Bezruch to śmierć. Musieli się stąd wydostać. - Do samochodu, nie strzelaj, może ten duży był ich królową albo co i teraz są w żałobie... - mruknął na wewnętrznym kanale do Owaina i ruszył. Na razie nie strzelał ale broń była w pogotowiu. Wyjął także granat by w razie potrzeby go użyć. - Panie, jeśli tak wola Twoja spraw by ten samochód był na chodzie - mamrotał pod nosem modlitwę.
Para Parchów korzystając z chwilowego zamieszania i zmieszania wśród niedużych xenos rzuciła się sprintem w kierunku porzuconego na poboczu drogi samochodu. Biegli jak w wyścigu na jakim mogli wygrać swoje życie. Zresztą pewnie mogli. Xenos z jakimi mieli do czynienia tutaj nie były zbyt duże ale za to morderczo prędkie a na otwartej przestrzeni mogły wykorzystać swoją przewagę liczebną by atakować po kilka sztuk na jednego Parcha. O ile zaś pojedynek z pojedynczą sztuką tego gatunku nie musiał być zbyt niebezpieczny choć wymagający już raczej tak dla któregokolwiek z uzbrojonego i opancerzonego Parcha to z kilkoma na raz już robiło się bardzo groźnie.
Black 4 i 0 zdołali pokonać jakąś jedna trzecią dystansu. Potem zaczęli zbliżać się już do półmetku tego wyścigu. Gdy tamto coś, pozostawione w budynku ryknęło. Xenos które dotąd wydawały się być pogrążone w dezorientacji jakby przebudziły się ze stuporu. Odpowiedziały skrzekiem na zew tego większego i rzuciły się w pościg za dwójką dwunogów. Wciągu paru sekund pokonały dystans na jaki dwójka ludzi potrzebowała jakieś pół minuty. Najbliższe kilka sztuk było tuż za nimi, gotowe rzucić się i rozpruć im plecy. - Pewnie jest, ale ma pusty bak. - stwierdził beztrosko Owain, wyrywając do przodu. Gdy pokonali połowę dystansu, xenosom najwyraźniej okres żałoby już minął. - Poszedł ogień! - ryknął, ciskając za siebie granat. - Jeśli ich nie rozwalamy, to ściągnij je na siebie, jeśli wytrzymasz, a ja polecę po limuzynę!
Padre przebiegł parę kroków i rzucił za siebie swój granat. Wydobył też pistolet gotów do zwarcia. |