Konto usunięte | ardziej zadziorna z sióst Mouser ruszyła swym bmx-em w knieję, a chwilę później dołączył do niej Jimmy, który porzucił jednak pomysł przedzierania się przez ciemny, ponury las na rowerze. I to był chyba dobry pomysł, gdyż Elliot przejechała po nierównym, zdradliwym terenie zaledwie kilka metrów, gdy tylne koło bmx-a zaczepiło o coś w ciemności i dziewczynka - nie mogąc utrzymać równowagi - upadła na wilgotną ziemię. Na szczęście nic złego sobie nie zrobiła, ale kolejne cenne sekundy, by spróbować uwolnić Toby'ego, uciekały.
Biegnący nieopodal Jimmy widział, jak El spada z roweru, słyszał gdzieś przed sobą odgłos pękających gałązek, ale nie mógł wypatrzyć "leśnego dziada", jak nazwał nieznajomego w myślach. Również Elliot, podnosząca się szybko do pionu, otrzepująca z kawałków liści i ziemi, widziała przed sobą jedynie powykrzywiane ponuro gałęzie drzew. Porywacz znikął im z pola widzenia i choć wytężali wzrok i słuch, by uchwycić cokolwiek, co mogłoby naprowadzić ich na jego trop, tak się nie stało. Napastnik z worem jakby rozpłynął się w powietrzu, zatem dwójka przyjaciół nie miała lepszego pomysłu, jak dołączyć do April i Emily, choć wracając na ścieżkę wciąż nie mogli pogodzić się z faktem, że nie udało im się nic zrobić.
Obie dziewczynki ruszyły ścieżką w tę samą stronę, jednak dało się odczuć, że nie wszystko między nimi jest w porządku. Rozmyślanie o niesnaskach odeszło jednak na dalszy plan, gdy April i Emily skręciły w prawo i po krótkiej jeździe przekonały się ze zdumieniem, że wróciły w to samo miejsce, w którym były wcześniej. Pośrodku ścieżki leżał rower Elliot a obok niego porozrzucane dynie. Niedaleko stał bmx Jimmy'ego.
Nie mogąc uwierzyć w to, co się działo, przejechały dróżką raz jeszcze, by ponownie wrócić do porzuconego przez Hankę Solo roweru. Wyglądało na to, że droga w jakiś sposób zapętliła się, ale przecież takie rzeczy nie były możliwe. Tak samo, jak biegający po lesie stwór z zaczarowanym worem, porywający dzieci, prawda? Dziewczynki zastanawiały się, co zrobić, gdy spomiędzy drzew wyszedł Jimmy i prowadząca rower El. Toby'ego z nimi nie było, zatem porywacz musiał im uciec.
Gdy spotkali się razem na piaszczystej drodze, Emily opowiedziała siostrze i Jimmy'emu o tym, co przydarzyło się jej i April. Jeśli dróżka była w jakiś sposób zapętlona w czasie, to i tak nie mieli większego wyboru, jak po prostu spróbować raz jeszcze (poza tym El i Jimmy chcieli przekonać się o tym na własne oczy). Ruszyli więc w głąb lasu i tym razem stało się coś dziwnego... Ścieżka nie zaprowadziła ich już w to samo miejsce, tylko z powrotem na pole Winstona, które w panującej wokół ciężkiej szarówce i podnoszącej się mgle, wyglądało jeszcze bardziej niepokojąco, niż wcześniej.
Gdzieś w oddali usłyszeli krakanie pojedynczej wrony a gdy rozejrzeli się dokładniej po polu, dostrzegli krzyż na którym wisiał strach na wróble Jack. I wisiał było tu dobrym określeniem, gdyż obecnie wiatr szarpał dwoma zbitymi deskami, na których wcześniej spoczywała kukła. Jej samej jednak nigdzie nie było. Przeszył ich dreszcz, gdy przypomnieli sobie o koszmarze Toby'ego.
Wtem, kątem oka ujrzeli jakiś poruszający się przy ścianie lasu kształt, który całkiem szybko przemieszczał się w stronę pola z dyniami. Przerażenie ścisnęło im gardła, gdy dotarło do nich, że to strach na wróble, którego przeraźliwie bał się ich przyjaciel. Jack był wysoki i niesamowicie chudy - zgubił gdzieś swój kapelusz, a jego jedyne szaty stanowił czarny, długi płaszcz. Nagle zatrzymał się i po dłuższej chwili odwrócił paskudny łeb w stronę dzieciaków, patrząc na nie z góry. Zionące czernią otwory na oczy i usta wycięte w worku młynarskim przyprawiały o ciarki na plecach.
Niemal bezszelestnie wyrzucił gałęziste łapska w przód i w groteskowym ni to chodzie, ni biegu, ruszył w stronę czwórki przyjaciół. Jak na coś zbudowane z samych gałęzi i słomy, był całkiem szybki i widać było, że ma zamiar zrobić dzieciakom jakąś krzywdę.
__________________ [i]Don't take life too seriously, nobody gets out alive anyway.[/i] |