Drzewiej, jak dowiedział się Berwin od akolitów, Verena nakazywała swym kapłanom mówić prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Obecnie interpretacja jej nauk nie nakazywała, aż tak radykalnej postawy, tym niemniej zalecano mówić prawdę i wystrzegać się kłamstwa.
Zachęcony przykładem Wilhelma rozpoczął swą opowieść i dał się ponieść słowom. Opowiadając osobie podającej się za Kroenerta wszystko co tylko wiedział i o Ordo Scriptoris, i o Ósmym Teogoniście, i o jeźdźcu bez głowy, o Karelii, o wizycie u Feodora, o znalezieniu Mossbauera, ba nawet o otwieraniu listów sigmarytów i o pojmaniu Starka.
Mówił niczym w uniesieniu, prosto, szczerze i nie ukrywając żadnych faktów. Sama prawda przepływała przez jego usta, aż … a niech to dunder świśnie, niemal wokół jego nieogolonego czerepa pojawił się świetlisty nimb.
Berwin z każdym słowem czuł, jak strach go opuszcza, a w jego duszę spływa spokój i łaska Vereny. Na koniec uśmiechnął się do towarzyszy i powiedział mocnym, czystym głosem: - Nie lękajcie się przyjaciele. Prawda nas wyzwoli. |