołnierz zaczął się drzeć. Upadł plecami w wodę i wyglądało, że zaczął się z czymś z szarpać.
- Złapał mnie! Złapał! Są w wodzie! - wrzeszczał próbując jednocześnie się nie utopić i dorwać to coś co go zaatakowało spod wody. Jedynie Ortega zdawał się być odporny na te niedogodności. Woda spowalniała go mniej niż resztę ludzi więc szybko wyforsował się naprzód.

- Ej ty! Dostań się do wraku i pomóż im! Natychmiast! Wy też! - oficer wskazał najpierw na Black 7 a potem widząc dwóch pozostałych Blacków również na nich. Brakowało ostatnie kilkanaście metrów do wraku ale tu już woda sięgała do pasa. Z wnętrza teraz było słychać wyraźnie i krzyki ludzi, i charkot xenos, i wystrzały z broni.

Im dalej w bajoro, tym głębiej i nieprzyjemniej się robiło. Zwłaszcza biorąc pod uwagę czające się pod lustrem wody gnidy, gotowe zaatakować w każdej chwili… a wciąż zostało do pokonania jeszcze te parę metrów. Szli na przedzie, za sobą i po bokach mieli zgraję trepów. Z przodu zaś dochodziła znana melodia wojennego piekła, zamkniętego w świeżo strąconym wraku. Ludzie wewnątrz wciąż walczyli, nie poddawali się… ale jak długo? Czy Hassel i dupa Hollyarda wciąż żyli? Ósemka miała nadzieję, że tak. Obiecała coś, dała słowo głęboko pod ziemią. W cholernym bunkrze ruskiego mafioza. Prosty układ, jasny dla obu stron. Przysługa za przysługę. Z obietnic należało się wywiązywać, bez względu na czynniki otoczenia.

Krzyk i szarpanina za plecami na moment zastopowały Nash, obróciła kark i spojrzała na wydającego rozkazy krzykacza, a między piegami zamieszkało podszyte ironią politowanie. Nie musiał im mówić co robić, sami doskonale wiedzieli. Pchał ich też w najgorszy syf, na pierwszą linię - to również nie dziwiło, wszak Parchy do tego służyły. Ich akurat nikt nie będzie żałował.
- Diaz przełącz się na karabin i osłaniaj. Napalm i tak poleci po powierzchni - wystukała na Obroży, dokładając do tego zniecierpliwiony syk. Ni w ząb nie podobała się jej ta sytuacja, nie było miejsca na granat. Tym razem musieli się obyć bez wybuchów. Piętnaście długich, mokrych metrów. Powolnych, mozolnych, z gnidami w najmniej spodziewanym momencie. Opóźnią ich, a sekundy uciekały.
- Ortega - dopisała pospiesznie, a lektor wmieszał się w symfonię ołowiu i wrzasków. Saper wzięła głęboki wdech, dopisując ostatnie zdanie - Rzuć mnie na wrak.

- Dobra. - Black 7 odwrócił się sprawdzając czy “8-ka” żartuje. Po tej chwili szacowania jego hełm o lustrzanej szybce lekko skinął głową. Zrobił dwa kroki w stronę Black 8 łapiąc ją pod pachę. Zaraz potem bez pytania sięgnął po “2-kę”. I odpalił swoje jump boots. Dno mulistego zbiornika nie odbijało tak ładnie jak beton czy asfalt a i zanurzenie w wodzie też osłabiało efekt skoku. Prawie po setce kilogramów pod ramionami też nie wydłużało lotu. Ale i tak z zapasem starczyło by Ortega gruchnął z impetem na podziurawioną burtę która obecnie była sufitem i dachem pojazdu. Wylądowali w trójkę. Ale osłabiona konstrukcja nie wytrzymała.
- Kurwa! - krzyknął nagle Black 7, gdy potrzaskany kadłub nie wytrzymał i zapadł się pod nim. Gigant w pancerzu wspomaganym wpadł do środka aż chlupnęło wodnym kraterem. Dwie jego towarzyszki miały więcej szczęścia i udało im się zostać na przewalonej burcie. Wewnątrz wraku było dość mroczno. Światła widocznie siadły a przez bulaje dostawało się go dość niewiele. Jedynymi źródłami światła były wąskie promienie latarek taktycznych podpiętych pod broń. I błyski wystrzałów. Z bliska słychać było znacznie głośniej i te wystrzały i krzyki walczących o życie ludzi i o mięso xenos. Wszystko to kotłowało się na dole w ciemnościach w wodzie pewnie po pas dorosłego człowieka. Kotłował się też Ortega który upadł na plecy i od razu stał się celem ataku sądząc po kotłującej się wodzie i jęku jego syntetycznych mięśni wspomaganych hydrauliką. Ósemka odpaliła latarkę przy karabinie, to samo uczyniła Dwójka. Wpierw usunąć cele z Ortegi żeby mógł wstać, a gdy wstanie - wskoczyć za nim. Trepy miały swoją hierarchię wartości, Parchy swoją. Nawet jeśli po cieniacku któryś z nich wpakował się w bezsensowne zobowiązania.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline