W miejscu, w którym podjęli trop, między dwa kamienie wetknięty był nóż. Dokładnie ten, który zabrał Ianus, w tajemniczy sposób znikając z karawanseraju. Podążanie za świeżym śladem krwi okazało się nad wyraz łatwe. Pochodnia dawała wystarczająco dużo światła, ghule pokonane w walce gdzieś się ukryły i nie wychylały głów z kryjówki, a umarli złożeni w grobach przed wiekami nie planowali powrotu do świata żywych. Trop wiódł prosto, a ten kto go zostawił nie kluczył, a najwyraźniej podążał do celu znaną sobie drogą, co mogło oznaczać, że to nie Ianus był gdzieś przed nimi.
Tylko raz podczas dalszej penetracji katakumb musieli się skryć w jednej ze zrujnowanych krypt. Gdzieś daleko, na przecięciu korytarzy dostrzegli pełgające po ścianach tunelu światło, świadczące o tym, że w pobliżu znajduje się ktoś żywy. Potwierdzeniem był odgłos kroków i migotliwe, widziane z daleka cienie. Przeczekali chwilę w kryjówce, którą był okazały, wykuty w skale w kształcie litery T grobowiec rodziny Hasima. Zarówno Hasim jak i wszyscy jego bliscy obecnie w stanie kompletnego rozkładu leżeli wyciągnięci ze swoich sarkofagów i rozwleczeni po podłodze krypty.
Podjęli trop na nowo, znów zagłębiając się w puste, ciemne korytarze. Ślad krwi prowadził do grobowca, przez którego rozbite wrota sączyło się na korytarz wątłe światło kaganka.
Ianus siedzący na stopniu sarkofagu, w towarzystwie potrzaskanej mumii leżącej tuż obok, podniósł wzrok znad księgi. W korytarzu usłyszał kroki.