Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-10-2017, 22:23   #111
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Michal kaszląc już nieco mniej wzruszyła ramionami.

Cytat:
- Źródło? Starczy z ludźmi pomówić, wczuć się w tę ziemię, wierzenia tu wciąż żywe. Nie każdy chce kark zginać i cudzej woli się poddawać. Niektórym ciężko to przychodzi i gdy walczyć siłą nie mogą innych sposób szukają.
Cyganka naskrobała na tabliczce zniechęcona, łypiąc od czasu do czasu na Franciscę.

Cytat:
Mało to władyków co swą duszę by zaprzedało za więcej władzy i mocy? Desperacja różne wybory dyktuje. Chcesz namacalnych dowodów, tedy trzeba w końcu ustalić do dalej robimy. Wyśledźmy leże bestii, rozpuśćmy szpiegów, zbierzmy informacje na temat bóstw i wierzeń miejscowych, dopytajmy o ambicje najmożniejszych w dziedzinie.
Kamil odłożyła zapisaną tabliczkę na stół. Czuła wypieki na policzkach choć trzęsła się jak osika.
 
corax jest offline  
Stary 07-10-2017, 00:11   #112
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Konklawe
Dawno już w klasztorze dominikańskim nie było słychać takiego poruszenia jak w ową środę. Rewelacje przedstawione przez niemowę zawisły w powietrzu. Pewnie zebrani zignorowali by jej uwagi, mając je za majaki spowodowane maligną chorej. Jednak mająca posłuch siostra Anna przytoczyła zwyczaje związane z nocą Kupały. Budowało to obraz silnego wroga, jaki działał w diecezji Płockiej. Wroga wywołanego obecnością germańskich osadników ze Świętego Cesarstwa. Czy tak było faktycznie, trudno było jednoznacznie orzec. Choć fakty wskazywały, że i w śród nich najwięcej było właśnie Germanów.

Później pojawiły się deklaracje w kwestii tego cóż zrobią i tego cóż zrobione być powinno. I tak Reznov zobowiązał się zorganizować więcej wojów. I choć sakiewka jego pas obciążała, tak, że ledwie on trzymał się na ciele kapłana, to owej sakiewki nie było komu przekazać.

Michal zasugerowała użycie swoich kontaktów, choć nie zdradziła jakież to kontakty. Domyślać się mogli jeno, że Cyganie obracają się w bardziej szemranym towarzystwie niźli szlachetni chrześcijanie.

Francisca zasugerowała, że kluczowe będzie zebranie informacji wśród ludzi. Widocznie fakt przebrania się Cyganki zaimponował szlachciance. Jednak w jej rozumowaniu wiele było racji. Oto kulty starożytnych bóstw potrzebowały ludzi. Ktoś w diecezji siał herezję. Herezję, którą należało znaleźć i wykorzenić. Wybaczyć i nawrócić na słuszną drogę. Tak, żeby płonąc na stosie modlili się już tylko do Boga Jedynego.

Dla Anny konklawe było nadzwyczaj męczące. Z jednej strony czuła brzemię krzyża jakie nosi. Oto miała być sercem inkwizycji. Miała ich prowadzić. Wskazywać drogę. Zgodnie z tym co rzekł brat Walter to ona miała prowadzić komórkę płocką gdy już uda im się wykorzenić stąd zło. Do tego kwestia Gerge, która ją dręczyła i utrudniała skupienie myśli. Bo tylko ona miała swego Gerge. Tylko ona była tak ważna dla swego zakonu, że przycielono jej ochronę. Ani szlachcianka. Ani Cyganka niemowa, której wiedza o lokalnych wierzeniach imponowały. Ani nawet brat Reznov, dziedzic majątku.

Mijała kolejna godzina rozmów, gdy Michal zaproponowała rozwiązanie. Rozwiązanie wymagajace podzielenia się na grupy. Osadzenia części ludzi w Płocku i przemieszczenie reszty do Mogilna. Droga okazała się na tyle długa, że musieli zatrzymać się po drodze. Tuż za lasem był zajazd, który Walter wymalował w formie małego kwadratu.

Dyskusja rozgorzała na nowo. Ruszać rano, czy w południe? Wozami, czy konno? W wielkim orszaku, czy w małych grupach. Czy Reznov winien zostać, czy iść z kobietami? Sam Czerwony Brat podtrzymywał głowę dłonią i walczył z opadającymi powiekami.

Walter nie wierzył w powodzenie poszukiwań w lesie. Być może dlatego, że już przy dużo lepszych warunkach spędził wiele dni na poszukiwaniach. Jednak nie negował pomysłu Cyganki. Oto przychodziła z tropicielem.

Michal była tak zaślepiona szeregiem Boskich błogosławieństw, które na nią spłynęły, że zdawała się zapomnieć, że Honzo wyraźnie zaznaczył, iż nie wie co ów Jakub potrafi. Co za tym idzie ona sama też nie wiedziała czy młodzieniec choćby dorównuje Jorgowi. Łowczemu polującemu wraz z Weismuthem kilka tygodni wcześniej.

Wiedziała też jak dobrze wydać denary Fyodora. Musiała tylko wrócić do gildii. Co z tego, że Honzo powiedział jej, że może wrócić gdy tylko oceni umiejętności Jakuba. Na pewno jakoś go przekona. Któż jak nie ona? Boska Wybranka.

W końcu Anna nie wytrzymała. Zagryzła zęby i wzięła trzy głębokie wdechy przed tym jak przemówiła. Wstała i pochyliła się nad prowizoryczną mapą. Wskazała na z pozoru oczywiste fakty jakim było umieszczenie wszelkich zebranych sił właśnie we wskazanej przez Waltera gospodzie. Mogli utrzymać siły razem przez dłuższy czas. Rozdzielając się jedynie na dzień lub dwa, zamiast na cztery.

Wszyscy musieli przyznać, że owe rozwiązanie jest dobre. Jedynie Michal zastanawiała się dlaczego ma tracić jeden z trzech dni oddanego jej tropiciela. Choć nie było dla nikogo zaskoczeniem, że nic na ten temat nie powiedziała.

Wspólnie więc zdecydowali, że przemieszczają wszelkie zebrane siły do owego zajazdu na skraju lasu w drodze do Mogilna. To stamtąd kobiety ruszą dalej wraz z Gergiem do Mogilna, a mężczyźni ruszą przeczesywać tamtą część lasu.

To Anna powiedziała wprost, że życzy sobie, by brat Gerge nie opuszczał jej ani na krok. A kobietom jako tej słabej płci przyda się zbrojne ramię na wypadek rzeczy niespodziewanych.

Konklawe zakończyło się. Jednak siostra zakonna zatrzymała przy sobie Cygankę i Rusina. Gdy niemowa piła napar ziołowy Anna obkładała plecy Czerwonego Brata chlebem urobionym z pajęczyną, co miało ukoić jego ból i rany szybciej zamknąć. Co ciekawe nagość mężczyzny nie przed jej skromną osobą nie wywoływała żadnych emocji. Zupełnie inaczej niż przy Gerge. Fyodor był tylko pacjentem. Znaczenie miały jego otwarte rany, z których miejscami jątrzyła się nadal krew.

Gdy wchodzili w trójkę do kaplicy Francisca była już pogrążona w modlitwie wraz z Walterem i Gergiem. Mszę prowadził opat Dominikanów, jednak siostra Anna czuła wspólnotę modlitewną z siostrami zakonnymi. Właśnie przy modlitwie czuli się jak wspólnota. Cała Inkwizycja. Czuli jak Pan wlewa w nich swoje błogosławieństwa. Czuli jak zyskują wiarę, by stawiać czoła coraz to nowym wyzwaniom. Przynajmniej niektórzy z nich…

Po opuszczeniu opactwa każdy ruszył w swoją stronę.

Michal
Cyganka udała się do Simonicy obciążona częścią gotówki Reznova. Musiała ją tylko przekazać ludziom Honza. A Simonica był dobrym pośrednikiem. Jakież było zdziwienie Cyganki, gdy ten pomachał przecząco głową i rzekł:
- Przypomina ci się jak wspominali o obcinaniu języka i wyłupywaniu oczu? To już nie jest mój brat. Teraz on jednym z nich. Oni są jego rodziną. Pomógł nam już.

Przy nich, w obozie składajacym się z dwóch zestawionych ze sobą taborów stał też pasujący tam niczym pięść do oka Jakub.
- Dla mnichów pracujem? - zapytał w końcu swoją łamaną łaciną. Reszta rozmowy prawdopodobnie mu umknęła, gdyż nie znał romskiego.

