Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-10-2017, 10:24   #73
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Zastanawiająca była reakcja Gnejusza Megarusa na bądź co bądź niespodziewane dla niego słowa Crastinusa. Pokiwał tylko głową na wieść, iż Magnus i Glaucja napadli na kobietę i zabili starego Roscjusza. Zupełnie jakby niczego innego po nich się nie spodziewał. Westchnął tylko i dał znak swemu synowi, by uzupełnił czarki z winem.

Miejscowy trunek był mocny, mocny i smaczny.
- Kapito nie nosi brody. Jest stary, suchy, siwowłosy.
- Wygląda jak szerszeń. –
zauważył siedzący Lucjusz.
Gnejusz spiorunował syna wzrokiem, ale po chwili uśmiechnął się lekko.
- Faktycznie trochę przypomina szerszenia.

Gospodarz upił spory łyk wina. Widać było, że zbiera się na zwierzenia.
- Powiedzcie mi. Jesteście przyjaciółmi Roscjusza młodszego? – spytał jakby chciał rozwiać resztę wątpliwości.
- To za wiele powiedziane. Po prostu pomagamy komuś, kto chce go oczyścić z zarzutu ojcobójstwa. – powiedział Rosa.
- A więc to tak sprawy stoją. – pokiwał głową Gnejusz Megarus.
– A więc Sekstus wpakował się w niezłe tarapaty, skoro oskarżają go o zabójstwo starego – zauważył. – To dla mnie nowina.

Potrząsnął głową i pochylił się do przodu, patrząc na światło w oknie willi nowego sąsiada.
– Kapito i Magnus chcą się go na dobre pozbyć. Nie spoczną, póki nie umrze.
Wino zaczęło rozwiązywać język Gnejusza.
– To jeden parszywy skandal! – wybuchnął – Wszyscy wiedzą, że coś w tej sprawie śmierdzi, ale nikt palcem nie kiwnie. Ja próbowałem, ale to nic nie dało.
– Zacznij od początku. Od kiedy nieboszczyk Roscjusz był skłócony z Magnusem i Kapitonem? –
spytał Rosa.
– Odziedziczyli to w dniu swych narodzin. Wszyscy trzej mieli jednego dziadka. Ojciec Sekstusa był najstarszym z trzech synów, Kapito i Magnus są dziećmi młodszych. Kiedy dziadek umarł, całe gospodarstwo przeszło w ręce pierworodnego syna, oczywiście – ojca starszego Sekstusa. Wiem tylko, że niezgoda przeniosła się na następne pokolenie, Kapito z Magnusem zawsze byli przeciwko staremu Sekstusowi, zawsze coś knuli, by przechwycić większy udział w rodzinnych dobrach. Tak czy inaczej, udało im się. Kilka naiwnych dusz w Amerii sądzi, że po prostu uśmiechnęła się do nich Fortuna. Każdy, kto ma w czaszce jakiś mózg, widzi, że musieli pobrudzić sobie ręce krwią, choć byli dość sprytni, by je umyć.
– No, dobrze –
powiedział Tytus Vasco. – Ojciec starszego Sekstusa dziedziczy rodzinny majątek. Starszy Sekstus Roscjusz jest jego głównym spadkobiercą... zakładam, że był najstarszym z synów?
– Był jedynym męskim potomkiem. Roscjusze nie są za bardzo płodni.
– Dobrze więc, zatem stary Sekstus Roscjusz dziedziczy po ojcu, ku wielkiej zgryzocie swych zubożałych kuzynów. Jak dalece byli zubożali? –
Drążył temat Tytus.
– Ojciec Kapitona otrzymał jedną z posiadłości nad Narem, wystarczającą na skromne utrzymanie. Najgorzej miał Magnus. Jego ojciec stracił odziedziczone gospodarstwo i na koniec się zabił. To dlatego Magnus wyjechał do Rzymu, chciał się tam jakoś urządzić.
– Rozgoryczeni ludzie, czyli Stary Sekstus był żonaty dwa razy. Owocem pierwszego związku jest Sekstus filius. Żona umiera i Sekstus pater żeni się powtórnie. Rodzi się drugi syn, Gajusz, a ukochana młoda żona umiera przy porodzie. Młody Sekstus przejmuje zarządzanie majątkiem na wsi, a ojciec wyjeżdża z Gajuszem do Rzymu. Aż po trzech latach, w wigilię triumfu Sulli, młody Sekstus wzywa ojca i brata do Amerii. Gajusz umiera tam wskutek zatrucia pokarmem. – podsumował Crastinus.

