Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2017, 15:40   #125
pi0t
 
pi0t's Avatar
 
Reputacja: 1 pi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputacjępi0t ma wspaniałą reputację
Fortenhaf – dzień drugi, noc.


Lennart Schatz i Erich von Kurst skupili się na poszukiwaniu pielgrzymów. Wcześniej jednak upewnili się, że ich zapasy w gospodzie są bezpieczne, a koń zadbany. Co prawda złapali chłopca stajennego na spaniu, ale wyglądał on nastraszenie wyczerpanego. W blasku lampy widać było krople potu na jego bladej twarzy. Spał skulony w kącie, przykryty grubą derką, a i tak cały drżał. Koń był jednak zadbany, jego odchody zostały wyrzucone, a on sam był wyszczotkowany z zapasem świeżej paszy i wody.

Rozpytywani strażnicy miejscy, nie byli zbyt rozmowni. Część z nich była chora, część myślał o porannych rozruchach lub swoich bliskich. Niektórzy też byli zwyczajnie przestraszeni, co prawda ich dowódca szybko nakazał zamknięcie bram, jednak część uciekinierów zdążyła wejść do Fortenhaf i przekazać wieści, że miasto zostało odcięte od świata. Żołnierze strzelają do ludzi i nie przepuszczają nikogo. Mężczyzną udało się ustalić jedynie, że pielgrzymi nie opuścili miasta. Od czasu wydarzeń na placu nikt ich nie widział. Natomiast w samej osadzie podobno zaczęło dochodzić do samosądów, a jakaś banda okradła któregoś z rzemieślników.

Lennart i Erich szukali dalej, na jednej z wąskich, błotnistych uliczek natrafili na znanego szlachcicowi łowcę nagród. W odległości nie większej niż 15 metrów Thies Knorr wyjął spod płaszcza naładowaną kuszę.
- Oskart von Hofenburg! Ściągaj tą szmatę z twarzy, zasrańcu jeden. Na szabry się wybieracie! Myślałeś, że taki cwanym jesteście, co by ze mnie głupka robić! Razem pić, wypytywać, a potem byście znowu chcieli tchórzliwie nóż w plecy wbić. Za podszywanie się pod innego szlachcica też ukarani zostaniecie.
-A wy kimkolwiek jesteście, – łowca nagród zwrócił się do przepatrywacza, - widecie, że to gwałciciel i raptus. Idźcie więc w swoją stronę i nie przeszkadzajcie, albo możecie nam pomóc. Lepiej tego szlachetkę zawszonego żywcem nam brać. Wiemy, że pielgrzymów szukacie, możemy Wam w tym pomóc.
Za waszych pleców odezwał się drugi głos, należący zapewne do Feliax Hetke
- Parszywce jebany pokpiliście sobie z mnie w Salamandrze, ale bogaci Leitdorfowie nam to wynagrodzą. Odpinaj pas i daj się zakuć, albo zabijemy jak psa na miejscu!



Svein Dahr szybko zorientował się, że noc w Fortenhaf zrobiła się niebezpieczna. Szukając towarzyszy Ottona minął uzbrojoną w kije niedużą grupę ludzi (mniej niż tuzin), którzy wtargnęli do jednego z budynków. Starali się znaleźć winnych tego co ich spotkało. A o winnych nigdy nie jest trudno… Z plądrowanego domostwa wybiegł niziołek imieniem Rudi, pomocnik piekarza…



Otto Widdenstein, Roel Frietz oraz Oskar von Hohenberg udali się do świątyni Ulryka, ta była zbudowana na planie kwadratu. Solidny budynek wykonano z kamienia, nad samym wejściem widnieje starannie wykonana płaskorzeźba w kształcie wilczego łba, jest to jedyna ozdoba wykonana na świątyni. Czterej strażnicy pilnujący budynku nie zadawali żadnych pytań. Obecność akolity Morra, czy szlachcica stanowiła idealną przepustkę. Wnętrze świątyni było surowo urządzone. Na samym jej środku płonęło sporej wielkości palenisko, rozświetlając całe pomieszczenie. Płonęło ono dzień i noc, zapewne nieprzerwanie od chwili powstania tego świętego przybytku. Przy tylnej ścianie znajdował się posąg Ulryka, a przy nim stał kapłan. Herbert Dröge odwrócił się do Was i podszedł sztywnym, równym krokiem.
- Sługo Morra i wy szlachetny Panie. Co Was sprowadza do Świątyni Pana Zimy? Macie podejrzenia co do tego przedstawiciela kolegium? Podejrzewacie go o wywołanie zamieszek i wywołanie choroby, co by w ogólnym zamieszaniu miału mu umożliwić uwolnienie zatwardziałego kultysty?!
Kapłanowi wystarczyło by chyba tylko skinienie głowy, aby zakrzyknął po strażników, nakazał związanie i uwięzienie magistra magii. Jednak, gdy się okazało, że chcecie zobaczyć się z więźniem zasępił się lekko. Herbert może i ledwo przekroczył czterdziestkę, miał dość surowe i konserwatywne poglądy. Był dawnym wojownikiem, wiec nie cenił zbytnio wiedzy nauki. Czuł jednak potrzebę wzbudzania szacunku, szczególnie u innych sług bożych oraz u osób o lepiej urodzonych.
- Chodźcie za mną, ty magu wiedz jednak, że jeśli tylko wyczuje, że próbujecie manipulować energią chaosu, skaże Was na śmierć, a wyrok wykonam osobiście na miejscu.
Sługa Ulryka poprowadził Was ukrytym przejściem schowanym za posągiem boga wilków. Był tam korytarz, który prowadził do paru mniejszych pomieszczeń oraz do schodów biegnących w dół. Kapłan wyjął ze stojaka krótki miecz i chwycił wiszącą lampę. Schody zaprowadziły Was do Katakumb świątyni. Gdyby nie zapalona lampa weszlibyście w całkowite ciemności. Był to kolejny prosty korytarz z niedużymi przerobionymi na lochy wnękami. Z ostatniej z nich dochodziły ciche odgłosy pochrapywania, stary, zarośnięty mężczyzna, ubrany jedynie w łachmany przykuty był do ściany. Dziadyga miał opuchniętą twarz i popękane usta.
- To on, nie wygląda może groźnie, ale przewodził on cała bandą fanatyków. Nic wyjawić nie chce, ale to kwestia czasu. Posłałem już po odpowiedniego mistrza. Zwykłe tortury bywają skuteczne, ale ten by jeszcze zszedł przedwcześnie.
Wyglądało jak by kapłan się tłumaczył, dlaczego dziadyga jeszcze nie został poddany wymyślnym mękom.
 
__________________
Mistrz gry nie ma duszy! Sprzedał ją diabłu za tabelę trafień krytycznych!
pi0t jest offline