Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-10-2017, 00:11   #112
Mi Raaz
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Konklawe
Dawno już w klasztorze dominikańskim nie było słychać takiego poruszenia jak w ową środę. Rewelacje przedstawione przez niemowę zawisły w powietrzu. Pewnie zebrani zignorowali by jej uwagi, mając je za majaki spowodowane maligną chorej. Jednak mająca posłuch siostra Anna przytoczyła zwyczaje związane z nocą Kupały. Budowało to obraz silnego wroga, jaki działał w diecezji Płockiej. Wroga wywołanego obecnością germańskich osadników ze Świętego Cesarstwa. Czy tak było faktycznie, trudno było jednoznacznie orzec. Choć fakty wskazywały, że i w śród nich najwięcej było właśnie Germanów.

Później pojawiły się deklaracje w kwestii tego cóż zrobią i tego cóż zrobione być powinno. I tak Reznov zobowiązał się zorganizować więcej wojów. I choć sakiewka jego pas obciążała, tak, że ledwie on trzymał się na ciele kapłana, to owej sakiewki nie było komu przekazać.

Michal zasugerowała użycie swoich kontaktów, choć nie zdradziła jakież to kontakty. Domyślać się mogli jeno, że Cyganie obracają się w bardziej szemranym towarzystwie niźli szlachetni chrześcijanie.

Francisca zasugerowała, że kluczowe będzie zebranie informacji wśród ludzi. Widocznie fakt przebrania się Cyganki zaimponował szlachciance. Jednak w jej rozumowaniu wiele było racji. Oto kulty starożytnych bóstw potrzebowały ludzi. Ktoś w diecezji siał herezję. Herezję, którą należało znaleźć i wykorzenić. Wybaczyć i nawrócić na słuszną drogę. Tak, żeby płonąc na stosie modlili się już tylko do Boga Jedynego.

Dla Anny konklawe było nadzwyczaj męczące. Z jednej strony czuła brzemię krzyża jakie nosi. Oto miała być sercem inkwizycji. Miała ich prowadzić. Wskazywać drogę. Zgodnie z tym co rzekł brat Walter to ona miała prowadzić komórkę płocką gdy już uda im się wykorzenić stąd zło. Do tego kwestia Gerge, która ją dręczyła i utrudniała skupienie myśli. Bo tylko ona miała swego Gerge. Tylko ona była tak ważna dla swego zakonu, że przycielono jej ochronę. Ani szlachcianka. Ani Cyganka niemowa, której wiedza o lokalnych wierzeniach imponowały. Ani nawet brat Reznov, dziedzic majątku.

Mijała kolejna godzina rozmów, gdy Michal zaproponowała rozwiązanie. Rozwiązanie wymagajace podzielenia się na grupy. Osadzenia części ludzi w Płocku i przemieszczenie reszty do Mogilna. Droga okazała się na tyle długa, że musieli zatrzymać się po drodze. Tuż za lasem był zajazd, który Walter wymalował w formie małego kwadratu.

Dyskusja rozgorzała na nowo. Ruszać rano, czy w południe? Wozami, czy konno? W wielkim orszaku, czy w małych grupach. Czy Reznov winien zostać, czy iść z kobietami? Sam Czerwony Brat podtrzymywał głowę dłonią i walczył z opadającymi powiekami.

Walter nie wierzył w powodzenie poszukiwań w lesie. Być może dlatego, że już przy dużo lepszych warunkach spędził wiele dni na poszukiwaniach. Jednak nie negował pomysłu Cyganki. Oto przychodziła z tropicielem.

Michal była tak zaślepiona szeregiem Boskich błogosławieństw, które na nią spłynęły, że zdawała się zapomnieć, że Honzo wyraźnie zaznaczył, iż nie wie co ów Jakub potrafi. Co za tym idzie ona sama też nie wiedziała czy młodzieniec choćby dorównuje Jorgowi. Łowczemu polującemu wraz z Weismuthem kilka tygodni wcześniej.

Wiedziała też jak dobrze wydać denary Fyodora. Musiała tylko wrócić do gildii. Co z tego, że Honzo powiedział jej, że może wrócić gdy tylko oceni umiejętności Jakuba. Na pewno jakoś go przekona. Któż jak nie ona? Boska Wybranka.

W końcu Anna nie wytrzymała. Zagryzła zęby i wzięła trzy głębokie wdechy przed tym jak przemówiła. Wstała i pochyliła się nad prowizoryczną mapą. Wskazała na z pozoru oczywiste fakty jakim było umieszczenie wszelkich zebranych sił właśnie we wskazanej przez Waltera gospodzie. Mogli utrzymać siły razem przez dłuższy czas. Rozdzielając się jedynie na dzień lub dwa, zamiast na cztery.

Wszyscy musieli przyznać, że owe rozwiązanie jest dobre. Jedynie Michal zastanawiała się dlaczego ma tracić jeden z trzech dni oddanego jej tropiciela. Choć nie było dla nikogo zaskoczeniem, że nic na ten temat nie powiedziała.