Gnejusz pokiwał głową i pociągnął łyk wina.
- Wróćmy zatem do minionego września. Sekstus Roscjusz ginie z ręki skrytobójcy w Rzymie. Świadkowie widzieli głównego sprawcę, postawnego mężczyznę w czarnej szacie, kulejącego na lewą nogę. – ciągnął dalej Crastinus.
– Magnus, bez wątpienia!
– Wydawało się, że zna swoją ofiarę. Był też leworęczny i bardzo silny.
– Magnus.
– Zabójcy towarzyszyło dwóch innych zbirów. Jeden z nich był olbrzymim blondynem.
– Malliusz Glaucja.
– Tak. Ten trzeci? Z brodą?
– Kto wie? –
skwitował Gnejusz.
- Właściciel zajazdu w Narni twierdzi, że Glaucja jechał z wieścią prosto do Kapitona. Kto pierwszy powiadomił Sekstusa Roscjusza o śmierci ojca? – spytał Rosa.
– Tak, to byłem ja – potwierdził Gnejusz.
– Usłyszałem o tym przy studni publicznej w Amerii. Kiedy tego popołudnia spotkałem Sekstusa, byłem przekonany, że już o wszystkim wie. Kiedy jednak złożyłem mu wyrazy współczucia, wyraz jego twarzy... No, wyglądał dziwnie. Nie mógłbym tego nazwać żalem. Wiecie zapewne, że nie było między nimi wielkiej miłości. W jego oczach zobaczyłem raczej lęk.
– A zaskoczenie? Szok?
– Niezupełnie. Strach i niepewność.
– Tak. A następnego dnia przybywa bardziej oficjalny posłaniec, wyprawiony przez domowników starego z Rzymu.

Gnejusz skinął głową.
– A dzień później przywieziono zwłoki. Roscjusze chowani są na małym wzgórzu za willą; w czysty dzień widać stąd groby. Sekstus pochował ojca na ósmy dzień, po czym rozpoczął siedmiodniową żałobę. Nigdy jej nie ukończył.
– Dlaczego?
– Ponieważ w tym czasie nadjechali żołnierze. Musieli przybyć z północy, z miasta Volaterrae w Etrurii, które Sulla oblegał, walcząc z niedobitkami sił Mariusza. W każdym razie zjawili się i publicznie obwieścili na rynku, że Sekstus Roscjusz Starszy został ogłoszony wrogiem państwa, a jego śmierć w Rzymie była legalną egzekucją na rozkaz naszego czcigodnego Sulli. Cały jego majątek uległ konfiskacie i miał zostać zlicytowany... ziemia, domy, klejnoty, niewolnicy. Podali datę i miejsce, gdzieś w Rzymie.

– Jak na to zareagował młodszy Sekstus? – spytał Tytus Vasco.
– Nikt tego nie wie. Zamknął się w swojej willi, odmawiając wychodzenia i przyjmowania kogokolwiek. To całkiem normalne dla człowieka w żałobie, ale Sekstus stał w obliczu utraty wszystkiego, co miał. Ludzie zaczęli mówić, że może to prawda, że jego ojca proskrybowano. Kto wie, co on tam robił w Rzymie? Może był szpiegiem Mariusza, a może przyłapano go w jakimś spisku przeciwko Sulli.

