| Moskwa klub "Kalinka":
Mol podeszła bliżej do stolika i usiadła nonszalancko na blacie, kelnerka uśmiechnęła się zalotnie.
-Może w czymś jeszcze pomóc?-zdecydowanie nie wiedziała, kiedy należy dać za wygraną.
Anielica odwróciła się do niej z uśmiechem, ostre paznokcie powolutku sunęły po wypolerowanym do połysku blacie, wydając nieprzyjemny, świdrujący dźwięk, dziewczyna cofnęła się omal nie upuszczając tacy.
-Myślę, ze sami już sobie damy radę-wysyczała Mol przez zaciśnięte zęby, od razu było widać, że nie jest w najlepszym humorze.Kiedy kelnerka odeszła dziewczyna odwróciła się do Orfeusza.
-Masz rację powinniśmy z nim pogadać, ale na osobności-uśmiechnęła się zalotnie-a i na przyszłość nie lubię komentarzy na temat mojego tyłka.
To mówiąc wstała i ruszyła na spotkanie rosłego demona. Już miałeś pójść w jej ślady, kiedy w twojej kieszeni zabrzęczało oko nocy. Chwile zastanawiałeś się czy odebrać. Zmełłeś w ustach przekleństwo,może to coś ważnego ,wyciągnąłeś kryształ. Blond włosa anielica przeciągnęła się zalotnie.
-Łączę-jej głos brzmiał jak najsłodsza muzyka.Kryształ znowu zawirował, a w jego głębi ukazała się męska, znajoma twarz.
-Czego?-sarknąłeś zdenerwowany, Mol już stała przed wielkoludem, sięgała mu zaledwie do połowy szerokiego torsu.
-A tak sobie dzwonię!Chciałem wiedzieć jak Ci idzie i gdzie jesteś? Bo tu to już nie ma co robić, została tylko wielka dymiąca kupa łajna-Jacob wyszczerzył kły.
-Jak coś chcesz to rusz tyłek, jestem zajęty!-przeklinałeś w duszy dupka,który akurat w tym momencie miał ochotę na pogaduszki.
Demon, złapał Mol za ramie o czymś żywo dyskutowali, dziewczyna,zrzuciła dłoń Berga i podetknęła mu przed oczy jakiś mały dyndający na sznurku przedmiot.
-Za godzinę w "Zakręconym Pecie", taka knajpa w Kapsztadzie-rzuciłeś wściekle,uznając rozmowę za zakończoną, szybko wyszedłeś zza stolika i ruszyłeś za oddalającą się anielicą. Ma dar przekonywania, uśmiechnąłeś się widząc, jak demon prowadzi dziewczynę w kierunku zaplecza.
Limbo zgliszcza Matkojebcy: Jacob stałeś z Okiem w ręce, Orfeusza już dawno nie było widać, w koło walały się potrzaskane sprzęty, kawałki porozrywanych ciał, jakiś powykręcany demon łypał na ciebie jednym okiem, drugie stracił razem z połową twarzy.
Kopnąłeś truchło i wyszedłeś na zewnątrz.Bo drodze minąłeś Blackera, który obszukiwał okrwawione szczątki, sądząc po charakterystycznych atrybutach kobiece.
-Oj stary ale cię przypiliło-rzuciłeś chichocząc i wyszedłeś. Blacker skrzywiłeś się z niesmakiem na głupi komentarz demona. Ale musiałeś mu przyznać racje, grzebanie się w tym całym gównie było niesmaczne. Zrezygnowany, podniosłeś się z klęczek i wytarłeś ręce w coś co kiedyś z mogło być tuniką anioła stróża.Zapaliłeś papierosa i ruszyłeś za Jacobem. Kiedy znaleźliście się na świeżym powietrzu, zauważyliście, że na placu zaczynają się zbierać coraz większe tłumy gapiów. Jedni z lamentem rzucili się przeszukiwać gruzowisko, inni stali i z daleka komentowali ogrom zniszczeń.Blacker spojrzał w tłum w poszukiwaniu Nanaela. Srebrzyste skrzydła mignęły gdzieś w tłumie.Tymczasem po drugiej stronie placu wytworzyło się spore zamieszanie. Ktoś krzyczał gromkim głosem, rozpychając gapiów na boki.Anduris prwaie wpadłeś na zbitą ścianę gapiów.Niewiele myśląc, wyciągnąłeś miecz i zacząłeś przeciskać się przez zwartą gawiedź. Kiedy w końcu przedarłeś się na otwartą przestrzeń , twoim oczom ukazała się kupa dymiącego gruzu, mieszkańcy limbo, biegając w panice, wyciągający rannych lub plądrujących zgliszcza w poszukiwaniu wartościowych rzeczy. W samym środku tego potwornego widowiska, stali twoi demoniczni towarzysze Blacker i Jacob. Nanaela nigdzie nie było widać. Nan, twoja cierpliwość się wyczerpała. Korzystając z narastającego zamieszania opuściłeś plac. Szedłeś szybko, w pewnym momencie wyskoczyłeś do góry, rozpostarłeś skrzydła. Stanąłeś na dachu najbliższego budynku, kucnąłeś, wyciągnąłeś papierosa i zapaliłeś. potrzebowałeś, uzupełnić sprzęt, może kilka magicznych zabawek. Namyśl przyszedł Ci Algivius, stary kumpel od kielicha, podobno najpotężniejszy mag w Głębi.Nagle zza pleców dobiegł Cię zachrypnięty głos.
-Ej stary kopsnij szluga-z pod sterty szmat i różnej maści rupieci wygramolił się obszarpany demon.
Spojrzałeś na niego z ukosa i rzuciłeś mu zapalonego kiepa. Niewiele myśląc wzbiłeś się w powietrze. |