Złotooka bardka, Branwen Riognnach, znana w Blackmoor jako Sikorka, w całym swoim życiu nie była bardziej skołowana i bardziej wkurzona.
W tej wyprawie nic nie szło tak jak miało iść a na koniec wszystkiego nie tylko wylądowała po drugiej stronie lustra – przed czym zawsze przestrzegała ją opiekunka strasząc przed wpatrywaniem się zbyt długo w lustra – to w dodatku z grupą nieznanych i niesprawdzonych najemników, których sylwetki widziała w niewielkiej oddali. Na domiar złego Celozja uniknęła śmierci, wredna przechera trzymała asa w rękawie jak prawdziwy mistrz.
Na samą tę myśl, Sikorka poczuła ogromny ciężar na sercu, padający cieniem na wszystkie wydarzenia.
Mistrz... Co teraz się z nim stanie? Czy podejmie kolejna próbę?
Sama myśl niemal ją złamała. By dać upust emocjom, uderzyła niewielką piąstką w plecak.
~Plecak a gitara?~
Niesiona paniką podniosła się z siadu i uklękła. Rozglądała się chaotycznie wokół by z ulgą dostrzec okryty zdobiony pokrowcem instrument. Chwyciła go niczym matka dziecko.
~Co z Taledem? Gdzie podział się Gryf?~
Jeśli jego tu nie ma... Bran zapadła się w sobie na samą myśl o tym. Zerwała się z kolan i niemal biegiem ruszyła w stronę towarzyszy niedoli.
- Taled? – tę zbroję rozpoznałaby wszędzie. Więc jest! Odrobina nadziei wstąpiła w dziewczynę. – Taled! – krzyknęła ruszając ku blondynowi próbując na odległość przekonać się czy mu nic nie jest.