– Ale proskrypcje, według prawa, zakończyły się pierwszego czerwca. Roscjusz zginął we wrześniu. –
zauważył Tytus.
– Mówisz jak adwokat. – Gnejusz wzruszył ramionami. – Jeśli Sulla chciał czyjejś śmierci, dlaczegóż nie miałoby to być zgodne z prawem, skoro tak chce dyktator?
– Czy licytacja zainteresowała dużo osób? –
spytał Crastinus.
– Wszyscy wiedzą, że one są fikcyjne. Po co zadawać sobie trud? Jakiś przyjaciel Sulli wygra ją, płacąc grosze, a każdy, kto spróbowałby podbijać cenę, zostałby wyprowadzony z sali. Wierz mi, wszystkich nas zaskoczyło, kiedy Magnus zjawił się z bandą rzymskich zbirów u drzwi Sekstusa Roscjusza, z jakimś oficjalnym dokumentem w ręku, i nakazał mu natychmiast oddać cały majątek i opuścić dom.
– Tak łatwo go wyrzucono?

– Nikt nie widział, co właściwie zaszło, prócz niewolników oczywiście. Ludzie kochają ubarwiać historie. Niektórzy mówili, że Magnus zastał go palącego mirrę u grobu ojca, wytrącił mu kadzielnicę i przegonił, grożąc włócznią. Inni zaklinają się, że zdarł Sekstusowi z pleców odzienie i wygnał nagiego na drogę, szczując psami. Nic na ten temat nie słyszałem od samego Sekstusa. Odmówił odpowiedzi, a ja nie chciałem naciskać. W każdym razie Sekstus i jego rodzina spędzili noc u zaprzyjaźnionego kupca z Amerii, a następnego ranka Kapito wprowadził się do willi. Sekstus udał się potem do Kapitona, znów nikogo przy tym nie było... i w końcu ten zezwolił mu na powrót do posiadłości, każąc mu zamieszkać w małymi oddalonym domku, gdzie zazwyczaj umieszcza się sezonowych robotników w czasie żniw.
– I na tym się skończyło?

– Niezupełnie. Zwołałem zebranie dekurionów i powiedziałem, że coś musimy zrobić. Wierzcie mi, niemałej perswazji wymagało nakłonienie niektórych z tych staruchów do podjęcia decyzji. Przez cały czas Kapito wlepiał we mnie przez stół swe płonące ślepia – o tak, Kapito zasiada w naszej radzie municypalnej. Wreszcie zadecydowano, że powinniśmy złożyć protest przeciw proskrypcji Sekstusa Roscjusza, postarać się o oczyszczenie jego imienia i dopilnowanie, by majątek zwrócony został jego synowi. Kapito zgadzał się na wszystko. Sulla był wciąż w obozie pod Volaterrae, wysłaliśmy więc doń dziesięcioosobową delegację, by przedłożyła mu nasz protest... – mnie, Kapitona i ośmiu innych.
– I cóż na to Sulla? – spytał Rosa
– Nigdy do niego nie dotarliśmy. Najpierw kazano nam czekać. Trzymali nas przez pięć dni, jakbyśmy byli dopraszającymi się łaski barbarzyńcami, a nie rzymskimi obywatelami składającymi petycję. Wszyscy się niecierpliwili i wyrzekali; porzuciliby sprawę i wrócili do domów, gdybym ich nie zawstydził i nie zmusił do doprowadzenia sprawy do końca. W końcu dopuszczono nas nie przed oblicze Sulli, lecz do jego zastępcy, Greka Chryzogonosa. Wszystko, co nam wtedy powiedziano, to że ów Chryzogonos jest potężnym człowiekiem, któremu Sulla użycza łaskawego ucha. Powiedziałem im, że chcemy się widzieć z samym dyktatorem, ale wszyscy sekretarza i adiutanci potrząsnęli głowami nade mną jak nad dzieckiem i odrzekli, że o wiele lepiej będzie, jeżeli najpierw pozyskamy sympatię jego zausznika, który wtedy sam przedłoży Sulli naszą sprawę.
– I uczynił to? – spytał Tytus