Wspólnie więc zdecydowali, że przemieszczają wszelkie zebrane siły do owego zajazdu na skraju lasu w drodze do Mogilna. To stamtąd kobiety ruszą dalej wraz z Gergiem do Mogilna, a mężczyźni ruszą przeczesywać tamtą część lasu.

To Anna powiedziała wprost, że życzy sobie, by brat Gerge nie opuszczał jej ani na krok. A kobietom jako tej słabej płci przyda się zbrojne ramię na wypadek rzeczy niespodziewanych.

Konklawe zakończyło się. Jednak siostra zakonna zatrzymała przy sobie Cygankę i Rusina. Gdy niemowa piła napar ziołowy Anna obkładała plecy Czerwonego Brata chlebem urobionym z pajęczyną, co miało ukoić jego ból i rany szybciej zamknąć. Co ciekawe nagość mężczyzny nie przed jej skromną osobą nie wywoływała żadnych emocji. Zupełnie inaczej niż przy Gerge. Fyodor był tylko pacjentem. Znaczenie miały jego otwarte rany, z których miejscami jątrzyła się nadal krew.

Gdy wchodzili w trójkę do kaplicy Francisca była już pogrążona w modlitwie wraz z Walterem i Gergiem. Mszę prowadził opat Dominikanów, jednak siostra Anna czuła wspólnotę modlitewną z siostrami zakonnymi. Właśnie przy modlitwie czuli się jak wspólnota. Cała Inkwizycja. Czuli jak Pan wlewa w nich swoje błogosławieństwa. Czuli jak zyskują wiarę, by stawiać czoła coraz to nowym wyzwaniom. Przynajmniej niektórzy z nich…

Po opuszczeniu opactwa każdy ruszył w swoją stronę.

Michal
Cyganka udała się do Simonicy obciążona częścią gotówki Reznova. Musiała ją tylko przekazać ludziom Honza. A Simonica był dobrym pośrednikiem. Jakież było zdziwienie Cyganki, gdy ten pomachał przecząco głową i rzekł:
- Przypomina ci się jak wspominali o obcinaniu języka i wyłupywaniu oczu? To już nie jest mój brat. Teraz on jednym z nich. Oni są jego rodziną. Pomógł nam już.

Przy nich, w obozie składajacym się z dwóch zestawionych ze sobą taborów stał też pasujący tam niczym pięść do oka Jakub.
- Dla mnichów pracujem? - zapytał w końcu swoją łamaną łaciną. Reszta rozmowy prawdopodobnie mu umknęła, gdyż nie znał romskiego.

Fyodor
Czerwony brat był za to uregulować rachunek w karczmie. Nie nadszarpnęło to zbytnio jego funduszy, jednak czuł, że poza listami, które miał spisać wysłać będzie musiał jeszcze jeden. Do szanownej pani ciotki. Kniaziny Kijowskiej. Co by jego skromne zapasy uzupełniła sztabą złota. Albo i dwiema. Choć złote monety nadal nosił wszyte w swe czerwone szaty, to nie pokazywał ich nikomu. Zaliż to w księstwie srebro rzadko widywali, a złotem to mógł się z królem rozliczać, a nie z podrzędnym szynkarzem. Okazało się, że karczma w której nocował była tą samą, do której mąż Francici Rembertini kazał dowieść jej kufry. Takoż i do tego miejsca powędrowali razem. W towarzystwie księdza Szymona, który nadskakiwał szlachciance, jak nie przymierzając młody bawidamek. W drzwiach jednak Fyodora zatrzymał wysoki mężczyzna, w sile wieku. O włosach czarnych jak węgiel. Rysach twardych i nieustępliwych. W barach szeroki niczym Weismuth. Znać było iż jest to człek nawykły do broni, bo i w ruchach jego widać było od razu wojskowy dryg. A i zbroja ze skóry karcerowanej z kółkami żelaznej kolczugi jednoznacznie wskazywała iż nie jest to jeden z lokalnych rolników. Żołnierz ów zmierzył Fyodora od stóp do głów i rzekł:
- Herr Reznov? Jam jest ritter z gwardii pana von Guze, miano me Gerhard. Rzekli mi, że tu was znajdę, też sznela ruszyłem tu niczym laufer królewski. Mój pan chciałby się z wami spotkać. Rzecze, że można by majątki rodziny Guze i rodziny Reznov pomnożyć. Jeno szczegóły chciałby w cztery oczy omówić. Spotkanie sugeruje jako miesiąc na niebie stanie.
Człowiek ten bez wątpienia pochodził z nacji, która wedle przekazu Michal wrogiem była i sprawcą wywołania złego z piekieł. I choć mówił w języku Polan, to często wtrącał charakterystyczne zwroty. Fyodor wiedział, że skoro Inkwizycja zdecydowała opuścić Płock, to na spotkanie tego dnia szans nie było. Ale mógł spróbować zasugerowanie innego terminu. Choć przez moment przyszło mu do głowy poinformowanie siedzącej przy jednej z karczemnych ław Francisci, że dołączy do nich kolejnej nocy. Wszystkie myśli kotłowały się w nim, bo czuł, że powieki ciążą mu coraz bardziej.

