-
Veeril? Co to za ryk, dlaczego się uśmiechasz? Co robimy? - zapytała przejęta Fika, nie spuszczając jej celu ze wzroku. -
Nie mogę strzelać, boję się, że trafię Bjornara. - Powód jest ten sam - odpowiedział półelf, wpatrując się pilnie w Isaka.
- To ryk naszego znajomka, który pewnie zaraz do nas dołączy, jak skończy swoją walkę.
Veeril obserwował Isaka, kontynuującego marsz z żywą tarczą w stronę odgłosów walki dochodzących z tylnej części karczmy.
- Musimy czekać. Nie chcę ryzykować zdrowia Bjornara. Gdy tylko straci nas z oczu, ja idę za nim.
Fika gniewnie łypnęła na Veerila.
-
A ja? - rzuciła niecierpliwie. -
Mam tu sterczeć i mierzyć z łuku? Może twój znajomy potrzebuje pomocy?
Czymkolwiek jest, dodała w myślach.
- Niczego nie mogę od ciebie wymagać. Zresztą… - Veeril zawahał się na moment. -
Zresztą nawet wolałbym, żebyś za bardzo nie ryzykowała. A mój znajomy potrafi sobie poradzić najlepiej z nas. To leszy. Chyba miałaś go okazję poznać przed bramą w przybranej formie. Ach, w ogóle wiesz kto to jest leszy?
Fika prychnęła w niedowierzaniu i opuściła łuk.
-
Niczego nie możesz ode mnie wymagać? Najpierw proponujesz mi współpracę, a teraz mam siedzieć bezczynnie?! A d'yaebl aep ars! - Targana silnymi emocjami prawie krzyczała. -
Czy ja wiem, kim jest leszy… Bloede...
Impulsywnie napięła łuk i zaczęła przesuwać się równolegle z najemnikiem powoli znikającym za rogiem karczmy. Miała zamiar strzelać, gdy tylko zbrojny odsłoni się chociaż na cal.
-
Zastrzelę tę szelmę, Veeril. Klnę się na Melitele, jak psa! - Jeśli sam nie zrobię tego pierwszy, ale dziękuję - odpowiedział cicho Veeril. Tak samo, jak swa kompanka, zaczął się przesuwać w stronę zbrojnego, również przygotowując w ręce sztylet do rzutu.
- Dziękuję, że jesteś z nami. Odwdzięczymy się najszybciej, jak będziemy mogli. O leszym najchętniej opowiedziałbym długą historię, ale nie ma na to czasu. Jeśli tylko Bjornarowi stanie się coś poważnego…
Veeril nie dokończył ostatniego zdania, ale widząc jego groźny i wściekły wyraz twarzy na samą myśl o tym, resztę Fika mogła dopowiedzieć sobie sama.
Ta jednak nie zwracała już na niego uwagi. Wpatrzona w uzbrojonego mężczyznę, dawała coraz dłuższe susy w jego kierunku. Zbyt rzadko w swoim życiu natrafiała na dobrotliwe dlań osoby, żeby teraz patrzeć jak giną z rąk zwykłego zabijaki.
Wiedziała, że nie myśli trzeźwo; wiedziała, że nie tak podchodzi się do łownej zwierzyny. Spychała jednak ledwo tlący się niepokój i resztki zdrowego rozsądku pomiędzy odmęty gotującej się w niej złości.