Totalna degrengolada, do tego chamstwo i drobnomieszczaństwo. Żeby jeszcze banda zjebów w mundurach miała się o co konkretnego pluć, wtedy Sam jeszcze by zrozumiała te kolejne zastoje i przestoje, opóźniające jej powrót do pociągu - a co za tym szło -warsztatowej ziemi obiecanej. W zaistniałej sytuacji jednak jakakolwiek wyrozumiałość nie miała prawa bytu. Nosze ciążyły, do tego korytarze nie należały do wybitnie szerokich, Ortega była zaś zmęczona... i to tak kompleksowo. Nie dość, że każda komórka marudnego ciała darła się o zasłużony odpoczynek, to na dodatek łupanie w czaszce pogłębiało i tak wyjątkowo paskudny nastrój.
- Ech - wyraziła werbalnie głębokie, szczere niezadowolenie, zezując na kafara co ją poprzednio wyściskał. Na samo wspomnienie szczęki monterki rozpoczęły intensywną pracę, posyłając w eter solidną porcję zgrzytu zębów - Weź ją ponieś. I pilnujcie doktora. Zawołam was jak się droga przepcha - burknęła pod adresem wielkoluda. Westchnęła cierpiętniczo, kręcąc powoli głową. Nie lubiła strzelanin, nie lubiła Parcha... ale chciała mieć wreszcie spokój. Odda nosze i wyjdzie do tej hołoty. Cosmo powinien ciągle filować w oknie. Może przewaga spluw przemówi tym darmozjadom do rozumu.