Fyodor
Czerwony brat był za to uregulować rachunek w karczmie. Nie nadszarpnęło to zbytnio jego funduszy, jednak czuł, że poza listami, które miał spisać wysłać będzie musiał jeszcze jeden. Do szanownej pani ciotki. Kniaziny Kijowskiej. Co by jego skromne zapasy uzupełniła sztabą złota. Albo i dwiema. Choć złote monety nadal nosił wszyte w swe czerwone szaty, to nie pokazywał ich nikomu. Zaliż to w księstwie srebro rzadko widywali, a złotem to mógł się z królem rozliczać, a nie z podrzędnym szynkarzem. Okazało się, że karczma w której nocował była tą samą, do której mąż Francici Rembertini kazał dowieść jej kufry. Takoż i do tego miejsca powędrowali razem. W towarzystwie księdza Szymona, który nadskakiwał szlachciance, jak nie przymierzając młody bawidamek. W drzwiach jednak Fyodora zatrzymał wysoki mężczyzna, w sile wieku. O włosach czarnych jak węgiel. Rysach twardych i nieustępliwych. W barach szeroki niczym Weismuth. Znać było iż jest to człek nawykły do broni, bo i w ruchach jego widać było od razu wojskowy dryg. A i zbroja ze skóry karcerowanej z kółkami żelaznej kolczugi jednoznacznie wskazywała iż nie jest to jeden z lokalnych rolników. Żołnierz ów zmierzył Fyodora od stóp do głów i rzekł:
- Herr Reznov? Jam jest ritter z gwardii pana von Guze, miano me Gerhard. Rzekli mi, że tu was znajdę, też sznela ruszyłem tu niczym laufer królewski. Mój pan chciałby się z wami spotkać. Rzecze, że można by majątki rodziny Guze i rodziny Reznov pomnożyć. Jeno szczegóły chciałby w cztery oczy omówić. Spotkanie sugeruje jako miesiąc na niebie stanie.
Człowiek ten bez wątpienia pochodził z nacji, która wedle przekazu Michal wrogiem była i sprawcą wywołania złego z piekieł. I choć mówił w języku Polan, to często wtrącał charakterystyczne zwroty. Fyodor wiedział, że skoro Inkwizycja zdecydowała opuścić Płock, to na spotkanie tego dnia szans nie było. Ale mógł spróbować zasugerowanie innego terminu. Choć przez moment przyszło mu do głowy poinformowanie siedzącej przy jednej z karczemnych ław Francisci, że dołączy do nich kolejnej nocy. Wszystkie myśli kotłowały się w nim, bo czuł, że powieki ciążą mu coraz bardziej.

Francisca
Szlachciance wielce miłe było towarzystwo księdza Szymona. Słońce na niebie wznosiło się szybko, a szerokie ramiona okryte sutanną mogły cień dawać. I przyjąć na siebie cios miecza, jakby trzeba było. Zaczęła więc od inspekcji nowego mieszkania i pozostawieniu krótkiego listu dla męża. Tym razem nie popełni tego błędu. Niech jego głowa wolna będzie od zmartwień i skupi się na pomnażaniu ich majątku. A musiała przyznać, że zacnie ich urządził. W pomieszczeniu mieli nawet okno z prawdziwym szkłem. Takim jakie w kościołach można zobaczyć. Tedy to dotarło do niej, że ową namiastkę raju opuścić musi, gdyż taka jej powinność. Ponieważ zbliżał się zenit, gdy to za gorąco co by w polu pracować, czy choćby w mieście coś robić, tedy wiele osób do karczmy ciągnęło. I ona w ramach rekompensaty za gościnę nocy wczorajszej dała się zaprosić na obiad księdzu Szymonowi. Bo wszak prawdziwa dama ozdobą mężczyzny, nawet stanu kapłańskiego. I jak każdą ozdobę powinien on ją doceniać. Polerować. I wystawiać na widok publiczny. I choć wśród mieszkańców Płocka rzecz owa by z księdzem w karczmie jadać niespotykana była, to jednak Włoszka przyjmowała to spokojnie. Wszak to ona musiała nieść kulturę rozwiniętego państwa pod te strzechy.
Gdy tak posilała się kaszą ze skwarkami nasłuchiwała o czym to rozmawiają mieszkańcy Płocka. A tym łatwiej było jej nasłuchiwać, że z księdzem jeno łaciną rozmawiała, toteż nikt nie krył się przed damą ową. Wszak z pewnością mowy polskiej nie rozumiała.
- I zarżnęła go jak prosiaka przed Wielką Nocą. Mówię ci. Demon nie kobita. I pono to już kolejny. Powiedziała, że jak ją chce ktoś wychędożyć to we walce na ostrza musi ją pokonać. Ale jak przegra który, to jajca obetnie i psom rzuci - opowiadał z przejęciem mężczyzna siedzący plecami do pleców Francisci.
- Jako tedy się owa dziewka zowie? I czemuż to kto miałby ryzykować męskości stratę za jej chędożenie. Mało to dziewek po wsiach? Co druga to na sianie z tobą legnie jak jej powiesz, że ta jedyna - perorował jego towarzysz, którego Francisca ledwo słyszała.
- A no bo widzisz, ona ponoć w najlepszych włoskich i weneckich burdelach się rzemiosła uczyła. Ale z powołania. Nie dla denarów. Ale jeno takiego gacha chce, co w mieczu jej dorówna. A zowie się Mira, córa Chwaliboga.

- Dobrze się pani czujesz? - rzekł ksiądz Szymon, widząc, że Francisca wyraźnie pobladła. Dotarło do niej, że w zasadzie nie wie o czym rozmawiała ze swoim towarzyszem.

Anna
Rozdzieliła się z Fyodorem i Franciską, choć nie musiała iść daleko. Ceglany piętrowy dom, w którym mieszkała kobieta ze swoim synkiem był dokładnie naprzeciw karczmy, w której mieszkał Fyodor i w której nie było dane pomieszkać pani Rembertini. Choć dowiedziała się, że ów budynek jest lokalnym zamtuzem. I tylko Bóg jeden mógł wiedzieć, czy gdyby Michal mogła mówić, to rzekłaby swym braciom i siostrom, że właśnie w tym budynku spędziła ostatnią noc dzieląc łoże z dwoma mężczyznami. Najważniejsze było to, że Gerge był przy niej. W czasie konklawe wykorzystała to co ów rzekł. Jego ramię jest przedłużeniem jej woli. Toteż nie będzie odstępował jej na krok. Ona nie pozwoli na to.
Miała to być dla niego kara. W końcu uciekł. Unikał spojrzeń w jej oczy. Ale był w jej mocy. Pani każe, sługa musi. Toteż postanowiła, że ma być przy niej cały czas i nie oddalać się dalej niźli na odległość na jaką jej głos się poniesie.
Gerge zaś przyjał ową karę z entuzjazmem. Jakby znów zaczął jej nadskakiwać. Czego młoda dziewczyna nie rozumiała kompletnie. Jednak było jej z tym bardzo dobrze. Cieszyła się, że są razem.

W samym zaś zamtuzie okazało się, że owa Teresa tam nie tylko mieszka. Ona również tam pracuje. Co więcej większość klientów ją chwali, gdyż gładka bardzo. Oto siostra Anna dostała się do siedliska grzechu i musiała stawić czoło grzesznicy, po to by jej pomóc.

Teresa wyglądała przepięknie. Albo raczej wyglądałaby gdyby nie strapienie na jej twarzy. W ciasnym pokoju do którego ledwie wcisnęli się z Gergiem siedziała na łóżku obok swojego synka. Dziecko leżało wpatrując się w sufit. Chłopiec oddychał, ale nie ruszał się. Zdawał się nawet nie mrugać.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 13-10-2017, 01:53   #113
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca wyraźnie poczuła że nawet świetnie wyszkolonym oczom inkwizycji może czasem brakować rąk do działania. Ksiądz Szymon zabawiał ją rozmową i kaszą ze skwarkami, ale ani jedno, ani drugie nie wywierało tego efektu, który robiły szyby w oknach i rozmowa tocząca się za plecami włoszki.
- Tak, księże Szymonie, rzeczywiście nie najlepiej... zaniepokoiłam się bardzo. Nie spodziewałam się spraw ważkich, akurat tutaj, w tej znakomitej atmosferze. Pozwoli ksiądz, że z potrzeby chwili zmienię temat - pochyliła się w stronę stołu nieco zniżając głos - Nie ma wątpliwości, że ksiądz jest biegły w sprawach, które dzielnych mężów dotyczą. Czy byłby ksiądz gotów sprostać bardziej subtelnemu działaniu? Tutejszy język do najprostszych nie należy, ale ku mojemu zdumieniu usłyszałam kilka słów, które mam wrażenie odnoszą się do mojej ojczyzny. Może się mylę, ale takie zdarzenia nie mogą pozostać niesprawdzone. Obawiam się, że jeśli zapytamy tych ludzi wprost to nie będą skłonni powiedzieć o czym rozmawiali. Książęca szata, czy też nietypowe stroje i obcy język onieśmielają zwykłych ludzi.
Byłoby jednak wielce korzystne dowiedzieć się, skąd ci ludzie pochodzą. Czy byłby ksiądz tak łaskaw mi pomóc? Chodzi o tego człowieka, który siedzi zaraz za mną - uśmiechnęła się przy tym zakłopotana. - Oczywiście każdy rozmawiać może o Italii, wszak to piękny i znaczący kraj. Ludzi zwykłych jednak zwykle nie zajmują sprawy wykraczające poza ich parafię.

Nie wydawało jej się zasadnym ani porzucenie złapanego przed chwilą tropu, ani tym bardziej podejmowanie gwałtownych działań. Kimkolwiek nie była owa Mira nie wyglądało aby miała polec zbyt szybko w jakieś walce, a jeśli tak, to trudno. Z pewnością lepiej tak dla jej czystości.

Francisca, będąc świadoma nadchodzącej podróży, bardziej skupiała się nad odświeżeniem sobie, co bardziej inspirujących i podnoszących na duchu fragmentów Pisma Świętego, którymi mogła by wspierać towarzyszy. Miała też nadzieję na interesującą dyskusję. Zdaniem Włoszki, nic tak nie wzmacniało wiary jak wspólne rozważanie słów Pańskich.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 15-10-2017, 18:58   #114
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

Reznov, w chwili słabości, pożałował, że nie przełożył wyczynów dzisiejszej nocy na inny termin. Najlepiej wcześniejszy. Zaraz zganił się za to i zrzucił winę właśnie na niewyspanie. Umysł mu osłabł przez brak snu. Zastanowił się.
- Herr Gerhard. Bardzo chętnie spotkam się z von Guzem. Jednak jako jedyny termin mogę podać dzisiejszy dzień, bo ważne mi interesy mnie z miasta na kilka dni wywiodą. Pan ponformował cię o możliwych terminach spotkania? Czy dziś o trzeciej godzinie południa by pasowało?
 
Arvelus jest offline  
Stary 16-10-2017, 10:57   #115
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna była wykończona po konklawe. Wszystko działo się tak szybko. Dotarła do Płocka zaledwie wczoraj, a miała wrażenie, że to miasto już wywróciło jej życie do góry nogami. Gdy już podała napar cygance i zabrała się za pracę nad plecami Fyodora, zaczęła modlić się w myślach. Gdy tylko przestawała jej głowa zdawała się odrywać do reszty i biec w stronę celi, gdzie tego ranka pocałowała Gerge. Usta momentalnie rozwierały się lekko, a policzki zaczynały odrobinę palić, więc znów powtarzała sobie w głowie Ave Maria, gratia plena.

Czemu naciskała na to by jej nie opuszczał? Co właściwie w nią wstąpiło? Kolejne rany znikały pod kawałkami materiału. Już sama nie była pewna czy przed wizją nad rzeką postąpiłaby podobnie. Czy postąpiłaby podobnie przed tym pocałunkiem? Im częściej w głowie odtwarzała poranek tym bardziej przekonana była do tego, że zgrzeszyła. Ta świadomość bolała, szczególnie gdy przypominała sobie ile ciepła i szczęścia dał jej ten krótki moment.

Delikatnie poklepała zdrowy fragment skóry, brata Fyodora.
- Już gotowe, możemy się udać na modlitwę. - Uśmiechnęła się do mężczyzny i cyganki, po czym wszyscy skierowali swe kroki w stronę katedry. Miała nadzieję, że modlitwa przyniesie zrozumienie, że uspokoi jej myśli. Szybko jednak zdała sobie sprawę, że nie będzie to tak proste. Już widząc plecy Gerge poczuła przyjemne ciepło w okolicy serca. Wszystkie wątpliwości, co do tego czy wypuścić go czy zabrać z sobą zniknęły. Na wszelki wypadek zajęła miejsce za nim, lekko z boku by móc patrzeć na ołtarz nie mając go w kąciku oka, a z drugiej strony by nie czuć na swych plecach jego spojrzenia. Na szczęście, gdy tylko przyłączyła się do modlitwy jej głową odpłynęła skupiając się całkowicie na obrazie Przenajświętszej Panienki.


Po modlitwie Anna była niemal pewna, że ten dzień będzie od tej chwili już lepszy. Choć przede wszystkim jej serce pragnęło by już nie rozdzielały go kolejne decyzje. NIestety radość Gerge nie pomagała, głównie temu że była zaraźliwa. Czując na sobie jego spojrzenie, widząc że się cieszy i ona się uśmiechała. Gdy szli razem z Fyodorem i Franciską czuła jak robi się jej przyjemnie ciepło. Niestety nie trwało to nazbyt długo.

Gdy tylko zobaczyła do jakiego budynku przyprowadziło ją przeznaczenie, poczuła jak jej serce ścina lód. Nigdy nie była w zamtuzie. Sama przed sobą musiała przyznać, że nigdy nie była nawet w pobliżu tego typu obiektu. Spotykała oczywiście ulicznice i ich klientów. Nie raz pojawiali się w murach szpitalnych prosząc o pomoc, a ona udzielała jej wierząc, że tylko okazane dobro, będzie ich w stanie sprowadzić na właściwą drogę. Teraz znów musiała obrać tą ścieżkę. Pomóc mieszkającej w tym przybytku grzechu kobiecie. Wesprzeć ją całym sercem, wierząc, że może dzięki temu wykiełkuje w niej pragnienie zbliżenia się do Pana.

Anna wzięła głębszy oddech i wkroczyła do budynku. Na szczęście było koło południa, więc tłumów nie zastali. Z mężczyzn był jedynie jakiś strażnik o urodzie rzeźnika z twarzą pełną blizn i jakiś klient, który właśnie trzeźwiał po poprzedniej nocy. Oczywiście był też i szynkarz, chudy i dość stary. On wskazał im pokój Teresy.

Poczuła lekką ulgę nie spotykając pracownic tego miejsca. Cały czas zerkała na Gerge, gdyż trawiła ją ciekawość, czy i na taką kobietę spojrzałby tak jak na nią. Gdy znalazła się w tym miejscu, gdzie grzech zasiadał na tronie i rządził ludzkimi sercem i duszą, jeszcze bardziej czuła, że tego ranka zgrzeszyła i to najgorsze, ciągnąc za sobą bliską sobie osobę. Nieśmiało zapukała do drzwi, wskazanych przez szynkarza i jakież było jej zdziwienie gdy zobaczyła Teresę.

Większość kobiet praktykujących ten zawód, które zdarzało się jej spotkać, było trawionych przez różne choroby, do których doprowadził je grzech. Ich skóra była zniszczona, nie raz pożółknięta lub ziemista. Włosy rzadkie i matowe. Wszystko to nie tyczyło się stojącej przed nią kobiety. Była gładka tak jak mówili. Anna wierzyła, że mogłaby być ozdobą nie jednego domostwa. Czemu tkwiła tutaj? Czy gdy kobieta wpadła w sidła grzechu nie było sposobności by się z nich wyrwać?

Speszona zerknęła na Gerge. Widziała jak zawiesił na niej oko. Czego nie zrobił gdy mijali mężczyzn pracujących w zamtuzie. Była to po prawdzie oczywista rzecz. Stojąca przed nimi kobieta była piękna, mężczyźni lubili patrzeć na piękne kobiety. Anna szybko odwróciła wzrok, który z uwagi na jej wzrost spoczął na piersiach Teresy. To wywołało rumieniec i sprawiło, że opuściła głowę.
- Nazywam się Anna, a to mój towarzysz Gerge. - Przedstawiła ich cicho. - Chciałabym przebadać twego syna, jeśli tylko pozwolisz.

Gdy już znaleźli się w niewielkim pokoju, Anna starając się nie spoglądać na swego przyjaciela, przycupnęła na krawędzi łóżka. Uśmiechnęła się do Teresy. Była tutaj by pomóc tej kobiecie. Jej własne kłopoty mogły zaczekać.
- Jak ma na imię chłopiec? - Odezwała się spokojnym głosem, starając się skupić wzrok na twarzy ulicznicy.
- Mściwoj, ale jeszcze go nie chrzczono. - Ku zdziwieniu Anny kobietka się rozpłakała mówiąc o tym. Siostra przysłuchiwała się jak pomiędzy kolejnymi szlochami wyrzuca z siebie kolejne informacje. Że ma pieniądze od Fyodora i że jeszcze nie była u księdza…
- Już dobrze. Ważne byś uczyniła to jak najszybciej. - Anna delikatnie pogładziła kobietę po dłoni, w uspokajającym geście. Ta kobieta naprawdę kochała swoje dziecko, a siostra wierzyła, że tam gdzie jest miłość na pewno znajdzie się i miejsce dla Pana. - Zapytam tylko o kilka rzeczy i go przebadam dobrze? - Gdy kobieta przytaknęła, Anna kontynuowała. - Czy mieszka tutaj, czy zazwyczaj przebywa gdzie indziej?
- Mieszka ze mną, choć Barbara - jak się szybko okazało, zarządczyni zamtuzu - jest bardzo niezadowolona. Czeka tylko aż mały zacznie na siebie zarabiać.

Anna spojrzała z zaniepokojeniem na chłopca. Jak to dziecko mogłoby tu zarabiać? Postanowiła jednak nie zagłębiać się w temat nie wiedząc co dokładnie spotkało to dziecko.
- Czy zapuszczał się, nim to się stało do lasu lub nad rzekę?
- Nie. Jest zbyt mały, żeby samemu gdzieś chodzić.

Anna przytaknęła i zabrała się za oględziny dziecka. Jednak tak jak się obawiała, jego stan był bardzo dobry. Żadnych śladów na skórze. Oddech w normie. Gardło czyste. Oczy reagują na światło świecy. Żadnych złamań, otarć. Jedynie blizna na stopie. Gdy o to spytała Teresa wyjaśniła jej, że dopiero uczył się chodzić gdy po burdzie w zamtuzie nadepnął a potłuczony dzban.

Siostra przyglądała się chłopcu przez dłuższą chwilę. Był tak młody, jednak był wystawiony na działanie grzechu niemal od pojawienia się na tym świecie. Jaka była szansa, że kiedyś choćby nieopatrznie, ujrzał swą matkę przy pracy, lub nawet inną z ulicznic. Jak mogło zareagować takie dziecko? Nie wiedziała. Nigdy dotąd nie widziała jak kobieta i mężczyzna… Wiedziała jak to działa, jak poczyna się dziecko. Siostrom zależało by była w stanie wypełnić podstawową swą powinność jako medyka-kobiety, czyli przyjąć nowe dziecię boże. Jednak sam proces. Lekko pokręciła głową, wracając myślami do małego pokoiku.
- Będę chciała sprawdzić czy nie spotkało go coś złego. Będzie to wymagało prośby o wizję, która może…
Gerge położył dłoń na ramieniu Anny.
- Ja spróbuję - mówił cicho po łacinie, jakby nie chcąc, żeby Teresa usłyszała, gdy tylko zobaczył do czego przymierza się Anna.
- Wiem jak wezwać wizję, która wskaże dokładnie to co chcesz.
Anna przytaknęła ruchem głowy robiąc mu miejsce. Uśmiechnęła się jeszcze do Teresy starając się ją uspokoić i skupiła uwagę na swym towarzyszu.
Pochylił głowę, wyjął spod rękawa srebrny krzyż przywiązany rzemykiem do ręki. Jego usta zaczęły poruszać się w niemej modlitwie. Zamknął oczy, po czym głośno rzekł:
- Panie mój, ukaż mi co się stało, gdy chłopiec zapadł w ten dziwny stan.

