Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2017, 06:42   #33
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

- Czuję krew – tchnęła mu Luda prosto w ucho.
O tak. On też czuł. Całym sobą, aż nie mógł opanować drżenia. Las nie pachniał żywicą i mokrą ziemią. Las pachniał krwią, drzewa i zioła piły krew. Podobno takie są wartościowsze dla diabelskiej magii, tak przynajmniej twierdził wuj Włodek.
- Czuję śmierć – dodała młoda wiedźma. Idąc przytrzymywała się Jankowego przedramienia. Ona pachniała życiem, stężonym jak odparowany wywar, i to też czuł.

Niemiła twierdziła, że Jan nie akceptuje własnej natury. Ale to było nieprawdą, przestrzeliła się, zbyt pewna z kolei siebie. Był synem Bożywoja, wnukiem Zoltana. Jego rodzina nie uprawiała bezcelowych rzezi dla celebracji okrucieństwa samej w sobie.
A jednak...
Jestem smokiem, przypomniał sobie. Dziada zwą Wężem. Mój klan to klan Bestii, tak samo jak Gangrele.

Wytężył Jan zmysły, by objąć pole bitwy. Zapach krwi obwija go jak prześcieradło, uderza go w uszy wysoki bolesny wrzask. To chrupią kości łamane, ten pisk to pisk psa, a ten mokry chlupot to kiszki wypadające z rozerwanego brzucha na leśne runo. Tu-tu-tu-tu-tu, słyszy też. To tupot stóp przyspieszony, krwią napędzany ponad ludzkie możliwości.

Ale za tym wszystkim, na poły nierzeczywisty, niepochodzący z tego świata, słyszy szelest łusek trących o pnie. Żmij idzie. Smok, co ziemię wybrał, nie przestworza.

Porusza Jan nozdrzami jak pies, by węch odciąć, bo mu zapach juchy myśli zalewa. Patrzy Jan między drzewa.

Koń biegnie ku niemu, z pęt zerwany. Za nim kolejny, wlokąc z sobą za stopę uwięźniętą w strzemieniu ciało. To ciało kończy się tam, gdzie winna być talia, wątpia wysnuwają się z trupa jak sznur korali. Bokiem polany wlecze się poharatany piekielny ogar. Innych nie widać. Jest krzyk i wizg, i jęki konających, błagania o litość.

Nie ma litości. Jaromir rąbie w ścisku jak król stworzenia, latają oderwane członki. Wyrywa się z ciżby, zwalnia, by dobić rannego, co go za łydkę pochwycił. Rozmazaną smugą musi być Niemiła. Rozpoznaje ją chwilę później, gdy z zarośli atakuje ją ogar i kończy podniesiony nad jasną główkę na wyciągniętych, wątłych z pozoru rączkach. Niemiła opuszcza wielkie cielsko i z trzaskiem łamie psi kręgosłup o kolano. Twarz ma zlaną krwią, wysunięte kły i mrok w oczach. Rozmywa się znowu i Jan widzi, jak skacze zbrojnemu na piersi. Winni paść razem na ziemię pod bukiem, ale znikają w plamie ciemności, jakby się tam otwarły wrota do zaświatów. Pojawiają się, splątani w uścisku, po drugiej stronie polany, w mroku pod drzewami. Zbrojny wrzeszczy, wrzeszczy jakby zobaczył samego diabła.

Diabły, właśnie. Jeśli Janowi trzeba było dowodów, że Tzimisce tu miesza, to właśnie otrzymał kolejny. Dwaj rycerze stali nieruchomo, u ich stóp warczał ostatni z ogarów. Tzimisce nie rzuca się w bój jak wariat, odgradza się od wrogów potwornymi sługami, ludźmi, murami i magią. Taka, pomyślał sobie Jan, jest nasza natura. Tzimisce walczy sam tylko gdy zachodzi taka potrzeba.

I chyba zaszła właśnie, przynajmniej dla Krzyżaków. Jeden z rycerzy krok wprzód postąpił, za nim postąpił pies. Sylwetka wampira rosnąć poczęła, członki wydłużały się, a zajęci walką Lasombra ani krzty uwagi nie zwrócili, że rośnie im za plecami coś, co rzuca cień większy niż oni.
 
Asenat jest offline