Gnejusz spojrzał na niego ponuro.
– Było tak – zaczął. – Udało się nam w końcu uzyskać audiencję i zaprowadzono nas przed oblicze Jego Złocistości, który siedział, wpatrując się w sufit, jakby ktoś zdzielił go młotkiem w czoło. Potem uśmiechnął się. Wysłuchał naszej petycji potem każdy z nas powiedział swoją kwestię – to jest, oprócz Kapitona, który trzymał się sztywno z tyłu i milczał jak głaz. Wówczas Chryzogonos powstał ze swego krzesła. Powiedział nam, że jesteśmy dobrymi Rzymianami, skoro tyle wysiłku wkładamy w szukanie sprawiedliwości Powiedział, że takie wypadki, jak przez nas opisany, zdarzają się bardzo, bardzo rzadko, ale rzeczywiście garstka obywateli została niesłusznie proskrybowana, co jest naprawdę godne pożałowania. Najszybciej, jak się da, przedłoży naszą prośbę samemu Sulli. Tymczasem powinniśmy zachować cierpliwość. Odchrząknąłem i zebrałem się na odwagę, by powiedzieć, że jeśli nie dane nam będzie widzieć Sulli, to chcemy uzyskać choć jakąś jasną odpowiedź, zanim wrócimy do Amerii. W końcu skinął głową i rzekł: „Oczywiście, oczywiście”, dodając, że po powrocie do Rzymu osobiście weźmie do ręki pióro i skreśli imię Sekstusa Roscjusza z listy proskrypcyjnej, i zajmie się tym, by jego majątek zwrócono jego synowi. Będziemy oczywiście musieli cierpliwie poczekać, ponieważ tryby sprawiedliwości obracają się w Rzymie wolno, ale nigdy wbrew woli ludu. Tej nocy świętowaliśmy w naszej tawernie w Volaterrae przy winie i pieczonym jagnięciu, i spaliśmy dobrze, a nazajutrz wróciliśmy i zajęliśmy się własnymi sprawami.
– Cóż było dalej?
– Nic. Sulla i jego armia zakończyli interesy w Etrurii i wrócili do Rzymu.
– Nie dostaliście wiadomości od Chryzogonosa?
– Ani słowa –
odrzekł Gnejusz, wzruszając z zakłopotaniem ramionami. – Wiecie, jak to jest, jak ludzie pozwalają takim sprawom więdnąć. Jestem rolnikiem, a nie politykiem. Napisałem w końcu w grudniu list, potem drugi w lutym. Bez odpowiedzi. Być może coś by ruszyło z miejsca, gdyby sam Sekstus Roscjusz dobijał się o swoje, ale on odosobnił się jeszcze bardziej. Wraz z rodziną pozostał w tym małym domku w swej dawnej posiadłości i nie dawał znaku życia. Zupełnie, jakby byli uwięzieni albo jakby Kapito obrócił ich w niewolników. No cóż, skoro mężczyzna sam nie walczy o swoje sprawy, nie można oczekiwać, by popychali go do tego sąsiedzi.
– Jak długo to się ciągnęło?

– Do kwietnia. Wówczas coś musiało zajść między Sekstusem i Kapitonem. W środku nocy Sekstus zjawił się u mych drzwi z żoną i córkami. Przyjechali zwykłym wozem zaprzężonymi w woły, ściskając swoje rzeczy w rękach, bez choćby jednego niewolnika ani woźnicy. Poprosił mnie o przenocowanie i oczywiście przyjąłem ich. Zostali u mnie przez cztery czy pięć nocy, nie pamiętam...

Tymczasem słońce schyliło się ku zachodowi i nastała ciepła noc. Cykady rozpoczęły swój cowieczorny koncert, a mocne wino rozgrzało ich krew i stępiło zmysły. Mieli za sobą długi męczący dzień. Na szczęście gospodarz zaoferował im nocleg.


***



Słowa Elli wprowadziły kobietę w rozbawienie. Uśmiechnęła się znacznie cieplej do dziewczyny i mruknęła.
- Nie jestem żadną panią. Jestem Dora. Służę w kuchni u Megarusów. A to Karus. Jest oddźwiernym po sąsiedzku.

Mężczyzna tylko skinął głową i wyszedł.
- Pokaż co Ci się przytrafiło.
Kobieta obejrzała stłuczenia Elli i posmarowała je jakąś cuchnącą maścią wyjętą z jednej z szafek.
- Jak to się stało? Takie siniaki. Ktoś Cię pobił? – spytała.
 
Tom Atos jest offline