Odrzucił głowę w tył. Oczy otworzyły się ukazując białka. Rozłożył ręce tak, jak gdyby ktoś chciał go ukrzyżować, jednak pomieszczenie było na tyle wąskie, że jedną ręką zahaczył o ścianę. Nagle w pomieszczeniu zapadła cisza. Anna była pewna, że Gerge nawet nie oddychał. Ten moment zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Czuła bicie swojego serca. Aż w końcu inkwizytor opadł na jedno kolano, zatoczył się odbijając o łóżko, na którym leżał mały Mściwoj i padł twarzą tuż pod nogami siostry Anny.”

Anna przerażona rzuciła się by mu pomóc. Przysunęła twarz do jego nosa, upewniając się czy oddycha. Na szczęście okazało się, że tylko omdlał. Czyżby znów wizja była zbyt intensywna?
Z jednej z sakw szybko wyłuskała odrobinę mięty pieprzowej, po czym roztarła go między palcami. Przysunęła je do nosa mężczyzny, pozwalając by po kilku kichnięciach się wybudził. Gdy tylko Gerge doszedł do siebie mniej więcej, odezwał się do niej znów po łacinie. Pan niczego mu nie ukazał i z jakiegoś powodu los dziecka jest owiany tajemnicą. Anna mocno się zaniepokoiła. Wiedziała, że jej towarzysz byłby w stanie wykonać egzorcyzm na dziecku. Jednak w tej sytuacji, w jego stanie i gdy nie wiedzieli, co właściwie opętało dziecko, nie śmiałaby go o to prosić. Pomogła mężczyźnie usiąść i z niepokojem spojrzała na dziecko. Gerge chyba wyczuł co zechce zrobić bo poprosił ją, żeby nie modliła o wizję.
Bał się o nią. Widziała to. Tylko czemu skoro Pan niczego mu nie ukazał? Poczuła dziwne ciepło w okolicy serca, które szybko ostudziło wspomnienie konklawe. Troszczył się o nią, ale czynił to pewnie tylko by wykonać zadanie. Była tylko kolejnym sercem inkwizycji. Cały czas myliła z czymś jego dobroć, jednak sama nie potrafiłą jeszcze dociec z czym.
- Muszę mu pomóc. - Odezwała się po łacinie. - Muszę chociaż spróbować się dowiedzieć. - Uśmiechnęła się do Gerge delikatnie dotykając jego ramienia. Po chwili przyglądania się, czy mężczyzna już sobie poradzi, spojrzała na Teresę.
- Proszę, czy mogłabyś nas zostawić z Mściwojem? Chciałabym się pomodlić. - Głos Anny lekko drżał. Czyżby też się obawiała?

Teresa zgodziła się twierdząc że zrobi wszystko, żeby tylko mały wyzdrowiał, po czym opuściła pokój.

Anna zajęła miejsce obok łóżka, przysiadając na podłodze. Jedną dłoń położyła na piersi chłopca, drugą chwytając w dłoń krzyż.
- Actiones nostras, quaesumus Domine, aspirando praeveni et adiuvando prosequere: ut cuncta nosta oratio et operatio a te semper incipiat et per ta coepta finiatur. - Szeptała cicho z zamkniętymi oczami. Czując jak jej zmysły tracą kontakt z rzeczywistym światem. W ostatnim przebłysku poczuła jak Gerge chwyta ją delikatnie za habit, po czym jego dłoń osuwa się. - Per Christum Dominum nostrum. Amen.

Cytat:
Zobaczyła jak Mściwoj leży na sienniku. Ściska pod głową zawiniątko z własnych ubrań zamiast poduszki. Przykryty jest kocem. Wszystkie te przedmioty widziała także będąc w pokoiku. Patrzyła jak chłopiec śpi spokojnie. Uśmiecha się.

Nagle poczuła jak jej duch się unosi. Wędruje ku górze, po to tylko, żeby przesiąknąć przez deski sufitu i wychynąć w podłodze piętro wyżej.

W pokoju Anna szybko odnajduje wielkie łóżko, z jedwabną pościelą. Na łóżku widzi Teresę. Włosy opadają na głowę ulicznicy i zasłaniają twarz, jednak Anna wiedziała dokładnie, że to właśnie Teresa. Twarz ma skierowaną do ściany. Jej dłonie skrępowane zostały powrozami i przywiązane do narożników łóżka. Klęczała przy tym w nienaturalnie wyciągniętej pozycji.

Przez uchylone okno do pomieszczenia wpadało światło księżyca. W tym świetle Anna ujrzała wyraźnie jak między jej nogami robi się wilgotno. To zjawisko coś jej przypomniało, coś co poczuła jeszcze tego poranka. Ulicznica odwróciła się na moment i Anna zauważyła, że w ustach Teresy jest knebel ze skórzanego pasa. Z cienia wyszedł mężczyzna. Wysoki, choć dość tęgi. Był kompletnie nagi. Jego brzuch kołysał się delikatnie z każdym krokiem. Z każdym krokiem też kołysało się coś innego. Siostra zakonna widziała wyraźnie jego nabrzmiałą męskość. Chciała odwrócić wzrok, ale nie mogła. Wizja trzymała jej głowę niczym kleszcze. Wtedy mężczyzna wymierzył klapsa w pośladek ulicznicy. Ta jęknęła cicho, leczy tylko wypięła się mocniej sygnalizując gotowość. On lewą dłonią pochwycił jej włosy a później wbił się swym członkiem w jej wilgotne krocze. Gdy Teresa jęknęła Anny ciało znów opadło piętro niżej. Serce jej waliło jak oszalałe. Chłopiec zaś rzucał się na łóżku. Na jego czole pojawił się pot. Dłonie ściskały nerwowo kocyk. Z sufitu spadał kurz w rytm równomiernego ruchu łóżka.

Nagle Anna zobaczyła szczura siedzącego nad głową chłopca. Zwierzę z pewnością siedziało. Przednie łapki miało w górze i z lekko przechyloną głową obserwowało targanego koszmarem Mściwoja. Szczur pisnął i w tej samej chwili dziecko zamarło. Sen odszedł. Zwierzę zaś zbiegło po nodze łóżka i czmychnęło do dziur.

Anna ruszyła za nim. Przenikała przez kolejne ściany, lecz nie zobaczyła zwierzęcia. Wtedy silny wiatr uniósł ją wysoko nad Płock.


- Strzeż się wiatru! Strzeż się deszczu! - głos jak dzwon przemówił wprost do jej głowy, a jej ciało znów poczęło spadać. I chodź leciała szybciej niźli strzała wypuszczona z łuku, to gdy wylądowała w cieniu katedry nic się jej nie stało.

Ciemne chmury przysłoniły księżyc. Mrok jaki zapadł nad Płockiem był nieprzenikniony dla ludzkich oczu. Ale Anna czuła co się dzieje. Szczur, który właśnie wyszedł z plebanii rozejrzał się nerwowo. Było to inne zwierzę niż to na łóżku Mściwoja. Kierowany instynktem obawiał się drapieżników. Jak na małego gryzonia widział tego dnia zaskakująco dużo. Szybkimi susami przemknął nad kałużą i przyległ do ściany katedry. Tuż obok Anny. Cień oplótł jego ciało skrywając przed tak niebezpiecznymi stworzeniami nocy jakimi mogły się okazać koty biskupa. Ale kotów nie było w pobliżu. Nikogo nie było w pobliżu. Nawet Anny nie było w pobliżu. Nikt miał nie usłyszeć cichego pisku zwierzęcia. Nikt miał nie usłyszeć cichego chrzęstu ukręconego łebka gryzonia.
Wizja się urwała, a Anna znów była w ciasnym pomieszczeniu zamtuza. Gerge ją obejmował i tylko dlatego nie padła na podłogę jak on wcześniej. Przerażona przywarła do niego, wtulając się w jego kurtkę i zaczęła szlochać. Czuła jak od ciepła mężczyzny, znów na dole robi się jej wilgotno. Czy była to ta sama wilgoć, którą dostrzegła w wizji u Teresy? Czy była taką samą grzesznicą jak ta ulicznica? Starając się uspokoić szeptała cicho Ave Maria. Jednak modlitwa nie pomagała. Ujrzane obraz trawiły jej umysł. Przed jej oczami raz po raz rozgrywał się moment gdy tamten mężczyzna brutalnie wszedł w Teresę. Czy tak to wyglądało? Czy poczęcie zawsze wiąże się z tak brutalnym, zwierzęcym aktem? Czy to tego pragnie jej ciało, gdy Gerge jest blisko? Chciała się od niego odsunąć ale nie mogła. Przyjemne ciepło jego ciała z jednej strony ją rozgrzewało, przypominając o grzeszności, z drugiej jednak uspokajało, pozwalając skupić się na modlitwie. Po dłuższej chwili w końcu udało się jej odmówić całe Ave Maria.
- ...et in hora mortis nostrae. Amen. - Wzięła kilka głębszych oddechów i spojrzała na swego towarzysza. Powinna mu opowiedzieć wizję. Może dostrzeże coś co jej umknęło. Jednak teraz, gdy jeszcze całe jej ciało dygotało od emocji, nie była w stanie. Za każdym razem gdy otwierała usta by zacząć, głos grzązł jej w gardle. - Przepraszam… - Zapłakała znowu, ponownie się w niego wtulając. - Przepraszam Gerge, przepraszam… paenitet… entschuldigung Gerge.

Litania przeprosin trwała znów dłuższą chwilę. Jednak dopiero po niej Anna dała radę wydusić z siebie coś innego.
- Udamy się do Dominikanów? Ja.. ja chcę ci opowiedzieć, ale nie dam rady tutaj.
Mężczyzna pokiwał głową na znak, że się zgadza. Gdy opuścili pokój poleciła Teresie by zaniosła dziecko do zakonników. Chłopiec potrzebował opieki i modlitwy. Spytała jeszcze kim był mężczyzna, z którym była w nocy gdy wszystko się wydarzyło. Niestety Teresa powiedziała tylko, że miał na imię Jan. To było straszne, ale siostra czuła jak w jej głowie to imię trwale przywiera do widoku falującego brzucha i ... pokręciła głową, żegnając się z ulicznicą.

Idąc do klasztoru Anna modliła się po cichu. Szybko zorientowała się, że Gerge ma problemy z chodzeniem. Musiał być nadal wykończony po prubie z zamtuza. Anna zerkała na niego starając się skupić na tym czy nic mu nie jest. Chciała choć na chwilę odciągnąć swoje myśli od tego co ujrzała by móc opowiedzieć to swemu towarzyszowi. Głowa cały czas powracała jednak do wyrazistych obrazów, tak zupełnie dla niej nowych. Na szczęście czuła się lepiej z każdym krokiem, który odsuwał ją od zamtuza.


Gdy tylko znaleźli się w klasztorze, udali się do jednej z przydzielonych im cel. Annę potwornie niepokoiło, że Gerge nadal nie odzyskał sił po wizji, postanowiła go więc przebadać i sprawdzić czy jest w stanie mu jakoś pomóc. Przygotowując mu na wszelki wypadek wywar we wrzątku wziętym od zakonników, zaczęła powoli opowiadać swoją wizję. Niestety mimo przygotowania podczas drogi i chwili odpoczynku, a nawet skupienia na wykonywanej czynności, emocje powracały. Gdy kończyła mówić, jej ręce trzęsły się lekko, a głos drżał.
- Nie rozumiem… Nie wiem co się ze mną dzieje. Wtedy w szpitalu także był szczur, prawda? - Anna spojrzała na Gerge, czując jak pod powiekami zbierają się jej łzy. To ciepło gdy ją objął w tamtym chłodnym pomieszczeniu. Czy była to działalność Złego czy nie? Było jej to tak drogie, bliskie. Musiała mu powiedzieć i czuła, że lepiej gdy zrobi to teraz, a nie w karczmie, w drodze. Gdy nagle w każdej chwili mogli być wystawieni na kuszenie Fauna. - Ja… cieszę się gdy jesteś obok. - Jej głos odmawiał posłuszeństwa. Skupiła wzrok z powrotem na wywarze, nie chcąc by Gerge widział łzy, które zbierały się pod powiekami. - Twój pocałunek był mi… miły. Ja nigdy nie czułam takiego ciepła, do tego… ja… ja chyba zareagowałam tak jak Teresa w wizji. - Ciepłe łzy popłynęły z oczu, a Anna na wszelki wypadek puściła kubek by go nie potłuc. - To grzeszne, prawda? Nie powinnam tak reagować? - Chciała spojrzeć na Gerge, ale nie miała sił. Jej wzrok tylko na chwilę uciekł jego stronę by szybko powrócić do kubka z naparem. Musiała zmienić temat, skupić się na czymś innym. - Powinieneś to wypić. Musisz być osłabiony.
 
Aiko jest offline  
Stary 17-10-2017, 18:46   #116
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Podniesiona na duchu Michal ruszyła raźno ku swoim ludziom. Chude policzki czerwieniły się niczym dojrzałe czereśnie, lecz tym razem dzięki pokrzepiającemu naparowi zakonnicy aniżeli z gorączki. Naparowi i modlitwie...

Jej dobre samopoczucie zmiotło wkrótce rozczarowanie słowami Simonicy. Wpatrywała się w opiekuna ze zmarszczonymi brwiami, zagryzając przez chwilę dolną wargę.

Przez chwilę dumała, przyglądając się swoim ludziom w zamyśleniu: dwie kobiety nieco od niej starsze, ubrane w spłowiałe już stroje, na których gdzieniegdzie widać jeszcze bogactwo kolorów. Twarze Tsury i Jofranki znane od maleńkości, były ostoją bezpieczeństwa. Teraz kobiety pakowały cały dobytek taboru na wozy, przegadując i żartując ze sobą.

- Muam! Muam! – trójka rozszczebiotanych, nieco zabrudzonych i szczerbatych smyków wparowała w drobną Kamil. Najmłodsza dziewuszka ze smolistymi włosami i czarnymi paciorkami oczu wspięła się Michal w ramiona. Rozchichotała się, gdy Cyganka zasmyrała czubkiem nosa po jej chudym policzku.

Dwóch chłopaczków zajęło się w między czasie skórzanym płaszczem dziewczyny. Każdy z nich skrył się pod jedną połą, ale nim zaczęła się zabawa czmychnęli. Milos, ich ojciec, z sumiastym wąsem psyknął na dwójkę psotników. Ich mała kuzyneczka wyrwała się z objęć Kamil i ruszyła za urwisami, przebierając krótkimi nóżkami. Tamas i Tibor zajęci byli przygotowaniem koni, a ciotka Lala z grymasem bólu zbierała się ze swojego tronu – wyżłobionego kloca drewna – by podzwaniając bransoletami zacząć ładować się na wóz i z wysokości doglądać szykowania się do drogi.

Uwagę Kamil zwróciły konie, bo właśnie Gruszka skubnął jej ramię. Zdawać się mogło, że zwierzaki są najbardziej zadbane ze wszystkich ale takie podskubywanie znaczyło, że lśniący, kary konik był głodny.
Wśród hałasu i pokrzykiwań skinęła Simoncy głową. Zauważyła wykwitłą na jego, wciąż jeszcze przystojnej choć zmęczonej, twarzy ulgę.
Skinęła palcem na Jakuba i zamigotała do Simoncy.

Cytat:
Idziemy na zamek. Musimy znaleźć kogoś do pomocy. Ruszamy!
Plan nie był skomplikowany.
Skoro nie można skontaktować się z Honzo, trzeba było znaleźć innych pomagierów.

Cyganka wspomniała pisma swych przyjaciół posapując ze zmęczenia i ocierając pot zbierający się nad górną wargą i czole. Drałowała ile jej tylko oddechu starczało. W końcu chcąc nie chcąc przyjęła opiekuńcze ramię Simonicy, co złym wzrokiem zmierzył Bogu ducha winnego Jakuba, który chciał dziewczynę objąć i wesprzeć.

Miast reagować i pieścić ego Cygana, Kamil poruszyła dłońmi:

Cytat:
Idziemy do tropiciela. Starego. Z nami pojedzie.
Simonica zgodził się.

***


To jednak nie wystarczyło ani nie zapewniło im dodatkowego towarzystwa, bo ni na zamku, ni innych przybudówkach Jego Książęcej Mości nikt o łowczym pojęcia nie miał. Zasępiona dziewczyna nie chciała jednak poddać się tak łatwo. Odskakując przed wylewanymi właśnie przed dziewki pomyjami, pokierowała swoich towarzyszy ku psiarni. Wzbudzając kolejną falę poszczekiwań, cała trójka ruszyła by odnaleźć jeszcze jedną osobę, która – Michal miała nadzieję – będzie w stanie im pomóc.

***


- Gdzie Jorga znajdziem? – Michal stała okryta swym nowopodarowanym płaszczem, mając za plecami Jakuba. Zagoniony w kąt stał gładki na licu, młody chłopak co mleko spod nosa starł jeno co. Patrzył hardo na Simonicę, próbując siłą woli pobić Cygana.

- Nie wiem, nie moim zadaniem pilnowanie go. – pełne usta chłopaka rozszerzyły się w ironicznym grymasie. Pewnym siebie był i aż kipiał energią. Nic dziwnego, że się spodobał. Simonica jednak znalazł szybki sposób na starcie uśmieszku i zostawienie po sobie piekącej pamiątki. Chyba psiarczykowi zależało na gładkim licu bardziej niż na Jorgu bo peplać zaczął tonem już mniej hardym:
- Nie wiem. Prawdę mówię! – uniesienie cygańskiej ręki jednak przyspieszyło wylew informacji – Łaził kilka dni temu ze starym wielkim brodaczem. A po powrocie zacięty był, bez słowa zebrał rzeczy i wyjechał kilka dni temu nazad. Szukać szczęścia gdzie indziej u Zamoyskich czy tam Czarnieckich.

Simonica wymienił spojrzenie z Michal a ta ponagliła go gestem unosząc brwi.
- I nie wiadomo co z nim?

- Nooo.... wrócił jak niepyszny. Roboty nie znalazł boć wszystkie stanowiska mocno obstawione u panów od dawna i ani szpilki się wepchnąć nie da. – zamarudził z jakąś ambicją w głosie.

- No i gdzie jest? Wrócił na służbę tutaj?

- Niby tak... znaczy wrócił. Ale ciągle pijany chodził. Ostatnio w zamtuzie go widzieli.

Kamil pokręciła ustami i uśmiechnęła się pod nosem, boć pijusa w burdelu widziała. To musiał być on!

Zamachała dłonią tym razem gestem dając znać Simonicy by pytał dalej. Mężczyzna uniósł brwi ze zdziwieniem po kolejnych jej gestach.

- Potrzebujemy ludzi. Książe ludzi będzie mieć kilku na pożyczenie?

Psiarczyk zamachał gwałtownie rękoma otwierając usta by zaprotestować ale Simonica nie dał sobie przerwać:
- A może jego córka? Hmm? – szepnął groźnie sprawiając, że krew odpłynęła od przystojnej twarzy Tomasza.

- Nie, nie, nie, nie, nie, nie – zamruczał nerwowo doskakując do Cygana rzucając wzrokiem dokoła - To niemożliwe...

- Zatem niemożliwe będzie utrzymanie tej wieści w spokoju...
- Nic nie rozumiesz! – Tomasz złapał Simonicę za ramię – Nie mam jak... nie mogę... – w tonie zabrzmiała panika.

- Wiemy, że masz. I często. – Cygan strzepnął dłoń psiarczyka i dorzucił zastawiając mu drogę – Potrzebujemy ich przed wieczorem.

- Nie dam rady! – Tomasz zacisnął dłonie z boków głowy, przechadzając się nerwowo jak złapany w pułapkę zwierzak – Powieszą mnie jeśli się zbliżę za dnia! – spojrzał błagalnie na Michal. Dziewczyna w duchu mu współczuła, lecz nie mogła tego okazać. Zacięła usta.

- llu? – Simonica spiął się.
- Nie wiem... nie wiem... – spojrzenie Tomasza ukazywało jego rozpacz i strach.
- Ilu?
- Dw...dwóch? Muszę spytać. Ale wieczorową porą jeno. Za...zatem jeno jutro może... nie wiem...

- Postaraj się. Bardzo. Wiesz, co ryzukujesz.
- Wiem!!! – okrzyk Tomasza wypełnił pomieszczenie psiarni i zgasł zduszony przez Simonicę.

Kamil chrząknęła i opiekun odpuścił:
- Ale... ale w karczmie w mieście, tej... – Tomasz przełknął głośno - ... wiem, że się zatrzymał łowczy. Tak! Łowczy, wygląda na łowczego.

- Karczm w mieście sporo... której?

- Na przeciwko burdelu – psiarczyk ucapił się brzytwy jak ostatniego ratunku. – Łowczy albo zabójca bo co za łowczy bez łuku chodzi. – Kamil skrzywiła się lekko – Jasnowłosy, na zielono ubrany z futrzastym obszyciem i.... – Tomasz wypluwał informację, szukając nerwowo dalszych szczegółów - ... miecz na plecach ma miast łuku! – dodał z ulgą i radością.

- Ludzi co załatwisz od kochanicy do karczmy poślij. Instrukcje tam dostaną co dalej czynić i gdzie się udać by zapłatę uzyskać. – Simonica nie odpuscił chłopakowi.

***


Pijanego w sztok Jorga znaleźć trudno nie było.
Na szczęście, bo i czas do spotkania z pozostałymi Inkwizytorami upływał niczym z bicza trzasnął.

Jakub czując się jak u siebie, do karczmarza od razu uderzył. Coś poszeptał, coś podał i karczmarz głową skinął dając im dość miejsca by z ledwo przytomnym od kaca mężczyzną pomówić.

Mimo prób subtelnych nowego tropiciela do zapchanego watą czerepu Jorga niewiele dotrzeć chciało. Nawet tak szczodra oferta jak wyjazd do Mogilna. Nieco otrzeźwiał jednak, gdy Cygan przyjacielsko do ucha mu szepnął o szwindlach z jakąś książęcą zwierzyną sprzedawaną bokiem. I jakimś tam udziałem w tym zamieszaniu i nikogo inszego jak dzielnego Jorga. Gibając się na nogach, pijany zaprzeczać zaczął tylko po to by paść w ramiona Jakuba, któren powoli wytaczać go począł na powietrze.

- Zabierz go do taboru – Simonica polecił tropicielowi odwracając się do Michal co mu machała niecierpliwie.

Dziewczyna wyciągnęła srebrną monetę o wartości denara, gdy kompan jej zaczął mówić:
- Szukamy męża co na zielono odzian chodzi, jasne włosy i brodę ma. Wygląda jakby łowczym był chociaż miecz na plecach raczej niż kołczan i łuk. W tej karczmie pono się zatrzymał.

Karczmarz po denera sięgnął ale Michal schowała go w piąstce. Właściciel szynku łypnął niechętnie:
- A jużci, mieszka taki. Ale go nie ma.

- A mówił kiedy wrócić zamiaruje?

- Nie mnie o takie rzeczy wypytywać.

- A miano jakieś posiada?

- Mówił, że go Michaiłem zwą. – Kamil prychnęła cicho bawiąc się wciąż monetą, na którą zezował i karczmarz. Dziwnym trafem kolor denara zmywał niechęć do dwójki cyganów w jego przybytku.

- Aha – Simonica spojrzał na dziewczynę. Ta gest podnoszenia jedzenia do ust uczyniła. Po namyśle dorzuciła i picie. – To zatem będziem potrzebować innej posługi. Potrzeba podpłomyków z dziesiątek, sześć bochnów chleba, sporą porcję suszonego mięsiwa i suszonej ryby, trzy kury bite, soli woreczek, młodych jabłek i gruszek, marchwi i suszonych grzybów. Masła osełkę – Kamil puknęła mężczyznę łokciem ściągając groźnie brwi. Ten jednak udał, że nie dostrzegł gestu – dorzuć też i mleka dzban i miodu dzban mniejszy I beczułkę piwa, i kopę jaj.

Michal ciekła ślinka na samą wyliczankę, lecz gniewne oblicze zachowała, gdy Simonica wyciągnął bezczelnie dłoń.

- I sługę daj by pomógł to taszczyć – Simonica miał szeroki uśmiech, co czynił go podobnego do Honzo. Dwa srebrne denary wylądowały w szerokiej, ciepłej jego dłoni. – A jak przypadkiem spotkasz tego Michaiła, rzeknij go, że go cyganie szukają. Mogą też pojawić się ludzie co o nas pytać będą. Dwójka. Odeślij ich do zajazdu stoi pod lasem na drodze do Mogilna. A tu za wszelką fatygę...

Przy ostatnich słowach dwa i pół denara błyskawicznie zmieniło właściciela.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 20-10-2017 o 00:33.
corax jest offline  
Stary 18-10-2017, 21:57   #117
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Fyodor
Gerhard pomachał przecząco głową.
- Niestety dziś przed zachodem słońca pan von Guze nie znajdzie czasu na więcej spotkań. Będziemy musieli zatem odłożyć spotkanie o kilka dni. Czy Waść wracasz do Płocka w najbliższych tygodniach?
Nie było trudno odgadnąć, że czerwony brat wybiera się w podróż. Miał ze sobą w obszernym worku swoje rzeczy, a chwilę wcześniej opłacił dotychczasowy pobyt w karczmie.

Anna
Zakonnica choć osłabiona po wizji służyła za wsparcie dla Gergego. Inkwizytor dużo gorzej znosił zdarzenia z zamtuza. Szeptał tylko pod nosem:
- Opuścił mnie. Pan odwrócił się ode mnie, nie daje mi już wizji.
Gryzło go to. Anna z łatwością domyśliła się, że i mężczyzna musi wiązać to ze swoją grzeszną postawą z ostatniego dnia.

Francisca
Ksiądz Szymon zerkał z uwagą na rozmawiających mężczyzn.
- Nie godzi się, żeby dama waszego statusu zniżała się do słuchania plotek rozsiewanych przez taką hołotę. Obydwaj z nich to ludzie niskiego stanu, którzy trzy lata temu wykorzystali śmierć swych panów i przejęli ich majątki. W zasadzie wszystkie stare domy upadły po wojnach, które wykrwawili ziemię płocką. Teraz wiele tu paniątek i szlachetków. Wolą oni budować własne fortuny niźli darować cokolwiek na kościół. Tedy powiadam wam, w okolicy nie ma rodów równie znacznych co Czarneccy i Zamoyscy.

Ksiądz odmówił rozmowy z meżczyznami, toteż nie zostało im nic jak zabrać część rzeczy i ruszyć na umówione miejsce spotkania. W drodze do Dominikanów dopędziła ich dwójka pacholąt. Chłopiec i dziewczynka. Na oko mogli mieć za sobą nie więcej niż dziesięć wiosen. Mieli ze sobą zawiniątko z lnu przewiązane grubym barwionym sznurem i list od pana de Castro Brittorum.

W kilku słowach pisał on, że krawiec poruszony osobą Francisci przygotował już jedną z zamówionych kreacji. Zaś sam Johannes zapłacił rodzicom owej dwójki za posługę. Po denarze za dzień, co dawało niebotyczną kwotę sześciu denarów opłaconych z góry na ręce głowy ich rodziny. Toteż dzieci owe listy mają między mężem i żoną nosić.

I chodź handel pracą młodych rąk był powszechny, to serce inkwizytorki ścisnęło się na myśl o dziecku, które będzie z jej listem maszerować przez las pełen demonów po to, by mogła przesłać pozdrowienia mężowi na perfumowanym pergaminie.

List pachniał wodą różaną.

Michal
Cyganka siedziała obok Tamasa który powoził pierwszym wozem. Za nimi jechał drugi z taboru, prowadzony przez Mllosa. Tibor i Simonica jechali na koniach. Jakub, który nie bardzo potrafił się odnaleźć w obcym mu kulturowo towarzystwie maszerował szybko przy pierwszym wozie obserwując spoconego i bladego mężczyznę nazywanego Jorgiem. On również zdawał się nie pasować do tej kolorowej bandy, co czyniło go bliskim Jakubowi. Co więcej chłopakowi imponował kompozytowy łuk, który przyniósł z domu łowczego. Czuł, że będzie mógł się od niego wiele nauczyć. O ile tamten wytrzeźwieje.

Plac przed opactwem.
Biskup wysłał dwa wozy. Fyodor bez trudu rozpoznał woźniców. Poprzedniej nocy to oni byli po drugiej stronie grotów celujących w jego pierś. Czerwony brat wziął głęboki oddech i umościł się na wozie. Wtedy jego oczom ukazał się cygański tabor. Bez mrugnięcia okiem obsypał pieniędzmi dziewczynę, której nigdy nawet nie zapytał o imię. Teraz oto przybywała z obiecanym wsparciem. Jakieś dzieci przekrzykiwały się na wozie. Z tyłu siedziała z dumą niczym kwoka na grzędzie starsza kobieta. Na ławce woźnicy jakaś para pożerała się wzrokiem i śmiała w głos. Za to z wozu na którym siedziała dziewczyna dzierżąca sakiewkę Reznova leżał jakiś facet, który wyglądał jakby od kilku dni pływał w bali ze spirytusem. Tylko dwaj jadący konno reprezentowali jakąkolwiek wartość bojową. Wypuścił z siebie powietrze. Przynajmniej wróciła z częścią jego denarów. Nie znając jej imienia nawet nie wiedziałby kogo szukać. Wiedział za to, że musi się wyspać, choć widok owej ferajny odpędził zmęczenie.

Gdy na miejsce dotarła Francisca z księdzem Szymonem ten dość szybko przejął komendę nad sługami biskupa. Włoszka musiała przyznać, że choć ich środek transportu nie był kwintesencją wygód, to nie był również najgorszy. Można było na nim całkiem wygodnie się ułożyć. Była zawiedziona tym, że nie udało jej się niczego dowiedzieć o Mirze. Gdyby tylko znalazła kogoś, kto mógł się obracać w świecie ladacznic i typków spod ciemnej gwiazdy. Rozmyślała tak patrząc jak jej nowi pocztowi zaczepiają cygańskie dzieci.

Anna dyszała ciężko. Gerge miał większe problemy z samodzielnym poruszaniem się, niż przypuszczała. Ostatni odcinek na przemian ciągnęła go za sobą i próbowała nieść. W końcu inkwizytor opadł na jeden z wozów biskupa. Zakonnica szybko zajęła miejsce obok niego. Nie powinna mu pozwolić na wywoływanie wizji. Były one dla niego zbyt obciążające.

Weismuth za to ukazał im się ze strony z jakiej jeszcze nie mieli okazji go poznać. Gdy szedł od opactwa w stronę wozu, ciągnął za sobą lewą nogę. Szedł bardzo powoli, a ogromny młot nie ułatwiał mu spaceru.

Ruszali w południe. Droga zdawała się ciągnąć. Zwłaszcza, że nie mogli jechać zbyt szybko, bo trakt nadal był rozmokły. Upał dawał się we znaki. Gorąco było męczące, zwłaszcza, że zewsząd parowała woda pozostawiona przez wczorajszy deszcz.. Fyodor zasnął na wozie. I nie przeszkadzały mu głośne rozmowy o Pieśni nad pieśniami prowadzone przez ożywioną Włoszkę z księdzem Szymonem. Temu drugiemu zwłaszcza przypadł do gustu tenże temat.

Śnił jak stoi przywiązany do grubego pala. Przed nim stała białowłosa postać, która dotykała jego twarzy. Formowała ją w palcach niczym glinę. Wyciągał kości jarzmowe i rozciągał na nich skórę, tak, że twarz coraz mniej przypominała człowieka, a coraz bardziej maskę.
- Mój drogi, nie możesz widzieć zbyt wiele.
Gdy tak przeciągnął dłonią po czole starca łuki brwiowe zamknęły się, a skóra z czoła zrosła się ze skórą z policzków. Czerwony brat pozbawiony wzroku zaczął krzyczeć. Gdy w strachu otworzył oczy właśnie dojechali do karczmy.

Zwrócił tym na siebie uwagę wszystkich. Choć większym problemem był fakt, że karczmarz miał cztery pokoje z wsumie siedmioma łóżkami. Dla taboru nie był to problem gdyż nie nawykli do spania pod dachem. Reszta musiała ustalić jak będą nocować.

Poza tym zbliżał się czas, żeby wyruszyć w las na poszukiwania bestii. Trzeba było określić kto idzie i cóż ze sobą zabiera.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 22-10-2017 o 12:17. Powód: Nazwisko pana męża Francisci Rembertini
Mi Raaz jest offline  
Stary 19-10-2017, 08:35   #118
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


W czasie gdy trwały układy o miejsce w zajeździe, Michal skupiła się na rozłożeniu prowizorycznego obozu całkiem niedaleko. Dwa wozy ustawione w literę V jak victor, dwa konie objadające się zakupionym obrokiem. Kobiety rozpoczęły kucharzenie, gdy zmęczone dzieciaki zabawiała ciotka Lala.
Cyganka wysłała Simonicę by przekazał Inkwizytorom wieści o oczekiwanej pomocy: dwójce ludzi księcia i Michaiła. Sama usiadła zakutana w skórę blisko ognia. Zapadał wieczór, czas złego. Nie zamierzała nigdzie ruszać o tej porze. Nie zamierzała też nikomu ze swych ludzi pozwolić na wyprawy do lasu nocą. Przymknęła oczy i rozpoczęła modlitwę. Po powrocie Simonicy zamigotała do niego

Cytat:
Spytaj pijanicy co takiego widział w lesie.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 19-10-2017 o 08:39.
corax jest offline  
Stary 20-10-2017, 13:48   #119
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Słysząc słowa Gerge, Anna zostawiła pracę nad wywarem i podeszła do siedzącego na łóżku mężczyzny, przyklękując przed nim. Widząc jak bardzo jest zmęczony i zaniepokojony, poczuła dziwny ból. Toż cokolwiek się wydarzyło między nimi było jej winą w tym samym stopniu co i jego.
- Ja… tak jak powiedziałeś na konklawe. Twoje ramię jest przedłużeniem mojej woli... - Nie wiedziała jak go pocieszyć. Nie wiedziała jakby się czuła gdyby wizje zniknęły. Były z nią chyba od zawsze. Aż do święceń nie prosiła też o nie. Było to coś co długo uważała za karę. To siostry pokazały jej, że jest to dar i powinna go szanować i wykorzystywać zgodnie z bożą wolą. Po chwili wahania wydobyła z kieszonki w rękawie swój podróżny różaniec. Składał się on jedynie ze sznureczka, na którym zawiązane były supełki i drewnianego krzyżyka. Ostrożnie włożyła go w dłoń Gerge, zaciskając ją na nim. - Mnie.. mnie zawsze pomaga, więc może i tobie. - Chciała mu pomóc, chciała dodać mu otuchy i siły, wskazać drogę. Podniosła wzrok na twarz mężczyzny, zastanawiając się czy powinna prosić Pana o wskazówkę. Była zmęczona natłokiem wizji, a wiedziała że im bliżej będą celu tym będzie gorzej.

Oparła czoło o dłoń, w którą włożyła różaniec, szukając w znajomym cieple wsparcia. Potrzebowała Gerge, ale nie tylko ona. Byli słabi, a wróg zdawał się wręcz przytłaczać. Przymknęła oczy i po cichu, zaczęła prosić o kolejną tego dnia wizję.

Cytat:
Ukazał jej się rajski ogród. Oto biegli przed siebie z Gergem. Trzymali się za ręce. Już zaczęła napawać się otoczeniem i jego ciepłem gdy nagle dotarło do niej, że uciekają. Wybiegli z ogrodu a za nimi stanął anioł z ognistym mieczem.
- Nie będziecie darów swech używać ku własnej uciesze, lecz na chwałę Pana.
Głos anioła był donośny niczym trąby jerychońskie.
Oddychając ciężko, oparła mocniej czoło o pięść Gerge. Pamiętała podobną sytuacją opisana w Piśmie:
Cytat:
" I usunął go Pan Bóg z raju rozkoszy, żeby uprawiał ziemię, z której został wzięty;
i wygnał Adama, a przed rajem rozkoszy postawił cherubów i miecz płomienisty i obrotny w celu strzeżenia drogi do drzewa żywota"
Czy… czy Gerge użył swego daru, ku własnej uciesze? Czy raczej chodziło o ich pocałunek. Jednak naprawdę był grzeszny… Anna posmutniała. Mimo tamtej wizji, mimo całego ciepła i dobra jakie czuła.
- Powinniśmy rozwiązać sprawę Płocka. - Odezwała się w końcu cicho, nie podnosząc wzroku na swego towarzysza. Delikatnie puściła jego dłoń, czując że na jakiś czas wspomnienie tego ciepła będzie musiało jej wystarczyć. - To kara za to, że inne sprawy przesłoniły nam nasze obowiązki. - Zebrawszy wszystkie siły spojrzała na Gerge. - Ja… wierzę, że jeśli skupimy się na powierzonej nam misji, Pan znów obdaruje cię swą łaską.

Podniosła się i podała mężczyźnie kubek z naparem.
- Wypij. Czeka nas długa droga i dużo pracy. - Anna odsunęła się i skupiła na dopakowywaniu niewielkiego bagażu. Może mogłaby dostać od zakonników, kawałek chleba na drogę. Uznała, że gdy tylko Gerge skończy pić napój pójdzie spytać.


Mimo naparu jej towarzysz nadal wydawał się być bez sił. Starała się mu pomóc, ale jej drobna postura raczej nie ułatwiała prowadzenie, dużo większego i potężniej zbudowanego mężczyzny. Gdy tylko opadł na wóz wydobyła jeden z koców i okryła go. Nie chciała by się przeziębił, skoro i tak był osłabiony. Patrząc na niego czuła potworne wyrzuty sumienia. To ona poprosiła go o tamtą wizję. To przez jej zachowanie doszło do tamtego pocałunku.

Jej czarne myśli rozproszył dopiero widok, kulejącego Waltera. Gdy przysiadł na wozie, zaniepokojona przysunęła się zapytać czy nie potrzebuje pomocy. Weismuth opowiedział jej, że miał przetrząśniętą nogę przez wilkołaka pod Kijowem. Źle się zrosła i tyle. Anna przytaknęła. Znała podobne sytuacje. Sama odrobinę obawiała się nastawiania nóg z uwagi na swoją słabowitość. Jakby nie patrzeć była to czynność wymagająca konkretnego i silnego ruchu. Chwilę porozmawiała z bratem, upewniając się że nic innego mu nie dolega i gdy wozy ruszyły, zajęła ponownie miejsce obok Gerge. Będzie musiała opowiedzieć swym towarzyszom o wizji, która otrzymała przy Mściwoju. Fyodor jednak także wypoczywał, co zdawało się zrozumiałe, z uwagi na jego rany. Ukryła dłonie w rękawach habitu i pogrążyła się w modlitwie, starając się nabrać sił.


Gdy tylko Anna zsiadła z wozu rozejrzała się po okolicy. Dawno nie zatrzymywali się w karczmie. Podróżując z Gerge korzystali głównie z dobroci chłopów, często nocując w stodole, albo spali przy trakcie, czuwając na zmianę. Ucieszyła się, że tym razem będzie inaczej, bo zarówno jej towarzyszowi jak im pozostałym przyda się dobry wypoczynek.
- Ja… jakby co nie będzie problemem bym dzieliła pokój z Gerge, przywykliśmy do wspólnych podróży. Tylko czy mogłabym prosić was, byśmy chwilę porozmawiali w… - Rozejrzała się po zebranych. Powinna najpierw przedstawić swą wizję inkwizytorom. - w gronie, które wezwał brat Weismuth. Potem chyba wszystkim przyda się odpoczynek przed poranną wyprawa do Mogilna i do lasu, czyż nie?
 
Aiko jest offline  
Stary 24-10-2017, 22:26   #120
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca wydała dyspozycje odnośnie zawartości podróżnego kufra i udała się na zaproponowany obiad. Jednakże, po spędzeniu przedpołudnia w towarzystwie miłego księdza Szymona miała poczucie straconego czasu. Chłop na schwał, ale jakiś taki nierobotny. Oby jego szlachetne powołanie wiodło go ku większej aktywności w obliczu wyzwań tego świata. Pokiwała uprzejmie głową nad znamienitością rodów Czartoryskich i Zamoyskich i tylko w myślach rozważyła, co robił owe rody, gdy stawiano w bazylikę świętego Marka w jej ukochanym mieście.
Włoszka zanotowała wszystkie detale z wizyty w karczmie licząc, że mogą jeszcze się zobaczyć w innych okolicznościach z owymi nowobogackimi chłopami. Na przekór fantazmatom kapłana podeszła do karczmarza i podziękowała uprzejmie ukłonem i krótkim „Grazie”, chociaż kasza ze skwarkami nie była najbardziej wysublimowanym daniem możliwym do spożycia w Płocku. Helga i jej kaczka, z pewnością pozostaną na dłużej w jej pamięci. Kufer wraz z dodatkową suknią, płaszczem, niewielką sakiewką i podręcznymi bibelotami spoczął na barkach, przynajmniej metaforycznie, księdza Szymona. Chociaż, to Francisca musiała przyznać, gdyby spoczął na nich dosłownie, mężczyzna również by sobie z nim poradził.
Dzień pokazał, że mąż sprawił się znacznie lepiej od kapłana. Dwoje pacholąt zjawiło się niebawem w gotowości do pomocy wraz z atramentem, pergaminem i przyzwoitym strojem żaka. Tym samym otwierały się kolejne możliwości. Francisca już dawno zauważyła (nie było to jakieś wyjątkowe odkrycie), że męskie stroje mają to do siebie, że łatwiej się w nich poruszać. Prawdziwej damie oczywiście to nie przystoi. Niemniej w każdym innym przypadku może być to niezwykle użyteczne.
Po przybyciu na miejsce wyjazdu podziękowała uprzejmie Szymonowi za towarzystwo i obiecała, że chętnie spędzi z nim część podróży, gdyż jest niezwykle ciekawa kapłańskich słów na wiele biblijnych kwestii, które budzą zainteresowanie jej kobiecego serca. Kapłan zapewne nie był zbyt dobry w odczytywaniu ludzkich myśli, gdyby jednak był, mógłby się spotkać z czymś takim jak rozczarowanie.


Francisca udała się w ustronne miejsce, kierując się koniecznością skreślenia kilku słów do męża i zniknęła wraz z dwójką dzieci. Szybko napisała krótki list na wąskim kawałku pergaminu, który oderwała od większego arkusza. Potem poświęciła chwilę na ocenę bystrości tej dwójki. Jaś i Małgosia. Sympatyczne imiona i całkiem sympatyczne słowiańskie twarze. Umorusany chłopak, który jak się Francisce wydawało spędził już nie jedną wiosnę ganiając po mieście dostał do ręki list z zadaniem dostarczenia go Panu Mężowi przed wieczorem osobiście. Czas oczekiwania może spędzić w karczmie i słuchać. Jak najwięcej słuchać. W następnych dniach powinien również słuchać na targu, przy gospodach i karczmach i w uliczkach miejskich. Słuchać przede wszystkim wieści nietypowych o tym co dzieje się w katedrze, w okolicach, od kupców przyjeżdżających, o czym ludzie plotkują i czym żyją. Biskup, Mira od Chwaliboga, Światowid. Wszystko o nich, ale inne wieści Pani też znać chce. Jeśli podsłuchać też by coś się udało, albo wywiedzieć od służby, stajennych i innych to jeszcze lepiej. Chłopak opłacony, ale Pani postara się też o coś dla niego samego, jak wieści dobre przyniesie. Za wieści nagroda, a za rozgadywanie o pracy pasy na dupę, takie, że Jaśko zapamięta na długo. Czyli słucha i pamięta, a nie gada. Prosta robota, co się opłaci. Codziennie rano i wieczór Jaśko przyjdzie do gospody i zapyta, czy Pani Włoska już wróciła, a resztę dnia pracuje słuchając. Przykazane też zostało do Pani się nie odzywać nie pytanym. Jeśli ma się co do powiedzenia, stoi się jedno niedaleko i patrzy. Pani podejdzie i porozmawia... a teraz Jaśko leci z listem i słucha. Dużo słucha.

„Najukochańszy Panie Mężu. Jeszcze raz podziękowania ślę, za pomoc i łaskawość Waszą. Inkwizycja gnana obowiązkami rusza do naszych braci w zakonie benedyktyńskim. Droga to niebezpieczna dla samotnych ludzi i żadne dziecię, czy dorosły jej nie przebędzie nie ryzykując przy tym życia. Tak mówi doświadczony brat Walter. Chłopak więc zostanie tutaj z zadaniem rozeznania w nastrojach lokalnej społeczności, co w obecnej sytuacji wagę ma dla zakonu wielką, a czasu na to niewiele. Zjawi się on co wieczór w karczmie. Jeśli łaskawy Pan zatroszczyłby się o nieco jedzenia dla niego z korzyścią to będzie i dla chłopaka i sprawy mu powierzonej. Niech Bóg ma Was w swej opiece i jego łaska niech w interesach sprzyja. Modlę się codziennie za Was. Z wyrazami szacunku, Francisca.”


Małgoś zabrana została na wóz z podobnym zadaniem, tyle, że odroczonym w czasie. Pobawi się w drodze z cygańskimi dziećmi, połazi tu i tam, co usłyszy ciekawego wieczorem w karczmie opowie. I niech uważa na siebie, bo las to nie miasto i sama nigdzie nie zostaje. Do Pani zaś się nie odzywa niepytana, a i o samej Pani nie rozgaduje nikomu.


Kufer Francisca osobiście zabezpieczyła w wozie i ruszyła razem ze wszystkimi na zachód, w kierunku wieczornego miejsca postoju. Po drodze wdała się w przyjacielską dyskusję z księdzem Szymonem na temat „Pieśni nad Pieśniami”. Nie śmiała dzielić się własnymi refleksjami na temat treści oraz przyznała, że nie zagląda do niej często, z ksiąg Starego Testamentu najchętniej zgłębiając Mądrość Syracha, licząc, że może to choć trochę białogłowie rozsądku przymnoży. Chętnie natomiast słuchała książęcych wywodów przyglądając się, gdzie też biegną myśli jego, gdy wspomina o złotych kolumnach lub młodych sarnach. Sama wyrobiła sobie przekonanie, że im kto więcej przy tym o miłości Pańskiej do Kościoła swojego opowiada, tym więcej ma do ukrycia w sprawach, o których w księdze mowa. Nacieszywszy uszy swoje mądrymi słowami świątobliwego męża, Francisca zasugerowała, że będzie on pewnie i o sprawach mężczyzn godnych porozmawiać z bratem Walterem lub kimś innym.
W tym czasie zaprosiła o chwilę rozmowy brata Gerge, co do którego słyszała, że w Świętej Sztuce ma wielkie rozeznanie i jej tajniki zna dogłębnie. Poprosiła uprzejmie, aby rozjaśnił jej, jak można wiedzę w tym zakresie zdobywać, aby jeszcze lepiej służyć Panu w swojej pracy. Zachęcała też brata, aby nie szczędził wyjaśnień w języku niemieckim, który to pragnęła lepiej poznać, z racji na jego popularność w tej okolicy.

Koniec podróży, gdy brat Gerge znużył się rozmową i roztrząsaniem problemów Świętej Sztuki, Francisca spędziła na przysłuchiwaniu się mowie zdążających z nimi cyganów, przeplatając to odśpiewaniem kilku wieczornych psalmów. Talentu Fancisca miała dość, aby nie zamęczać podróżnych, choć chyba nie na tyle, aby wielką przyjemność ze słuchania mieli. Dość że słowa Pańskie otuchy potrafią dodać, bez względu na to kto i w jaki sposób dzieli się z nimi. Wszak i ksiądz Tomasz mógł ostatecznie nieść pokrzepienie bliźnim.

Po przybyciu na miejsce Francisca rozłożyła swoje rzeczy w pokoju i udała się na naradę w sprawie dalszych działań Świętej Inkwizycji. Jeśli przed zmrokiem grupa wojów zamierzała się jeszcze do lasu udać, zastanawiała się na poważnie, czy i z nimi się nie wybrać, uprzednio założywszy jakieś bardziej wygodny strój.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172