Francisca
Szlachciance wielce miłe było towarzystwo księdza Szymona. Słońce na niebie wznosiło się szybko, a szerokie ramiona okryte sutanną mogły cień dawać. I przyjąć na siebie cios miecza, jakby trzeba było. Zaczęła więc od inspekcji nowego mieszkania i pozostawieniu krótkiego listu dla męża. Tym razem nie popełni tego błędu. Niech jego głowa wolna będzie od zmartwień i skupi się na pomnażaniu ich majątku. A musiała przyznać, że zacnie ich urządził. W pomieszczeniu mieli nawet okno z prawdziwym szkłem. Takim jakie w kościołach można zobaczyć. Tedy to dotarło do niej, że ową namiastkę raju opuścić musi, gdyż taka jej powinność. Ponieważ zbliżał się zenit, gdy to za gorąco co by w polu pracować, czy choćby w mieście coś robić, tedy wiele osób do karczmy ciągnęło. I ona w ramach rekompensaty za gościnę nocy wczorajszej dała się zaprosić na obiad księdzu Szymonowi. Bo wszak prawdziwa dama ozdobą mężczyzny, nawet stanu kapłańskiego. I jak każdą ozdobę powinien on ją doceniać. Polerować. I wystawiać na widok publiczny. I choć wśród mieszkańców Płocka rzecz owa by z księdzem w karczmie jadać niespotykana była, to jednak Włoszka przyjmowała to spokojnie. Wszak to ona musiała nieść kulturę rozwiniętego państwa pod te strzechy.
Gdy tak posilała się kaszą ze skwarkami nasłuchiwała o czym to rozmawiają mieszkańcy Płocka. A tym łatwiej było jej nasłuchiwać, że z księdzem jeno łaciną rozmawiała, toteż nikt nie krył się przed damą ową. Wszak z pewnością mowy polskiej nie rozumiała.
- I zarżnęła go jak prosiaka przed Wielką Nocą. Mówię ci. Demon nie kobita. I pono to już kolejny. Powiedziała, że jak ją chce ktoś wychędożyć to we walce na ostrza musi ją pokonać. Ale jak przegra który, to jajca obetnie i psom rzuci - opowiadał z przejęciem mężczyzna siedzący plecami do pleców Francisci.
- Jako tedy się owa dziewka zowie? I czemuż to kto miałby ryzykować męskości stratę za jej chędożenie. Mało to dziewek po wsiach? Co druga to na sianie z tobą legnie jak jej powiesz, że ta jedyna - perorował jego towarzysz, którego Francisca ledwo słyszała.
- A no bo widzisz, ona ponoć w najlepszych włoskich i weneckich burdelach się rzemiosła uczyła. Ale z powołania. Nie dla denarów. Ale jeno takiego gacha chce, co w mieczu jej dorówna. A zowie się Mira, córa Chwaliboga.

- Dobrze się pani czujesz? - rzekł ksiądz Szymon, widząc, że Francisca wyraźnie pobladła. Dotarło do niej, że w zasadzie nie wie o czym rozmawiała ze swoim towarzyszem.

Anna
Rozdzieliła się z Fyodorem i Franciską, choć nie musiała iść daleko. Ceglany piętrowy dom, w którym mieszkała kobieta ze swoim synkiem był dokładnie naprzeciw karczmy, w której mieszkał Fyodor i w której nie było dane pomieszkać pani Rembertini. Choć dowiedziała się, że ów budynek jest lokalnym zamtuzem. I tylko Bóg jeden mógł wiedzieć, czy gdyby Michal mogła mówić, to rzekłaby swym braciom i siostrom, że właśnie w tym budynku spędziła ostatnią noc dzieląc łoże z dwoma mężczyznami. Najważniejsze było to, że Gerge był przy niej. W czasie konklawe wykorzystała to co ów rzekł. Jego ramię jest przedłużeniem jej woli. Toteż nie będzie odstępował jej na krok. Ona nie pozwoli na to.
Miała to być dla niego kara. W końcu uciekł. Unikał spojrzeń w jej oczy. Ale był w jej mocy. Pani każe, sługa musi. Toteż postanowiła, że ma być przy niej cały czas i nie oddalać się dalej niźli na odległość na jaką jej głos się poniesie.
Gerge zaś przyjał ową karę z entuzjazmem. Jakby znów zaczął jej nadskakiwać. Czego młoda dziewczyna nie rozumiała kompletnie. Jednak było jej z tym bardzo dobrze. Cieszyła się, że są razem.

W samym zaś zamtuzie okazało się, że owa Teresa tam nie tylko mieszka. Ona również tam pracuje. Co więcej większość klientów ją chwali, gdyż gładka bardzo. Oto siostra Anna dostała się do siedliska grzechu i musiała stawić czoło grzesznicy, po to by jej pomóc.

Teresa wyglądała przepięknie. Albo raczej wyglądałaby gdyby nie strapienie na jej twarzy. W ciasnym pokoju do którego ledwie wcisnęli się z Gergiem siedziała na łóżku obok swojego synka. Dziecko leżało wpatrując się w sufit. Chłopiec oddychał, ale nie ruszał się. Zdawał się nawet nie mrugać.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline