Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2017, 20:48   #97
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 20




Sytuacja wisiała na ostrzu noża. Dwójka osób przy pompie była wyraźnie mniej liczebna od nowoprzybyłych ale ich stanowczość i wycelowane M 4 kazały zastanowić się Psom czy warto. Czuli się pewnie i sprawiali wrażenie, że chętnie zrobiął użytek ze swoich pał, maczet i spluw. Ten od gadania roześmiał się w końcu słysząc odpowiedź Vex.

- Oj skarbie jak tu zacznie ołów latać to w waszą stronę też. Czyli w stronę twojej zgrabnej dupki również. A wierz mi szkoda by mi jej było i wolałbym ją podziurawić czym innym no ale jak się upieracie robić problemy… - facet jeszcze mówił. Jeszcze nikt nie strzelał. Rozłożył ramiona z pustymi jeszcze dłońmi w minie i geście “no co ja mogę?”. Vex było ciężko przebić się przez jego pewność siebie płynącej z silniejszej pozycji w tych negocjacjach. Musiał wiedzieć, że stoi na pierwszej linii strzału tak samo jak i ona i Sam przy pompie. Na co liczył? Że jednak ich nastraszy na tyle, że podkulą ogony i zabiorą się jak inni? Widziała jak już prawie każdy z nich miał broń na łapie, jak palce gmerały przy bezpiecznikach. Szykowali się na rozróbę. Czy była przesądzona? Czy zdecydują się rozwalić krnąbrną dwójkę jaka postawiła się im okoniem? Czy nie. Czy znajdą jakiś pretekst by wyjść z tego cało. Nie było wiadomo. Wiadomo było, że walka wybuchła.

- Krew na kielich krwi! - gdzieś tam dalej, jakby zza budynkiem może przy samochodach jakie tam zostawili, rozległ się opętańczy wrzask Rogera. Brzmiało jak zawołanie wojenne ogłaszające czas walki.

- Khainici! - krzyknął któryś z Psów ale wszyscy wydawali się kompletnie zaskoczeni tym zewem bojowym. Przez moment ludźmi na placu targnęła niepewność i sprzeczność uczuć pomiędzy dwójką przy pompie jaka prosiła się o kłopoty a kimś na zewnątrz kogo najwidoczniej znali i nie kojarzyli zbyt dobrze. Wujek Angie też chyba był zaskoczony nagłym pojawieniem się Rogera. Ale moment chaosu sprzyjał sianiu ołowiu. Albo komuś puściły w końcu nerwy bo nagle wszyscy zaczęli strzelać do wszystkich.

Vex też dała się zaskoczyć temu zamieszaniu jakie wywołał okrzyk Rogera i odgłosy walki z zewnątrz budynku. Ale tylko na moment. Zaraz zdołała wyszarpać swoją Berettę i odbezpieczyć ją gdy wówczas jeden z Psów wyszarpał swój pistolet o moment wcześniej, strzelił i trafił. Motocyklistka poczuła jak rozpalony ołów trafia ją w udo. Ale miała już broń w ręku!

Sam zareagował zaraz potem widać też nie spodziewał się takiego zamieszania. Wystrzelił ze swojego karabinka do tego wygadanego. Ale pośpiesznie wycelowany triplet przeszedł gdzieś nad nim rozbijając nieszkodliwie tynk gdzieś na ścianie. Sam wygadany który dotąd się szczypał tak jak i najbliższy kolega gmerać przy kaburze pod lufą karabinku teraz klnąć wyszarpał swój pistolet. Zaś kolega okazał się całkiem szybki bo wyrwał rewolwer i strzelił do najemnika. Wujek Zordon jęknął gdy rewolwerowa kula trafiła go w nogę. Wówczas tego rewolwerowca trafił triplet Angie. Trzy pociski przebiły się przez ludzkie ciało na wylot wyszarpując wnętrzności z brzucha aż na plecy. Trafiony Pies upadł w wodę trzymając się za brzuch ale nie miał siły nawet wrzeszczeć. Zajęczał cicho i dogorywał.

Rononn chyba naprawdę był tylko mechanikiem pokładowym bo gdy zaczął latać ołów zaczął co sił w swoich patykowatych nogach biec ciężko przez wodę by skryć się z odkrytego placu wewnątrz budynku. Angie i Vex kątem oka widziały jak ktoś wychylił się z okna na piętrze i strzelił z pistoletu do któregoś z Psów. Chyba Melody. Nią zajęli się ci dwaj ze strzelbami jacy zostali przy północnych oknach budynku. Strzelali szybko i bez celowania ot, zwykła reakcja na ruch i wrogi ogień. Jeden z jakimś pompkowym obrzynem wycelował i nic się nie stało za to on zaczął klnąć uderzając bronią o parapet. Ale drugi z oberżniętą dwururką strzelił. Ołów pomknął w okno rozbijając się chmurą skumulowanych śrucin na suficie piętra. Ale też i zahaczył o Melody. Dziewczyna wrzasnęła rozpaczliwie i upadła na plecy znikając z okna i widoku. Upadając trzymała się za szyję. Jeśli dostała w szyję to szanse na przeżycie miała nikłe. Jeden z Psów zaczął biec w stronę zachodniego skrzydła budynku pewnie by zyskać jego osłonę tak samo jak Rononn tylko gdzie indziej. Pozostali mieli już broń w łapach i byli gotowi do jej użycia.




Jessica zaczęła zgrzytać skrzynią biegów ale dawno nie odpalana, czarna maszyna reagowała złośliwie opornie. Ale jednak z każdą sekundą nabierała prędkości zwiększając coraz bardziej odstęp od strzelca ze strzelbą. Miała o co walczyć nawet dość mułowatą bryką bo widocznie do bicia rekordów prędkości ten karawan nie został skonstruowany. Ale też i strzelb nie projektowania do strzelania na rekordowo dalekie odległości.

10 km/h. Tyle miała na liczniku czarna maszyna gdy tamten gospodarz wystrzelił po raz pierwszy. Chmara śrucin momentalnie ścignęła karawan. Ale to Jess nie dziwiło. Te ołowiowe drobinki w sekundę mogły pokonać i 200 i 300 m. A ta czarna kalabryna ile? Kilka? Przynajmniej teraz gdy się dopiero rozpędzała. Chmara śrucin jednak śmignęła za oknem trafiając w nie wiadomo co ale na pewno nie w nią ani w samochód.

20 km/h. Tyle zauważyła na liczniku rusznikara gdy brała zakręt. Przy takiej prędkości nie było co zwalniać jeszcze bardziej z powodu tego zakrętu. Po lewej stronie* miała już ten lasek jakim chłopaki pewnie przeszli wcześniej by podkraść się pod gospodarstwo. Wtedy też huknął kolejny strzał strzelby ale tym razem śrut rozbił tylną szybę, wbił się po wnętrzu szeroką chmarą, trafiał w oparcie siedzeń, zagłówki, reszki trafiły w deskę rozdzielczą ale też i ramię kierowcy. Na szczęście odległość i szyba wytraciły znacznie pęd śrucinek więc choć szarpnęło jej ramieniem to rana nie była poważna ale wgryziony w ciało śrut piekł jak cholera.

30 km/h. Zdołała odjechać od rogu budynku gdzieś na pół setki metrów, może i więcej. Strzelec przerwał ostrzał i stał na rogu ładując strzelbę. Dobrze więc przyjrzała się wcześniej broni, że była to dwururka na tylko 2 naboje. Ale do walki dołączył nowy strzelec. Nie widziała go w lusterkach za sobą ale musiał być gdzieś na górze bo wiązka śrutu potężnie grzmotnęła w dach maszyny. Na szczęście blachy karawanu zatrzymały wiązkę.

Wtedy też zauważyła za sobą, po prawej sylwetki. Dwie. Jedna dźwigała trzecią. Stały na rogu stodoły. Lester i Simon! I pewnie Ana! Musieli jakoś obiec stodołę dookoła. Pewnie nie chcieli ryzykować biegu przez podwórko pod lufami domowników. Mieliby wówczas wdzięczny cel podobny do blaszanych kogucików w wesołych miasteczkach. Ale teraz dzieliło ich jakieś pół setki metrów, może i setka od rufy odjeżdżającego karawanu. Przed budynek raczej nie wybiegną bo był tam otwarty teren i słabo z osłonami. Wyższa sylwetka, Lester, coś machał w stronę drzew po prawej**. Były o niebo rzadsze niż te po lewej dlatego wcześniej poszli tak a nie inaczej. Ale o niebo bogatsze w zasłony i osłony niż teren przed frontem budynku. Tylko dobiec tam trzeba było przed odkrytą drogę.
*Kierunki wedle położenia postaci, na exel ten lasek byłby po prawej a samochód jechał “w dół”.
**Kierunki wedle szkicu w exel czyli prawo/lewo to prawo/lewo na mapie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline